Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.52 PEWNOŚĆ SIEBIE

***Pov.Sally***

Nalałam Felicii kolejną filiżankę herbaty. Szczerze to nie sądziłam, że poznam żonę Francesco jeszcze w taki sposób. Żona Francesco wydawała się bardzo zapatrzona w swój wygląd. Co jakiś czas intuicyjnie poprawiała włosy i patrzyła na lakier na końcówkach paznokci. Wyglądała bardzo dostojnie. W sumie czego spodziewać się mogłam po żonie Francesco. On również taki jest. Kobieta była niesamowicie pewna siebie i bardzo mocno trzymała swojego zdania.

- Twoja córka jest bardzo podobna do ojca. - odparła zmieniając temat. Ocknęłam się z rozmyślań. Spojrzałam na kobietę, która ślepo zapatrzona była w naszą rodzinną fotografię.

- To prawda. Lucy jest kropla w kroplę, jak Zygzak. - stwierdziłam uśmiechając się. Pamiętam, jak próbowaliśmy zrobić idealne zdjęcie, lecz Lucy cały czas rozśmieszała Zygzaka i w drugą stronę. Obydwoje, jak małe dzieci. 

- Fernando jest wrażliwy z tego co zauważyłam. - powiedziałam patrząc na jej czerwone usta.

- Owszem, jest.  Ale brak mu pewności siebie. A to niedobrze - cicho fuknęła. 

- Teraz zmienił front. Może lekcje gotowania pokażą pewnego siebie Fernando.

- Wątpię. - odparła. - Po za tym niedługo we Włoszech odbędzie się Winter Cup Racing. Francesco wspomniał, że chce, aby twój mąż wziął udział. Tym bardziej, że Francesco rozważa emeryturę.

- Doprawdy? - zdziwiłam się.

- Do F1 dołącza młoda krew i niebawem i on przestanie wygrywać. Chyba lepiej odejść o dobrej sławie. - mówiąc to wzięła łyk herbaty. Między nami zapadła bardzo niezręczna cisza. O czym mogłabym z nią porozmawiać...

- A, jak w Detroit? - zapytałam. - Słyszałam, że ponoć rozwija się coraz szybciej.

- Owszem... ale tylko w części. Dalej jedna część wygląda, jak slamsy. - przewróciła oczami. 

- To urok tego miasta. Jedna część jest bardzo nowoczesna, a druga... no cóż. - zaśmiałam się nerwowo kiedy Felicia otrzepała swoją sukienkę z "kurzu" zmieniając nogę na której się opierała. 

Drzwi od recepcji się otworzyły. 

- Przepraszam na chwilkę. - przeprosiłam kobietę schodząc na dół do recepcji. Zapaliłam lampkę biurową i spojrzałam na stojących tam ludzi. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam w nich po za Lucy, Fernando i Zygzakiem również Jerry'ego i Jeff'a Gorvette.

- Można wynająć pokój? - zaśmiał się Jerry.

***Pov.Lucy***

Pokazałam chłopakom, aby poszli za mną. Stwierdziliśmy, że skoro już ten wieczór faktycznie ma być niezapomniany to zrobimy sobie również nocowanie. Kiedy wracaliśmy tata na początku nie był przekonany ze względu na matkę Fernando, lecz ostatecznie zgodził się.

Otworzyłam drzwi od pokoju. Padłam plecami na łóżko. Kątem oka patrzyłam na chłopaków. Wszyscy padaliśmy z nóg. Fernando i Jerry zdjęli z siebie marynarki. Fernando rozluźnił również krawat i odpiął jeden guzik w swojej koszuli.

- Dziękuje. - odparłam, a wtedy ich wzrok spoczął na mnie. - Nie wiem, jak przeżyłabym bez was.

- Nie ma problemu. - powiedział Jerry. - Fajnie było potańczyć w towarzystwie przyjaciół. - mówiąc to puścił mi oko. Zaśmiałam się. 

- A, jak było na kursie Fernando? - zapytałam podnosząc się.

- Bardzo dobrze. W aucie mamy zostawiłem książkę z przepisami. Na ich podstawie opracuje własne.

- Planujesz knajpę? - zapytał go Jerry odgarniając blond włosy do tyłu.

- Pizzerię... ale nie taką zwykłą. Chciałbym, aby była tam też część kawiarni. No i, aby po za pizzą było też coś innego. Także... planuję. - uśmiechnął się lekko, lecz po krótkiej chwili uśmiech zniknął z jego twarzy. Gdzie pewność siebie, którą pokazał na dyskotece? Po dzisiejszym wieczorze wiem, że on ją ma. 

- Wiecie... jest już późno. Trzeba szykować się do snu.- odparłam wstając. Wygrzebałam z pod poduszki piżamę. W Chłodnicy temperatura nieco spadła, przez co na noc zakładam teraz długie spodnie w szachownicę do czerwonej koszulki w krótkim rękawem. - Pójdę się umyć, a wy idźcie po jakieś swoje piżamy, czy coś... 

- W porządku. Rusz się Fernando. - zachęcił Jerry Fernando kiedy wstawał. Jerry... niesamowita oaza spokoju. Absolutnie nie wybuchowy, potrafiący wytłumaczyć się z każdego przewinienia bz podnoszenia głosu.

Wyszłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Zdjęłam z siebie sukienkę i popatrzyłam w lustro. Najpierw umyłam całą twarz dokładnie wodą, aby po chwili wymyć ją porządnie żelem na zmniejszenie porów. Mama kazała mi z tego korzystać, aby trądzik mnie nie nachodził. Chyba to jedna z niewielu kwestii w której pozwoliłam sobie jej zaufać. Znaczy... nie to, że nie ufam rodzicom. Po prostu wolę polegać na własnej intuicji. 
Weszłam pod prysznic. Obniżyłam go, aby woda nie zamoczyła mi włosów po czym włączyłam wodę. Myjąc się dalej myślałam nad Fernando. Gdzie ta jego pewność siebie? To, jak tańczył... to nie było coś zwykłego. Fernando w rzeczywistości jest orłem. Tak, jak miał w swoim pseudonimie. Tylko, gdzie ten orzeł ma gniazdo, przez ten cały czas?

Wytarłam się ręcznikiem starając się, przy tym wysuszyć wstążkę, którą zamoczyłam w czasie kąpieli. Ubrałam piżamę. Rozczesałam jeszcze włosy szczotką, aby rano nie wyglądały, jak gniazdo szerszeni. Wrzuciłam wszystkie ubrania do kosza na pranie.

Wróciłam do pokoju. Minęłam się z Fernando w drzwiach. Popatrzyłam na Jerry'ego, który rozkładał kołdry.

- Twoja mama nam przyniosła. - uśmiechnął się nawet na mnie nie patrząc. Rozwiązałam wstążkę i odłożyłam ją na stoliczek nocny. Przysiadłam na krawędzi łóżka i patrzyłam, jak Jerry trzepał poduszkę. - Jesteś zamyślona?

- Skąd ty... - zdziwiłam się. Przecież nawet na mnie nie patrzył.

- To się czuję.- prychnął wreszcie na mnie patrząc.

- Chodzi o Fernando... był taki pewny siebie, a teraz...

- On potrzebuje czasu, aby zrozumieć, że w rzeczywistości jest aquillą nawet większą od Alexisa. 

- A da się być?- zaśmiałam się. - Alexis to pustak.

- Ale ma swoje dobre strony. Zawziętość, pewność siebie, ciągła wizja powodzenia... to dobre cechy. Dzięki nim czujemy się zwycięzcami jeszcze przed wejściem na podium.

- A, jak potem się przegra?

- To gwałtownie zderza się z rzeczywistością. Ale to też jest dobre. Ludzie są jednak trochę zwierzętami. Chcą być silnymi jednostkami w stadzie. Kiedy widzą, że są omegami robią wszystko, aby być alfami. 

- A, jak nie chcą?

- To znaczy, że im nie zależy.- odparł krótko siadając na swoim "łóżku".

- Jak ja kocham te wasze filozoficzne myśli. - zaśmiałam się.

- Każdy ma w sobie coś z filozofa. A teraz jesteśmy zbyt zmęczeni, aby myśleć racjonalnie, więc... - przerwał przymykając na chwilę oczy.

Do pokoju wszedł Fernando ubrany w szarą piżamę.

- Łazienka wolna.- odparł krótko kierując się do złożonego zestawu pościeli, aby go rozłożyć. Jerry przytaknął wstając. Wziął w dłoń granatowo-czerwoną piżamę i wyszedł zamykając drzwi.

- Może jutro zrobisz nam śniadanie? - zaproponowałam. 

- Jak matka z samego rana mnie nie wywiezie... to bardzo chętnie.- uśmiechnął się patrząc na mnie. Jego heterochromia była przyciągająca. Jedno oko zupełnie brązowe, a drugie zielone. Rzadko kiedy spotyka się z czymś takim.

- A co być przygotował? - drążyłam temat.

- Może... tartaletki z malinami. W teorii to deser, ale zmieniłem przepis tak, aby ciasto było bardziej puszyste. Wiesz... jak bułeczki, które jemy codziennie. - mówił z entuzjazmem. Słuchałam go z uwagą.

- Rozumiem. - przytaknęłam. Weszłam pod kołdrę. - Pewnie są pyszne...- dalej patrzyłam na chłopaka, który również się kładł.

- Tak myślę. Stwierdziłem też, że spód pod krem warto smarować olejem kokosowym zamiast zwykłym olejem. Wtedy ciastko jest przyjemnie kruche i krem lepiej przylega.

- Kiedyś ta wiedza może mi się przyda. - przymknęłam oczy, kiedy zgasło światło w pokoju. TO Jerry.

- Czas spać.- zaśmiał się. Zamknął drzwi od pokoju kładąc się na swoim miejscu. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam...

Hej! Wiem... bardzo dawno mnie nie było. Powiem krótko. Mam bardzo sporo własnych problemów na głowie i mój humor jest cholernie zły. Stres zżera mnie od środka i nawet nie mam czasu, aby go rozładować. Ale tak... skończyłam rozdział i mam nadzieje, że wam się podoba <3 Chętnie poczytam opinię na jego temat. Dziękuje za gwiazdki, wyświetlenia, komy i cierpliwość... za ostatnią chyba przede wszystkim.
I jutro "Insufficient" nie będzie ponieważ jadę na turniej. Trzymajcie kciuki! Tymczasem do zobaczenia.
~Aniarowa

*uderza z prawego sierpowego w głowę* 
*mdleje*
*zabiera laptopa*

Dobry! Ogólnie to już minęło sporo czasu, a dalej nie odpowiedziałam na wasze pytania. Czas to nadrobić! Hheheh.

1. Ja tylko poprosiłam pytania do mnie...pfy... co za brak wdzięczności za realne odpowiedzi

2. Przybył ostatni jeździec apokalipsy! Po za tym nic ciekawego ;)

3. JA! HAHAH! Wreszcie ktoś docenia przebiegłość Lucy McQueen... polać jej wina!

I to tyle... trochę mało. Ale dalej poczekam na waszą kreatywność. Być może ktoś ma do mnie jeszcze jakieś pytania. A teraz spadam za nim tamta się obudzi. Cześć!
~ Lucy McQueen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro