ROZDZIAŁ.43 SCHODY WROGIEM SPOŁECZNYM
-Grupy zostały wylosowane!- rozległ się głos w głośnikach. Spojrzałam na tablicę z wynikami.
GRUPA.3
1. 83 MATTHEW BUTTERY "BUTERSKY"
2. 71 ASHTON SIMPLE "SKRZYDŁO"
3. 95 LUCY MCQUEEN "BŁYSKAWICA"
4. 56 THOMAS GOLD "BIGHT"
-Mam ścigać się z Buttersky...- powiedziałam do rodziców, którzy stali za mną. Mama delikatnie się uśmiechała, a tata patrzył z determinacją.
-Ostatnim razem wygrałaś.- kucnął i uniósł głowę w górę.- Powtórz to co ostatnio tylko pod własnym nazwiskiem, dobrze?- poprosił. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytaknęłam. Mama przytuliła mnie.
-Czas wyjść z szafy Błyskawico.- szepnęła.
******
Ustawili nasze gokarty, a ja chodziłam między boksami i zerkałam na wszystkich kręcących się tam ludzi.
-Hej! Czerwone 95!- usłyszałam. Odwróciłam się w stronę dźwięku. Już z odległości poznałam osoby, które szły w moją stronę. Brunet o bladej cerze, brązowych oczach i ciemnych włosach zwany, jako Matthew. Podszedł blisko mnie... za blisko.
-Myślałem, że literówka wpadła im na tablicy. Spodziewałem się... Luke'a McQueena na przykład...- uśmiechnął się podstępnie.
-Wyglądam Ci na chłopaka?- warknęłam z lekką złością.
-No już nie denerwuj się!- powiedział patrząc mi w oczy.- Czyli wtedy słusznie kojarzyłem... to ty pobiłaś mój rekord.
-No tak się składa...
Wytrącił mi kask, który trzymałam w dłoniach po, czym się odsunął się. Mało zabrakło, a mój nowiutki kask spotkałby się z ziemią.
-Mam na ciebie oko Błyskawico.- powiedział odchodząc. Pokazałam język do odchodzącego chłopaka.
-Lucy?- odwróciłam się. Tym razem była to Cruz.
-Gdzie byłaś, przez ten cały czas?- zapytałam.
-Musiałam wszystko obejrzeć. No, ale już jestem! Nie spóźniłabym się na Twój start.
-Jeszcze do niego dużo czasu. Startuje dopiero za pół godziny.- uśmiechnęłam się.
-Czy mi się wydaje, czy rozmawiałaś ze swoim rywalem?- dopytała Cruz. Obróciłam się za Matt'em.
-Niestety. Skopie mu znowu ten arogancki ryj! Tak samo, jak zrobiłam to ostatnio i wszystkim tym ciołom co myślą, że dziewczyny są słabe!- koniec mojej wypowiedzi brzmiał, jak groźba. Było w niej sporo żalu, determinacji i złości.
-Wow... czasami boje się kiedy tak nagle zmieniasz ton głosu.- odparła. Prychnęłam już z uśmiechem.
-Bo widzisz... nie każdy aktor gra w teatrze, czy filmie. Są też tacy co grają w życiu.
Cruz uśmiechnęła się.
-Nie znam nikogo kto robi to tak dobrze, jak ty.
-Mogę Cię nauczyć!- odparłam od razu.
-Słucham.
-Po pierwsze: bądź sobą.
-Ale... nie na tym polega gra aktorska.
-Po drugie: daj emocją robić swoje. Te dwa punkty razem sprawią, że będziesz najlepszym aktorem wszech czasów.
Cruz uśmiechnęła się, a jej telefon zaczął wibrować. Wyjęła go z kieszeni.
-To Jack...- szepnęła patrząc na mnie ze zdziwieniem.
***Pov. Jackson***
-Cruz! Gdzie jesteś?
-Na zawodach z Lucy...
-To wiem!- przerwałem.- Powiedz, gdzie dokładniej.
-Przy boksach, al...
Rozłączyłem się. Stałem na samej górze trybun. Popatrzyłem na boksy i zacząłem zbiegać z metalowych schodów. Nie przejmowałem się, że, przeze mnie kilka osób mogłaby ucierpieć. W sumie do przewidzenia był fakt, że ja upadnę.
-Kur...- zakląłem pod nosem patrząc na dżinsy. Odwinąłem nogawkę spodni. Perfekcyjnie zdarłem skórę do krwi z całej przedniej części łydki.
-Może pomogę?- powiedział dość chłopięcy głos. Popatrzyłem na niego. Był to blondyn o niebieskich oczach. Wyciągnął w moją stronę dłoń z uśmiechem. Złapałem za nią, a ten pomógł mi wstać.- Jeżeli pójdziesz ze mną to ja z chłopakami opatrzymy Ci nogę.
-Śpieszy mi się.- stwierdziłem próbując odbiec, lecz, jak się okazało chłopak ten miał dużo siły w rękach.- Muszę dotrzeć do boksów!- krzyknąłem.
-Boksy są teraz zamknięte. Tak, czy siak teraz tam nie dotrzesz.- po tych słowach poddałem się. Westchnąłem ciężko.- Chodź za mną.- poprosił. Ruszyłem za nim. Szliśmy w kierunku loży vip. Blondasek otworzył drzwi i przepuścił mnie.
-Panowie! Dajcie apteczkę.- powiedział. Kiedy podeszła do mnie trójka innych chłopaków zrozumiałem, że są to koledzy Lucy.- Niech Pan usiądzie na kanapie Panie Sztorm.- wskazał. Usiadłem na niej i patrzyłem, przez szybę na tor. Zaraz miała wystartować grupa 1.
Przy mojej nodze przykucnął chłopak z heterochromią. Podwinął nogawkę moich spodni i bez ostrzeżenia polał ją wodą utlenioną. Syknąłem.
-Niestety w apteczce nie ma niczego innego do dezynfekcji. To musi wystarczyć.- odparł spokojnie. W między czasie chłopak o czarnych włosach wyciągnął z apteczki gazę i bandaż. Patrzyłem z uwagą na to co robią. Syn Paltegumiego chyba wylał na moją ranę pół buteleczki pierzącego środka. Wstał, a teraz, przy mnie kucał wcześniej wspomniany chłopak. Kiedy ten zaczął obwiązywać moją nogę zerknąłem na wejściówkę przywieszoną do ramienia. "Alexis Farafura". O dziwo ten szybko się uwinął z robotą. Poklepał bok mojej nogi.
-Do wesela się zagoi Panie Sztorm.- odparł wstając. Ich czwórka stanęła przede mną.
-Co Pan tu robi?- zapytał blondyn.
-Głupio się pytasz Jerry.- burknął chłopak z aparatem na zębach.- Na pewno, aby oglądać wyścigi naszej Lucy!
Wtedy dotarło do mnie, że córka McQueena się ściga.
-Właściwie to nie do końca, ale...
-Ale?- dopytał chłopak z kolorowymi oczami.
-Ale ściga się pod swoim nazwiskiem?
-Naturalnie.- odparł Alexis poprawiając włosy.- Grupa 3. Start dopiero za dokładnie 26 minut, ale już wszyscy nie możemy się doczekać.- powiedział.- Wygra wyścig, a ja ją pocałuje...- powiedział z rozmarzonym głosem. Blondyn uderzył go w tył głowy.
-Nadal nie wierzę, że jesteś cały czas takim prostakiem.- burknął.
-Momencik. To skoro nie dla Lucy pan tu jest to... to dla kogo?- dopytał zdziwiony Włoch. Rozpoznałem to po akcencie. Otworzyłem usta, ale szybko je zamknąłem.
-To teraz bez znaczenia. Kiedy otworzą boksy?
-Po wyścigu grupy 4. Tuż, przed wyłonieniem finalistów ostatniego na dziś wyścigu.- szybko powiedział Carlos. Zrobiłem wielkie oczy.
-Mam czekać 40 minut!?- oburzyłem się
-Nie ma tego złego.- odparł Alexis.- Ogarnęliśmy sobie przekąski i chłodne napoje. Chce pan coli?
Popatrzyłem na niego dziwnie.
-Czyli jednak lemoniady? Chłopaki mamy lemoniadę?- zwrócił się do reszty.
-Wypiłeś ostatnią butelkę dosłownie chwilę temu.- burknął Włoch.
-Ou... w takim razie może jednak dasz się namówić na colę? Mamy jeszcze sok pomarańczowy.
Westchnąłem kręcąc głową.
-Sok pomarańczowy?- dalej proponował.
-On też się skończył!- wtrącił chłopak z aparatem ortodontycznym.- Jest tylko cola, woda i mrożona herbata.
-W takim razie może...
-Może się zamkniesz?- poprosił Włoch. Francuz w odpowiedzi burknął i usiadł obok mnie.
Siema! Mam nadzieje, że dzisiejszy rozdział wam się spodobał ;) Napiszcie co o nim sądzicie. Jutro widzimy się w "Insufficient" :D.Po za tym muszę wam powiedzieć, że jeżeli w przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału z "Let's Race" to znaczy, że siedzie w mojej ciemni i się uczę XD Ode mnie to tyle. Kocham was! Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro