Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.23 ROCZNICA

Wyszłam z łazienki cała naburmuszona. Widziałam szczęśliwe twarze moich rodziców. Mama ubrana była w koronkową, błękitną sukienkę i czarne buty na obcasie. Tata za to miał na sobie czarny garnitur z czerwonym krawatem do tego. Wyglądali obłędnie. Szkoda, że ja nie.

-Wyglądasz cudownie! Ta kokardka na ręce dodaje Ci uroku.- prawię, że krzyknęła mama.- Wreszcie widać, że masz talię i tyłek.

-Nie kompromituj mnie. Mogę bluzę?

Sukienka przylegała do mojego ciała. Czerwień "idealnie" nakreśliła moje kształty. Nie chciałam tego bardzo. Może nie przejęłabym się tym tak bardzo, gdyby nie fakt, że nie czuje się bezpiecznie, przy tych chłopakach. 

******

Dojechaliśmy do Koła Serc. Wszystko było już gotowe, więc zajęłam moje miejsce, przy długim stole i zaczęłam grać na telefonie. Wtedy zadzwonił pewien osobnik. Tylko tego mi brakowało... 

Odebrałam telefon.

-Słucham.- warknęłam.

-Jacy są?- usłyszałam Melissę. Westchnęłam.

-Twój Fernando się nie odzywa, Francuz jest dupkiem, a pozostała dwójka jest okey.

-Widziałam ich wszystkich! Patrzyłam na ich portale społecznościowe. Serio Fernando ma różne tęczówki?

-Taa... to jedyna rzecz, która jest w nim interesująca. Kogo oszukuje! W nich wszystkich.

-A ten Alexis serio ma taką sylwetkę. Boże! Cudowny!

-Prostak się nie tak czyta.

-Co robisz tak właściwie?

-Zaraz impreza z okazji rocznicy ślubu moich rodziców.

-Założyłaś na pewno spodnie. Przy takich przystojniakach.

-Ubrali mnie w czerwoną sukieneczkę. Przed samym wyjściem jeszcze szybko zmieniłam baletki na trampki i mam nadzieje, że się nie zorientują.

-Wow Lucy... sukienka. Jak nie ty. Dobra. Ja muszę spadać, ale ty masz im porobić zdjęcia.

-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.- zakończyłam podirytowana rozłączając się.

***Pov.Cruz***

Miałam na sobie żółtą sukienkę z rękawkami 3/4, a na stopach czarne szpilki. Z moich pofalowanych włosów zrobiłam warkocz, a oczy podkreśliłam eyeliner'em. Wyszłam z domu i zapukałam do Sztorma.

-Gotowy?- zapytałam przez drzwi. Wtedy wyszedł Sztorm. Spodnie i buty od garniaka, biała koszula, a na wierzchu rozpięta, luźna, granatowa marynarka.

-Jest okey?- zapytał.

-Jak najbardziej. Nie przejmuj się. Potem się przebierzemy i skoczymy nad ten wodospad.- uśmiechnęłam się.- Ładnie Ci w tej marynarce.

-A Tobie w sukience.- odwzajemnił.

-Wolę kombinezon sportowy.- prychnęłam.

-Ja też!- zaśmiał się.

***Pov.Lucy***

Rodzice witali gości i powoli stół zaczęli zajmować ludzie. Schowałam telefon. Przede mną usiadł Francesco Paltegumi, a po mojej prawej Cruz. Obok Ramirez zasiadł Sztormiak. No cóż... a obok swojego ojca cicha woda zwana potocznie Fernando. To będzie długa rocznica.

W oczekiwaniu na jedzenie goście zaczęli rozmawiać. Tata pochłonął się rozmową z Francesco o to, które auto jest lepsze- z błotnikami, czy bez. Cruz szeptała sobie nawzajem z Jacksonem coś do ucha, a Fernando...patrzył w talerz. I nic po za tym.

-Jak poszło oprowadzanie?- zapytała po chwili mama.

-Bardzo dobrze.- uśmiechnęłam się. Nie powiem jej w dniu jej rocznicy, że "było źle".

-Dziękuje Lucy.

-Spoko. 

-Żaden ragazzo nie przeszkadzał?- wtrącił Francesco.

-Erano educati.- odpowiedziałam. Znaczy to mniej więcej tyle, że "Byli grzeczni". Nie jestem pewna, bo włoski nie jest moją mocną stroną. Doprowadzę jeszcze do pionu tego seksistę...

-Fernando mówił, że dobrze sobie poradziłaś.- powiedział Włoch.

-Było świetnie.- powiedział Fernando całkiem pewnie. Byłam bardzo zdziwiona. Mówiąc to patrzył mi w oczy i nie wyglądał na zdenerwowanego. Wtedy do stołu podano stek i sałatkę grecką. Do kieliszków dorosłym nalano szampana, a mi i chłopakom oranżady. Wtedy wstał Jeff Gorvette.

-Wiem, że to nie ja powinienem wznosić toast, ale nie wypada, aby "młoda para" sama sobie życzenia składała. Więc kolejnych lat spędzonych w miłości kochani. Wasze zdrowie!- po tych słowach dorośli wzięli łyk napoju.

-Dziękujemy!- krzyknął mój tata na co rozległy się brawa.

-A teraz Makkaki pocałuj swoją żonę. Na to my czekamy!- zaczął Francesco, a po chwili tłum podłapał. Moi rodzice pocałowali się, a ludzie znowu bili brawa. Odwróciłam wzrok i skupiłam się na jedzeniu. Zaczęłam od sałatki greckiej.

-Lucy.- szturchnęła mnie Cruz. Odwróciłam się w jej stronę.- Jak coś mam w aucie rękawice bokserskie. Zostawić Ci?

-Tak, błagam!- na te słowa Cruz zaśmiała się.

Potem zaczęłam kroić stek i nie zwracałam uwagi na roznoszące się wkoło mnie rozmowy. Po steku i sałatce na stoły weszło kilka różnych potraw, które nakładaliśmy według własnego uznania. Popatrzyłam w stronę Cruz, lecz tej już nie było. Zauważyłam, że Sztorm musiał siedzieć obok Alex'a. Spojrzałam na niego na co ten puścił mi oczko. Westchnęłam patrząc ponownie na stół. Mini pizzy tu nie ma tak, że raczej już nic nie zjem. Dopiłam oranżadę i do szklanki nalałam wody z cytryną. 

-Że wytrzymałaś z nim. Wow.- usłyszałam głos Fernando. 

-Jakoś.- odparłam nie podnosząc nawet na niego wzroku.

-Wybacz, że mało się odzywam, ale czuje się, przy nich... skrępowany?

-Nie ma sprawy. Mowa jest srebrem, a milczenie złote, czyż nie?

-Tak...

-Jak to jest być synem gwiazdy Formuły 1?- zapytałam wreszcie unosząc wzrok.

-A, jak to jest być córką Zygzaka McQueena?- zaniemówiłam.

-Nikomu o tym nie mówiłam.

-Ale mój ojciec mi powiedział. Tak, że no.- uśmiechnął się. Odwzajemniłam.

-Jakoś leci...-odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie

-Ty nie masz żadnego portalu społecznościowego? Nic o Tobie nie było na Instagramie, czy Facebooku.

-Ależ mam profile, ale niepubliczne. Ludzie o mnie mało wiedzą i nie ma wkoło mnie zainteresowania. Nawet nie chce na siebie go sprowadzać.

-Taa...rozumiem.

-A czemu czujesz się, przy nich skrępowany?

-Wiesz...całkiem umięśnieni, przystojni z drygiem do motoryzacji.

-Nie przesadzaj. Już widzę jazdę Francuza. Banda, banda, banda!

-Jesteś zabawna.- powiedział z lekkim śmiechem.

-Raczej szczera.- poprawiłam. 

Za nim się obejrzeliśmy minęło kilka minut odkąd zaczęliśmy rozmawiać, a dorośli wyszli na parkiet. Wtedy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam głowę ze zdenerwowaniem w stronę tej osoby. Alexis... co ja myślałam. Nasze twarze dzieliły centymetry. Już zamachnęłam się, aby mu przyłożyć, gdy ten złapał moją dłoń w ostatniej chwili.

-Nie ładnie.- powiedział z głupim uśmiechem puszczając mnie. Odsunęłam się kawałek od niego.- A teraz chodź tańczyć.

-To był rozkaz?- zapytałam.

-A ma być to rozkaz?

-Napchaj się ślimakami.- burknęłam. Wtedy na moim krześle oparł się Jerry Gorvette, a obok Fernando usiadł Carlos.

-Fajna impra!- zaczął Jerry.- Można ponabijać się z ich połamanych tańców. Nie lubię tańczyć.

-Widzisz! To tak, jak ja!- odparłam odwracając głowę do tyłu. 

-Tańczę tylko na szkolnych imprezach na zakończenie roku, czy coś. Po za tym unikam parkietu.= stwierdził Carlos.

-A ja lubię. Z piękną kobietą to już właściwie mogę z niego nie schodzić.- mówiąc to zbliżył swoją twarz do mojej, lecz Jerry go odepchnął.

-Ty serio jesteś napalony.- dodał z lekkim podirytowaniem.

-Możliwe.- burknął Francuz wreszcie siadając normalnie.

-Jutro pierwszy wyścig! Jestem podekscytowany.- stwierdził Carlos.- Ciekawe kto będzie miał szczęście.

-Jutro się dowiemy. Ja o tym póki co nie myślę.- odparł Gorvette.

-Ja nie muszę oglądać wyścigu, aby wiedzieć kto wygra. Można byłoby porobić wiele innych ciekawszych rzeczy.- prychnął Alex.

-Co masz na myśli, przez ciekawsze rzeczy Alexis?

-Macie na miejscu gokarty?- zapytał.

-Tak.- odparł jednocześnie Carlos i Jerry.

-W takim razie proponuje wyścig.

-Na czym miałby polegać?- dopytał Hiszpan wyraźnie zainteresowany.

-Kilka kółek wokół czegoś. To się ustali. Zwycięzca zostanie pocałowany w usta, przez blondi.- wytłumaczył. Tak, nie będzie. Wstałam i oparłam dłonie na stole.

-Ja też się ścigam. Mam to gdzieś!- prawię, że krzyknęłam Chłopaki wyglądali na bardzo zdziwionych. Spojrzałam na Francuza.- Pocałuje zwycięzce w usta, ale jeżeli to ja wygram to ty w samych gaciach biegasz główną ulicą miasta. Od sądu, aż do Złomowiska. 

-Tylko ja?

-Jak ty wychodzisz z takimi inicjatywami to i ty ściągasz na siebie odpowiedzialność. No chyba, że się boisz.- mówiłam z powagą. Carlos i Jerry byli zdecydowanie podekscytowani.

-Masz to, jak w banku. Szykuj pomadkę blondi.- uśmiechnął się chytrze Alexis.

Siema! Dzisiaj krótkie podziękowanie dla Lilianna_123 za ten cudowny rysunek przedstawiający Lucy! 

Wydrukuje to i przykleję na ścianę <3 <3 
Coś absolutnie cudownego <3 Dziękuje z całego serduszka.

Po za tym mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał :D Tymczasem do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro