ROZDZIAŁ.21 WYŚCIG
***Pov.Cruz***
Jechałam za Jacksonem do Przełęczy Stabilizatorów. Powoli zachodziło słońce i tylko czekałam, aż wysiądę z samochodu i przejdę się dawno nie używaną drogą. Pan McQueen mówił mi, że ścigał się tam bardzo dawno temu i nie wie, jak aktualnie wygląda trasa. Sally jednak zapewniła mnie, że droga na pewno będzie w stanie używalnym. Właściwie to sama zaraz się dowiem. Widać było, że Jackson dobrze wie, gdzie jedzie. Jechaliśmy ledwo 70km/h, ale w sumie to dobrze. Widok pustynnego pustkowia z kilkoma wyschniętymi krzakami bądź wielkimi kaktusami na horyzoncie prezentował się pięknie o zachodzie słońca. Wszystko dobrze widziałam, bo dzisiaj nie zapinałam siatki bezpieczeństwa. Wzrokiem wróciłam na drogę i zauważyłam, że minęliśmy tabliczkę z napisem "Przełęcz Stabilizatorów". Uśmiechnęłam się na jej widok i wyrównałam przeciwległym pasem do Sztorma. Miasteczko były zdecydowanie mniejsze od Chłodnicy Górskiej. Przed wyruszeniem Lola mówiła mi, że w Chłodnicy mieszkało kiedyś więcej osób i ich część zamieszkiwała jej okolice- w tym Przełęcz Stabilizatorów. Stara stacja paliw i zniszczone budynki. Zatrzymaliśmy się ze Sztormem na stacji. Wysiedliśmy z aut.
-Dobra... to co robimy?- zapytałam, a Sztorm podstępnie się uśmiechnął.
-Chyba nie myślałaś, że zabiorę Cię na kolejny obiad?
-Miałam taką nadzieje.- odparłam z lekkim strachem. W głowie miałam wyłącznie myśli, że chce mnie zgwałcić, zabić i zakopać.
-To nie tym razem Ramirez. Proponuje Ci wyścig. Przyjmujesz wyzwanie?- zapytał zakładając ręce na klatce piersiowej.- Trzy okrążenia kopalniami i wąwozem.- mówiąc to wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Oczywiście, że się zgadzam!- uścisnęłam jego dłoń.- Wyścig o honor?
-O honor.- przytaknął kierując się do auta.
Sama też to zrobiłam. Sięgnęłam po kask i założyłam go na głowę, a na dłonie naciągnęłam rękawice. Opuściłam jeszcze rękawy w bluzie. Popatrzyłam na Sztorma, który zasalutował do mnie po czym odjechał. Zapięłam siatkę bezpieczeństwa po czym ruszyłam za nim. Widać, że się przygotował.
Stanęliśmy, przed wjazdem do kopalni.
-Na 3!- krzyczał.- Raz! Dwa! TRZY!
Gdy tylko usłyszałam trzy wjechaliśmy z pełną prędkością do kopalni. Włączyłam lampy. Zrobiło się wąsko i byłam zmuszona przepuścić Sztorma. Gdy tylko wyjechaliśmy z groty trafiliśmy na początek wąwozu. Trochę piach i glina dawały możliwość poślizgu. Na moje szczęście pojawił się ostry zakręt. Uśmiechnęłam się i driftem weszłam w zakręt wyprzedzając Jacksona. Ha! Spojrzałam lekko w górę. W jamę zaglądały wysuszone drzewa. Śliczny widok. Czekaj...gdzie jest Sztorm? Spojrzałam przed siebie. Szlag! Wyprzedził mnie. Zmieniłam bieg i przyspieszyłam. Wjechałam lekko na ścianę wąwozu i wyprzedziłam go. Nie było teraz szansy na wyprzedzenie mnie bo było zbyt wąsko. Wyjechaliśmy na drogę. Sztorm wyrównał do mnie, lecz nie dawałam za wygraną jechaliśmy równo do czasu ponownego wjazdu do kopalni, gdzie tym razem ja byłam na prowadzeniu.
***PO WYŚCIGU***Pov. Jackson***
Z Cruz (która wygrała) pojechaliśmy na dosyć wysokie wzgórze. Wysiadłem z auta zdejmując z siebie czarny kask i rękawice. Wrzuciłem je niechlujnie do samochodu i spojrzałem na dziewczynę. Stała na skraju wzgórza i patrzyła w dal. Ściemniło się już. Podszedłem do niej i chwyciłem za ramię.
-Gratuluje.- odparłem spokojnie puszczając Cruz i stając obok niej. Moim oczom ukazała się Chłodnica Górska nocą. Spora ilość światła sprawiła, że miasto sprawiało widok bardzo przytulnego. W sumie było to prawdą. Nie spodziewałem się, że zostanę przyjęty tu tak ciepło. Może mam takie wrażenie, przez to, że nie rozmawiałem z McQueen'em. Właściwie to staram się go unikać. Nie zdobyłem u niego dobrej opinii i on u mnie też. Z jednej strony wielka szkoda, bo to mój idol, ale z drugiej... Szczerze nie oczekiwałem, że Cruz się ze mną pogodzi. Sądziłem, że po tym, jak obrzuci mnie tymi poduszkami karze mi wyjść i nie wracać, a zdołała mnie nawet przytulić. Ma złote serce i w sumie nie wiem, czemu zwlekałem z tym tyle czasu. Chciałem na nią spojrzeć, lecz Cruz już nie było. Odwróciłem się gwałtownie i od razu zobaczyłem ją leżącą na ziemi. Podszedłem do niej.
-Ziemia nie za zimna?- zapytałem.
-Nie. Kładź się obok.- odparła ciepło. Zdziwiłem się.- Nie panikuj, że pobrudzisz kurtkę.- prychnęła klepiąc dłonią obok siebie w geście zaproszenia. Wykonałem jej prośbę i położyłem się obok. Spojrzałem w niebo. Odebrało mi mowę. Ile tu gwiazd! Coś niesamowitego!
-Wow...-wydusiłem stłumionym, przez emocje głosem.
-Ślicznie, czyż nie?- zapytała mnie jednak wiedziałem, że znała moją opinię na temat tego nieba.- W mieście takich nie masz co?
-No nie. Mieszkasz tu?- spytałem. W sumie to nigdy nie pytałem się Cruz, gdzie mieszka.
-Nie, niestety. Przyjeżdżam tu trenować. Chociaż z Panem McQueen'em często też jeździmy do Rusteze Racing Center. Mam mieszkanie w mieście nieopodal Chłodnicy Morskiej. Kupiłam je jeszcze za czasów, jak byłam trenerką. Wcześniej to właściwie nie mieszkałam nawet w Ameryce, ale to chyba po mnie widać. A ty gdzie mieszkasz?
-San Antonio.- stwierdziłem krótko.
-Nigdy nie byłam.- odpowiedziała z lekkim smutkiem.
-Dużo nie stracisz.- powiedziałem.- Ładne miasto, ale to nic w porównaniu do na przykład Los Angeles. A gdzie dokładniej jest Chłodnica Morska?
-30 minut drogi od San Diego.
-San Diego...akurat tam byłem.
-I co sądzisz?
-Cudo.
-A gdzie chciałbyś mieszkać?
-Nie wiem. Nigdy nie miałem czasu, aby nad tym myśleć. Teraz powinienem być w San Antonio i trenować. Tak, jakby zbuntowałem się i tak o to jestem. Chciałem się pogodzić.
Po tych słowach poczułem, jak Cruz złapała za moją dłoń. Była bardzo ciepła.
-Masz trochę czasu, aby nad tym pomyśleć. Mamy jeszcze dwa długie miesiące.
Odwzajemniłem uścisk. Po raz pierwszy czułem, że czyjakolwiek dłoń jest tak ciepła.
***Pov.Zygzak***
Pod wieczór wstałem skorzystać z toalety i zauważyłem, że mało co mnie boli. Wiadomo ból nie zniknął, ale było zdecydowanie lepiej. Miałem już wychodzić z łazienki, gdy spojrzałem w lustro. Podszedłem do niego. Pierwsze co zrobiłem to odsłoniłem grzywkę i palcem przejechałem po znanym mi wgłębieniu. Eh...czasami ciężko wracać do niektórych wydarzeń. Usłyszałem wtedy skrzypnięcie drzwi. Spojrzałem w ich stronę.
-Puka się.- odparłem puszczając grzywkę na widok Lucy. Dziewczynka nie wzruszyła się na moją uwagę, a jedynie podeszła blisko mnie. Buntowniczka stanęła na palcach i odgarnęła moje włosy z czoła odsłaniając szramę.- Co robisz?
-Nigdy nie miałam okazji bliżej jej się przyjrzeć.- odparła krótko.
Coś w tym było. Ja i Sally nie mówiliśmy Lucy o wypadku- do czasu.
******
Dochodziła godzina 22. Był weekend i żadne z nas nie miało zamiaru jeszcze spać. Włączyliśmy RSN i zaczęliśmy oglądać nocne wydanie wiadomości.
-Co później?- zapytała Sally. Włączyłem gazetę w telewizorze.
-Już Ci mó...- zaniemówiłem. Top 5 wypadków ostatnich lat. Popatrzyłem na Sally. Między nami siedziała Lucy i byłem pewny, że pokażą nagranie z mojego wypadku z przed pięciu lat. Sal przytaknęła jedynie delikatnie głową.-Top 5 wypadków ostatnich lat.- powiedziałem lekko załamanym głosem. Spojrzałem na Lucy która nie rozumiała mojego stresu.
-Lucy. Tylko bez względu co tam będzie masz być spokojna. Dobrze?- poprosiła Sally.
-Raczej nikt w nich nie zginął, więc jestem spokojna.- powiedziała z uśmiechem.
Program się rozpoczął. Przełknąłem ślinę. Zaczęto od wypadku z 2000 roku. Czyli będę wisienką na torcie. Ale super. Pan Król i kilku innych rajdowców. Sally cały czas patrzyła na mnie. Czułem, jak trzęsą mi się ręce.
-Miejsce 1. Zygzak McQueen 2017 rok.- powiedział Bob w telewizorze. Zostało puszczone wideo. Było to dla mnie trudne do oglądania. Jak dachuje...jak prawię, że umieram.
-Lucy...-zacząłem, gdy nagranie dobiegło końca i zaczęli zajmować się, jak do niego doszło. Widziałem, jak oczy jej się przeszkliły. Popatrzyła mi w oczy.
-Czyli te sny były prawdziwe?
-Tak...-wiedziałem, że chodzi jej o koszmary, które czasami miewała.
-Mówiłeś, że to tylko sny.- powiedziała pociągając nosem.
-Ale nic mi nie jest. Jestem cały i zdrowy.- uśmiechnąłem się.- Mam tylko drobniutką szramę.
Buntowniczka mocno mnie przytuliła- jak nigdy. Odwzajemniłem uścisk. Słyszałem jej płacz.
-Przepraszam, że Ci nie powiedziałem.- odparłem czując, zbierające się łzy. Mówią, że mężczyzna, by nie płakał, ale gdybym wtedy stracił życie? Co by było wtedy? Miałbym nie widzieć, jak dorasta? Sally pewnie przekazałaby jej to delikatnie, ale... to ja muszę być odpowiedzialny za własne czyny. W tym momencie to był mój obowiązek.
-Mogłeś nie żyć.- szepnęła. Przytuliłem ją mocniej.
-Ale żyje i nie mam zamiaru was szybko opuszczać.- po tych słowach złapałem Lucy za ramiona i odsunąłem od siebie. Dalej trzymając jej drobne ramionka spojrzałem w zapłakane oczy.- Widzisz? Cały i zdrowy. I obiecuje Ci, że nigdy Cię nie opuszczę- uśmiechnąłem się.
-Nigdy?- dopytała, jakby w upewnieniu się prawdziwości w moich słowch.
-Nigdy, przenigdy.
******
Lucy od dwóch minut dotykała wgłębienia.
-Mocno żeś przygrzmocił.- stwierdziła po dłuższej chwili ciszy.
-Taa...-przyznałem z lekkim śmiechem.- Mam nadzieje, że nie masz mi za złe, że dowiedziałaś się o wypadku w taki, a nie inny sposób.
-Prędzej, czy później byście musieli mi powiedzieć.- prychnęła.- Co miałeś tu wbite? Wow! To jest głębokie na milimetr, jak nie dwa.
-Chyba coś od kasku. Nie pamiętam. To było dziesięć lat temu. Chyba rozumiesz.
-Wiadomka. A gdyby wbiło by Ci się to w czachę! O kurde!
-Lucy...błagam Cię.- poprosiłem.- Nie każ mi sobie tego wyobrażać.
-Żartuje.- prychnęła. Pocałowała moją szramę po czym zakryła dokładnie włosami.- Myślałeś kiedyś o zafarbowaniu końcówek grzywki bibułą?
-Em...nie?
-To, jak ja. No, ale, jakby nie patrzeć czerwone końcówki.- zaśmiała się.
-Chłopaki w twoim wieku farbują włosy bibułą?- zapytałem z rozbawieniem w głosie.
-Dowiem się za nie całe dwa tygodnie. Cruz ma zamówić mi te rękawice.
-Zaczynam się martwić o własne życie.
-Wystarczy mi, że raz otarłeś się o śmierć. Więcej już mi nie trzeba.
Siema! Ogólnie ten rozdział miał pojawić się we wtorek, ale, że jestem w trakcie pisania 24 rozdziału to macie go dzisiaj :D Mam nadzieje, że się podoba <3 Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro