Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.43 SCHODY WROGIEM SPOŁECZNYM

-Grupy zostały wylosowane!- rozległ się głos w głośnikach. Spojrzałam na tablicę z wynikami.

GRUPA.3
1. 83 MATTHEW BUTTERY "BUTERSKY"
2. 71 ASHTON SIMPLE "SKRZYDŁO"
3. 95 LUCY MCQUEEN "BŁYSKAWICA"
4. 56 THOMAS GOLD "BIGHT"

-Mam ścigać się z Buttersky...- powiedziałam do rodziców, którzy stali za mną. Mama delikatnie się uśmiechała, a tata patrzył z determinacją.

-Ostatnim razem wygrałaś.- kucnął i uniósł głowę w górę.- Powtórz to co ostatnio tylko pod własnym nazwiskiem, dobrze?- poprosił. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytaknęłam. Mama przytuliła mnie.

-Czas wyjść z szafy Błyskawico.- szepnęła.

******

Ustawili nasze gokarty, a ja chodziłam między boksami i zerkałam na wszystkich kręcących się tam ludzi.

-Hej! Czerwone 95!- usłyszałam. Odwróciłam się w stronę dźwięku. Już z odległości poznałam osoby, które szły w moją stronę. Brunet o bladej cerze, brązowych oczach i ciemnych włosach zwany, jako Matthew. Podszedł blisko mnie... za blisko.

-Myślałem, że literówka wpadła im na tablicy. Spodziewałem się... Luke'a McQueena na przykład...- uśmiechnął się podstępnie.

-Wyglądam Ci na chłopaka?- warknęłam z lekką złością.

-No już nie denerwuj się!- powiedział patrząc mi w oczy.- Czyli wtedy słusznie kojarzyłem... to ty pobiłaś mój rekord.

-No tak się składa...

Wytrącił mi kask, który trzymałam w dłoniach po, czym się odsunął się. Mało zabrakło, a mój nowiutki kask spotkałby się z ziemią.

-Mam na ciebie oko Błyskawico.- powiedział odchodząc. Pokazałam język do odchodzącego chłopaka.

-Lucy?- odwróciłam się. Tym razem była to Cruz.

-Gdzie byłaś, przez ten cały czas?- zapytałam.

-Musiałam wszystko obejrzeć. No, ale już jestem! Nie spóźniłabym się na Twój start.

-Jeszcze do niego dużo czasu. Startuje dopiero za pół godziny.- uśmiechnęłam się.

-Czy mi się wydaje, czy rozmawiałaś ze swoim rywalem?- dopytała Cruz. Obróciłam się za Matt'em.

-Niestety. Skopie mu znowu ten arogancki ryj! Tak samo, jak zrobiłam to ostatnio i wszystkim tym ciołom co myślą, że dziewczyny są słabe!- koniec mojej wypowiedzi brzmiał, jak groźba. Było w niej sporo żalu, determinacji i złości.

-Wow... czasami boje się kiedy tak nagle zmieniasz ton głosu.- odparła. Prychnęłam już z uśmiechem.

-Bo widzisz... nie każdy aktor gra w teatrze, czy filmie. Są też tacy co grają w życiu.

Cruz uśmiechnęła się.

-Nie znam nikogo kto robi to tak dobrze, jak ty.

-Mogę Cię nauczyć!- odparłam od razu.

-Słucham.

-Po pierwsze: bądź sobą.

-Ale... nie na tym polega gra aktorska.

-Po drugie: daj emocją robić swoje. Te dwa punkty razem sprawią, że będziesz najlepszym aktorem wszech czasów. 

Cruz uśmiechnęła się, a jej telefon zaczął wibrować. Wyjęła go z kieszeni. 

-To Jack...- szepnęła patrząc na mnie ze zdziwieniem.

***Pov. Jackson***

-Cruz! Gdzie jesteś?

-Na zawodach z Lucy...

-To wiem!- przerwałem.- Powiedz, gdzie dokładniej.

-Przy boksach, al...

Rozłączyłem się. Stałem na samej górze trybun. Popatrzyłem na boksy i zacząłem zbiegać z metalowych schodów. Nie przejmowałem się, że, przeze mnie kilka osób mogłaby ucierpieć. W sumie do przewidzenia był fakt, że ja upadnę. 

-Kur...- zakląłem pod nosem patrząc na dżinsy. Odwinąłem nogawkę spodni. Perfekcyjnie zdarłem skórę do krwi z całej przedniej części łydki. 

-Może pomogę?- powiedział dość chłopięcy głos. Popatrzyłem na niego. Był to blondyn o niebieskich oczach. Wyciągnął w moją stronę dłoń z uśmiechem. Złapałem za nią, a ten pomógł mi wstać.- Jeżeli pójdziesz ze mną to ja z chłopakami opatrzymy Ci nogę.

-Śpieszy mi się.- stwierdziłem próbując odbiec, lecz, jak się okazało chłopak ten miał dużo siły w rękach.- Muszę dotrzeć do boksów!- krzyknąłem.

-Boksy są teraz zamknięte. Tak, czy siak teraz tam nie dotrzesz.- po tych słowach poddałem się. Westchnąłem ciężko.- Chodź za mną.- poprosił. Ruszyłem za nim. Szliśmy w kierunku loży vip. Blondasek otworzył drzwi i przepuścił mnie.

-Panowie! Dajcie apteczkę.- powiedział. Kiedy podeszła do mnie trójka innych chłopaków zrozumiałem, że są to koledzy Lucy.- Niech Pan usiądzie na kanapie Panie Sztorm.- wskazał. Usiadłem na niej i patrzyłem, przez szybę na tor. Zaraz miała wystartować grupa 1.

Przy mojej nodze przykucnął chłopak z heterochromią. Podwinął nogawkę moich spodni i bez ostrzeżenia polał ją wodą utlenioną. Syknąłem.

-Niestety w apteczce nie ma niczego innego do dezynfekcji. To musi wystarczyć.- odparł spokojnie. W między czasie chłopak o czarnych włosach wyciągnął z apteczki gazę i bandaż. Patrzyłem z uwagą na to co robią. Syn Paltegumiego chyba wylał na moją ranę pół buteleczki pierzącego środka. Wstał, a teraz, przy mnie kucał wcześniej wspomniany chłopak. Kiedy ten zaczął obwiązywać moją nogę zerknąłem na wejściówkę przywieszoną do ramienia. "Alexis Farafura". O dziwo ten szybko się uwinął z robotą. Poklepał bok mojej nogi.

-Do wesela się zagoi Panie Sztorm.- odparł wstając. Ich czwórka stanęła przede mną.

-Co Pan tu robi?- zapytał blondyn.

-Głupio się pytasz Jerry.- burknął chłopak z aparatem na zębach.- Na pewno, aby oglądać wyścigi naszej Lucy!

Wtedy dotarło do mnie, że córka McQueena się ściga. 

-Właściwie to nie do końca, ale... 

-Ale?- dopytał chłopak z kolorowymi oczami.

-Ale ściga się pod swoim nazwiskiem?

-Naturalnie.- odparł Alexis poprawiając włosy.- Grupa 3. Start dopiero za dokładnie 26 minut, ale już wszyscy nie możemy się doczekać.- powiedział.- Wygra wyścig, a ja ją pocałuje...- powiedział z rozmarzonym głosem. Blondyn uderzył go w tył głowy.

-Nadal nie wierzę, że jesteś cały czas takim prostakiem.- burknął.

-Momencik. To skoro nie dla Lucy pan tu jest to... to dla kogo?- dopytał zdziwiony Włoch. Rozpoznałem to po akcencie. Otworzyłem usta, ale szybko je zamknąłem.

-To teraz bez znaczenia. Kiedy otworzą boksy?

-Po wyścigu grupy 4. Tuż, przed wyłonieniem finalistów ostatniego na dziś wyścigu.- szybko powiedział Carlos. Zrobiłem wielkie oczy.

-Mam czekać 40 minut!?- oburzyłem się

-Nie ma tego złego.- odparł Alexis.- Ogarnęliśmy sobie przekąski i chłodne napoje. Chce pan coli?

Popatrzyłem na niego dziwnie.

-Czyli jednak lemoniady? Chłopaki mamy lemoniadę?- zwrócił się do reszty.

-Wypiłeś ostatnią butelkę dosłownie chwilę temu.- burknął Włoch.

-Ou... w takim razie może jednak dasz się namówić na colę? Mamy jeszcze sok pomarańczowy.

Westchnąłem kręcąc głową.

-Sok pomarańczowy?- dalej proponował.

-On też się skończył!- wtrącił chłopak z aparatem ortodontycznym.- Jest tylko cola, woda i mrożona herbata. 

-W takim razie może...

-Może się zamkniesz?- poprosił Włoch. Francuz w odpowiedzi burknął i usiadł obok mnie. 

Siema! Mam nadzieje, że dzisiejszy rozdział wam się spodobał ;) Napiszcie co o nim sądzicie. Jutro widzimy się w "Insufficient" :D.Po za tym muszę wam powiedzieć, że jeżeli w przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału z "Let's Race" to znaczy, że siedzie w mojej ciemni i się uczę XD Ode mnie to tyle. Kocham was! Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro