Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.42 CO ROBIĆ

Jackson leżał na łóżku ze smutnym wyrazem twarzy. Patrzył pustym wzrokiem w sufit. Znów czuł się pusty. Cudowne wakacje w Chłodnicy Górskiej minęły dość szybko, a jedyne co po nich pozostało to wspomnienia. Mężczyzna praktycznie nie mrugał, gdy nagle pociągnął nosem, a po jego policzkach spłynęły łzy. Zaczął żałośnie łkać. Tęsknił...tak bardzo tęsknił za wszystkim co tam się wydarzyło. Kiedy przypomniał sobie o Cruz jeszcze bardziej płakał. Wspólne wyścigi, wypady nad wodospad, takich rzeczy się nie zapomina. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek czuł się, przy kimś, aż tak swobodnie. Chciał ją zobaczyć, przytulić i powiedzieć, że bardzo tęsknił. Tak bardzo tego pragnął. Jego serce na wspomnienie o Ramirez zabiło szybciej wzbudzając w Sztormie niepokój. Co to znaczy? Nigdy tego nie czuł. Miał wrażenie, że to zaraz wyskoczy mu z piersi. Zasłonił oczy dłońmi i załkał podnosząc się do pozycji siedzącej. Jego ciemne włosy opadły mu na czoło, a łzy spadały na dresy i bluzę. Kiedy myślał o Cruz czuł coś więcej. Tak bardzo go to niepokoiło. Nie wiedział, jak nazwać to co czuje. Chciał mieć ją blisko siebie i... spędzać z nią bardzo dużo czasu. Jak to się nazywa? Czy nadal chęć prostej wygranej, czy czegoś więcej? Cruz została jego pierwszą przyjaciółką, ale Jack zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że, przez te ostatnie tygodnie to uczucie to nie była wyłącznie przyjaźń. Czuł się, jak idiota. Co on ma teraz niby zrobić? Porozmawiać z nią, przez telefon? Spotkać się? Skonsultować z lekarzem, bo może to jednak zawał, albo efekt uboczny tabletek nasennych, które przyjmował pojedynczo od kilku dni, aby zmrużyć oczy na przy najmniej 5 minut? A nawet, jak się z nią spotka to co jej powie? Wprost nie powie o tym co zdaje mu się, że czuje. Jest facetem, a Ci nigdy nie są tak otwarci z uczuciami. Wyjdzie na to, że jest mało męski. Czuł się, jakby jego ciało było ze szkła i ktoś z całej siły walnął w niego młotem w czego efekcie był w kawałkach. Wziął w dłoń telefon i, czym prędzej wykręcił numer do Ramirez. O dziwo nie odebrała. Jak to? Przecież jest środek dnia. Z lekkim przerażeniem wszedł na jeden z jej profili. Co jeżeli coś się stało? Może komórka jej padła. Nagle milion idiotycznych myśli. Zauważył wtedy, że jego dłonie drżały. Relacja dodana 5 minut temu. 

Połowa jej twarzy na tle małego toru kartingowego. 

-Gokarty?- szepnął lekko zdziwiony. Spojrzał na trybuny i boksy, które załapały się na zdjęciu. Dotarło wtedy do niego, że zna to miejsce.

Jack miał jakoś 8 lat. Było sobotni poranek, a ten, jak zawsze siedział na dworze. W domu musiałby słuchać gadania o swoim bracie. Siedział na placu zabaw na jednej z ławek i pił sok pomarańczowy z kartonu. Patrzył w dół i machał delikatnie nogami. Obserwował swoje czarne (a w sumie to aktualnie granatowe) trampki w których lata temu chodził jego brat. Co jakiś czas podnosił wzrok na dzieci, które bawiły się na karuzelach, drabinkach, czy zjeżdżalniach i na rodziców, czy starsze rodzeństwo, które pilnowało jego rówieśników. Starał się jednak unikać tego widoku. Zawsze robiło mu się przykro, że nikt nigdy nie przejmował się, czy on zrobi sobie krzywdę zjeżdżając z rury. Kiedy kartonik stał się pusty Jack, jak zawsze wcisnął słomkę do jego wnętrza i wrzucił do kosza. Zeskoczył z ławki i naciągnął na siebie przyduży szary podkoszulek. Wyszedł z placu i nie wiedział, gdzie chce iść. Zdecydował się iść cały czas prosto. Jak pomyślał tak zrobił. Szedł chodnikiem i unikał wszystkich szpar między płytami, aby przypadkiem potwory, które między nimi mieszkały nie złapały go za kostki i nie wciągnęły do siebie. Mały Jack w sumie nie wierzył w te opowieści, ale lubił myśleć, że tak jest. Nagle zorientował się, że chodnik się skończył, a on nie wie, gdzie jest. Ścieżka rowerowa, kilka drzew i nic po za tym. Przełknął ślinę, gdy zauważył parking. Pobiegł w jego kierunku dochodząc do jakby małego stadionu piłkarskiego. Wnioskował, że jest to pewnego rodzaju mecz jakich wiele. Zawsze rodzice wozili jego rówieśników na takowe i kibicowali. Nigdy niestety nie był na meczu z bratem, czy którymś z rodziców. 
Widząc, że wstęp na mecz jest wolny zdecydował się go obejrzeć. Jeżeli mu się nie spodoba zawsze może pójść gdzieś indziej. Dzień był długi, a takie mecze nie trwają dłużej niż dwie godziny. Jack ze spuszczonym wzrokiem i lekkim trudem wszedł na trybuny i usiadł na jednym z wolnych miejsc. Spojrzał na chwilkę na murawę i wtedy go zatkało. To nie był mecz piłkarski, a... wyścigi? Nie rozumiał co się dzieje. Popatrzył w dal i od razu zauważył nieco starszych od niego chłopców w kolorowych kostiumach z wielkimi kaskami. Sztorm zafascynowany tym co zobaczył przeszedł do praktycznie pierwszego rzędu i zaczął zerkać na dzieci zza metalowej barierki. Nagle w głośnikach rozległo się powiadomienie, a młodzi zawodnicy wsiedli do gokartów i ruszyli. Ścigali się. Widać, że rywalizowali, ale i świetnie się bawili. 
Jack stał, przy barierce na palcach z uśmiechem i wypiekiem na twarzy. Był zafascynowany tym co oglądał. Podobał mu się moment, jak jeden z chłopców staje na podium i dostaje piękny, złoty puchar. W oczach Jacka pojawiły się iskierki. Ruch był zdecydowanie mniejszy dlatego zbiegł z trybun i podszedł, jak najbliżej tylko mógł. Też chciał być, jak ten chłopiec. Jeździć, ścigać się i wygrywać... być najlepszym.

Cześć! Chciałam strasznie napisać coś o przeszłości Jacksona. Ta chęć gotowała się we mnie wręcz. Mam nadzieje, że spodobał wam się ten rozdział <3 Od razu mówię- spokojnie! Następny rozdział to będzie wyścig Lucy. 
Dziękuje z całego serduszka za tyle gwiazdek i motywujących komentarzy. Jestem wam bardzo wdzięczna. Widzimy się już niebawem ;)
Buziaki!

~Aniarowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro