ROZDZIAŁ.31 PLAŻA
-Wstawaj!- krzyknął niespodziewanie Pan McQueen. Podniosłam zirytowana głowę.- Wybiła 6:00. Czas na trening.
Po tych słowach wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam zaspane oczy. Spojrzałam na leżącego koło szafy Jackiego. Uśmiechnęłam się lekko wstając. Cicho do niego podbiegłam i, przez chwilkę patrzyłam, jak spokojnie śpi. Wczorajszy wieczór skończył się nie najlepiej, a sen dobrze mu zrobi. Wyjęłam z szafy niebieską bluzkę z dinozaurem i numerem 51, czarne getry i niebieskie adidasy. Pokierowałam się do łazienki. Szybko założyłam na siebie wybrane ciuchy i wyszłam z pokoju. zamknął się od środka. Zbiegłam po schodach wchodząc na znaną mi od lat salę treningową. Zauważyłam Pana McQueena z...Lucy?
-Dzień dobry Panie McQueen i...Lucy?
-Dzisiaj trenerko Lucy.- mówiąc to wsadziła sobie gwizdek do ust i gwizdnęła z całej pety.
-Nie chciała siedzieć w pokoju.- zaśmiał się Zygzak.
-Idziemy na salę się rozciągać!- krzyknęła ponownie gwiżdżąc. Pan McQueen przewrócił oczami i wskazał, abym poszła za nim.
Poszliśmy na wcześniej wspomnianą salkę do tańca i rozciągania. Znaczy... ja tam tańczyłam. Zygzak zaczął robić skłony, a ja powtarzałam. Wspinaczka, siad płotkarski, motylek, mostek i wiele, wiele innych. Lucy siedziała na poskładanych materacach i groźnie mi się przyglądała.
-To tyle z rozciągania.- zakończył Pan McQueen po kilku minutach.- Całkiem nieźle.
-Dziękuje.- odparłam.
-Rób głębsze skłony.- wtrąciła Lucy. Dziewczynka wstała i stanęła obok mnie.- Pochyl się.- poprosiła. Wykonałam posłusznie polecenie, a wtedy poczył, jak łapie mnie za barki i przyciska do ziemii.- Czujesz plecy?
-Tak!- krzyknęłam z lekkim bólem.
-Uda i łydki?
-Też!
-To trzymamy 40 sekund.
Podniosłam wzrok delikatnie na Pana McQueena. Przyglądał się z uwagą tej scence. W głowie cicho odliczałam te sekundy. Nagle puściła, a ja szybko podniosłam się do góry.
-Czujesz, jak mięśnie pieką?- zapytała spokojnie.
-Bardzo.- przyznałam.
-Gotowa na trening.- powiedziała z dumą do ojca.
******
Biegałam na bieżni od około 20 minut.
-Przerwa?- zapytał Zygzak.
-Nie.- odpowiedziałam.
- To może wody?
-Nie dzięki.
Nagle coś o mało nie walnęło mnie w nos. Złapałam bidon.
-Łap, bo się odwodnisz.- powiedziała Lucy gwiżdżąc w gwizdek. Otworzyłam zamknięcie i zaczęłam pić.
-Za 10 minut schodzisz. Jedziemy poćwiczyć na plaży.- stwierdził Pan McQueen.- Możesz już iść Lucy.-Dziewczynka skinęła głową i odbiegła.- Weźmiemy auto i poćwiczymy. Po powrocie za to "medytacja"
-W porządku Panie McQueen
***Pov. Jackson***
Przebudziłem się, bo ktoś stukał mnie w ramię. Obróciłem się na plecy i otworzyłem oczy.
-Znowu ty...
-No cześć. Zabieram cię na wycieczkę.- powiedziała Lucy z uśmiechem.
-Do piekła?
-Ha! Zabawne Sztorm. Idziemy na plaże.
-Że Cruz, ty i...
-Noup. Tylko ty i ja.
-Po co?
-Potrzebujesz odetchnąć od tego wszystkiego. Od Cruz też.
-Podziękuje.- burknąłem obracając się.
-Bierz kąpielówki i nie gadaj głupot.- powiedziała bardzo poważnie. Wstałem spoglądając na dziewczynkę. Ubrana była w krótkie, czarne getry, czerwoną bluzę kangurkę i czerwone trampki. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem kąpielówki. Lucy przyglądała mi się uważnie.
-Co się tak gapsisz?- warknąłem.
-Bozia dała oczka to patrzę.
Już nic nie odpowiedziałem. Zamknąłem się w łazience i założyłam pod ubranie moje granatowo-czarne kąpielówki. Po wyjściu z łazienki w dłoń chwyciłem kluczyk i wskazałem młodej McQueen wyjście z pokoju. Po opuszczeniu pomieszczenia zamknąłem je na klucz i ukryłem go pod wycieraczką, gdyby Cruz chciała wejść do pokoju.
******
Siedzieliśmy na zimnym wilgotnym piachu. Lucy wpatrzona była w horyzont, a ja tarłem ramiona, aby chociaż trochę się ogrzać.
-Nie dramatyzuj. Nie jest tak zimno.- powiedziała dziewczynka.
-Ten piach. Jest wilgotny, włazi wszędzie i w dodatku jest nieprzyjemny.
-Ha! Plaża Panie Sztorm.
Wtedy usłyszałem dźwięk pracujących silników. Odwróciłem głowę w lewo. Wszędzie rozpoznam te dwa samochody.
-Co tu robi Cruz i twój ojciec?- zapytałem.
-Trenują geniuszu.- prychnęła.- Po to Cię zabrałam.
-Jaśniej?
-Podsłuchasz sobie lekcji mistrza.
-Że McQueena? Wracam do ośrodka.- po tych słowach wstałem, lecz Lucy złapała za moją bluzę i ponownie sprowadziła do ziemi.- Mówiłem Ci już, jak Cię nie znoszę...
-Kiedyś podziękujesz.- uśmiechnęła się promiennie.
Lucy wstała i kazała mi iść za nią. Wykonałem polecenie dziewczynki. Lepiej nie igrać z diabłem.
Weszliśmy na wydmy. Ukryliśmy się w wysuszonych trawach, które tam były i przyglądaliśmy się Cruz i McQueenowi. Jeżeli dobrze się wsłuchałem to byłem w stanie usłyszeć rady Zygzaka.
-Tak właściwie to twój ojciec ma jakieś pozostałości po wypadku?- zapytałem przypominając sobie o finale sezonu 2017.
-Szramy i nic po za tym.- odpowiedziała ze spokojem.
-Jak odebrałaś wieść o jego wypadku?
-Miałam 4-latka, jak to się zdarzyło. Dowiedziałam się dopiero lata później.- na chwilę przerwała.- Miałam wyrzuty do rodziców, ale nic po za tym. To właściwie przeszłość.
-A myślisz o przyszłości? Kim chcesz być i takie tam.
-Raczej nie. Wychodzę z założenia, że ten na górze zaplanował już za mnie całe życie i muszę tylko iść za intuicją.
-A co podpowiada Ci intuicja?
-Że mam Ci pomóc.
***Pov.Lucy***KILKA GODZIN PÓŹNIEJ***
Siedzieliśmy w pomieszczeniu do odpoczynku z Cruz i tatą. Uspokajająca muzyka, świeczki i kilka innych badziewi, które to niby mają nas uspokoić. Miałam zamknięte oczy i charakterystycznie złożone nogi i ręce. Właściwie to ja tylko udawałam, że medytuje. W rzeczywistości to myślałam o Fernando. Jak on powie to ojcu? Dusza kucharza w nieszczęśliwym ciele przyszłego kierowcy F1. Pan Paltegumi to chyba będzie chciał wyrwać mu serce. Znaczy chyba. Nie znam go dobrze.
Otworzyłam na chwilę oczy i zobaczyłam Cruz. Mimo ułożenia nóg i rąk miała otwarte powieki. Wyglądała na smutną. Przymknęłam powieki, gdy tylko poczułam jej wzrok na sobie. Czemu jest zaniepokojona? Nie powinna. No chyba, że coś ostatnio się stało. Ale byłam, przy niej cały i czas i nie wyglądało na to, aby coś się wydarzyło.
-Kończymy dziewczyny.- powiedział nagle mój tata. Otworzyłam oczy i wstałam, jak on.- Cruz pod prysznic i robisz sobie 30 minut drzemki. Potem idziemy na obiad.
-Dobrze Panie McQueen.- przytaknęła Cruz udając się praktycznie od razu do wyjścia.
-To co robimy, przez resztę dnia?- zwrócił się do mnie tata.
-Co proponujesz?
-Film, gokarty i granie na konsoli.- odparł.
-Skąd tu konsola?- zapytałam.
-Tex Dinoco.- zaśmiał się.
-W takim razie najpierw idziemy na gokarty, potem pogramy na konsoli, a na dobranoc film.- uśmiechnęłam się, a tata mnie przytulił.
******
*odstawia walizkę*
Wróciłam z urlopu! Witam wszystkich. Rozdział krótszy niż zwykle, ale chciałam coś dla was wrzucić, jak najszybciej. Następny rozdział przewiduje na środę/czwartek, jak ktoś zapyta. No i planuje luźny rozdział z Lucy, który będzie wymagał z waszej strony zaangażowania, więc, jak jesteście ciekawi tego "czegoś" to dajcie znać xd PYTANIE NA DZIŚ!:Co gryzie Cruz?Ode mnie to tyle!Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro