Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.41 COŚ CZEGO NIE WIEM

***PIĄTEK***Pov.Lucy***

-Dzisiaj nie macie pracy domowej, ale przygotujcie się do odpowiedzi z ostatnich dwóch lekcji. Będę pytać.- oświadczyła moja nauczycielka od języka angielskiego słysząc dzwonek. Wpakowałam szybko do plecaka zeszyt, podręcznik i piórnik, po czym ruszyłam na hol główny. Tata musiał załatwić u pani wychowawczyni i dyrekcji jeszcze kilka papierków w związku z moim najbliższym, pierwszym startem. Nie mogę się doczekać! 
Dotarłam na hol, gdzie było bardzo tłoczno. Chyba nawet wiem czemu... Przecisnęłam się, przez tłum nastolatków i zobaczyłam mojego tatę, który już podpisywał jakimś dzieciakom zeszyty. W sumie nigdy nie był tu oficjalnie.

-Lucy!- krzyknął mój tata na mój widok. Złapał mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę sali gdzie przebywała moja wychowawczyni. Już czekam na te wszystkie pytania. Mój tata wszedł do sali, a ja przysiadłam na krzesełku przed klasą.

-Czyli to nie przypadkowa zbieżność nazwisk, jak mówiłaś?- zapytał James podekscytowany.

-No nie... ale nie mogłam wam powiedzieć, że jestem córką legendy wyścigów. -odparłam z uśmiechem.

-Ale epicko!- krzyknął.- Twój ojciec to Zygzak McQueen!

-Tak, tak... wiem o tym.- burknęłam lekko.

-Jak to jest mieszkać pod dachem z gwiazdą wyścigów?-zadawał kolejne pytania, a ja czułam się lekko przytłoczona.

-A jak to jest mieszkać ze swoim ojcem w domu? Dla mnie jest przede wszystkim ojcem, a nie gwiazdą wyścigów.

-Twój ojciec jest geniuszem kierownicy!- mówił z zachwytem. Obok mnie przechodziło teraz wiele osób. Spoglądali na mnie z uśmiechem. Oho... czyli tak czują się Ci popularni. Teraz każdy będzie znał Lucy McQueen, jako córkę Zygzaka McQueena-siedmiokrotnego zwycięzcy Złotego Tłoka, podopiecznego Hudsona Horneta, trenera i szefa ekipy Cruz Ramirez , oraz dodatkowo teraz początkującej Buntowniczki, która dopiero wkracza na tor.

-Geniusz wskazuje drogę, którą kroczy talent.- powiedziałam.

-To prawda, że jego Chevrolet wyciąga teraz ponad 200 mil na godzinę?- dopytywał.

-Prawda, ulepsza go.- cierpliwie odpowiadałam.

-Na twoim miejscu bałbym się, że, przez szybkość go stracę.

-To nie szybkość zabija, a jej nagła utrata.

Tata wyszedł z sali i popatrzył na mnie i Jamesa. Uśmiechnął się delikatnie.

-Buntowniczko idę jeszcze z panią do dyrekcji. Jak chcesz idź do auta.- mówiąc to rzucił mi kluczyk od Porsche. Przyjechał autem mamy? Zdziwiłam się, ale za nim zdołałam zadać mu jakiekolwiek pytanie, gdyż ten już odszedł. Wstałam z krzesełka.

-Chce, abyś lubił mnie za to, że jestem Lucy, a nie córką Zygzaka McQueena...kpw?

-Kpw.- odparł cicho, a ja wyszłam ze szkoły. Wyszłam z plecakiem na ramieniu z ceglanego budynku i pobiegłam na parking. Błękitna Carrera od razu rzuciła mi się w oczy. Wsiadłam do auta i cicho westchnęłam przymykając oczy. Poczułam wtedy czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie z lekkim strachem.

-Jerry?!- krzyknęłam, a ten posłał mi uśmiech.

-Dzień dobry Lucy.- przywitał się. Wychyliłam się z siedzenia, aby go uściskać.

-Co ty tu robisz?

-Chyba nie sądzisz, że ominąłbym pierwsze zawody najlepszego kierowcy rajdowego jakiego znam. - powiedział ze spokojem siadając z tyłu. Przeszłam, przez szparę między siedzeniami i usiadłam obok niego. Uśmiechnęłam się.

-To miłe.- stwierdziłam.

-Mój ojciec czeka w Chłodnicy i pomaga szykować gokart na jutro.- wyjaśnił.- Wiesz, że stratujesz z chłopakami?

-Taa... ale ostatnio pokonałam Buttersky, więc chyba nie muszę się bać.- prychnęłam do młodego Gorvette.

-Ty boisz się czegokolwiek.?- zapytał.

-Stracić tych co kocham. Nie ma rzeczy gorszych od tego. 

-Jesteś co do tego pewna? A co ze śmiercią?

-Jakbym żyła wiecznie musiałabym patrzeć, jak giną moi rodzice, dzieci i być może i wnuki. Musiałabym przeżywać waszą śmierć przyjaciół wreszcie zostając sama. Bo, jak poznawać nowe osoby kiedy przed oczami mamy twarze starych przyjaciół?

-Masz chyba duszę filozofa...- zaśmiał się.

-Marzyciela...- poprawiłam.- Chodzenie z głową w chmurach jest fajne, bo wtedy dostrzegam więcej opcji, których nie widzę będąc na ziemi.

Uśmiechnęłam się do Jerry'ego. Tęskniłam za nim. Nie sądziłam, że kiedykolwiek przywiążę się do niego. W sumie to do Paltegumiego, Alcantary i Farafury. Traktują mnie, jak swojego kumpla i podoba mi się to. Może odstaje od tła innych dziewczyn, ale w jakim stylu.

***KILKA DNI PÓŹNIEJ***

Siedziałam w małym garażu na jakimś stołku. Tata dopinał mi kombinezon i wiązał na nadgarstku kokardkę. Miałam spokojny wyraz twarzy, ale w środku byłam kłębkiem nerwów. 

-Chyba wszystko gotowe.- odparł wstając. Również to zrobiłam i uśmiechnęłam się. Moje włosy związane były w luźnego koka, którego będę mogła schować pod kask. Założyłam rękawicę i porządnie zawiązałam buty.

-Myślisz, że dam radę?- zapytałam patrząc w dumne oczy mojego taty. 

-Jesteś McQueen... czemu miałabyś nie dać rady?

-Ścigam się z chłopakami, którzy jeżdżą od dawna...- prawie, że wyszeptałam.- Aż ciężko to przyznać, ale trochę się tego boje...

-Że wyścigu?- dopytał, a ja przytaknęłam. Zaśmiał się.

-Nie boisz się wysokości, boisz się spaść. Nie boisz się pająków, a tego, że cię ugryzą. Strach to złudzenie. 

Popatrzyłam na niego spokojnym wzrokiem. Byłam zmotywowana. 

-Będziesz cały czas, przy mnie?

-Już zawsze...

Po tych słowach przytuliłam go. Zatopiłam się w jego ramionach. Wtedy do garażu weszła mama.

-"Błyskawico" zaraz start.- powiedziała z uśmiechem. Tata przerwał czynność i poszedł po kask, który mi podał. Włożyłam go pod pachę i wyszłam z garażu. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam po za Jerry'ym (który przyjechał z nami) Carlosa, Alexisa i Fernando. Podbiegłam do nich i starałam się objąć wszystkich naraz jedną ręką. Przytulili mnie.

-Skopiesz im te tyłki.- zapewnił mnie Alexis kiedy wszyscy przestali wcześniejszą czynność. Francuz jako jedyny nie przestał mnie przytulać. Stwierdziłam, że dzisiaj będę miłą Lucy. Odwzajemniłam. Alex wyraźnie się zdziwił.

-Myślałem, że mnie kopniesz.- prychnął. Po tych słowach puściłam go i pstryknęłam w nos. Podeszłam do Carlosa.

-Mordeczko! Nie wpadnij tylko na bandę w czasie zakrętu i będę z ciebie dumny!- zaśmiał się. Odwzajemniłam, a ten poklepał mnie w barku pchając w stronę Fernando. Patrzył na mnie swoim niebieskim i zielonym okiem. Uśmiechał się mając założone ręce.

-A ty co mi powiesz?- zapytałam widząc, że próbuje coś z siebie wydusić.

-Wszystkie nasze cele mają szansę się spełnić jeżeli mamy odwagę je zrealizować.

-A coś czego nie wiem?

-Wyścig wygrywają Ci najbardziej zaangażowani, a nie najszybsi.

-Mówiłam... coś czego nie wiem.

-Do twarzy Ci w wyścigowym kombinezonie.

Szturchnęłam go przyjacielsko w ramię. Zaśmiał się. 

-Chłopcy!- krzyknął mój ojciec, a moi przyjaciele zwrócili na niego wzrok.- Pomóżcie wyprowadzić gokart mistrza!- krzyknął, a oni pobiegli do niego do garażu. Mam szczęście, że otaczają mnie tacy ludzie...

POLSAT TIME! XD
Wiem, że ostatnio nie ma rozdziałów- przepraszam.
Powodów jest kilka!
1. Zdrowie.  Moje oczy tak szybko się męczą w czasie pisania, że pisanie jednego rozdziału rozkładam na kilka dni.
2. Szkoła. Próbuje kumać chemię i matmę, a w przypadku mojego humanistycznego umysłu to trudne XD
Po za tym to napiszcie koniecznie co sądzicie o rozdziale!
PS. Dajcie znać kiedy chcecie PROLOG wyczekiwanego, przez niektórych Cars School AU
DO ZOBACZENIA MISIAKI! <3 

Edit.1
Oto okładka zbliżającej się książki. Taki mały spoiler

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro