ROZDZIAŁ.9 ZGODA?
***Pov.Cruz***
Leżałam w łóżku z telefonem. Oglądałam nowe odcinki mojego ulubionego serialu, ale czułam się już bardzo śpiąca. Powinnam położyć się spać, bo rano miałam zamiar pobiegać, ale z drugiej strony...
Wtedy dostałam sms'a od Pana McQueena.
___________________________________
| ZYGZAK MCQUEEN |
Cruz. Nie gódź się póki co ze
Sztormem.
Czemu?? Coś się stało?
W tym momencie to nieistotne
No nie wiem Panie McQueen
Jak wrócę wszystko Ci wyjaśnię
Tak właściwie czemu nie śpisz???
Eee...wypiłam kawę
Znam to. Postaraj się zasnąć. Dobranoc
Dobranoc
______________________________
Mam złe przeczucia. Przed wyjazdem mówił, że to najlepsza opcja, aby się z nim pogodzić. Coś musiało się stać. Gdzie oni właściwie pojechali? Następnym razem McQueen sam będzie się tłumaczył, a nie za pośrednictwem Sally.
***RANO***Pov.Zygzak***
Leniwie otworzyłem oczy i ziewnąłem. Ciężki wieczór. Podniosłem się do pozycji siedzącej i sięgnąłem po telefon, który leżał na stoliczku nocnym. Starałem się nie obudzić Lucy, który smacznie spała.
8:21! Czas wstać.
-Lucy...wstajemy.- zacząłem szeptać do jej ucha tym samym lekko ją szturchając. Miałem nadzieje, że się obudzi. Dziewczynka otworzyła zaspane oczka i popatrzyła na mnie. Nic nie zamierzała powiedzieć.- Idziemy na śniadanko. Ubierzemy się tylko.- zadecydowałem wstając. Lucy nie pomyśli było wstawać więc postanowiłem najpierw sam się ogarnąć.
Poszedłem po torbę z ubraniami, która leżała na drugim końcu pokoju. Wyjąłem z niej czerwoną polówkę z numerem 95, granatowe dżinsy, czarne trampki i oczywiście świeżą bieliznę. Wychodząc z pokoju nie dbałem, aby cicho je zamknąć- przecież chce, aby Lucy wreszcie wstała. Pokierowałem się do łazienki. Zacząłem od przemycia twarzy wodą. Zdjąłem z siebie piżamę i pachy spryskałem dezodorantem. Założyłem na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Przed wyjściem popatrzyłem jeszcze w lustro i ułożyłem moje roztrzepane włosy. Zadbałem oczywiście o to, aby szrama została przykryta blond włosami. Zamknąłem drzwi do łazienki i wróciłem do pokoju. Lucy siedziała na łóżku trąc jedno oko.
-Ubierzemy się?- zapytałem opierając się o framugę drzwi. Lucy przytaknęła i zeskoczyła z łóżka. Buntowniczka sama wybierała sobie ubranka, więc tylko przyglądałem się, jak grzebała w torbie w poszukiwaniu wybranego outfit'u.
Lucy wybrała sobie granatowe, dżinsowe ogrodniczki i białą bluzkę w żółte błyskawice. Pomogłem dziewczynce w zapięciu spodenek i zawiązaniu sznurówek w czerwonych trampkach. Następnie zeszliśmy na dół. Miałem nadzieje, że wstaliśmy, jako pierwsi, bo oglądanie twarzy mojego ojca z samego rana nie wróżyłoby niczym dobrym.
Na szczęście na dole nikogo nie było. Zajrzałem do lodówki. Jajka i kilka warzyw. Niech będzie.
-Lucy gotujemy jajko?
-Tak! Na miękko!- odpowiedziała szczęśliwie.
-Tylko do tego kromka z masłem szczypiorkiem.- stwierdziłem z powagą.
-Muszę?- zapytała z lekkim zawiedzeniem.
-Nie musisz. Tylko dzięki temu byłabym duża i silna.-mówiłem to już bardziej pogodnie.
-To ja zjem.
Stanęło więc na tym, że muszę ugotować trzy jajka na miękko i zrobić kilka kromek z masłem i szczypiorkiem.
Wyjąłem z lodówki jajka i włożyłem je do małego garnuszka. Do naczynia wlałem wodę i wstawiłem na gaz. Wyjąłem z szafki jeszcze szklany czajniczek na herbatę. Do środka wsypałem kilka łyżeczek cukru i w odpowiednie miejsce wsypałem herbatę. Zaraz nastawie na nią wodę, ale najpierw posmaruje kromki masłem. Jak postanowiłem tak zrobiłem i po chwili na talerzu leżało kilka przygotowanych kromek.
Odcedziłem jajka i włożyłem je w podstawki. Wtedy wstawiłem wodę na herbatę, a szczypiorek pokroiłem i rozsypałem po chlebie. Wyjąłem dwa talerze oraz sztućce i położyłem je w jadalni. Po chwili doniosłem kubki na herbatę, kromki i jajka. Lucy już zasiadła do jedzenia, a ja w międzyczasie przyniosłem czajniczek z herbatą i sam postanowiłem wziąć się za jedzenie
-Chwila prawdy.- stwierdziła Lucy unosząc łyżeczkę do góry. Postukała w skorupkę i ostrożnie ją zdjęła. Białko było ścięte. Buntowniczka zdjęła część białka i zajrzała do środka.- Płynne!- ucieszyła się.
Zaczęliśmy jeść. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów.
-Przeszkadzam wam?- zapytał mój ojciec. Stanął w wejściu do jadalni i zmierzył zimnym spojrzeniem. Ale się CIESZĘ!
-Oczywiście, że nie!- odparłem z uśmiechem. Wstałem i podszedłem do Lucy.- Kochanie poznaj swojego dziadka!- wskazałem na niego otwartą dłonią. Dziewczynka zerwała się z krzesełka i tak, jak wcześniej w przypadku mojej mamy uściskała jego nogi.
-Cześć młoda.- powiedział z lekkim uśmiechem.
-Miło Cię poznać!- odparła radośnie puszczając jego nogi. Po krótkiej chwili wróciła do stołu. Zająłem ponownie swoje miejsce.
-W lodówce są jeszcze 2 jajka i kilka warzyw, jak chcesz coś zjeść.- powiedziałem tacie na co się skrzywił.
-Napije się tylko herbaty jeżeli pozwolisz.- mówiąc to wziął z kuchni kubek i wrócił do jadalni, aby nalać sobie wywaru. Kiedy skończył nalałem go sobie i Lucy.
******
Siedzieliśmy w ogródku na kocu. Lucy siedziała tyłem między moimi nogami i cierpliwie czekała, aż skończę zawiązywać wstążkę na jej włosach. Gdy skończyłem wstała i szybko dotknęła mnie w ramię.
-Berek!- krzyknęła i zaczęła uciekać. Zerwałem się z koca i zacząłem za nią "biec". Buntowniczka schowała się za jedną z donic, dlatego zacząłem udawać:
-Buntowniczko! No zniknęła! Halo! Gdzie jesteś?-po chwili usłyszałem chichot więc od razu dotknąłem ją w ramię.- Ty gonisz.
Zacząłem "uciekać" oczywiście dając Lucy praktycznie już na samym początku okazje na złapanie mnie. Dotknęła mnie w udo i za nim zdążyła odbiec złapałem ją za ręce i zacząłem się z nią kręcić sprawiając, że praktycznie unosiła się w powietrzu. Bardzo się śmiała. Po chwili kręcenia wróciliśmy na koc i usiedliśmy.
-Możemy poczytać gazetkę co wczoraj kupiliśmy?
-Pewnie! Przynieś ją tylko.
Lucy wstała i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wejścia do domu.
-Cześć Laluś!- usłyszałem dobrze znany mi głos.
-Sally!- wstałem i podbiegłem do niej. Pocałowałem ją w usta.- Jak się spało?
-Dobrze. A tobie?
-Też nie najgorzej.
-Pogodziłeś się z ojcem?-zapytała. Przez chwilę nic nie odpowiedziałem.
-Wiesz...można tak powiedzieć.- zaśmiałem się.
-Czyli nie?
-Nie...pokłóciliśmy się jeszcze bardziej...ale to jego wina!
-W porządku. Masz jeszcze czas na wyjaśnienie tego wszystkiego.
-Taa...-powiedziałem bez entuzjazmu. Wtedy ktoś pociągnął za nogawkę moich spodni. Spojrzałem w dół.
-Mam gazetkę!
-W takim razie choć. Przeczytamy co piszą o Cruz.- uśmiechnąłem się do niej. Złapałem ją za rękę i wróciliśmy się na koc.
***Pov.Cruz***
Kończyłem 5 kółko wkoło Chłodnicy Górskiej. Cała spocona i zmęczona zatrzymałam się, przed V8. Widziałam, że Lola siedzi z Lilianą. Zdecydowałam się podejść.
-Cześć!- przywitałam się.
-Dzień dobry Cruz!- odpowiedziała Lola.
-Co ty tu robisz Lilka? Myślałam, że pojechałaś...
-Ależ skąd! Zamknęłam się w stożku, aby odpocząć z serialem. No, ale ile można, czyż nie?- uśmiechnęła się.
-Racja...
-Wyglądasz na spragnioną. Chcesz wody?- zapytała z troską Lola.
-Tak proszę.- powiedziałam szybko.
-Słyszałam o Sztormie.- stwierdziła Lila.- Kto się czubi ten się lubi...
-Co proszę?- zapytała Lola, która akurat wróciła.
-No, że Cruz i Jackson.
-Chce tylko, aby szanowny i wszechmocny książe Jackson Storm nie stanowił zagrożenia dla królowej Ramirez.- wytłumaczyłam, a Lilka prychnęła śmiechem.-Zygzak kazał mi się z nim nie godzić póki co...
-Czemu?-zapytała Lola.- Czy...o nie.
-Co się stało?-dopytałam zdziwiona.
-Sally zabrała go do jego ojca...musiało coś tam zajść. Biedny McQueen...
-Ja chyba czegoś nie rozumiem.- stwierdziłam.
-Ojciec Zygzaka na każdym kroku życzył mu śmierci i nie doceniał go. Nienawidzą się.
-Ouu...-tylko to zdołałam wydusić.- Chce do niego zadzwonić.
-Nie wiem, czy to najlepszy pomysł.- powiedziała Liliana.- On chyba potrzebuje...
Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do Zygzaka.
-Słucham?
-Dzień dobry panie McQueen. Czy wszystko w porządku?
-W, jak najlepsz- LUCY! Przepraszam Cruz muszę kończyć.
***Pov. Zygzak***
Rozłączyłem się. Lucy upadła na ziemię i zdarła kolana do krwi.
-Działaj panie dorosły.- powiedział mój ojciec, a ja pokazałem mu środkowy palec i pobiegłem do Buntowniczki. Poszliśmy w trójkę na plac zabaw.
Mała siedziała na ziemi i trzymała się za kolana. W jej oczach widziałem łzy.
-Bardzo boli?- kucnąłem, przy niej, a ta przytaknęła. Przytuliłem ją mocno, po czym wziąłem na ręcę uważając na krwawiące kolana.- Tato możesz wejść do drogerii po plastry i wodę utlenioną?
-Już idę.- powiedział odchodząc bez uczuć.
-Tylko szybko, błagam Cię!- krzyknąłem.- Nie martw się Buntowniczko, zagoi się.- mówiąc to pocałowałem ją w czoło.
******
Po kilku minutach wrócił z plastrami i wodą utlenioną. Lucy usiadła na ławce, a od taty wziąłem wcześniej zakupione przedmioty.
Otworzyłem buteleczkę z płynem.
-Trochę poszczypie.- powiedziałem wyciągając w stronę Lucy lewą dłoń- Wrazie co trzymaj ją mocno.- Lucy od razu ją złapała.Polałem kolana wodą utlenioną, a Lucy mocno z zacisnęła palce.- Już po wszystkim. Jesteś dzielna.- stwierdziłem całując jej upłakany policzek. Wziąłem plastry i przykleiłem na rany.- I koniec.
Wziąłem dziewczynkę na ręcę.
-Kupimy coś słodkiego na otarcie łez?- zapytałem.
-Ekhem...- przytaknęła jeszcze, przez łzy.
-Tobie też coś kupie tatku na osłode dnia.- stwierdziłem uśmiechając się do mojego ojca.
-Obejdzie się...- warknął.
-No nie daj się prosić.-objąłem jego kark dalej jedną ręką trzymając Lucy.
******
Siema! Ogólnie to mam nadzieje, że się podoba rozdział :D Po za tym pracuje aktualnie nad modami do The Sims 4 z motywem Aut. Koszulki Rusteze, Dinoco i takie tam xD Napiszcie, czy bylibyście chętni, aby takie rzeczy pobrać to ewentualnie postaram się o linkacza do pobrania.
Tymczasem do zobaczenia ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro