Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.49 FETYSZE

-Szlag by to! Kto znowu posklejał te śruby!

Przybiłam z Jerrym żółwika.

-Uważam, że dzisiejsza misja została wykonana.- stwierdziłam patrząc na niego.

-Potwierdzam.- odparł. -To gdzie idziemy zjeść to cudo zwane panna cottą?- zapytał.

-Garaże?- zaproponowałam. Jerry skinął głową. Ruszyliśmy w ich stronę. Była jesień, a o dziwo było niezwykle ciepło. Miałam na sobie czerwoną, przydużą kangurkę z podwiniętymi rękawami i długie czarne spodnie. Na stopach za to miałam czarne superstary z białymi paskami. Głowę zdobiła odwrócona czarna czapka z daszkiem. Zdaje mi się, że te buty są ponad czasowe. Mama miała podobne na swoich zdjęciach z liceum. A skoro, przy mojej mamie jesteśmy to już kilkukrotnie obiecała mnie zabrać do centrum handlowego, aby kupić nowe ubrania. W Chłodnicy Górskiej nie mamy żadnego sklepu z odzieżą i jeżeli chcemy coś nowego musimy jechać do najbliższego większego miasta. Ostatnio stwierdziłam, że kupie czerwone spodnie i czarną bluzę. Dla ciekawskich- tak. Czerwony musi znaleźć się w każdym moim stroju.
Jerry za to miał na sobie szarą bluzę bez kaptura, granatowe dżinsy i białe superstary. Zabrzmi to głupio, ale bardzo podoba mi się jego dzisiejszy look. Właściwie bardzo cieszy mnie, że każdy z czwórki poznanych chłopaków dba o siebie. O ile przyjemniej jest widzieć takiego Jerry'ego z zawsze ułożonymi włosami, w czystych i pachnących ubraniach, niż takiego Stephan'a z mojej szkoły. Typ chodzi w jednej przepoconej koszuli, a w dodatku chyba nie myje zębów. O włosach nie wspomnę, bo te błagają o skrócenie ich cierpienia.

Jerry przykucnął podając mi pudełko z panna cottą. Złożył ręce w wyrzutnie. Stanęłam na jego dłonie. Chłopak uniósł je lekko w górę, a ja odbiłam się od nich łapiąc się krawędzi dachu jedną ręką. Włożyłam pudełko w zęby i złapałam się drugą dłonią dachu i podciągnęłam się. Podniosłam się do siadu odkładając panna cottę, lecz po krótkiej chwili podeszłam do krawędzi dachu i kucnęłam. Kiedy czułam się stabilnie wyciągnęłam rękę, aby Jerry mógł się o nią podeprzeć w czasie wchodzenia. On poradził sobie z tym o wiele sprawniej. Jakby nie patrzeć to regularnie trenujący chłopak, a w dodatku zdecydowanie wyższy ode mnie. 

-Dzięki.- odparł z uśmiechem siadając na dachu. Usiadłam obok niego z kartonowym pudełkiem. Na wprost widzieliśmy tor. -Dlatego kocham siedzieć na garażach. To taka nasza prywatna loża vip o której nikt nic nie wiem.- zaśmiał się.

-Dachy są ciekawsze.- stwierdziłam krótko rozrywając kartonowe pudełeczko wydobywając z niego plastikowe pojemniki z przysmakiem. Podałam jedno Jerry'emu sama biorąc swoje.

-Nie było z truskawkowym, ani malinowym sosem, więc wziąłem z karmelem.

Moje oczy błysnęły. Przytuliłam jego bok bardzo mocno.

-Kupiłeś mą dusze.- prychnęłam. Jerry zaśmiał się klepiąc mnie po plecach. Odsunęłam się od niego naciągając na moją głowę mocniej czapkę. Zdarłam z pojemnika metalowy papierek. Złożyłam go w łyżeczkę i zaczęłam konsumować anielski deserek. 

-Osobiście wolałbym jeść taki zrobiony, przez Fernando.- powiedział Jerry patrząc na mnie kątem oka.

-To racja. Fernando musi robić najpyszniejszą panna cottę we wszechświecie.- odpowiedziałam biorąc do ust łyżeczkę z deserem. Zerkałam co jakiś czas na wyniki. Cruz i Jackson szli praktycznie łeb w łeb.

-Pojedynki Cruz i Jacksona zrobiły się mdłe.- prychnęłam.

-Są razem! Zgaduje, że też byłbym rozproszony, gdybym miał dziewczynę

-Jak to mówią... do zakochania jeden krok, czy jakoś tak. Śpiewam "do stracenia jedynek jeden krok" także wybacz.

-Znaczy. Jesteśmy młodzi! Nie musimy się przejmować.

-Byłeś kiedyś zakochany?- zapytałam. Dopiero kiedy ten popatrzył na mnie z lekkim niezrozumieniem zrozumiałam samolubność tego pytania.- Przepraszam... nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz.

Jerry uśmiechnął się łagodnie dojadając karmelową panna cottę. Wytarł kąciki ust dłonią i oblizał wargę.

-Nie... znaczy chyba.- zaplątał się. -Nie wiem, jak mam to nazwać.- popatrzył na mnie z uśmiechem. -A ty?

-Nie. Ale jeżeli przyjdzie na przykład jutro to ją przyjmę. Miłość chyba nie ma dużo wspólnego z wiekiem. Jak kogoś się pokocha... to się pokocha. Nie ma reguły.

-Masz rację.- mówiąc to położył się na dachu kładąc głowę na jednym przedramieniu. -A Jackson pokochał akurat Cruz. Komiczne.

Położyłam się obok niego waląc głową od dach. Klasyk. Lucy McQueen jest najszybsza dosłownie w każdej dziedzinie...i chyba to źle. Potylica mnie rozbolała. Założyłam ręce i patrzyłam w niebo cicho fukając. Wtedy poczułam, jak coś wsuwa się pod mój kark. Wzdrygnęłam się.

-Nie panikuj. To tylko moja ręka, a zobaczysz wygodniej będzie Ci się leżeć.

-Sama mogę sobie podłożyć rękę.- zaśmiałam się.

-Właśnie widzę, jak sobie podłożyłaś.- prychnął pod nosem, a ja oparłam głowę na jego drugim przedramieniu. -Tak źle i nie wygodnie? Zabiorę.

-Nie! Nie trzeba!- zaprzeczyłam z przygłupim uśmiechem. Jerry zaśmiał się.- A co do Jacksona i Cruz. To w sumie dobrze, że są razem. Znaczy... ich rywalizacja aktualnie to przekomarzanie się, ale... są szczęśliwsi razem.- wyjaśniłam. -Dopóki nie całują się na moich oczach jest dobrze.

-Taa... oglądanie pocałunków jest obrzydliwe.- przyznał.

Zapadła między nami cisza. Nie była ona niezręczna. Była niezwykle spokojna.

******

-Serio! Czemu on mi nie odpisuje?- fukała Melissa w stronę telefonu. Ostatnio mało gadałam z Melissą. Właściwie od momentu, jak nie porobiłam jej zdjęć chłopaków w czasie Grand Prix.
Była przerwa obiadowa u nas w szkole i właśnie zajadałam posiłek, gdy Melissa przeglądała facebooka.

-Kto? Ten z B? 

-Nie! Fuj!- burknęła w obrzydzeniem.

-To kto?

-Fernando Paltegumi. Na facebooku jest mniej aktywny, ale napisałam do niego chyba ze 100 wiadomości! Myślałam, że odpisze cokolwiek...- te słowa powiedziała już z lekkim zawiedzeniem.

-Ostatnio jest zajęty. Dużo pracuje.- wyjaśniłam. Fernando każdą wolną chwilę poświęca spisywaniu nowych przepisów. Mojemu przyjacielowi zależy bardzo na własnej recepturze każdego z przepisów. 

-Na siłowni! No tak... on się ściga. Taka sylwetka i wzrost nie bierze się znikąd.- rozmarzyła się, a ja przewróciłam oczami.

Wyciągnęłam telefon i uruchomiłam filmik z biegającym pół nagim Alexisem i podałam jej komórkę.

-Patrz na gołą klatę. Na zdrowie!- odparłam. Oczy Melissy były wielkości monet.

-O mój boże, jaki on umięśniony!

Uderzyłam ze zrezygnowaniem głową w stół.

-Mam nadzieje, że zdjęć mojego ojca też tak nie oglądasz...

-Twój tata ma zdjęcia z odsłoniętą klata!?

-On ma ponad 40 lat! I JEST MOIM OJCEM! Opanuj ten fetysz! 

-Chciałabym mieć za męża kierowcę rajdowego! Ten sport jest taki męski...

-Dzięki, że sugerujesz, że jestem męska. Zetnę włosy i zapuszczę wąsa.

***Pov.Zygzak***

Cruz czyściła CRS, a ja wiernie jej, przy tym towarzyszyłem.  Poprawiałem co chwilę moje blond włosy i zerkałem na ruchy, które wykonywała.

-Tylko pamiętaj, że nie polerujemy auta za mocno, bo zedrze się lakier.- upomniałem ją kiedy ta zaciskała mocno szczękę polerując ją.

-Wiem.- odparła kontynuując. Przewróciłem oczami.

-Masz szczęście, że Lucy jest w szkole, bo wyrwałaby Ci tą szmatkę.- zaśmiałem się.

-Ha ha ha.

Oparłem się o ścianę i dalej patrzyłem na to co robi dziewczyna. Zapadła między nami niezręczna cisza.

-Co u Jacksona?- przerwałem.

-Dobrze, pojechał trenować.- wyjaśniła szybko.

-Rozumiem...

-A gdzie Sally?- zapytała.

-To co zwykle. Papiery, papiery i papiery. No i szukanie jakiś prezentów. Za nie cały miesiąc mikołajki, a potem Wigilia. Już trzeba szykować prezenty.

-Tak wcześnie?- zdziwiła się.

-Twój prezent jest już zamówiony.- uśmiechnąłem się.- Czekaj na mikołajki.

Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a ja oparłem dłonie na biodrach głupio się, przy tym szczerząc. Prezent dla Cruz wymyśliła Lucy, ale mi i Sally bardzo się on spodobał.  Zostaje czekać do grudnia...

Elo, elo! Mam nadzieje, że rozdzialik się podoba :D
Szczerze mam dylemat komu aktualnie poświęcać więcej czasu w rozdziałach ;-;
Bo mam dwa wątki do rozwinięcia, a równo tego robić się tego nie da. Miejmy nadzieje, że te moje poważne problemy zostaną rozwiązane.
Po za tym przewiduje, że książka zakończy się na 60/70 rozdziałach, co tak, czy siak czyni ją najdłuższą o Autach na polskim wattpadzie XD
Jednak spokojnie! 
Dużo nad tym myślałam i kolejna książką o Autach będzie, czymś w rodzaju kontynuacji tej historii z kilkoma nowinkami i UWAGA.... DALEJ NASTOLETNIĄ LUCY
Bo jeżeli czytanie wszystkie moje notatki to wiecie, że długo myślałam nad tym, czy jeżeli postanowię sobie pisać kontynuacje to, czy w niej Lucy będzie dorosła, czy może dalej nastoletnią kradnącą czekoladę karmelową i tampony nastolatką. No to już wiecie, że będzie nastolatką ;D
Omg... rozpisałam się ;-;
Także no! Dziękuje za gwiazdki, wyświetlenia (bo to jakiś obłęd jakich wysokich statystyk dobijacie <3) i komentarze z których mogą wyniknąć ciekawe dyskusje. 
BŁOGOSŁAWIONY TEN, KTÓRY PRZECZYTAŁ!
Do zobaczenia! Pozdro <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro