Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.11 GOKARTY

-Możesz zaraz zjechać w prawo?

-Zygzak, ale...

-Proszę!- mówiąc to zrobiłem wielkie kocie oczy.

-Tylko powiedz po co.

-Chce, abyście z Lucy coś zobaczyły.-stwierdziłem spokojnie.- Tutaj skręć!- wskazałem.

-Co zobaczyć?- zapytała Lucy.

-No... powiedzmy, że chce coś sprawdzić.

-Teraz w lewo skręcić?- dopytała Sal.

-Tak, w lewo.

******

- Co to za miejsce?- zapytała Sally wyłączając silnik.

-Wysiądźcie, a się dowiecie.- zaśmiałem się otwierając drzwi od auta. Lucy wyskoczyła z samochodu, a ja wziąłem ją na ręcę.- Kochane, o to miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Oto mój stary tor kartingowy!

-Zaczynałeś na gokartach?- dopytała Sal.

-Jak większość kierowców wyścigowych z mojego rocznika.- uśmiechnąłem się na myśl o moich kolegach z branży.

-Co to gokart?- zapytała Lucy.

-Zaraz zobaczysz.- mówiąc to ruszyłem do wejścia na tor.

***Pov. Jackson***

-Cześć Simon!- przywitałem mojego kolegę mechanika wchodząc do jego warsztatu. Simon opiekuje się moim autem kiedy nim nie jeżdżę- Jak moja maszyna?

-Cześć Jackson. Bardzo dobrze. Sprawdziłem wentylacje i dolałem oleju. Właściwie nic więcej nie musiałem ruszać. Stan auta prawie, że nie naruszony.

-Cieszy mnie to, bo mam zamiar potrenować na torze. Szykuje się rekordowy czas okrążenia.

-Wysoko mierzysz. Nie zajedź go tylko. Co właściwie u twojego trenera?- zapytał Simon- Dawno z nim nie gadałem.

-W porządku. Ostatnio myśli nad strategią, więc ja trenuje na własną rękę.

-Oho... zmiana strategii? Z jakiego to powodu?

-Ramirez ma dostać niespodziankę jakiej się nie spodziewa.

-Dziewczyny się boicie? Z palcem w nosie możesz ją wyprzedzić Jackie.- prychnął.

-Ja to wiem. Tylko ta dziewczyna ma w drużynie McQueena.

-McQueen to jakieś bóstwo w tej branży, czy ja czegoś nie rozumiem?- zaśmiał się.

-Jakkolwiek ten dziad nie byłby irytujący to na tej branży się zna. Zdobył Tłoka 7 razy. Pomyśl! Gdyby nie McQueen wygrałbym Florydę 500. 

-Czyli planujecie morderstwo McQueena?- zapytał z głupim uśmieszkiem biorąc w dłoń jakąś szmatkę. Szkoda, że mi nie było do śmiechu. Jak mocno uwielbiam tego człowieka, to na tyle mocno mnie irytuje.

-Tak! Wiesz, zakopiemy go w lesie. Oczywiście, że nie planujemy morderstwa! Trzeba znaleźć jakąś nową sztuczkę której ta dwójka by się niespodziewała...

-Wybacz Jackie. Ja znam się na samochodach, a nie trikach kierowców rajdowych.

-Dopóki czegoś nie wymyślę muszę poprawić czas. Krótka piłka.- stwierdziłem.- To ja jadę.

-Trzymaj się Jackie.

-Ty też Simon.- mówiąc to wsiadłem, przez okno do auta uważając oczywiście na klatkę bezpieczeństwa. Wyjechałem ostrożnie z jego garażu. Widziałem mojego przewoźnika nieco dalej. Podjechałem bliżej. Drzwi od przyczepy otworzyły się, a ja wjechałem do jej środka. Wyłączyłem silnik i wyszedłem z auta. Wybiegłem z naczepy i pokierowałem się do kabiny.

-Auto działa?- zapytał.

-Taa...jedźmy na tor.- zarządziłem oschle. Nie miałem ochoty z nim gadać.

-Na szczęście jest niedaleko.- odparł ruszając. Mój wzrok był ślepo zapatrzony w dal. Wyłączyłem się. Jedyne co mój mózg w tym momencie rejestrował to tekst piosenki która aktualnie leciała w radiu. Westchnąłem głośno przymykając na chwilę oczy.

-Jackson! Wysiadka.- na słowa przewoźnika wybudziłem się i wyszedłem z kabiny. Ledwo wysiadłem, a już widziałem moją ekipę, która kierowała się w moją stronę.

-Wyciągnijcie auto na tor.- zarządziłem.- Gdzie jest kombinezon?

-W garażu.- odpowiedział jeden z pomocników. Włożyłem dłonie w kieszenie dżinsów i ruszyłem do garażu. Patrzyłem na stopy i za nim się obejrzałem już byłem na miejscu. Po wejściu zamknąłem drzwi na zamek. Zacząłem rozglądać się za kombinezonem.

-Gdzie on...- szeptałem do siebie z irytacją. Ostatecznie odnalazłem go na szafce z narzędziami. Zdjąłem z siebie czarno-niebieską bluzę i szarą koszulkę. Później buty i dżinsy. Nałożyłem na siebie przylegające czarne spodnie i bluzkę z rękawem 3/4. Na to nałożyłem kombinezon. Zapiąłem suwak i zabezpieczyłem zapięcie, przy szyi. Zawiązałem czarne buty od kombinezonu, do ucha włożyłem zestaw słuchawkowy, a na koniec nałożyłem rękawice. W dłoń chwyciłem kask i ruszyłem na tor.
Już w oddali go dostrzegłem. Ekipa kończyła przy nim jeszcze jakieś pracę. Zbliżyłem się do nich, a Ci jakby pod wpływem zaklęcia odeszli. Zmierzyłem ich chłodnym spojrzeniem za nim wsiadłem do auta. Siedziałem już na swoim miejscu. Zakładałem na głowę kask, gdy przypomniała mi się sytuacja z tą dziewczynką. Uśmiechnąłem się na myśl o niej.

-Jackson! Ruchy!- wydarł mi się do ucha jeden z członków zespołu.

-Ahh! Jesteś gorszy od trenera!- warknąłem gniewnie do mikrofonu. Założyłem szybko kask, a siatkę bezpieczeństwa zapiąłem. Westchnąłem odpalając silnik.

***Pov.Zygzak***

Od kilku minut łaziliśmy po ośrodku. Było praktycznie pusto ze względu na wczesną porę. Co chwilę pokazywałem Sally i Lucy jakieś miejsce przytaczając, przy tym jakieś przyjemne wspomnienia. Doszliśmy wtedy do garaży.

-Tego miejsca byłem najbardziej ciekawy.- stwierdziłem spoglądając na rząd garaży.- Tutaj przechowywali prywatne gokarty.

-Twój też?- zapytała Lucy.

-Mój też.

Patrzyłem na numery nad garażami.  Ich kolejność nic nie zmieniła się od tych ponad dziesięciu lat.

-Gdzie miałeś garaż?- dopytała Sal.

-Mój był przy samym końcu. Najpierw chce zobaczyć ten Matt'a Renaulta.- na myśl o moim przyjacielu uśmiechnąłem się. W pewnym momencie zatrzymałem się i spojrzałem na drzwi garażu.- To ten!
Zacząłem dobijać się do niego, ale bezskutecznie.

-Kto tam!?- usłyszałem donośny głos jakiegoś mężczyzny. Spojrzałem w bok. Przez chwilę analizowałem jego głos, gdyż wydawał mi się bardzo znajomy.

-Em...dzień dobry?- powiedziałem odsuwając się od garażu i tym samym patrząc w twarz zbliżającej się osoby.
Stanął naprzeciwko mnie. Wtedy go poznałem! Był to mój opiekun z młodzieńczych lat.

-Monty McQueen?- zapytał.

-Zygzak...- wycedziłem, przez zęby. Mężczyzna zaśmiał się przytulając mnie.

-To ty byczku! Bobo McQueen, jak wyrosło. Ty już z trzydzieści lat masz na karku, co? A pamiętam, jak taki mały szczyl biegał między gokartami.- powiedział radośnie puszczając mnie- Dawno Cię nie widziałem.

-Pana też miło widzieć.- spojrzałem na Sally i Lucy.- Pan pozwoli, że przedstawie. Sally McQueen-moja żona, a ta mała to nasza córeczka Lucy.- mój były opiekun pocałował dłoń Sal i przybił piątkę z Buntowniczką.

-Ile się zmieniło. Ty już na sportowej emeryturze, z trzydziestką na karku, żoną i córką. Aż ciężko jest mi sobie wyobrazić, jak ten czas pędzi.

-Nie czuje, że tyle minęło.- stwierdziłem krótko.

-Bo ty zawsze żyjesz chwilą Monty...

-Zygzak...- wtrąciłem zirytowany na co mężczyzna się roześmiał.

-Żartuje sobie McQueen.- objął mój kark.- Jak się czujesz po...

-Dobrze.- wtrąciłem. Wiedziałem o co będzię chciał zapytać, a zależy mi, aby Lucy póki co nie dowiedziała się o wypadku.

-To dobrze. Widzę, że dobijasz się do Renaulta.- stwierdził.

-Widzę, że pozamykane.- odparłem.

-Niektóre. Większość jest pustych. Zainteresowanie wyścigami spadło, nie czarujmy się.

-A mój?

-W twoim to stoi jeszcze twój gokart.

-Niech pan nie żartuje!

-Twój i Renaulta trzymamy pod kluczem. Po tym, jak przerzuciliście się z gokartów na auta zamknąłem je, abyście właśnie, mogli później wspominać. Mała, chcesz zobaczyć sprzęt tatusia?

Lucy przytaknęła. Ruszyliśmy do mojego garażu.

***Pov. Sally***

Właśnie staliśmy w starym garażu Zygzaka. Jego czerwony gokart przykryty został warstwą kurzu. Mój mąż wraz z Lucy zajęli się czyszczeniem go. Nagle moja córeczka podbiegła do mnie.

-Mogę pojeździć?- zapytała z kocimi oczami. Jakbym widziała jej ojca...

-Gokartem?- upewniłam się.

-Tak! Tym tatusia.

-Zygzak?- zaczęłam.

-Z tego co kojarzę to można przysunąć w nim siedzenie i opuścić kierownicę.- odparł lekko zamyślony.

-Tak da się.- potwierdził jego opiekun.- Jeżeli młoda McQueen chce spróbować to czemu nie.

-Nie zrobi sobie krzywdy?- zapytałam.

-Na oponach się nie rozbije.- stwierdził mój trener.- Młoda! Idziemy po kask.

******
Stałam obok opiekuna Zygzaka w odległości od toru. Patrzyłam, jak Laluś tłumaczy coś Lucy.

-Uważam, że jest za mała...- stwierdziłam.- Gokart to nie zabawka...

-Zaczynają młodsi od niej.- powiedziałał.- Spokojnie.

Usłyszeliśmy dźwięk odpalonego silnika. Zygzak podbiegł do nas, chwycił zieloną flagę i wrócił na tor.

-Nie szarżuj młoda!- krzyknął Zygzak. Wyjęłam z kieszeni telefon i zaczęłam nagrywać.

-Zielona flaga w górze!- powiedział Zygzak, a Lucy niepenie ruszyła. Pierwsze okrążenie szło jej, jak szło, ale kolejne. Nie mogłam uwierzyć! Radzi sobie świetnie. Widziałam, jak Zygzak się cieszy. Musiała być to dla niego wielka chwila...

Siema! Przeczytaj, grzecznie proszę.
Ogólnie mam komputer w naprawie i ten rozdział pisałam na tel (dlatego dzień opóźnienia z rozdziałem). Mam nadzieje, że się mimo wszystko spodobał :) Odzyskam kompa i myślę, że zrobię maraton. Dajcie znać, czy chcielibyście. No i ostatni rozdział będzię najprawdopodobnie ostatnim z 4-letnią Lucy...będzię "wyczekiwany" przeskok w czasie xD Pzdr dla tych co dotrwali do końca! Do zobaczenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro