Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.37 KREW

***KILKA DNI PÓŹNIEJ***Pov.Zygzak***

Wróciliśmy do Chłodnicy! Jak to dobrze być w domu. Bardzo tęskniłem za wszystkimi moimi przyjaciółmi. W tęsknocie za Sally to zacząłem powoli umierać. Kiedy rozpakowałem moją walizkę stwierdziłem, że zobaczę, jak poszło Lucy. Mimo, że Buntowniczka jest chyba najbardziej energiczną osobą jaką znam to akurat pakowanie i rozpakowywanie rzeczy nie jest jej ulubioną czynnością. Ruszyłem do jej pokoju i powoli otworzyłem drzwi. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem ją siedzącą na ziemi z kontrolerem, przed małym telewizorkiem. Skąd ona ma konsolę!?

-Lucy...

-Daj wyjaśnić!- wtrąciła praktycznie od razu.- Tak, zabrałam konsolę z Ośrodka Treningowego i wiem, że Tex Dinoco chce mnie zabić, ale BŁAGAM! Pozwól mi ją zatrzymać! Nie zostawię moich androidów samych!- mówiła zrozpaczona. Prychnąłem śmiechem.

-Wyluzuj.- rzekłem nadal z lekkim rozbawieniem.- Nic się nie stało, ale mogłaś mi o tym powiedzieć.

-Zabrałam, przy okazji też kilka innych gier...- dodała. Popatrzyłem na ekran telewizora. Faktycznie Cruz grała w tę grę, ale nigdy jakoś nie zwróciłem na to większej uwagi.- "Life Is Strange" to jest na przykład.- wskazała na ekran.- Laska umie cofać się w czasie. Ekstra moc!

-W takim razie miłego gran...

-Chyba nie sądzisz, że będąc w Chłodnicy mając dodatkowo wakacje będę grała. Idę zaraz na deskę.

-W takim razie miłej jazdy.- zakończyłem wychodząc z pokoju Lucy. 

Moja córka wielokrotnie na przestrzeni ostatnich 14 lat doprowadzała mnie do płaczu ze śmiechu. Jej pomysły chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. Może przytoczę tu sytuację z przed 2 lat:

******

Ja z Sally i Lucy przyjechaliśmy na długi weekend do moich rodziców. Pierwszego dnia przyjechaliśmy dość późno, więc ta praktycznie od razu po przyjeździe zasnęła. Do późnej nocy rozmawiałem z rodzicami i moją siostrą Reginą o tym co działo się u nich w ostatnim czasie. Następnego dnia już od samego rana można było słyszeć, jak w kuchni wszyscy tłuką się garnkami. Racja...moja mama kocha urządzać obiady i kolacje dla większej ilości osób. Moja rodzicielka, Sally i Regina cały ranek siedziały w kuchni robiąc różne pyszności. Ja za to z moim tatą cały ten czas przesiedzieliśmy u niego w garażu oglądając silnik jego Chevroletta Corvette z 1959 roku. Gdzie była wtedy Lucy? Tego mogłem się tylko domyślać. Jeżeli moja kochana po wsi noga nie poszła, gdzieś na spacer to zapewne szykowała coś co zapamiętamy na długo. No i miałem racje.

Kiedy ja z moją córką następnego dnia siedzieliśmy już przy stole to na stół zaczęły wchodzić pierwsze dania.

-Jak się siedzi?- pamiętam, jak zapytała, Spojrzałem na dębowe krzesło na którym siedziałem i ręką sprawdziłem czerwoną poduszeczkę nałożoną na siedzisko. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Mój ojciec musiał jeszcze zobaczyć coś w papierach i do stołu zasiadł najpóźniej z nas wszystkich. Lucy, gdy tylko go zobaczyła wydawała się być dość rozbawiona.

-Witam rodzinkę.- przywitał się podchodząc do stołu. Rozpiął swoją marynarkę i odsunął krzesełko. Kiedy na nim usiadł usłyszeliśmy dźwięk pęknięcia. Tak, jakby ktoś przekuł balona z wodą. Lucy o mało nie udławiła się kurczakiem, a mój ojciec wstał z miejsca i obrócił się w naszą stronę. Dorodna plama z wody na spodniach od garnituru.

-Hahahh!- śmiała się.- Ah... woreczek z wodą pod poduchą. Klasyk.

Patrzyliśmy na nią ze zdumieniem, ale i lekkim rozbawieniem. Mistrz powagi Ronald McQueen ugiął się pod prostą sztuczką jego wnuczki.

*******

Ta sytuacja to jedynie przykład. Widziałem jej lepsze i gorsze numery, ale w sumie to każdy sprawił, że się uśmiechnąłem. 

Zszedłem do recepcji, gdzie Sally patrzyła coś w papierach.

-Masz coś dzisiaj ciekawego do roboty?- zapytała się mnie, gdy wychodziłem.

-Właściwie to nie.- odparłem zgodnie z prawdą.- A czemu pytasz?

-Z ciekawości. Tak długo nie widziałam ciebie i Lucy. Stęskniłam się z wami.

-My za tobą też.

-Ale nadal nie rozumiem, czemu nie powiedziałeś mi o tym co zrobiła Lucy.- powiedziała z lekkim wyrzutem. Oczywiście zgadzam się z Sally. To przecież i jej dziecko i miała prawo na bieżąco dowiadywać się co z nią się dzieje.

-Nie chciałem Cię martwić i nie było to też coś groźnego. Gdyby sobie coś złamała to bym zadzwonił, ale to tylko omdlenie wywołane brakiem powietrza i odwodnieniem.

-Tylko.- prychnęła.- A krew co jej z nosa poszła.

-Przypomnieć Ci ile razy Lucy poszła krew z nosa?- dodałem z lekkim rozbawieniem. W pamięci zacząłem przywoływać sytuacje, gdzie to Lucy poszła krew z nosa. Jazda bez kasku gokartem na przykład. Wjechała gokartem w ścianę i przywaliła nosem o kierownice.
Jej marzenia o byciu "Parkour Girl" skończyły się, jak twarzą spotkała się z ziemią. Kiedyś też tak po prostu musiałem odebrać ją ze szkoły kiedy na matematyce upaprała sobie cały zeszyt krwią. Dobra... ta ostania sytuacja faktycznie mnie przeraziła. 

******
Odwiozłem Lucy do szkoły w Kingman. W Chłodnicy szkoły nie ma dlatego każdego dnia ja, bądź Sally jesteśmy zmuszeni jeździć do godzinę oddalonego od Chłodnicy miasta. Akurat tego dnia Lucy w szkole miała stawić się na 8 rano. Po tym, jak odwiozłem ją pod budynek szkoły odjechałem, aby załatwić kilka spraw. Wszystko było w porządku, gdy nagle koło godziny 10 dostałem telefon.
-Słucham?- odebrałem telefon.

-Dzień dobry. Z tej strony Victoria Stradlin i jestem wychowawczyniom pańskiej córki Lucy.- mówiła kobieta po drugiej stronie.- Dzwoniła do pańskiej żony, lecz ta kazała skontaktować się z panem.

-O co w takim razie chodzi?- zapytałem.

-Panie McQueen, Lucy na matematyce zaczęła bardzo obficie lecieć krew z nosa. Było też jej bardzo słabo i, jak mówi kolega, który pomógł jej dojść do gabinetu pielęgniarza o mało nie straciła przytomności.- wyjaśniła.- Lucy tu mi podpowiada teraz, że jest z nią okey, ale dla pewności niech Pan ją odbierze.

-Dobrze. Niedługo będę.- mówiąc to rozłączyłem się i wróciłem do Chevroleta. Przez drogę zastanawiałem się nad powodem tego, że Lucy może lecieć krew z nosa. Pobiła się z kimś wcześniej, czy jak? Gdy dojechałem pod szkołę zaparkowałem auto i zgasiłem je. Westchnąłem cicho sięgając po bluzę leżąco na siedzeniu obok. Nałożyłem ją na siebie po czym na twarz nasunąłem kaptur, aby żaden dzieciak mnie nie zobaczył. Nascar w kraju jest bardzo popularny i, jak w niektórych państwach wszyscy znają na pamięć nazwiska piłkarzy tak u nas pamiętają kierowców wyścigowych. Chciałem załatwić również dlatego sprawę szybko, aby czerwona Corvette'a nie przyciągnęła zbyt dużej uwagi. Wszedłem do wielkiego, ceglanego budynku. Wbiegłem po schodach i skręciłem w prawo. Od razu zauważyłem gabinet pielęgniarza. Zapukałem cicho po czym wszedłem do środka. Od razu zauważyłem Lucy trzymającą, przy twarzy szmatkę. Na mój widok wstała nic nie mówiąc. Jedną ręką na plecy zarzuciła swój czarny plecak po czym wyszła z gabinetu.

-Jest jakiś powód tego krwawienia?- zapytałem pielęgniarza.

-Nie chciała nic mówić. Twierdziła, że jest po prostu zmęczona.

Przytaknąłem niepewnie opuszczając gabinet. Zamknąłem drzwi po czym objąłem Lucy lekko ręką. Podeszliśmy do auta i wsiedliśmy do niego. Buntowniczka wrzuciła plecak między klatkę bezpieczeństwa. To samo, ja zrobiłem z bluzą.

-Odsłoń nos.- poprosiłem. Lucy niepewnie odsunęła szmatkę pokazując nos. Zaschnięta krew przecinała jej, aż górną wargę. Chciałem to bliżej obejrzeć, ale na widok małego strumyczka złapałem za dłoń w której trzymała ściereczkę i przyłożyłem ją do nosa. -Co jadłaś?

-Rano płatki, a potem nic. Nie zdążyłam zgłodnieć.- wyjaśniła

-A ile spałaś?

-4 godzin.- odparła.  Zdziwiłem się.

-Czemu tak mało?

-Miałam znowu ten koszmar.- prawię, że wyszeptała.

-Lucy...- w miarę moich możliwości objąłem ją.- Gadaliśmy już o tym...

Dziewczyna pociągnęła nosem.

-Tyle krwi...- mówiąc to głos się jej załamał.

Westchnąłem przytulając ją. Wydarzenie którego nie miała prawa pamiętać regularnie jest jej koszmarem. 

-I wiem, że żyjesz i nic Ci nie jest, ale...-przerwała na chwilę.

-Boisz się tego koszmaru, że nie możesz spać? Tylko szczerze.

-Niczego się nie boje z małym wyjątkiem- stracić tych co kocham.

Hej. Dzisiaj krótko bo jest bardzo późno. Wiem, że rozdział miał być w sobotę, ale sprawa się przedłużyła. Napiszcie, jak się podoba ;) Tymczasem do zobaczenia kochani <3 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro