Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.22 GRAND PRIX CHŁODNICY GÓRSKIEJ

***2 TYGODNIE PÓŹNIEJ***Pov.Zygzak***

Zbliżała się 14. Koło 15 w Chłodnicy mieli pojawić się pierwsi zawodnicy Grand Prix Chłodnicy Górskiej. Ja z Lucy staliśmy, przed lustrem i szykowaliśmy się na ich przyjazd.

-Zrobisz mi kucyka?- zapytała.

-Tak. Gdzie masz gumkę?

Po krótkiej chwili w dłoni miałem szczotkę do włosów i zaczesywałem Lucy włosy. Gdy skończyłem Lucy porządnie zaczęła przyglądać się fryzurze.

-Jak na osobnika płci męskiej to bardzo dobrze.

-Czyli oprowadzisz ich po mieście?- zapytałem zupełnie z innej beczki poprawiając, przy tym włosy.

-Tak...rękawice leżą na kanapie tak, że wiesz.

-Taa... w głębi modlę się, abyś ich nie używała.- prychnąłem.

-Jak właściwie prezentuje się mój uśmiech.- po tych słowach wyszczerzyła do lustra białe i proste, jak nigdy zęby. Jakoś tydzień temu pojechałem z nią na ściągnięcie aparatu. Nadal nie przyzwyczaiłem się do braku tych metalowych zameczków.

-Cudownie.

-Mam nadzieje, że na rocznicy nie będę musiała tańczyć z żadnym chłopakiem.

-A jeżeli Cię zaprosi do tańca to co zrobisz?- po chwili pożałowałem, że zadałem to pytanie. Niepotrzebnie pobudziłem jej bujną wyobraźnię.

-Hm...pomyślmy. Najpierw nadepnę mu na stopę, później z całej pety w klejnoty i na koniec piąstka w zęby. 

-Brutalnie.- przyznałem.

-Lucy!- usłyszeliśmy głos Sally. Odwróciliśmy się w jej stronę. Wiedziałem po co tu przyszła. Wiem też w jakiej sprawie.- Mamy do Ciebie z tatą prośbę.

-Że mam nie rozwalić miasta, nic nie zepsuć i nie ususzyć kwiatków, znam już te prośby.

-Coś bardziej wymagającego.- przyznałem. Stanąłem obok Sally, a Lucy oparła się o tył kanapy.

-Stwierdziliśmy z tatą, że to dosyć ważna okazja, jeszcze z takim towarzystwem. Dlatego ja z Lilianną pojechałyśmy kilka dni temu, aby kupić Ci jedną rzecz którą masz ubrać na rocznicę.

-Złoty zegarek?- zapytała.

-Nie.- odpowiedziałem.

-Złota bransoleta?

-Nic złotego- dodała Sal, a Buntowniczka odetchnęła z ulgą.

-Uff...już myślałam, że chcecie mi kazać założyć coś złotego. 

Wtedy Sally zza pleców wyjęła czerwoną sukienkę. Lucy opadła na tył kanapy. Przekoziołkowała, aż pod stolik kawowy.

-NEIN NEIN NEIN!- krzyknęła najprawdopodobniej na pół miasta.

-Lucy... proszę Cię. Jest bardzo prosta. Założysz do tego baletki i rajstopy i zobaczysz.

-Baletki  i rajstopy? Mamo! Wyprowadzam się!- na jej słowa prychnąłem.

-No weź..."Buntowniczko"- bardzo zaznaczyłem jej ksywkę, a ta zmierzyła mnie wzrokiem. Fuknęła na mnie po czym wyrwała Sally z rąk sukienkę i zaczęła jej się przyglądać.

-To kpina? 

-Nie.- odparłem.- Jest prosta bez cekinów, brokatu, wycięć. Dodatkowo nie jest za długa, ale też nie krótka. Ma odkryte ramiona, ale jeżeli nie chcesz to możesz założyć na to czarną marynarkę. Gdybym był dziewczyną rzekłbym "Wow! Idealna!"

-Myślałam, że gramy w jednej drużynie tato...- warknęła.

-Też Cię kocham. To założysz?- zapytałem z nadzieją.

-Czemu wymagacie ode mnie tak dużo? Okey... niech będzie. Ale tylko dlatego, że to wasza rocznica.

-Jesteś najlepsza.- powiedziała Sal.

-Pfy...oczywiście, że jestem.

******

Wraz z Sally witałem przyjeżdżających do miasta zawodników. Lucy siedziała z Cruz w recepcji, aby, jak najkrócej mieć kontakt z chłopakami. Na szczęście Cruz nie miała nic przeciwko, aby ją przypilnować. Znając Buntowniczkę zwiałaby, przez okno, czy coś.

 Francesco i jego syn Fernando byli pierwsi. Fernando jest bardzo szczupły i nieco wyższy od Lucy. Ma brązowe włosy, jak jego ojciec. Od razu dostrzegłem u niego heterochromię. Jego lewe oko było brązowe, a prawe zielone. 

Po chwili do miasta dotarła Carla Turbina, Lewis Hamilton i Raoul Farafura z jego synem.
Alexis (bo tak miał na imię) był bardzo podobny do swojego taty. Ciemne, a wręcz czarne włosy średniej długości i niebieskie oczy. Był podobnego wzrostu co Fernando, ale widać, że jego ręce były dość umięśnione. 
W między czasie przywitałem Ziu Takakita'e, Maxa Schnell'a i Nigela Spyder'a. Tomek Dodeski trochę się spóźnił, ale to ze względu na to, że jedyny lot do Los Angeles miał dosyć późno. Oczywiście wybaczyliśmy mu to. W tym samym czasie dotarł Miguel Alcantara i Jeff Gorvette. Oni również mieli synów w wieku Lucy. Widać, że chłopcy dość się lubili.
Carlos Alcantara mimo iż był synem hiszpańskie kierowcy rajdowego miał blond włosy i dość jasną cerę (pewnie po matce). Jego oczy były zielone, a zęby ozdabiał aparat. Jerry Gorvette za to był identyczny, jak jego ojciec- niebieskooki blondyn nieco niższy od reszty chłopaków, lecz nadal wyższy od Lucy. Kiedy wszyscy się zebrali było koło godziny 17. Koło motelu rozłożyliśmy małą scenę wkoło której zabrali się mieszkańcy Chłodnicy Górskiej, jak i kierowcy rajdowi ze swoimi dziećmi. Wszedłem na scenę i zacząłem:

-Witam teraz już tak bardziej uroczyście wszystkich zebranych na kolejnej edycji Grand Prix Chłodnicy Górskiej! Cieszę się, że mogę przywitać zgromadzonych tu weteranów moto-sportu, ale i młodą krew. Zacznę więc od spraw organizacyjnych.

***Pov.Lucy***

Siedziałam w recepcji z Cruz. Gadałam z nią o technikach spuszczania wpieprzu tym chłopaczynom. Nie widziałam na oczy jeszcze, ani jednego z nich, ale to tak na wszelki wypadek.

-Idziesz dziś na rocznicę moich rodziców?- zapytałam z nadzieją.

-Tak, ale tylko na chwilę, bo potem jedziemy ze Sztormem pod wodospad.

-Ostatnio coraz częściej wychodzicie.- mówiąc to poruszyłam brwiami.

-Przestań...przyjacielskie wyjścia.- prychnęła śmiechem.

-Zauważyłaś, że Sztorm częściej się uśmiecha? Częściej jest radosny. Tak, jakby nabrał chęci do życia. Wydawało mi się, że nie ma duszy.

-Ma tylko jest bardzo zamknięty w sobie. Nie ma z kim o tym rozmawiać.

-Znaczy teraz ma. Ma ciebie. Mnie w sumie też tylko mnie się boi.- stwierdziłam.

-Tak... ciekawe "dlaczego" się Ciebie boi?- mówiła z ironią.

-Ja tylko staram się pomóc.- obroniłam się. Wtedy do recepcji weszła mama.

-Lucy! Już czas. Rusz się.- powiedziała. Na jej słowa zeskoczyłam zbiórka i wykonałam znak krzyża. W dłonie chwyciłam wcześniej naszykowane notatki i westchnęłam.

-Jeżeli umrę przepisuje Ci moje 20 dolarów które zostały mi po zakupie rękawic bokserskich i ochraniaczy.- powiedziałam do Cruz wychodząc z recepcji. Pokierowałam się przed scenę.

-Teraz coś dla chłopaków, którzy po raz pierwszy goszczą w naszym mieście. To jest Lucy i oprowadzi was po Chłodnicy Górskiej i okolicy. Macie się jej słuchać. Myślę, że odpowie też na wasze pytania. Możecie się rozejść.- zakończył mój tata. Stałam pod sceną. Tata klepnął mnie w ramię po czym ruszył do recepcji motelu. Nagle moje czarne rybaczki zaczęły wydawać się bardzo krótkie, a biała luźna koszulka w błyskawicę prześwitująca. Nie wspomnę o włosach, które były po prostu rozpuszczone, a zaczęły wydawać mi się bardzo wyzywające.
Podeszła do mnie czwórka chłopaków. Nie wiem, czym jarała się moja szanowna przyjaciółka. Żaden nie jest wybitnie piękny.

-Dobra...wszyscy?- zapytałam.

-Tak kierowniczko!- odparł jeden z nich. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Bardzo charakterystycznie zaznaczał literę R. 

-Dobrze więc. Ja jestem Lucy będę waszym przewodnikiem. Czyli nic nowego się nie dowiedzieliście. Wasze imiona mogłabym?

-Takiej ślicznotce to i numer telefonu podam.- powiedział ten sam chłopak co wcześniej, a reszta się zaśmiała. To będzie długi dzień.

-Nie jestem zbytnio napalona więc imię wystarczy.

-Ja jestem Jerry Gorvette!- przywitał się jeden z nich. W notatkach zanotowałam Jerry- blondyn, niebieskie.

-Ja Carlos Alcantara!

-Twój ojciec to Miguel Alcantara, czyż nie?- zapytałam nie wierząc, że Hiszpan ma tak jasną cerę i blond włosy.

-Tak! Wiem, że nie wyglądam.- prychnął z uśmiechem na twarzy. Notatka Carlos- wyrób hiszpano-podobny

-Ja blondi jestem Alexis Farafura. Syn najlepszego rajdowca po nieutwardzonej nawierzchni.

-Heh...polemizowałabym panie Francuz.- po tych słowach zanotowałam Alexis- dupek- A ty jak masz na imię?- zapytała chłopaka, który stał trochę z boku. Był bardzo cichy i nieśmiały. Popatrzył się na mnie. Wow...ale ma fajne oczy!

-Em...Fernando Paltegumi.- powiedział krótko.

-Masz ładne oczy!- uśmiechnęłam się licząc na to, że odwzajemni. Ten spuścił tylko wzrok.- Okey... zacznę od kilku faktów historycznych. Chłodnicę Górską założył Stasieniek, który zatrzymał się, przy źródełku wodnym w czasie podróży do Kalifornii. Stało się, jak się stało i jednak został tu, aby zbudować ostoje dla spragnionych podróżnych. Potem przerodziło się to w miasto.- przeczytałam z kartki.- Jasne?

-Tak!- odpowiedział Carlos i Jerry. Fernando się nie odezwał.

-Wybacz skarbie. Zbyt skupiłem się na twoich błękitnych oczach. 

-W takim razie, jak nie chcesz zwiedzać to idź do swojego tatusia, bądź skup się na oczach któregoś z kolegów. 

-Nie kręcą mnie chłopcy.- rzekł szarmancko poprawiając włosy.

-A wyglądasz.- na moje słowa reszta prychnęła. -Eh... chodźmy do Muzeum im. Hudsona Horneta. Ciekawostka! Po zakończeniu kariery wyścigowej był Wójtem w naszym miasteczku.

-Mam pytanie!- odparł Carlos.

-Słucham.

-Gdzie są jego Złote Tłoki?

-W muzeum są jego wszystkie trzy Złote Tłoki. Jest tam też jeden Zygzaka McQueena z sezonu 2010 ze względu na wyraźną dedykacje dla Hudsona.

-Ja też mam pytanie?- powiedział Farafura.

-Już się boję...-szepnęłam.

-Po kim jesteś taka piękna?- zapytał.

-A co? Chcesz zarywać do mojego ojca?

******

Dotarliśmy na tor wyścigowy.

-Tutaj kiedyś trenował Zygzak McQueen. Aktualnie Cruz Ramirez, oraz właśnie tutaj Wójt Hudson relaksował się jeżdżąc. Właściwie to tutaj wydarzyło się wiele ważnych wydarzeń z życia tego miasta.

-A wiesz, że jeżdżę na gokarcie?- odparł Alexis.- Jestem dobry w te klocki.

-Nie jedyny jeździsz! Ja i Jerry też jeździmy.- dodał Carlos przybijając żółwika ze swoim przyjacielem.

-Ta umiejętność i w moim przypadku występuje, więc wybacz mój drogi-nie zabłysnąłeś w tym przypadku.

-Ty? Gokarty?- zadrwił.- Dziewczyny na torze są tylko po to, aby po wyścigu pokazywać zwycięzcy "reflektory" jeżeli wiesz o co mi chodzi.- uśmiechnął się.

-Po pierwsze: Cruz Ramirez. Po drugie: Jesteś prymitywnym dupkiem i seksistą w dodatku.

-Po pierwsze: Jesteś śliczna, jak się złościsz. Po drugie: Lubie, jak dziewczyna zgrywa niedostępną.

-Lucy! Wiesz...

-Tak Jerry?

-A Zygzak McQueen jeszcze jeździ po tym torze?- zapytał. Łatwo było wyczuć, że syn Jeffa stara się, jak najbardziej nie dopuścić do spuszczenia łomotu Alexisowi.

-Jeździ z Cruz.- uśmiechnęłam się. Byłam bardzo zainteresowana tym Fernando. Po dzieciaku Francesco Paltegumiego spodziewałam się większej otwartości. Tymczasem ten był bardzo cichy.

******

Koło godziny 19 wróciłam z nimi pod motel. Byłam wykończona, a dzisiaj jeszcze kolacja z okazji rocznicy moich rodziców. Eh...

-Tutaj kończymy wycieczkę. Mam nadzieje, że coś zapamiętaliście i nie zgubicie się kiedy będziecie sami łazić po Chłodnicy. 

-Wielkie dzięki Lucy za oprowadzenie.- podziękował z uśmiechem Jerry.

-Nie wiedziałem, że to miasta ma tyle wspólnego z wyścigami.- dodał Carlos.

-W porządku. 

-Powiem krótko. Zaszczytem było, aby taka ślicznotka nas oprowadzała po mieście. Powinnaś mieszkać w Hollywood, a nie tej wsi.

-Emm... nie skomentuje tego Alexis...

-Alex...mów mi Alex.- przerwał.

-Alex...-powtórzyłam bez entuzjazmu. 

-Było fajnie.- prawię, że wyszeptał Fernando. Posłał mi lekki uśmiech.

-Dobra. Widzimy się za godzinę w Kole Serc.

-Czekaj...ty idziesz? Tam są same vipy. Wiesz...Zygzak McQueen. Jesteś tu Vipem?

-Pomagam Panu McQueenowi, jak tylko mogę. Do zobaczenia.- zakończyłam odchodząc.

Weszłam powoli do recepcji, ale po zamknięciu drzwi zaczęłam biec na górę. Padłam twarzą na kanapę.

-Jak było?- zapytał tata stukając mnie w ramię.

-Podsumuje Ci to krótko.- obróciłam się, aby spojrzeć w zaciekawiony oczy mojego ojca- "Cichacz, Dupek i przyjaciele."

Pozdrawiam o godzinie 01:33. Widzicie? Tak kończy się przedawkowanie McQueena xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro