ROZDZIAŁ.3 BABSKI WIECZÓR
Po tym, jak ustaliłem z Cruz jak będą wyglądać nasze treningi wróciłem do domu. Zapomniałem wziąść kilku rzeczy. Pokierowałem się do tylnego wejścia. Wszedłem po schodach i pokierowałem się do sypialni. Otworzyłem szufladę w komodzie i zacząłem przeglądać znajdujące się tam ubrania. Zdecydowałem się na granatową koszulkę na ramiączkach z wielkim numerem 95 na plecach i moją sygnaturą, oraz czarne spodenki do kolan. Z szafy wyjąłem jeszcze czarną torbę do której schowałem ubrania. Na stopy założyłem czerwone adidasy z białymi paskami. Szybko jeszcze przejrzałem się w lustrze poprawiając moje blond włosy. Zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem z domu.
Zacząłem biec w stronę składzika Hudsona. Wtedy wpadłem na kogoś. Upadłem na ziemie.
-Przepraszam McQueen!- krzyknął znany mi głos. Popatrzyłem na jego twarz. To Złomek! Mężczyzna miał średniej długości brąz włosy które zawsze miał w nieładzie, a na jego twarzy widniał dwu-dniowy zarost. Miał zielone oczy no i te dwie wielkie, wystające jedynki, które dodawały mu uroku. Ubrany był w flanelową koszulę. Podejrzewam, że za nim przykrył ją kurz i trochę brudu była ona jasnoniebieska. Miała one w sobie kilka dziur, ale były one niewielkie. Większość z nich przysłaniały brązowe ogrodniczki Złomka, które sięgały mu po same kostki. Na stopach Złomek miał sandały.
-Nic się nie dzieje.- stwierdziłem z uśmiechem. Wstałem z ziemi i otrzepałem kurz z kombinezonu.
-Gdzie tak właściwie biegniesz?- zapytał.
-Do składzika Hudsona.- stwierdziłem krótko.
-Ale twój samochód jest pod V8.
-Wiem, ale muszę coś sprawdzić.- mówiąc to zacząłem iść powoli tyłem w stronę składzika.- To ja będę lecieć. Cześć Złomerro!- odwróciłem się i zacząłem biec. Dotarłem do składzika. Zamknąłem drzwi na klucz i głośno westchnąłem. Zrobiłem sobie tam małą "siłownie". Chciałem utrzymać formę. Wyjąłem z torby ubrania i zacząłem się przebierać. Gdy skończyłem zacząłem się rozciągać. W czasie skłonu potrafiłem głową dotknąć kolan. Uznałem to już za spore osiągnięcie. Potem "wspinaczka", siad płotkarski i kilka innych ćwiczeń na rozgrzewkę. Potem wskoczyłem na bieżnie i zacząłem biec. Dzisiejszy cel- 2000 metrów.
***Pov.Sally***
-Skończyłaś już kolorować?- zapytałam Lucy.
-Już prawie.- odparła dziewczynka. Ja siedziałam, przy komputerze kończąc ostatnie na dziś przelewy. Westchnęłam głośno, gdy nagle na moich kolanach pojawiła się kartka. Wzięłam ją do ręki.
-Ślicznie Lucy!- odparłam. Był to samochód wyścigowy pokolorowany na czerwono z żółto pomarańczowymi drzwiami. W oczach Lucy dostrzegłam dumę.
-Chciałam, aby wyglądał, jak samochód taty!- powiedziała z uśmiechem.
-Ale kruszynko teraz jest przecież granatowy.
-Ale wolałam, jak był czerwony! I miał duży numer na boku!- mówiąc to gestykulowała.
-Tacie na pewno spodoba się rysunek.- uśmiechnęłam się czochrając jej włosy.
-Mogę przyczepić go do lodówki?
-Oczywiście. Bierz rysunek i już idziemy!
Lucy w dłonie pochwyciła rysunek i pobiegła na górę. Ruszyłam za nią. Dziewczynka stała już pod lodówką kiedy przyszłam i przymierzała, gdzie będzie mogła umieścić kolorowankę. Podchodząc do niej wzięłam ją na ręce, a moja córka wzięła magnes i przyczepiła kartke. Odstawiłam ją na ziemię, a dziewczynka dumnie patrzyła na świeżo przyczepioną kolorowankę.
-Myślisz, że tacie się spodoba?
-Oczywiście, że się spodoba! Co to za pytanie?
Spojrzałam na zegarek. Za 3 godziny miała przyjść Lola, Liliana i Cruz. Powinnam przygotować coś do przegryzania. Lucy usiadła na taborecie kuchennym, a ja zajrzałam do lodówki. Są składniki na koreczki. Może jeszcze tak upiekłabym ciasteczka? Zerknęłam do szafki. Mąka, cukier, sól, proszek do pieczenia-chyba wszystko co jest potrzebne mam.
-Lucy pomożesz mi przygotować parę rzeczy?- zapytałam.
-Oczywiście!- stwierdziła bez zawahania.
-W takim razie myj rączki i wracaj do kuchni. Mamy sporo pracy.
***Pov. Cruz***
Cały czas siedziałam na telefonie. Oglądałam zdjęcia, przy okazji usuwając niepotrzebne lub brzydkie fotografie. Tak to jest, jak ma się małą kartę pamięci w telefonie. Widziałam zdjęcia z Panem McQueenem z jakiegoś rozdania nagród. Nadal nie wierze, że trenuje mnie żywa legenda wyścigów, a zarazem mój idol! Pamiętam doskonale, jak jako mała dziewczynka oglądałam go w telewizji. Był niesamowity! Nie będę się oszukiwać, ale byłam w nim zakochana. Pan McQueen był no i w sumie jest przystojny. Jego plakatami obklejona była połowa mojego pokoju. Koleżanki w klasie się z tego śmiały, ale ja nie widziałam wtedy w tym nic dziwnego. Teraz widze. Na szczęście to nienormalne uczucie minęło już jakieś 4 może nawet 5 lat temu.
Teraz właściwie znam Zygzaka osobiście i stwierdzam, że jest wspaniałym człowiekiem. Kiedy patrzyłam na niego i Sally serce mi rosło. Tyle czułości między nimi. Jeżeli w przyszłości będę miała męża (ba...chłopaka) chciałabym, aby między nami była taka chemia, jak pomiędzy Zygzakiem, a Sally. Po za tym ich córeczka! Byłam strasznie zaskoczona informacją, że Pan McQueen jest ojcem. Nie spodziewałabym się, że urodzi mu się dziecko jeszcze przed zakończeniem kariery wyścigowej. Mimo, iż coś o tym słyszałam dłuższy czas temu to myślałam, że to żart-pomyliłam się. Wczoraj wieczorem, kiedy dziewczynka zasnęła na jego kolanach widziałam, jak bardzo są do siebie podobni. Ich widok razem...bezcenny.
Popatrzyłam na zegarek. Już tak późno!? Podbiegłam do mojej torby z której nadal nie wypakowałam wszystkich rzeczy. Założyłam granatowe dżinsy z dziurami, biały t-shirt z niebieskim numerem 51, a na wierzch rozsuwaną, żółtą bluzę z kapturem. Do tego dobrałam białe Nike'i. Nie malowałam się jakoś specjalnie mocno. Właściwie na powieki nałożyłam trochę cienia i nic po za tym. Podłączyłam mój telefon do ładowarki, aby troche się podładował, a sama padłam na łóżko. Za kilka minut wyjdę z domu, aby zdążyć na ten babski wieczór.
******
Z niecierpliwością patrzyłam na zegarek. Nie chciałabym być za wcześnie, bo wyszłabym na natrętną. Co z tego, że mnie zapraszała! Zależy mi, aby zrobić na Sally dobre wrażenie. Jakby nie patrzeć to żona mojego szefa ekipy, a zarazem trenera i nie dobrze by było mieć z nią zły kontakt. Mimo, iż już ją poznałam, chce aby jej zdanie o mnie było, jak najlepsze. Złapałam za telefon i włożyłam go do kieszeni spodni i pokierowałam się na miejsce spotkania.
******
Zapukałam do tylnych drzwi. Dziwne wydawało mi się wpakowywać się do jej domu przez recepcje motelu. Przez chwilę zmartwiłam się, że nikogo nie ma, ale po około minucie drzwi otworzyła mi Sally.
-Cześć Cruz!- przytuliła mnie- Cieszę się, że jesteś! Zapraszam.- zachęciła mnie ręką do wejścia. Pokierowałam się tuż za nią na górę.
-Ładne mieszkanie.- stwierdziłam, po zobaczeniu salonu.
-Dziękuje.-uśmiechnęła się Sally. Zobaczyłam, że w kuchni stoi Lola.
-Dzień dobry Lolu.- przywitałam ją z uśmiechem.
-Cruz! Cześć dziecinko! Właśnie kończę robić jajka z majonezem.
-To fajnie.- uśmiechnęłam się
Wtedy z sąsiedniego pokoju wybiegła Lucy.
-Cześć Cruz!- przytuliła moje nogi.
-Cześć Lucy.-przywitałam dziewczynkę delikatnie gładząc dłonią jej plecy..
Po tym, jak dziewczynka uwolniła moje nogi z uścisku od razu pobiegła do innego pokoju. Sally kładła na stoliku kawowym talerzyki, miskę z ciastkami i koreczki, a Lola cały czas kończyła robienie jajek z majonezem. Stwierdziłam że pójdę za Lucy. Tak o to trafiłam do jej pokoju. Zdziwiłam się widząc ją bawiącą się samochodzikami. Może dlatego, że nie często widuje się dziewczynki z resorakami, ale w sumie, jakby się zastanowić nazwisko "McQueen" chyba do czegoś zobowiązuje. Czyż nie? Miała kartonowy tor, jak ten do Nascaru. Na torze były dwa samochodziki. Jeden z nich był czerwony, a drugi zielony.
-Co robisz Lucy?- zapytałam kucając, przy niej.
-Robię wyścig!- odparła z uśmiechem.
-To fajnie.
-Właśnie nie.- stwierdziła- Jeżeli czerwony się nie postara to przegra!
Widziałam, jak popychała autka i sprawdzała po chwili, który pojechał dalej.
-A one nie wpadają na bandę w czasie zakrętu?
-Ależ skąd! Za kierownicą siedzą profesjonaliści! Znaczy...w czerwonym, bo do zielonego mam wątpliwości, że ma po prostu szczęście.
Zaśmiałam się. Wtedy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Lucy wybiegła z pomieszczenia. W tym czasie rozejrzałam się po jej pokoju. Na łóżku leżał pluszowy samochód Zygzaka? Czemu on ma oczy i usta? Wyglądał zabawnie. Na niskim stoliczku w pokoju było pełno rysunków. Jeden z nich przedstawiał podium. Na pierwszym miejscu stał ktoś ubrany na czerwono z pucharem w ręce. Za to na drugim i trzecim był kolejno jakiś zielonek z wąsami i ktoś w czarno-granatowym kombinezonie. Wkoło nich było konfetti. Biorąc pod uwagę, że Lucy ma 4-lata rysunki były nadzwyczaj ładne. Nad stoliczkiem znajdowała się półka z jej całą kolekcją samochodzików. Miała ich dużo, ale nie oszukując się najwięcej było czerwonych.
-Ciocia Lila!- usłyszałam. Wyszłam z pokoju dziewczynki i zobaczyłem kobietę. Miała ona czarne włosy i zielone oczy. Ubrana była w czarną sukienkę. Na wierzch miała zarzuconą fioletową marynarkę, a na stopach baleriny.
-Lucy! Tęskniłam.-Przytuliła ją.
-Cześć Lilka!- podeszła do niej Sally tuląc ją do siebie.- Bardzo za Tobą tęskniłam. Chciałabym, abyś poznała podopieczną Zygzaka, a przy okazji moją przyjaciółkę-Cruz.
-Cruz Ramirez! Widziałam twoje ostatnie zwycięstwo. Coś pięknego!- pogratulowała mi podchodząc do mnie i przytulając. Zawstydziłam się.
-Dziękuje... pa-
-Liliana. Liliana Lifting.- przerwała mi.
-Dziękuje Liliano.- zaśmiałam się, a ta puściła mnie.
-Skoro jesteśmy wszystkie usiądźmy i pogadajmy!- zaproponowała Sally. Wszystkie usiadłyśmy na narożnej kanapie. Znaczy-po za Lucy. Ona kursowała pomiędzy swoim pokojem, a salonem.
-To mów Sally, jak Zygzak po zakończeniu kariery wyścigowej.
-Nie powiedziałbym, że ją zakończył.- zaśmiała się.- Ale w porządku.
-A jak się czuje po wy-
-Bardzo dobrze.-stwierdziła szybko.- Nie mówmy o tym w towarzystwie Lucy.-powiedziała ciszej Sal. Wzięłam ciasteczko do ręki i ugryzłam.
-Jak smakuje Cruz?- spytała Lola.
-Bardzo dobre.- uśmiechnęłam się. W między czasie Lucy przyszła do salonu i chwyciła 3 koreczki, po czym wróciła do swojego pokoju.
-Jutro wybiorę się gdzieś ze Złomkiem. Dawno go nie widziałam.
-Co poradzisz skarbie, jak taka praca!- stwierdziła Lola
-A jak dzisiejszy trening z Zygzakiem Cruz?- spytała Sally.
-Całkiem dobrze. Musiałam robić karne brzuszki i biegać.- zaśmiałam się.
-Typowy Zygzak, co poradzisz.- odwzajemniła śmiech Sal popijając herbatę.
-A gdzie Cruz twój chłopak?- zapytała Liliana.
-No...tak, jakby nie mam.- stwierdziłam z głupim uśmieszkiem.- Właściwie nigdy nie miałam.
-Nie miałaś jakiejś sympatii wcześciej?- zapytała Lola
-Znaczy...jak byłam młodsza to był, ale to minęło i było to głupie... aż wstyd mówić...- zarumieniłam się i nerwowo bawiłam włosami.
-Zygzak?- spytała Sally patrząc ze spokojem na filiżanke z herbatą. Spuściłam wzrok. Ale wstyd... Po chwili ciszy stwierdziła- Nie ty jedyna. Ile już zauroczonych w nim dziewczyn widziałam.- prychnęła śmiechem. Spojrzała na mnie z uśmiechem- Luz kochanie. Nic się nie dzeje. Było, minęło, nie wróci.
-Ale to było strasznie głupie Sally!- podniosłam na nią wzrok.
-Jak byłam nastolatką to i ja głupio zakochałam się... w piosenkarzu- zaczęła się śmiać- Brzydki, jak noc, mówie Ci.
-Znajdziesz na pewno kogoś odpowiedniego Cruz. Może ktoś z wyścigów o Złotego Tłoka...- zaczęła ponownie Lola. Zaczęłam śmiać się bez opamiętania.
-Ciekawe z kim. Haha...wybacz Lolu, ale nie ma tam nikogo takiego.
-A Danny Swervez?- zaproponowała Sally.
-Do pogadania spoko, ale nic więcej. Zbyt samolubny.
-Eugene Taylor?- poddała Lola.
-Ja z nim właściwie rozmawiałam...chyba nie.
-A Jackson Storm.- powiedziała Lilka, a ja zrobiłam się czerwona.
-Jak możesz brać tego samoluba i prostaka pod uwagę Liliano!
-Nie wiem. Wiem tyle, że jest niczego sobie.
Sally śmiała się, a ja schowałam twarz w dłoniach. Przypomniało mi się kilka sytuacji po moich zwycięskich wyścigach. Te jego chamskie teksty. Nie trawie go.
-Nie jest niczego sobie! Lilka on jest gorszy od Marka Maruchy!- stwierdziłam biorąc łyk herbaty.
-Z wyglądu na pewno nie.- uśmiechnęła się.- Te ciemne włosy, jasna cera i szare przenikliwe oczy.
-Uważaj Lilka bo się jeszcze zakochasz.- zaśmiała się Lola wskazując na nią dłonią w której trzymała jajko.
-Pff...niestety za młody. Latka lecą no niestety.- odparła Lila.
Wtedy do pokoju weszła (ponownie) Lucy.
-Gdzie tata?- zapytała z lekkim smutkiem.
-Nie wiem kruszynko.- stwierdziła Sally.
-Robi się ciemno. Co jeżeli coś mu się stało!?- krzyknęła unosząc rączki do góry. Sally wstała i wzięła dziewczynkę na ręce i mocno przytuliła.
-Tatuś poszedł coś załatwić. Wróci pewnie późno. Nie martw się- uspokajała swoją córeczkę. Obróciła głowę w naszą stronę i puściła oczko.-Zdjąć Ci klocki? Może ułożysz miasto?
-Tak, proszę.- szepnęła Lucy. Sally odłożyła ją na ziemie i złapała za rękę. Razem pokierowały się do pokoju dziewczynki.
-Czy tylko dla mnie Lucy jest tak bardzo urocza?- zapytałam.
-To jest promyczek Chłodnicy Górskiej.- stwierdziła Lola.
-Ale jej zachowanie, wygląd i...WSZYSTKO!
-Jest bardzo podobna do Zygzaka to wszyscy jesteśmy zgodni. Oceniłabym charakter, ale wiem, że jest tylko dzieckiem i jeszcze się okaże jaka jest.- stwierdziła Lilka.- Mimo wszystko jest bardzo kochana.
-Cruz gdybyś ty wiedziała, jakie historię i wspomnienia my z nią mieliśmy. Dużo gadać.
Wtedy do pokoju wróciła Sally.
-O czym gadacie?-zapytała.
-O Lucy. O tym co z nią mieliśmy. - odpowiedziała Lola.
-Rozumiem, że temat "jest podobna do Zygzaka" już zaliczony?
Przytaknęłyśmy.
-Czemu mnie to nie dziwi.- uśmiechnęła się.
-Sally, a może opowiesz jakąś historię? Znaczy z Lucy.
-Nie wiem. Jeżeli chcecie.
-Opowiadaj Sally!- rozkazała Liliana.
-Pomyślmy... mówiłam wam, jak mi zniknęła?
-Nie- stwierdziła Lila
-Dobrze. Więc było to tak...
Był wieczór. Skończyłam pracę i poszłam na górę. Lucy miała może wtedy 5 miesięcy? Nie pamiętam. Wracając. Idę na górę. Nikogo nie ma. Zajrzałam do sypialni- pusto. Pokój Lucy- również. Pomyślałam, że poszli na spacer, ale nie było samochodu Zygzaka. Zachodziło już słońce. Przestraszyłam się, więc wsiadam do Porsche i jadę ich szukać. Byłam koło toru, gdy zauważyłam auto Zygzaka. Kamień spadł mi z serca. Wysiadam szybko i biegnę. Widzę, że jest pusty. Już dostaje zawału, gdy wtedy słyszę, jakby nucenie kołysanki. Patrzę, a Zygzak z Lucy owiniętą w kocyk siedzi opierając się o przód auta. Delikatnie kołysał ją na boki cały czas coś nucąc. Pamiętam do teraz to co mi wtedy powiedział "Nie mogła zasnąć. Miałem wziąć twój samochód, ale nie było kluczyków. To pojechałem moim z nią na kolanach ALE BARDZO POWOLI! I teraz siedzę i czekam, aż zaśnie"
-To wzruszające- stwierdziłam krótko. Wyobraziłam sobie Zygzaka, jak siedzi z jego córeczką w ramionach, nucącego jej kołysankę. Dodatkowo zachód słońca...
-Zygzak jest chyba świetny w roli ojca. Prawda?- upewniła się Liliana.
-Najlepszym chociaż wtedy było to lekko nieodpowiedzialne. Przeprosił mnie, ale było to dla dobra sprawy, więc nie byłam zła. Ojciec Zygzaka nie ukazywał mu miłości. Praktycznie wcale. Jak byłam w ciąży to często rozmawiał ze mną o tym, czy będzie wstanie dać dziecku miłość skoro jemu jej nie dano.
-Jak widać umie.- dodała Lola.- Ona jest absolutnie zakochana w McQueenie.
-Prawda.-potwierdziła Sally.
***Pov.Zygzak*** Kilka godzin później***
Trenowałem i trenowałem. Kiedy poczułem zmęczenie zacząłem przeglądać rzeczy w składziku Hudsona. Stare dzienniki, książki o starych silnikach, teoria drftu i takie tam. Kiedyś musiałbym na spokojnie do tego wszystkiego usiąść i pooglądać. Spędziłam, przy tych papierach bardzo dużo czasu. Nie wiem, która była godzina, ale zaczęło się ściemniać. Przebrałem się ponownie w kombinezon. Zastanawiałem się, czy wrócić do domu, czy jeszcze gdzieś iść. Ostatecznie zdecydowałem wrócić do domu odstawić rzeczy, a potem jeszcze wyskoczyć do Kamasza i Ogórka, którzy pewnie siedzieli w V8.
Wszedłem do domu. Dziewczyny bawiły się na całego z tego co widzę.
-Cześć dziewczyny.- przywitałem się.- Witaj Sally.- mówiąc to złożyłem na jej ustach szybki pocałunek. Zauważyłem, że Lucy praktycznie usypiała oparta o Sally. Zaśmiałem się.- Może pójdę ją wykąpać?
-Jak, byś mógł.-poprosiła mnie Sal. Przytaknąłem. Z uśmiechem cmoknęła mnie w policzek.- Jesteś najlepszy.
Wziąłem Lucy na ręce i zacząłem iść w kierunku łazienki. Wtedy usłyszałem głębokie pociągnięcie nosem po czym podnoszącą się głowę.
-Tatuś!- przytuliła mnie.
-No cześć Buntowniczko.- odwzajemniłem przytulasa jedną ręką.
-Masz charakterystyczne pachnidełko!- stwierdziła.
Zaśmiałem się. Lucy pewnie chodziło o zapach moich perfum, których używam praktycznie dzień w dzień. Że utrzymały się po całym treningu to jestem w szoku.
******
-...a żółty samochodzik już nigdy nie musiał być sam. Przecież miał wkoło siebie grono kochających przyjaciół. Koniec.- skończyłem czytanie Lucy na dobranoc "The Yellow Car". Buntowniczka w między czasie zasnęła. Przykryłem ją dokładniej kołdrą po czym pocałowałem w czoło. Jako ostatni punkt zostało mi zgasić lampki i dłużej nie przeszkadzać w spaniu. Zamknąłem drzwi od jej pokoju i cicho przemknąłem się do sypialni po coś innego niż kombinezon. Zdecydowałem się na czarne dżinsy i czerwoną bluzę zakładaną przez głowę z kapturem. Obuwie sportowe zmieniłem na moje stare, ale poczciwe czerwone trampki. Stare, gdyż kupiłem je za czasów liceum. Rozmiar się zgadza i mam do nich spory sentyment. Bez pożegnania wyszedłem z domu (nie chciałem przeszkadzać dłużej dziewczyną).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro