Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.2 KOLOROWANKI

Czy to Cruz? Nie może być. Jeszcze, przy nim!? Kim jest ta obok niej? Czy to...ale, jak?

-Tato!- gwałtownie się obudziłem.

-Lucy!- mało nie krzyknąłem z przerażenia.- Jest 3 w nocy. Co się stało?

Dziewczynka spuściła wzrok i zeszła z łóżka. Teraz widziałem, że miała ze sobą "pluszowego tatusia". Pluszowy tatuś to maskotka przedstawiająca mój samochód wyścigowy z oczami w miejscu szyby i ustami. Wstałem i poszedłem za Lucy do jej pokoju. Zaświeciłem lampki i pokierowałem się do jej łóżka. Przykryłem Lucy kołdrą i pocałowałem ją w czoło.

-Jeszcze pluszowy...-szepnęła wysuwając pluszaka przed siebie. Pocałowałem go w dach. Uśmiechnęła się.

-Miałaś zły sen?- zapytałem, a ta twierdzącą kiwała głową.- Więc co Ci się śniło?

Lucy podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła opowiadać.

-Jechałeś w wyścigu. Bardzo szybko. Nagle skręciłeś i wjechałeś w ten murek co jest na torze (zapewne chodziło jej o bandę) i przekoziołkowałeś w powietrze. Potem spadłeś na ziemię. Mama chciała do ciebie podejść, ale nie mogła. Kiedy wyciągnęli Cię miałeś dużo ranek.

-Ranek?- upewniłem się z lekkim strachem w głosie.

-Tak.- dziewczynka stanęła na łóżku i zaczęła dotykać mojej twarzy.-Tutaj, tutaj, tutaj i jeszcze tu.

Byłem przerażony. Lucy opisała mój wypadek, który miałem pod koniec mojego ostatniego sezonu. Może nie dokładnie, ale jednak. Było to dla mnie dziwne bo Lucy o tym nie wiedziała. W tym dniu została z Lilianą w Chłodnicy i według jej opowiadań zajęte były zabawą w chowanego. Sally siedziała ze mną w szpitalu, gdy wracałem do zdrowia. Żadne z nas nie chciało mówić Lucy o tym zdarzeniu. Gdy wydobrzałem wróciłem do miasta. Spotkałem się z Lucy, aby wytłumaczyć moją nieobecność. Powiedziałem jej, że trenowałem i teraz muszę pobyć sam. Powiedziała, że rozumie. Mimo wszystko, przez następne 2 miesiące codzienne przychodziła do składzika Hudsona, gdzie przesiadywałem dnie i noce tylko, aby przynieść mi rysunek. Nie wiedziała, że moja psychika była w kawałkach i nie chciałem jej martwić moim dziwnym zachowaniem-nikogo nie chciałem.

Miejsca które wskazała na mojej twarzy...dokładnie tu miałem rany po wypadku. Po jednej na czole, którą wskazała nadal mam małą szramę. Zawsze jednak zakryta jest moją grzywką. Bałem się, że po dotknięciu jej wyczuje wgłębienie. Z moich oczu popłynęły łzy. Przytuliłem Lucy.

-Czemu płaczesz tatusiu?- zapytała.

-Bo wiesz córeczko...- odsunąłem ją od siebie, aby spojrzeć w jej oczy.-... bo tatusia musiałoby to strasznie boleć...- wspomnienia z tego dnia wróciły. Jak uderzałem głową o dach. Jak roztrzaskana szyba rozcięła mi kombinezon i rękę, i jak widziałem ostatni raz Sally przed tym jak straciłem przytomność. Zapłakaną próbującą się do mnie dostać.

******

Wstałem przed 6. Przez to, że w nocy trochę popłakałem moje oczy były zaczerwienione. Ubrałem się w mój czerwony kombinezon, a na stopy założyłem niskie, czarne buty.

-Zygzak.- powiedziała Sally wstając do pozycji siedzącej.

-Przepraszam...obudziłem Cię.- westchnąłem. Sally wstała i podeszła do mnie. Wyciągnęła ręce w stronę mojego kołnierza od kombinezonu. Rozsunęła lekko suwak, tak aby koszulka którą miałem pod spodem pod niego nie podeszła i zasunęła. Następnie delikatnie zapięła rzep który kończył zapięcie.- Płakałeś?- zapytała.

-Tak...-przyznałem.- Lucy śnił się mój wypadek i...-przerwałem bo łzy od nowa napłynęły mi do oczu. Sally przytuliła mnie.

-Tak wiem. To było dla nas ciężkie, ale minęło. Jesteś cały i zdrowy, a Lucy nie musi wiedzieć, że miałeś wypadek. Tak?

Przytaknąłem.

-Idź przepłucz te oczy zimną wodą bo wyglądasz, jak zombie.- uśmiechnęła się całując mnie w policzek. Już wychodziłem, gdy rzuciłem.

-Dziękuje Sally.

-Po to jestem.- stwierdziła z uśmiechem. Odwzajemniłem. Umyłem szybko twarz i jeszcze zajrzałem do pokoju Lucy. Spała w strasznie śmiesznej pozycji. Jedna noga praktycznie dotykała ziemi, "pluszowy tatuś" służył jako poduszka, a sama kołdra nie dość, że była poprzekręcana to jeszcze zakrywała jej tylko jedną rękę. Zaśmiałem się cicho. Nogę położyłem na łóżku, a samą kołdrę zacząłem poprawiać. Gdy skończyłem pocałowałem nadal śpiącą Buntowniczkę w czubek głowy i udałem się do wyjścia. Przecież Cruz nie będzie czekać.

******

-Cruz!- stałem pod jej stożkiem i uderzałem w drzwi.- Mamy 6:12! Pobudka!

Wtedy wyszła Cruz. Była w kombinezonie i...dwóch różnych butach?

-Cruz...buty.- wskazałem. Do kombinezonu wyścigowego mamy specjalne buty. Niestety Cruz miała na sobie tylko jeden z nich. Na drugiej stopie widniał adidas.

-Przepraszam Panie McQueen...-szepnęła zaspana.

-W porządku tylko zmień tego adidasa. Nie mamy całego dnia.

******

Patrzyłem na prędkość Cruz. Musiała być strasznie zaspana bo jej wyniki sięgały minimum. Dziewczyna wyszła z samochodu.

-Ledwo sięgnęłaś minimum.- stwierdziłem, a dziewczyna spuściła głowę.- Trzeba karę wykombinować...

-Karę?- zdziwiła się zdejmując kask.

-Masz coś pod kombinezonem?- zapytałem z powagą.

-No tak...

-Zdejmuj kombinezon.- odparłem, a ta patrzyła nam nie ze zdziwieniem.

-Nie powiem...to dziwne Panie McQueen.- stwierdziła. Westchnąłem.

-Zdejmuj, albo kara będzie podwójna.

Cruz zdjęła kombinezon zostając w czarnych getrach do kolan i żółtej koszulce na ramiączkach.

-Teraz nogi zahaczasz o zawieszenie auta i 40 brzuszków.- odparłem. Cruz szybko zaczęła wykonywać polecenie.- Teraz zaspana nie jesteś?- zapytałem.

-Teraz nie.- stwierdziła dumnie

-To dobrze...przebiegniesz 3 kółka wkoło toru. Cenna motywacja...-uśmiechnąłem się głupio. Cruz nie była zadowolona.- Zawsze możemy iść na gimnastykę.

-To ja się przebiegnę.- powiedziała kończąc brzuszki.

******

Po treningu Cruz wróciła do stożka, a ja do domu. Dochodziła 8 rano. Zobaczyłem, że przy stole Sally patrzy coś na telefonie, a Lucy je płatki.

-Cześć dziewczyny!- przywitałem się.

-Cześć Zygzak.- przywitała mnie Sally. Lucy akurat gryzła płatki.

-Ciocia Lila przyjeżdża!- odparła przełykając.

-Doprawdy?

-Tak.- potwierdziła Sal- Dostała zaległy urlop.

-To świetnie- usiadłem na krześle.

-Ja i Lucy dzisiaj mamy dzień kolorowanek.- przyznała moja żona.

-To fajnie.- uśmiechnąłem się widząc radość Buntowniczki na wiadomość całego dnia z jej ukochanymi kolorowankami.

-Ty możesz odpocząć. Wiem, że potrzebujesz.- stwierdziła Sal.

-Kochana jesteś.

-Dzisiaj ustalę z Cruz plan ćwiczeń.

-Dobry pomysł.- przyznała Sally.- Mógłbyś jej przy okazji wspomnieć, aby wpadła tutaj koło 18.

-W porządku, ale...

-Babski wieczór.- zaśmiała się.

-Tu kolorowanki, tu babskie wieczory. Macie rozpęd. Czyli muszę gdzieś z Lucy na ten wieczór wybyć...

-Lucy nie.- uśmiechnęła się podstępnie.- Z tego co wiem moje dziecko nie jest chłopcem.

Westchnąłem.

-W porządku. Właściwie chce coś załatwić więc...

-I fajnie.

Usłyszałem beknięcie. Lucy skończyła jeść miskę płatków.

-Co się mówi?- zapytałem z uśmiechem.

-Przepraszam.- powiedziała. Wstałem i cmoknąłem ją w policzek następnie biorąc w dłonie brudną miskę. Podszedłem do zmywarki i odłożyłem naczynie. Wtedy przypomniało mi się, że nie jadłem śniadania. Wyjąłem z chlebaka chleb razowy, a z lodówki twarożek i szczypiorek. Rozsmarowałem twarożek na trzech kromkach. Na koniec pokroiłem szczypior i posypałem nim kanapki. Wróciłem z talerzem do stołu.

-Smacznego!- powiedziała Lucy.

-Dziękuje.- podziękowałem biorąc kęs kanapki.

-Tak właściwie co u Francesco?- zapytała Sally.

-Nie wiem. Pewnie dalej się ściga w F1.- stwierdziłem krótko. W F1 panują inne zasady niż na zawodach typu Nascar jakim są zawody o Złotego Tłoka.

-Ale skoro ty skończyłeś to jakim cudem on...

-Jedyne co łączy jedno z drugim to fakt, że są to wyścigi samochodowe. Reszta jest zupełnie inna.

-Czemu?- zapytała Lucy. To się wkopałem. Jak wytłumaczyć to czterolatce?

-Jak będziesz starsza to ci to dokładnie wytłumaczę.- najlepszy sposób na ciekawską Buntowniczkę. Mam już całą listę pod tytułem "Powiem Ci jak, będziesz starsza". - Tak właściwie czemu Sally poruszasz temat Francesco?- zapytałem marszcząc brwi.

-Nie bądź zazdrosny.- poprosiła mnie Sally, lecz ja jeszcze bardziej się skrzywiłem.

-Nie jestem...

Sally wstała i pocałowała mnie w policzek.

-Mój zazdrośnik.

******

Po skończonym posiłku odniosłem naczynie do kuchni. W międzyczasie Sally z Lucy zeszły do recepcji motelu, aby wydrukować kolorowanki. Byłem ubrany więc od razu ruszyłem do stożka Cruz.

Będąc przed budynkiem zapukałem.

-Proszę!- po tych słowach otworzyłem drzwi. Cruz siedziała na łóżku z telefonem.

-Boli brzuch od brzuszków?- zaśmiałem się.

-Jest w porządku Panie McQueen.- uśmiechnęła się.

-A co robisz?- zapytałem.

-Taką jedną stronkę patrze. Nic ciekawego.

-Chciałem ustalić plan treningów i dojść dlaczego tak kiepsko ci szło. Słyszałaś o rekordzie Sztorma?

-Tak słyszałam. Mam po prostu gorszy dzień-nic więcej!

-Jeżeli chcesz się odstresować to Sally i Lucy mają dzień kolorowanek więc, jak coś to się dołącz.-zaśmiałem się

-Pan lubi kolorowanki?- zapytała z głupim uśmieszkiem.

-Kocham! Tak naprawdę to skończyłem z wyścigami dla kolorowanek z dinozaurami.- mówiłem z uśmiechem. Cruz powstrzymywała się od śmiechu. Gdy obydwoje się uspokoiliśmy kontynuowałem.- Sally zaprasza Cię na babski wieczór. Kazała przekazać.

-O rany to... świetnie! Na pewno wpadnę!

-Tylko nie siedź do późna. Jest piątek, ale w sobotę rano już wyjeżdżamy na zawody.

-Oczywiście Panie McQueen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro