ROZDZIAŁ.33 SZANSA, CZY PRZEKLEŃSTWO
***NIEDZIELA***Pov.Lucy***
Siedziałam z tatą w jego Chevrolecie w drodze do San Diego.
-Kiedy tak właściwie dorobiłeś do niego siedzenie? Z tego co wiem do wyścigów było tylko jedno miejsce dla kierowcy.- stwierdziłam przypominając sobie, że jeździliśmy głównie Porsche mamy.
-Niedawno. Przebudowałem trochę klatkę bezpieczeństwa i dokupiłem siedzenie. Chyba rozumiesz, że nie mogę do końca być zdany na łaskę mamy.- uśmiechnął się do mnie.
-Tak...
- Jestem podekscytowany szczerze trochę tym wyścigiem. Kto wie...może w przyszłości, któryś z tych chłopaczków będzie startował w Nascarze... lub Formule 1- po tym puścił mi oczko. Pewnie mówił to z myślą o Fernando. Wszyscy wierzą w to, że będzie wielkim rajdowcem.- Ja z Francesco będziemy w boksie Fernando, a ty masz ponoć fajne miejsce z resztą chłopaków w loży vip.
-Czekaj. Z resztą chłopaków?- zdziwiłam się.
-No tak. Alexis, Carlos i Jerry też są zaproszeni.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Właściwie cieszę się, że będę mogła zobaczyć się z Jerrym i Carlosem. Gorzej z Alexisem, ale jednak. Jednego pedryla zniosę.
-To fajnie. Może nie będę się nudzić.
-Myślałam, że zaraz wyskoczysz mi z auta z niezadowolenia.- prychnął.
-Nie rób ze mnie wariata!- pogroziłam, a tata zaczął się śmiać.
-Jak miałaś może z 6 lat to pojechaliśmy na jakiś wyścig z Cruz. Że skończył się dość wcześnie to poszliśmy potem na jakieś boisko i plac zabaw. Kupiliśmy Ci jakiś czas wcześniej rolki i poszliśmy tam, abyś sobie pojeździła. Mama z Cruz poszły coś zobaczyć, a do mnie zadzwonił Tex Dinoco. Na chwilę spuściliśmy Cię z oka. Potem odwracam się, a ty w tych rolkach próbujesz wejść na drabinki.- opowiedział, a ja patrzyła na niego z rozbawieniem.
-Co jeszcze robiłam?
-Kupowaliśmy Ci buty na wiosnę. Przez okres zimowy po Chłodnicy chodziłaś w jakiś trampkach z ocieplaczem w środku i chcieliśmy kupić Ci jakieś adidasy. Przymierzyłaś pamiętam, jak dziś białe z czerwonymi paskami. No i wtedy powiedziałaś "Ale szybkie te buty" i wybiegłaś ze sklepu. Mama rzuciła torebkę i pobiegła za tobą.- mówił z rozbawieniem.
*****
Tata pokazał przepustki i wjechał do parku maszyn. Francesco Paltegumi już na wstępie nas przywitał i pokazał, gdzie mamy zaparkować. Po tym wszystkim wysiedliśmy z samochodu.
-Francesco wita młodą McQueen.- przywitał się ze mną. Gdy podszedł do nas mój tata za to...- Makkaki!- prawie, że krzyknął.
-Witaj Francesco.- przywitał ściskając jego dłoń. Wtedy w tle zobaczyłam Fernando.
-Fernando!-podbiegłam do niego. Ubrany był już w swój kombinezon, a w dłoni dzierżył kask.
-Ciebie też miło widzieć.- powiedział z lekkim uśmiechem.- Chce Ci coś pokazać.
-Lucy!- usłyszałam mojego tatę. Odwróciłam się w jego stronę.- Idziemy porozmawiać z kilkoma osobami. Pilnuj się Fernando.
-Dobrze tato!- odkrzyknęłam.- Co chcesz mi pokazać?
-Chcesz najpierw przywitać się z chłopakami?- zapytał.
-W sumie to fajnie będzie chwile z nimi porozmawiać.
******
Weszliśmy do małej loży w której panował dość spory hałas. Widać, że moi szanowni koledzy bardzo hucznie o czymś dyskutowali.
-Hej! Paczcie kto przyszedł.- krzyknął Fernando, a wszyscy spojrzeli w naszą stronę.
-Lucy!- krzyknęli praktycznie wszyscy naraz. Podbiegli do mnie. Przybiłam szybkiego żółwika z Carlosem, odwzajemniłam przytulasa Jerry'ego i wyminęłam buziaka Alexisa. Challenge Complete.
-Będziesz oglądała z nami wyścig?- zapytał Carlos. Przytaknęłam.- Ale super! Będziesz pilnowała, aby Jerry się nie żarł z Alexisem.
-Spokojnie. Kilka ostatnich dni spędziłam na graniu w taką pewną gierkę. Ja już wiem co robi się z defektami.- odpowiedziałam.
-Pokaże jej tylko garaż z gokartem i do was wróci.- dodał Fernando.- Życzcie mi powodzenia.
-Wiadomka panie Włochu!- parsknął Alexis.
-Trzymamy kciuki.- powiedział miło Jerry, a Carlos mu przytaknął.
Wyszliśmy z salki. Zauważyłam, że Fernando zaczął biec. Ruszyłam za nim. Zbiegliśmy po schodach, a potem wbiegliśmy do parku maszyn po którym szlajało się sporo ludzi.
-Fernando!- usłyszeliśmy czyiś głos. Włoch zatrzymał się i odwrócił.
-O Matthew. Siema.- odparł bez większego entuzjazmu. Ten "Matthew" ubrany był w niebiesko-zielony kombinezon. On sam miał dość bladą cerę, brązowe oczy i czarne wręcz, roztrzepane włosy- Wyglądasz na zdenerwowanego.
-Długo gadać. Jakaś laska pobiła mój rekord. Agh...- burknął.- Nie ważne jednak. Przedstawisz mi swoją dziewczynę? -zapytał.
-Przyjaciółkę.- poprawił zirytowany Fernando na co jego kolega się zaśmiał.- Lucy Matthew, Matthew Lucy.
-Sam umiem się przedstawić.- rzekł do Fernando po czym wrócił wzrokiem na mnie.- Matthew Buttery.- przedstawił się. Zrobiłam wielkie oczy i pilnowałam się, aby nie opadła mi szczęka. To ten Buttersky, którego rekord pobiłam w piątek.- Lucy. Piękne imię.
-Ta. Dzięki.- burknęłam zakładając ręce na klatce piersiowej.
-Nie wiem skąd, ale mam wrażenie, że się znamy.- dodał.
-Niestety musiałeś mnie sobie z kimś pomylić.- odparłam.- Pamiętałabym Cię gdybyśmy się znali.
-No cóż. Miło się gada, ale czas goni. Zaraz start.
-Właśnie nam też się spieszy Buttersky...
-Powodzenia Aquila!- pożegnał się tymi słowami Matthew. Fernando ruszył przed siebie, a ja za nim.
-Aquila?- zdziwiłam się.
-Mój pseudonim.-odparł bez entuzjazmu.
-Aa...co znaczy?- dopytałam z przygłupim uśmiechem.
-Orzeł.
Doszliśmy do jego garażu. Weszłam do środka, a on zamknął drzwi.
-Właściwie to po co mnie tu przyprowadziłeś? Wiem, jak wyglądają garaże, a twój gokart już znam.- nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Fernando zasłonił jakąś płachtą okno, a drzwi zakluczył.- Okey... zdaje mi się, że historia się powtarza.
Fernando podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona. Zdziwiłam się na ten gest, lecz zachowałam zimną krew i nie ukazałam towarzyszącego mi zdenerwowania.
-Musisz mi pomóc.- zaczął załamanym głosem.
-Jak i w czym?- zapytałam chłodnym głosem.
-Pojedź za mnie.- powiedział po chwili ciszy. Zamarłam.
-Co? Fernando! To nielogiczne i głupie.- strąciłam jego dłonie i ruszyłam do wyjścia.
-To ty pokonałaś Matthew'a?- zapytał, lecz wiedziałam, że doskonale zna odpowiedź.- Lucy...ty masz do tego dryg, chęć i pasje. Ja nie. W dodatku ty masz sposoby i...
-Fernando...nie mogę Ci pomóc jakkolwiek inaczej.
-Proszę Cię Lucy!- powiedział błagalnym głosem.- Ubierzesz się w mój kombinezon i nałożysz kask i nikt się nie połapie.
-Jest za duży.- obroniłam się.
-Nie jest! Ma dłuższe nogawki i rękawy o dosłownie 2 centymetry. Szybka w kasku jest przyciemniona, a...
-Rękawiczki?
-Wziąłem mniejsze tak samo, jak buty. Powiedz, że nosisz 38?- przytaknęłam.- Błagam Cię! Jeżeli to zrobisz będę Ci dłużny. Nerkę Ci oddam, jak będzie Ci potrzebna!- prawie, że krzyczał. Brzmiał, jakby miał zacząć płakać. Mam za dobre serce...
-Zdejmuj wdzianko...pojadę.- powiedziałam obrażonym głosem. Odwróciłem się głową do ściany, aby nie patrzeć na to, jak jest pół nagi. Nagle zostałam uderzona, przez strój. Odwróciłam się. Fernando miał na sobie czarne dżinsy i t-shirt w tym samym kolorze. Na stopach cały czas miał buty do jazdy.- Teraz ty się obróć i zakryj sobie czymś oczy.- rozkazałam. Fernando wykonał posłusznie polecenie zasłaniając oczy jego zieloną kangurką. Rozwiązałam trampki i zdjęłam moje czarne spodnie z dziurami. Naciągnęłam na siebie dół stroju. Zdjęłam z siebie czerwoną baseball'ówke i biały top i włożyłam na siebie kamizelkę ochronną, po czym weszłam w górę kombinezonu. Zasunęłam suwak. Następnie kucnęłam i zaczęłam wiązać sznurówki w butach na gokarty.- To ja już.- powiedziałam. Fernando podszedł do mnie.
-Dobrze, że jest większy, bo ukrywa twoje...
-Skończ, a dostaniesz w ryj!- prawie, że krzyknęłam. Zacisnęłam kokardkę na nadgarstku i zdjęłam przy okazji z niego czarną gumkę do włosów. Związałam włosy w kok.- Potrzebna mi ta kamizelka? Mogę jechać bez niej.
-A żebra chcesz mieć całe, czy w kawałkach?- zapytał, a ja burknęłam.-Zapnę Ci rzep, przy szyi.- powiedział i zbliżył się do mnie. Stanęłam grzecznie i dałam mu zrobić co trzeba. Gdy skończył nałożyłam kominiarkę i rękawicę.- Teraz słuchaj. Spryskam Cię trochę moimi perfumami.
-Psikaj...tak czy siak nisko upadłam.- po tych słowach spryskał mnie jakimś dziadostwem. Zakasłam od jego nadmiaru.
-Nie narzekaj, to Armani.- powiedział.
-Ja Ci zaraz dam Armaniego! Wiedz, że będzie się idealnie komponował z zapachem świeżej krwi.
-Lucy! Masz prawo być wkurzona, że Cię tam wysyłam, ale daje Ci słowo, że wjechałbym specjalnie w bandę w czasie wyścigu i udawał nieprzytomnego, aby zejść z toru.
-To czemu tego nie zrobisz?- zapytałam z lekką złością.
-Chciałabyś zawieść swojego ojca w taki sposób?- zagadnął. Spuściłam głowę. Nie chciałabym sprawić mu przykrości. Co, jak co, ale dla niego zrobiłabym wszystko.- Ta odpowiedź mi wystarcza. Nawet nie wiesz, jak bardzo byłby mną zawiedziony. Pomijając jednak. Idź do mojego taty. On wszystko Ci wyjaśni. Nie odzywaj się, nie zdejmuj kasku i nie odsuwaj szybki. Po rozpoczęciu wyścigu pójdę do chłopaków, więc o mnie się nie martw. Pomogę Ci ustawić siedzenie w gokarcie.
Przesunęliśmy siedzenie w gokarcie o jeden i było w porządku. Założyłam kask i upewniłam się, że nie wychodzą z pod niego włosy. Po tym zasunęłam szybkę. Westchnęłam jeszcze głośno. Kiedyś moja dobroć zaprowadzi mnie do grobu. Wyprowadziłam gokart z garażu.
-Tu jesteś Fernando!- krzyknął radośnie Francesco.- Stresujesz się?- zapytał. Pokręciłam przecząco głową- To dobrze. Wydajesz się jakiś niższy...-po tych słowach postukałam palcem w kask na wysokości czoła.- Masz rację. Wydaje mi się. Sprawdziłeś co trzeba w gokarcie?- ponownie pokiwałam głową tym razem twierdząco.- Z tego co wiem umiesz mówić.- zakasłałam, jak najniższym tonem głosu po czym wskazałam na gardło.- Boli Cię gardło? Mówiłem Ci, abyś nie pił tyle zimnej wody z cytryną. W taki m razie dobrze! Nic nie mów i się oszczędzaj.
-Ty Fernando!- podbiegł do mnie Buttersky i oparł się na moim ramieniu.- Tylko nie myśl, że, jak jakaś lalunia z różowymi paznokciami pobiła mój rekord to przegram. Cały czas mam lepszy rekord okrążenia od ciebie.- powiedział, a ja poczułam, jak coś się we mnie buzuje.- Słyszysz mnie?
-Fernando boli gardło.- wyjaśnił Pan Paltegumi.
-Do zobaczenia na torze. Skrzywienia ośki.- odparł odbiegając.
******
Ja z Francesco przepchaliśmy gokart do boksu, aby dolać benzyny.
-Powodzenia Fernando!- powiedział do mnie mój tata. Już chciałam mu odpowiedzieć, ale przypomniało mi się, że aktualnie "boli mnie gardło". Wsiadłam bez słowa do gokartu.- Lucy musi być teraz bardzo szczęśliwa.- stwierdził. Podpowiem Ci. Twoja córka jest w tym momencie TAK BARDZO SZCZĘŚLIWA, że po wyścigu przywali w nos młodemu Paltegumiemu.
-Fernando bardzo chciał, aby młoda McQueen zobaczyła, jego umiejętności.- dodał Francesco. Taa... albo chciał znaleźć sobie zastępstwo.- A ty chciałbyś, aby twoja córka się ścigała?- zwrócił się do mojego ojca.
-Chce, aby była szczęśliwa. Jeżeli jazda ma to sprawić-to pewnie. Powiem inaczej. Jeżeli chciałaby zostać bankierką i być, przez to szczęśliwa to i na to się zgodzę.
-Nie bałbyś się o nią? Na takich wyścigach to łatwo złamać sobie żebra.
-Oni powinni się jej bać i tego, że to, przez nią połamią sobie żebra.
Szkoda, że mój tata nie wiedział, że te słowa nieświadomie dodały mi otuchy....
POLSAT TIME!
Nie bijcie xd
Dajcie znać KONIECZNIE co sądzicie o tym rozdziale! Błagam! Myślałam nad nim sporo tak samo, jak nad następnym i bardzo zależy mi na opinii.mionka_skywalker po za tym zgadła, że Lucy grała w "Detroit: Become Human" (bo to nie tak, że mnie przechytrzyła na privie XD)
No i powiedzcie kiedy chcecie następny rozdział. Do zobaczenia!
PS: Tak...wrzuciłam rozdział o 0:24 i nic wam do tego XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro