ROZDZIAŁ.19 BYK
***NASTĘPNEGO DNIA***Pov.Zygzak***
Ja wraz z Cruz trenowaliśmy na torze. Moja podopieczna starała się uzyskać dużą prędkość wchodząc w zakręty, ale średnio jej się to udawało. Na pewno jest lepiej niż kilka lat temu. Muszę opracować jakąś taktykę... nauczenie się tego nie może być takie trudne. Cruz zatrzymała się i z całej siły uderzyła w kierownicę. Podszedłem do niej odpinając siatkę bezpieczeństwa.
-Niech pan daruje sobie gadaninie o tym, jak źle mi idzie.- warknęła. Zdziwiłem się na jej reakcje.
-Właściwie chciałem pogratulować poprawy czasu. A o te zakręty się nie martw. Na suchej ziemi jest inaczej niż na asfalcie.- odparłem bez wzruszenia.
-Ale Panie McQueen!
-Żadnego "ale". Wysiadaj z auta i przebiegnij się dwa razy wkoło toru na rozładowanie emocji.
Cruz wyskoczyła z samochodu i rozpięła kombinezon. Zrzuciła go na ziemię. Podobnie zrobiła z kaskiem. Teraz widziałem, jak bardzo jest niezadowolona z wyników. Potem sięgnęła do auta po niebieskie adidasy. Zmieniła swoje buty do jazdy na wcześniej wspomniane i zaczęła biec. Popatrzyłem na jej odbiegającą sylwetkę. Westchnąłem głośno drapiąc się w kark. Zawiał wiatr, przez co bardziej naciągnąłem na siebie moją granatową kurtkę. Wtedy ktoś postukał mnie w plecy. Odwróciłem się.
-O Lucy...cześć.
-Cześć, cześć. Widziałeś Jacksona?- zapytała.
-Jacksona? Nie. Nie ma go w stożku?
-Nie ma albo zamknął się od środka. Pomyślałam, że może być tutaj, ale, jak nie ma to dzięki.
Lucy zaczęła odchodzić. Ubrana była w granatowe, dżinsowe rybaczki i czerwoną bluzę baseball. W dłoni miała swoją czerwoną deskę, a na stopach jej ukochane trampki. Włosy spięte miała w wysokiego kucyka. Kiedy zniknęła za skałami wzrokiem wróciłem na tor. Cruz kończyła pierwsze kółko.
-Cruz! Szybciej! Nie mamy całego dnia!- krzyknąłem, a ta nieznacznie przyspieszyła. - Jak dobrze, że nie dałem Tobie tej wielkiej karmelowej czekolady...-szepnąłem do siebie.
******
Wróciliśmy do miasta. Cruz zajechała swoim autem pod V8 ja za to wróciłem do garażu Hudsona. Odstawiłem auto, które cały czas miało klatkę bezpieczeństwa. To nie wszystko. Autko od mojego ostatniego sezonu zostało ulepszone. Jeździ nawet o wiele szybciej. Zwiększyłem obroty i poprawiłem chłodzenie- cały sekret. Zacząłem przykrywać Chevroleta prześcieradłem, gdy dostrzegłem Złomka.
-McQueen!- przywitał się tuląc mnie mocno do siebie.
-Cześć Złomek...- ledwo wydusiłem. Mężczyzna przytulił mnie na tyle mocno, że, aż nie mogłem oddychać, a co dopiero mówić. Co lepsze moje stopy unosiły się nad ziemią. Gdy dane było mi poczuć grunt pod nogami, oraz wziąć pełny, głęboki oddech zacząłem.- Coś się stało?
-To, że nie mogę znaleźć Heńka.
-Jak to nie możesz go... Złomek!- zdziwiłem się.- Nie ma tego byka na polu?- na te słowa mój przyjaciel przecząco pokręcił głową. Westchnąłem zasłaniając twarz dłońmi. Miałem ściągać moje mitynki, ale biorąc pod uwagę co mnie czeka naciągnąłem je pewniej na dłonie. Spojrzałem w zakłopotane oczy mojego przyjaciela i ruszyłem do wyjścia.- Trzeba kogoś złapać. Rusz się!
***Pov. Lucy***
Wróciłam do motelu. Biurko mamy od reszty pomieszczenia oddzielone było pół-ścianką. Zawiesiłam się na niej.
-Daj mi coś do roboty!- poprosiłam.
-Znalazłaś Sztorma?- zapytała podnosząc wzrok znad papierów.
-Nie. Niech się wali.- burknęłam.- Cały ranek straciłam na szukaniu go.
-Jak chcesz możesz podlać kwiatki w recepcji. Na parapecie leży konewka. Chyba nawet jest pełna.
W ułamek sekundy wstałam z pół-ścianki i pobiegłam po przedmiot. O mało nie wpadłam na parapet, gdy w dłonie chwyciłam konewkę. Faktycznie była pełna. Zaczęłam podlewać rośliny w recepcji. Było ich tam naprawdę sporo.
-Po co właściwie szukasz Sztorma?
-Chciałam zapytać się, jak było wczoraj na obiedzie w Kole Serc.- odparłam nie odwracając wzroku od zielonych liści i kolorowych kwiatów.
-Widziałam ich. Pogodzili się?
-Tak myślę.- stwierdziłam.- Chciałam zapytać go o to.
-W porządku.- po tych słowach mama wróciła do papierów i uzupełniania tabelek. Wyjrzałam za okno. Dzisiaj było wyjątkowo chłodno. Wybierając się na dwór koniecznie trzeba było wziąć bluzę lub cienką kurtkę. Bez niej ani rusz. Za nim się obejrzałam wszystkie kwiatki były podlane. Nie dawałam im dużo wody. Jestem mistrzem w tej dziedzinie, więc musicie uwierzyć mi na słowo. Jeżeli naleje jej za mało- wyschną- za dużo-zwiędną. Aż wstyd się przyznać, ale raz kiedy mama była chora, a tata akurat był trenować z Cruz z dala od miasta miałam pilnować kwiatków. Tak, jakby jednym nic nie nalałam wody, a drugim tak dużo, że, aż woda przelewała się z podstawki. Wszystkie powiędły lub wyschły na wiór. Co do jednego. Odniosłam konewkę na parapet po czym ponownie zawiesiłam się na pół-ściance.
-Może tata ma coś do roboty? Właśnie widziałam, jak wraca z treningu.- powiedziała mama.
-Chyba jeszcze poszukam Sztorma. Stracę drugą połowę dnia.
Po tych słowach wyszłam z recepcji. Nie widać żywej duszy. Kamasz pewnie teraz wypatruje huraganu lub innej możliwości, że żywioły rozwalą nam miasto. Ogórek sprawdza, jak ma się jego "towar", a Lola myśli co zaserwować nam na obiad. Gienia śpi...jakim cudem ona jeszcze żyje!? Ekhem...dalej. Roman czyści farby, Szeryf na patrolu, Edek jakoś zabezpiecza okoloczne rośliny przed chłodem, a Luigi z Guido szykują nowe wystawy. Dzień, jak co dzień.
Gdzie może być Sztorm? W V8 już byłam. Na śniadaniu go nie było, a kierowcy rajdowi nie mają w zwyczaju jadać śniadania tak późno. Na torze nie bo jego auto stoi pod motelem. Ehh....
Zajrzałam, przez okno do jego stożka, ale nie było go. Gdzie on mógł pójść?
***Pov.Zygzak***
-Złomek... zbliżamy się do pola kaktusów. Wracajmy do Chłodnicy.- odparłem. Od dobrych dwóch godzin szukamy Heńka. Mam dość.- Nie sądziłem, że przyjdzie mi ganiać za krową.
-Bykiem przyjacielu.- poprawił mnie Złomek. Przewróciłem oczami. Z czoła odgarnąłem część blond włosów, aby nie wchodziły mi w oczy. Zasunąłem moją kurtkę i włożyłem dłonie w kieszenie. Wiatr był coraz większy, a niebo zachmurzone.
-Nie sądzę, aby tu był.- odparłem. Bardziej prawdopodobne, że wypuścił się w okolicę toru.
-Ja wiem lepiej przyjacielu. Wiesz...było się zaklinaczem zwierząt.- powiedział z powagą. Prychnąłem.
-Nie baw się w Cesara Millana w wersji krowa zamiast pies, proszę cię.
-Cichaj!- prawie, że krzyknął. Jedną ręką zatrzymał mnie, a drugą przyłożył sobie w geście zachowania ciszy do ust. Spojrzałem w głąb tunelu między dwoma skałami. Wraz Złomkiem zmierzyliśmy się spojrzeniami i ruszyliśmy w jego stronę. Przeszliśmy ostrożnie, aby wyjść na...
-Totalne pustkowie.- powiedziałem bez entuzjazmu.- Widzisz! Są nawet wysuszone krzaki. Wracajmy.- mówiąc to zacząłem wchodzić pod kamienie, gdy nagle.
-Muu!
-Ha! Mówiłem McQueen!- krzyknął mój przyjaciel. Stanąłem obok niego. Faktycznie po polanie chodził nasz zagubiony byk.
-Co mamy zamiar zrobić?- zapytałem.- Masz linę, czy...- nie skończyłem mówić, a mój przyjaciel już pokazał mi elegancko złożoną linę.
-Plan jest taki. Ja go zwabię i odwrócę uwagę. Wtedy ty od tyłu nałożysz mu na szyje pętlę od liny i zaciśniesz. W dwójkę jakoś doprowadzimy go do miasta.
-Pytanie! I myślisz, że byk da sobie nałożyć linę na szyje? Jeszcze Heniek!?
-Słuchaj pomysłodawcy poruczniku McQueen!
******
Złomek zwabił do siebie byka. Podszedł do niego wściekły. Fukał mu w twarz. Teraz każdy zdrowo myślący człowiek zrobił by w tył zwrot. Tym bardziej jeżeli w domu czekałby na niego współmałżonek i dziecko. No...nie ja.
Zakradłem się do byka od tyłu i bez problemu założyłem na jego szyje linę. Już miałem ją zacisnąć, gdy wtedy odwrócił w moją stronę łeb. Jestem martwy. Obrócił się całym ciałem w moją stronę i zaczął kopać kopytem w ziemi.
-Spokojnie... Heniek.- zacząłem go uspokajać próbując, przy okazji złapać za linę. Na moje nieszczęście złapałem za pętlę co poskutkowało tym, że Heniek podrzucił mnie w górę. Oczywiście, jako, że jestem farciarzem wylądowałem na jego grzbiecie. Przerażony usiadłem na nim, jak na koniu łapiąc za linę licząc, że będę bezpieczny.- Złomek cholera jasna!- krzyknąłem. Byk rzucał się na wszystkie strony. Zacisnąłem na jego szyi mocno pętlę, a sam złapałem się za resztę luźnej liny. Czułem, że zaraz zginę. Przeżyłem wypadek samochodowy na Nascar'ze, ale przyjdzie zginąć mi, przez byka Heńka. Już widzę mój nagrobek.
Ś.P
Zygzak McQueen
Z
marł mając 40 lat
Zginął śmiercią tragiczną
zabity, przez byka
Cały świat wirował mi, przed oczami i wszystko mnie bolało. Byk podskakiwał i byłem cały poobijany. Już chciałem dać się zrzucić i skrócić sobie cierpienia, gdy Złomek zbliżył się do zwierzęcia i złapał mocno za sznur sprawiając, że byk już nie był skupiony ma zabiciu mnie. Szybko z niego zszedłem kierując się między skały. Zwierzę wyrwało się Złomkowi. Ten w reakcji od razu zaczął uciekać. Zaczęliśmy biec i, jak po chwili się okazało na ogonie siedział nam nasz kochany Heniu.
-Dogania nas!- krzyknąłem. Ciężko biega się z poobijanym tyłkiem, nogami, głową i..
WSZYSTKIM- Nigdy więcej nie wymyślasz planu!
-Rozdzielamy się!- odparł biegnąc w lewo. Wykonałem posłusznie polecanie skręcając w prawo. Czekaj...właśnie posłuchałem się jego planu. Walić! Życie jest teraz ważniejsze. Od następnego razu!
***WIECZÓR***Pov.Sally***
Siedziałyśmy z Lucy w V8. Czekałyśmy, aż Lola zrobi kolacje. Miałyśmy zjeść ją w czwórkę wraz z Cruz, lecz nie przyszła. Buntowniczka patrzyła w telefon.
-Może odłożysz komórkę, przy stole?- poprosiłam.
-Tak...jasne. Właściwie już skończyłam patrzeć.- odparła wygaszając ekran.
-Co patrzyłaś?- Lucy odblokowała ponownie telefon i wyświetliła.- Rękawice bokserskie?
-Licytacja.- uśmiechnęła się chowając telefon do kieszeni.- To nie tata? Czemu kuśtyka?- wskazała palcem w okno. Wyjrzałam za nie. Faktycznie. Kuśtykał, jakby się z kimś pobił.
-O matko...Zygzak!- wstałam i wybiegłam do Lalusia.
Pomogłam mu się o mnie podeprzeć.
-Co Ci się stało Zygzak?
-Byk się stał...-syknął boleśnie. Podbiegła do nas Lucy. Pomogła mi wprowadzić Zygzaka po schodach i położyć go na łóżku w naszej sypialni.
-Co Cię boli najbardziej?- zapytała Lucy.
-Jazda na byku. Dopowiedz sobie sama co w tym przypadku może mnie najbardziej boleć.- odparł. Widziałam, jak Lucy przysłania usta, aby się nie zaśmiać. Przewróciłam oczami i wyprowadziłam ją z pokoju biegnąc, przy okazji po zimne okłady.
Tytuł "później rozdziału się nie dało" wędruje do mnie :D Jutro, jak w każdą sobotę kolejny rozdział, więc w tym tygodniu jeszcze jeden, a po za tym to możecie napisać co sądzicie o tym. Bardzo zależy mi na waszej opini, bo chce, aby książka ta była, jak najlepsza. Z góry dziękuje <3 Tymczasem do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro