Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ.1 POZNAJ...

Zbliżał się wieczór. Lucy bawiła się drewnianymi klockami, a ja na moim telefonie oglądałem zdjęcia moje i Cruz z rozdania nagród. Faktycznie trenowanie i dzielenie się z kimś wiedzą może być przyjemne. Kiedy fotografie zaczęły się powtarzać spojrzałem na Lucy. Budowała wieże. Podszedłem do niej i kucnąłem na kocu.

-Budujesz wieże? - zapytałem.

-Tak! Jest już bardzo wysoka!- mówiła dumnie. Wieża sięgała jej nieco ponad głowę. Widziałem, że moja córeczka próbowała dokładać kolejne klocki, lecz nie dawała rady. Złapałem ją pod pachy i uniosłem do góry.

-Teraz układaj.- stwierdziłem, a w jej oczach dostrzegłem iskierkę. Przez następne minuty układaliśmy wieże, lecz i ona w pewnym momencie runęła na ziemię.

-No trudno. Jutro zbuduje większą.- westchnęła krótko Lucy. Odłożyłem ją na ziemię i spojrzałem na zegarek w telefonie. Była 18:09. Cruz pewnie jest w drodze do Chłodnicy Górskiej. W tym czasie warto byłoby, aby Buntowniczka ubrała się cieplej.

-Lucy, wracamy do domu. Założymy getry i bluzę.- odparłem, a dziewczynka złapała mnie za rękę.

-A mogę czerwoną?- prosiła z nadzieją w głosie. Uśmiechnąłem się.

-Oczywiście, że tak! A potem pójdziemy do cioci Loli.

******

Po tym, jak założyłem Lucy getry i bluzę ta podeszła do lustra i zaczęła się przeglądać.

-Coś nie tak?- zapytałem.

-Włoski wychodzą.- mówiąc to wskazała na luźne blond kosmyki, które wyszły spod czerwonej wstążki.

-Poprawię Ci.- stwierdziłem krótko po czym przykucnąłem. Rozwiązałem jej włosy.- Lucy, gdzie jest szczotka do włosów?- zapytałem, a ta pobiegła do swojego po pokoju po chwili wracając z poszukiwanym przedmiotem. Wziąłem od niej szczotkę i podziękowałem. Zacząłem od nowa wiązać jej włosy. Najpierw rozczesałem je  i uniosłem na odpowiednią wysokość. Lucy lubiła mieć włosy spięte na pewnej wysokości. Zacząłem zaczesywać je do tyłu, a gdy wszystko było w porządku zawiązałem je czerwoną wstążkę. Zawsze była to kokarda.

-Dziękuje tato!- przytuliła mnie.- Lubię tą bluzę.- spojrzała w lustro strzepując z niej "kurz". Jej czerwona bluza miała numer 95 i małe logo Rust-eze. Tex Dinoco stwierdził, że młoda McQueen powinna taką mieć, aby wszyscy wkoło wiedzieli jaka krew płynie w jej żyłach.

-Wiem, że lubisz.- uśmiechnąłem się łapiąc jej drobną dłoń.- Idziemy do Loli.

******

Weszliśmy do V8. Dziewczynka na widok Loli rzuciła się jej w ramiona.

-Ciocia Lola!- krzyczała.

-Cześć kruszynko!- odparła kobieta kucając przy niej.- Właśnie piekę ciasteczka dla gości? Pomożesz mi?- zapytała.

-Pewnie!- odparła króko Lucy biegnąc do wejścia kawiarni.

-Zajmiesz się nią?- zapytałem Loli.- Sally kończy robotę, a ja wyjadę Cruz na spotkanie.

-Nie ma problemu. Lucy to anioł nie dziecko.- Jedź już.- odparła.

-Pa Lucy! Niedługo wrócę!- krzyknąłem, lecz nie otrzymałem odpowiedzi. Zapewne paprała się już w glutku z mąki i wody. Wybiegłem z kawiarni w kierunku składzika Hudsona. Trzymałem tam mój samochód. Otworzyłem właz do garażu na oścież i zdjąłem z samochodu płachtę. Moim oczom ukazałam się granatowy Chevrolett z tym samym motywem co moja kurtka. Wskoczyłem do auta przez okno. Nadal nie zdemontowałem klatki bezpieczeństwa i inaczej się nie dało. Kiedy już siedziałem coś kusiło mnie, abym założył swój czerwony kask z numerem i motywem płomieni. Ostatecznie powstrzymałem się i ruszyłem na spotkanie z Cruz.

******

Stałem tam może od 10 minut gdy na horyzoncie pojawił się żółty CRS Sports Coupe z 2017. Wiedziałem, że to Cruz. Sprawnie wysiadłem z auta i zacząłem machać. Dziewczyna zjechała na pobocze. Podbiegłem do niej.

-Dzień dobry Panie McQueen.

-Cześć Cruz.- odpowiedziałem. Cruz miała kędzierzawe brąz włosy. Jej skóra była zdecydowanie ciemniejsza od mojej- Cruz była latynoską. Swoje brązowe oczy podkreślała eyelinerem. Ubrana była w czarne dżinsy na wysokim stanie. W spodnie wpuszczony miała biały t-shirt. Na wierzchu miała żółtą kurtkę z motywem Dinoco, na stopach (chociaż do tego nie jestem pewien, bo siedziała w samochodzie) za to sportowe, niebieskie buty.

-Przepraszam, że tak późno Panie McQueen, ale musiałam zapakować kilka rzeczy.

-W porządku. Jedziemy do Chłodnicy.- stwierdziłem wsiadając z powrotem do mojego auta. Ruszyliśmy do Chłodnicy. Jechaliśmy fosyć szybko.
Po dotarciu na miejsce (kawiarnia Loli) ja i Cruz wysiedliśmy z samochodów. Na stacji siedziała Sally, Roman i Ogórek.

-Cześć wszystkim!-przywitałem się ze wszystkimi.- Cześć piękna.- rzuciłem do Sally składając na jej ustach krótki pocałunek.

-Cześć!- odparła niepewnie Cruz. Wtedy z kawiarni wyszła Lola.

-Cruz! Dziecko! Witaj!- przywitała ją , trzykrotnie całując jej policzki i mocno przytulając.

-Panią też miło widzieć.-wydusiła.

-Tylko nie pani! Mówiłam Ci, abyś mówiła do mnie po imieniu.

-Racja. Zapomniałam Lolu.

-Ciasteczka się studzą więc zaraz będą!- po tych słowach Lola wróciła do kawiarni.

Sally nagle wstała. Zorientowałem się o co jej chodzi, gdy złapała mnie za rękę. Podeszliśmy do opierającą się o filar kawiarni Cruz.

-Zygzak! Zaczynaj.- rzuciła w moją stronę Sally. Cruz widocznie się przestraszyła.

-Więc Cruz... chcielibyśmy Ci kogoś przedstawić.

-W porządku tylko...zapoznałam się chyba ze wszystkimi w Chłodnicy i...- urwała widząc Lucy wychodzącą z kawiarni. Podbiegłem do niej i wziąłem ją na ręce. Podszedłem ponownie do dziewczyn.

-Cruz poznaj Lucy! Naszą córeczkę.- odparłem, a Cruz opadła szczęka.

-Kiedyś coś o tym słyszałam, ale... myślałam, że to żart.- stwierdziła Cruz.- Cześć Lucy!- wyciągnęła w jej stronę dłoń. Lucy uściskała.

-Ty jesteś Cruz Ramirez! Ładnie jeździsz i twoje auto jest fajne!- mówiła Lucy.

-Bo jest żółte, jak "The Yellow Car"- dodałem. Sally zaśmiała się.

-Jejku dziękuje.- zawstydziła się. Odstawiłem Lucy na ziemię, a ta złapała gwałtownie Cruz za rękę.

-Piekłam ciasteczka! Musisz koniecznie spróbować!- mówiąc to ciągnęła Cruz do kawiarni. Z ust Sally nie schodził uśmiech.

-Nie wyobrażam sobie życia bez niej.-zaśmiała się.

-Racja.- przyznałen całując Sally w policzek.

******

Zbliżała się godzina 21, a Lucy zasnęła na moich kolanach. Delikatnie głaskałem ją za uchem. Cruz cały czas patrzyła na śpiącą dziewczynkę.

-Boże, jaka ona jest podobna do Zygzaka.- zwróciła się do Sally.

-Wiem. Moje małe słoneczko.

-Może zaniosę ją do domu. Zostanę z nią już.- zaproponowałem.

-Ja pójdę.- odparła Sally wstając i biorąc Małą na ręce. - Dzisiaj to ty miałeś z nią urwanie głowy.

-Nie przesadzajmy, ale w porządku. Dobranoc.- rzuciłem.

-Dobranoc wszystkim!- pożegnała się Sally odchodząc.

-Czyli jesteś ojcem?- upewniła się Cruz.

-Na to wygląda.- zaśmiałem się.

-Kochana, gdybyś ty widziała panikę w jego oczach, gdy Sally pojechała na porodówkę. Bezcenne mówię Ci.- zaśmiał się Złomek, który w między czasie przyszedł.

-Martwiłem się...okey!- broniłem się (właściwie nie wiem po co).- Po za tym to była adrenalina!

Wszyscy się zaśmiali.

-Nas McQueen nie oszukasz.- powiedział Roman.

-Niech wam będzie.- przyznałem.

-Ale ona jest serio, BARDZO podobna do Ciebie Panie McQueen.

-W końcu to Lucy McQueen-zaśmiałem się-Wszyscy tak mówią, lecz ja trzymam się przy tym, że urodę ma po Sally. Właśnie! Zapomniałbym!- wyjąłem z kieszeni klucz do stożka.- Miałem przekazać. Numer 2.

-Dziękuje.- podziękowała Cruz łapiąc klucz, który rzuciłem.

-Zygzak zapakuje Ci te ciasteczka dla Lucy. Dobrze?

-Jeżeli to nie problem to poproszę Lolu.- stwierdziłem. Wstałem z krzesełka poprawiając, przy tym moją blond grzywkę.- Jutro Cruz pobudka o 6. Jedziemy trenować.

-Oczywiście Panie McQueen.- powiedziała. Wtedy Lola podała mi woreczek śniadaniowy z ciasteczkami.

-To ja idę. Dobranoc wszystkim!- pożegnałem się odchodząc w stronę motelu.

******

Zakluczyłem drzwi wejściowe po czym zapaliłem małe światełko. Odłożyłem ciastka na blat kuchenny i pokierowałem się do sypialni. Sally już spała. Pochyliłem się i pocałowałem ją delikatnie w policzek tak aby jej nie obudzić. Spod poduszki wyjąłem moją czerwoną piżamę. Poszedłem do łazienki, aby się umyć. Po szybkim prysznicu wytarłem się, ubrałem w piżamę i umyłem zęby. Jeszcze skoczyłem do kuchni aby napić się wody. Już miałem iść spać, gdy przypomniało mi się o Lucy. Zajrzałem do jej pokoju. Świeciły się tylko małe lampeczki, a Buntowniczka spała przykryta kołdrą. Sally pewnie ją umyła. Podszedłem do jej łóżeczka. Twardo spała. Rozpoznałem od razu po jej oddechu. Spojrzałem na stoliczek nocny na którym leżała jej czerwona wstążka do włosów i kubeczek ze słomką w którym była woda. Uśmiechnąłem się odchodząc od niej. Przed wyjściem z pokoju zgasiłem lampki i delikatnie zamknąłem drzwi. Zostało mi tylko położyć się spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro