Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.29 ŚNIADANIE

***Pov.Zygzak***

-Wszystko jasne Cruz?- upewniłem się.

-Jak najbardziej Panie McQueen! 

-Nie zaśpij tym razem.- prychnąłem.

-Dla Pana mogę całą noc nie spać.- uśmiechnęła się.

-Ty lepiej się idź pakować.

Pożegnałem Cruz i wróciłem do domu. Sally leżała z filiżanką herbaty na kanapie czytając książkę. Nachyliłem się nad nią.

-Cześć Sal!- odparłem całując ją w usta.

-Dobry Laluś.- powiedziała.

-Cieszysz się, że z wolnego ode mnie i od Lucy?- zapytałem.

-Oczywiście, że nie! Jestem chodzącą depresją!- mówiła z ironią.

-Taa... na pewno. Dwa kłopoty na praktycznie tydzień z głowy.

-Od razu kłopoty.- prychnęła.- Szczerze to uważam, że dobrze, że Lucy wreszcie pojedzie, gdzieś za Chłodnicę. Niech pozna trochę świata.

-Ta czwórka chłopaków sprawiła, że poznała trochę świata i chyba nie jest z tego powodu szczęśliwa.

-Przynajmniej porzucali się ciastem i mieli zabawę! Szczerze nie wpadłabym na taki pomysł.

-Jakbyś teraz odkryła, że nasza córka jest wyjątkowo kreatywna pod względem takich pomysłów.

-Cały czas zastanawiam się skąd miała wtedy tampony i wielką karmelową czekoladę.- odparła, a ja miałem nadzieje, że nie zrobiłem żadnej miny, która zdradziłaby to, jak się nabrałem na jej głupi żart.

-Też nie wiem!- przyznałem.

-Obgadujecie mnie?- wtedy z pokoju wyszła Lucy.

-Mówimy o twoich pomysłach.-przyznała Sally.

-Którym? Zdradzę wam rąbek tajemnicy. Ale tylko jeden!

-Tampony i czekolada.- powiedziała, a ja poczułem, jak rumieniec oblał moją twarz.

-Nie mówił Ci? No cóż. Powiedziałam tacie, że Cruz ma okres i jeżeli chce z nią pogadać to ma jej kupić czekoladę i tampony. Jak kupił to wszystko to powiedziałam mu, że żartowałam i poprosiłam, aby mi to dał.- wyjaśniła, a Sally popatrzyła na mnie z lekkim rozbawieniem.

-Czekoladę zjadłaś, a co zrobiłaś z tamponami?- zapytała Sal.

-Były dość cienkie więc posłużyły mi jako patyczki do uszu.- odparła ze spokojem, a Sally wybuchnęła śmiechem.

-Mam córkę geniusza!- krzyknęła, przez śmiech. Spojrzałem na Lucy na co ta wzruszyła ramionami.

-A tak serio to nie.- odparła po chwili Lucy. Sally spojrzała na nią ze zdziwieniem.

-To co zrobiłaś z nimi w takim razie?- ponownie zapytała.

-Wrobiłam w okres Sztorma.- teraz ja zacząłem się śmiać.

-Jak to wrobiłaś?- zapytałem powstrzymując na chwilę śmiech.

-Chciał wejść do Cruz to dałam mu pudełeczko i powiedziałam, że się, przyda. Jak gadałam z Cruz to ponoć rzucił tym pudełkiem, przez pół pokoju niczym pokeball'em.- odpowiedziała. Zacząłem śmiać się bardziej.

-Mam córkę geniusza!

***Pov. Cruz***

-Mam plan!- krzyknęłam wchodząc do pokoju Jacksona. Popatrzył na mnie, jak na wariatkę.

-Czegoś chyba nie rozumiem.- odparł.

-Zabiorę Cię ze sobą do Rusteze Racing Center.

-Co? Cruz nie!- powiedział wstając z łóżka.- To kiepski pomysł.

-Wejdziesz do CRS'a! Sara przewiezie Cię i nikt się nie dowie. Potem odwiozę Cię do mojego mieszkania! Plan idealny!- wyjaśniłam.

-Po co chcesz mnie tam zabrać?- zapytał.

-Mówiłeś, że San Diego jest cudne, a w Chłodnicy Morskiej nie byłeś!- burknęłam.- Pakuj manatki Sztormiak.

***RANO***Pov.Zygzak***

Było nieco po 4. Przywitałem się z Mańkiem. Pomógł mi wprowadzić Chevroleta i gokart Lucy do naczepy. Buntowniczka za to pobiegła po Cruz. Po chwili przyjechała Sara, więc pomogliśmy jej z CRS'em.  Akurat wtedy przyszła Lucy z Cruz. Maniek i Sara omówili trasę, a ja tymczasem zapakowałem moją torbę z ubraniami i walizkę mojej córki. Kiedy byliśmy gotowi ruszyliśmy w trasę do Chłodnicy Morskiej.

***2 GODZINY PÓŹNIEJ***Pov.Jackson***

Że ja dałem się w to wrobić to ja się dziwię. Siedzę w ciemnej przyczepie w samochodzie Ramirez. Świetna wiadomość! W telefonie miałem 78% baterii i miałem nadzieje, że wystarczy mi do Chłodnicy Morskiej. Zostało nieco ponad 5 godzin jazdy. Jaki ja jestem "szczęśliwy" Na szczęście w przyczepie są małe okienka, które są otwarte. Mam przynajmniej trochę tlenu. Oparłem się mocniej o fotel i przymknąłem oczy. Westchnąłem głośno. 

***Pov. Cruz***

-Słyszałam, że Jackson Sztorm jest u was w Chłodnicy.

-A no jest.- przyznałam Sarze.

-Jaki jest? 

-Bardzo spoko. Dobrze się z nim gada i spędza czas.

-Oho. Aż mam ochotę przypomnieć Ci, jak go wyzywałaś.

-Nie znałam go wtedy tak dobrze, jak teraz.- powiedziałam.

-To teraz go dobrze znasz?

-No... tak myślę.

-A gdzie wy razem spędziliście czas?- dopytała.

-Nie wiem... raz w Kole Serc na obiedzie, innym razem nad wodospadem. Dużo wymieniać.

-Takie randki?- powiedziała poruszając, przy tym brwiami.

-Co? NIE! Przyjacielskie spotkania i tyle!- krzyknęłam. Sara zaśmiała się.

-Żartowałam Cruz.- dodała.- Ale Twoja reakcja jest interesująca.

Wtedy usłyszałam burczenie w brzuchu. Faktycznie nie jadłam nic od wczorajszego dnia. Wyjęłam telefon i miałam już wykręcić numer do Lucy lub Pana McQueena.

-Zatrzymamy się, aby coś zjeść i napić się kawy?- zapytałam.

-Ja z chęcią. Widziałam, że za 6 mili będzie Subway.

-W takim razie dzwonie do Pana McQueena, aby powiedzieć.

***Pov.Zygzak***

-Jakie warzywa?- zapytała sprzedawczyni Lucy.

-Pomidor, sałata i ogórek.- odparła, a kobieta nałożyła je na jej kanapkę z szynką.

-A dla pana jakie?

-Niech będzie to samo.- stwierdziłem. Nigdy w Subway nie mogę zdecydować się jakie chce warzywa.  Kobieta zapakowała nasze kanapki.

-Coś jeszcze do tego?- zapytała.

-Tak. Będzie kubek z dolewką, duże espresso i 4 ciasteczka. Jakie chcesz Lucy?

-Ja z białą czekoladą i nutką cytrynową.

-W takim razie dwa z białą czekoladą i nutką cytrynową i dwa z orzechami.- kobieta przytaknęła i zapakowała nasze ciasteczka, wzięła kubek z dolewką i położyła obok kanapek na tacy. Zaraz po tym zrobiła moją kawę i również ją odłożyła.

-Należy się 11 dolarów.- powiedziała kobieta, a ja zapłaciłem podaną kwotę. -Dziękuje i życzę smacznego. 

Wziąłem tackę i zająłem miejsce, przy stoliku wraz z Mańkiem i Sarą. Ja i Lucy zaczęliśmy jeść nasze śniadanko. Wszyscy byliśmy dość cicho. Lucy zapatrzona była w kanapkę co najmniej, jak w jakieś bóstwo. Popijałem co jakiś czas kawę i patrzyłem z zainteresowaniem, jak Buntowniczka wydłubuje białą czekoladę z ciasteczka, po czym je zjada.

-Lubisz kombinować z jedzeniem?- zapytałem, a Lucy popatrzyła na mnie.

-Zastanawiam się, gdzie poszła Cruz.- odpowiedziała. Sam zacząłem myśleć.- Kupiła dwie kawy i wielką bułę i wyszła.

-Mówiła coś, jak jechałyśmy, że zje w aucie, bo chce pobyć sama, przez chwilę.- wtrąciła Sara.

Wziąłem łyk espresso i cicho westchnąłem. Ciekawe...

***Pov. Cruz***

Otworzyłam właz od przyczepy. Weszłam ostrożnie do auta, przez okno i oparłam się o klatkę bezpieczeństwa. Jackson spał, jak niemowlę.

-Jackie! Pobudka!- szturchnęłam go delikatnie łokciem, a ten wybudził się.

-Już San Diego?- zapytał ospałym głosem.

-Nie, ale zatrzymaliśmy się na śniadaniu.- przyznałam podając mu kawę.- Nie wiedziałam, jaką lubisz, więc wzięłam Ci latte. 

-Akurat ją lubię. Dzięki.- podziękował przejmując ode mnie papierowy kubeczek z napojem. Odłożyłam moją kawę na ziemię i wyjęłam bułę z papierka. Rozdzieliłam ją na dwie części i podałam jedną Jacksonowi.- Wegetariańska.

-Rozpieszczasz mnie.- prychnął.- Dzięki. Nie pytali się, jak wychodziłaś?

-Szybko kupiłam i wyszłam. Nie zdążyli się zorientować.- powiedziałam zgodnie z prawdą.- Sarze za to wcześniej powiedziałam, że zjem sama w aucie. Zjem z Tobą, a potem wrócę do kabiny, aby się nie zorientowali.

-Nie no pewnie. Tak, czy siak dzięki za śniadanie.- uśmiechnął się po chwili wgryzając się w bułę.

Siemka!
Ostatni dzień maratonu za nami :D
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał. Jak zawsze czekam na ocenkę.
Informacja wlatuje zaraz po rozdziale więc PRZECZTAJCIE!
Po za tym pytanie na dziś to:
Czy Jackson przeżyje podróż?
Czekam na odpowiedź xd
Tymczasem do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro