26. Jesteście sobie pisani
Nie miałem pojęcia, ile spałem. Wiedziałem jednak, że tamtego dnia wypiłem dwa energetyki, a moje powieki wciąż żałośnie opadały. Miałem wrażenie, że mojemu ciału zostały odebrane niemal wszystkie siły. Leżałem w swoim łóżku, zwyczajnie nie potrafiąc się z niego podnieść. Czułem, że nie miałem właściwie po co ruszać się z miejsca, skoro cały dobry nastrój zostawiłem na jednym z rollercoasterów w wesołym miasteczku.
Swój powrót do domu pamiętałem jak przez mgłę. Choć z początku jedynie siedziałem na siedzeniu w obawie, że gdybym wyjechał na drogę, to spowodowałbym jedynie wypadek, nie mogłem sterczeć pod lunaparkiem w nieskończoność. Zwłaszcza że przypominał mi nie o dobrych wspomnieniach, a wypowiedzianych słowach, których z każdą chwilą coraz bardziej żałowałem. Ruszyłem więc z piskiem opon spod parkingu, wyładowując swoją złość na biednym pedale gazu. Było to cholernie nieodpowiedzialne. Lecz wtedy nie myślałem logicznie. Pragnąłem jedynie znaleźć bezpieczne miejsce, w którym wszystkie smutki odejdą w zapomnienie.'
Spojrzałem na leżącą w kącie gitarę. Miałem ochotę ją zniszczyć. Dziadek podarował mi ją, abym nigdy nie zwątpił w istnienie miłości. Nie przewidział jednak, że choć może istniała, mogła zwyczajnie nie być mi przeznaczona. A napawając mnie tą głupią nadzieją, sprawił, że zranienie bolało znacznie bardziej.
Ostatecznie chwyciłem za instrument, a następnie wziąłem głęboki oddech. Spoglądałem na niego z obrzydzeniem. Lecz zamiast wyrzucić go przez otwarte na oścież okno, zacząłem szarpać jego struny tak, że palce zaczynały mnie coraz bardziej boleć. Nie chciałem się tym przejmować. Być może w tym wypadku ból fizyczny miał przyćmić myśli, które stale kłębiły się w mojej głowie, a które zaczynały z niej wybrzmiewać wraz z graną przeze mnie chaotyczną melodią.
Dlaczego ona aż tak mi nie ufała?
Tłumiłem szloch, zastanawiając się, czy jej podejście do mnie nie było moją winą. Może za mało się starałem? Może nieumyślnie ją czymś zraniłem? Czułem, że to, co dla niej zrobiłem, było niewystarczające. Zawiodłem ją, choć nawet nie miałem pojęcia, w którym momencie. Pragnąłem dać jej jak najlepsze wspomnienia i tym samym uchronić przed tym, czego niejednokrotnie byłem świadkiem. Lecz może nie była to dobra droga? Może powinienem był dać sobie spokój i pozwolić jej iść własną, wypełnioną samotnością ścieżką?
Rozmyślałem nad każdym aspektem, który mógł doprowadzić do naszego upadku. Nad wszystkim, co sprowadziło nas do tego miejsca. Przeklinałem w myślach moment, w którym podszedłem do niej na ognisku, pozwalając naszej relacji jakkolwiek zaistnieć.
A dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jak wdzięczny byłem światu za to, że Elena Anderson pojawiła się w moim życiu. Jak wiele pozytywnych emocji przyniosła ze sobą ta irytująca dziewczyna, która na każdym kroku sprawiała, że naprawdę zaczynałem się starać. Chciałem być dla niej najlepszą wersją samego siebie. Pokazać jej świat, w którym te wszystkie filmy Disneya mogą być rzeczywistością, a nie wyłącznie z pozoru nieosiągalnym marzeniem.
Mój wzrok odnalazł kilka stojących na półce pucharów i wiszących na pluszowym misiu medali. Uśmiechnąłem się do siebie przez łzy, a następnie zdałem sprawę, w jak absurdalnym kierunku idą moje myśli. Taniec był moją przeszłością. Rozdziałem, który zamknąłem dawno temu. Historią z nieszczęśliwym zakończeniem, od której całkowicie się odciąłem.
A jednak już po chwili wylądowałem w pustym garażu, który jeszcze parę lat temu był moim ulubionym miejscem do ćwiczeń. Nie byłem w nim od czasu, gdy rodzice wprost poinformowali mnie, że moja kariera tancerza nijak ma się do przyszłości i, że powinienem skończyć ze swoją pasją. Tak, jakby nie potrafili podać mi prawdziwego powodu, zamiast mydlić oczy idiotycznymi wymówkami, kreując się na stanowczych.
Na zdrętwiałych nogach przemierzałem lekko zakurzoną podłogę, przyglądając się niedawno pomalowanym ścianom. Przedmioty leżące na półkach były poukładane, a w powietrzu nie unosił się już obrzydliwy zapach papierosów, które mój tata czasami palił po kryjomu. Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że moi rodzice jakkolwiek będą dbać o tę niewielką przestrzeń. Byłem przekonany, że wykorzystywali ją tylko po to, aby ukryć samochód przed gwałtownymi burzami.
Puściłem z telefonu swoją playlistę, którą kiedyś odtwarzałem non stop podczas treningów. Słysząc pierwsze dźwięki jakiejś energicznej piosenki, zaśmiałem się nerwowo, nie dowierzając, co tak naprawdę zamierzałem zrobić. Sam z siebie nie tańczyłem od lat. Byłem zmuszany do tego przez paczkę, która uparcie dbała o pamięć po mojej pogrzebanej pasji.
– Spokojnie, Sean, przecież kochałeś to robić – wyszeptałem sam do siebie.
Pierwsze kroki szły mi opornie. Po chwili zatrzymałem się, kręcąc głową. Już miałem ochotę się poddać, wyjść z tego pomieszczenia i ponownie zapomnieć o jego istnieniu. Jednak coś nakazało mi zostać. Dlatego dałem sobie jeszcze jedną szansę.
I tak przez godzinę wyładowywałem wszystkie negatywne emocje, uciekając do tego, co dotychczas również wywoływało we mnie żal. Każdy mój krok był niczym powolne uwalnianie się z łańcuchów, które przyszpilały moje ciało do twardej ściany, uniemożliwiając swobodny oddech. W pewnym momencie opadłem na podłogę, nie myśląc nawet o tym, że pobrudzę ubranie. Uśmiechnąłem się do siebie, a muzyka Lany del Rey leciała w tle, odbierając ode mnie część ciężaru, który nosiłem na swoich barkach. Nie zauważyłem nawet kiedy z moich oczu wydostało się kilka niewinnych łez. Nie potrafiłem rozgryźć, czy wyrażały one niejaką ulgę, czy odzwierciedlały żal, który w sobie trzymałem.
Chwilę spokoju przerwały mi kroki, które dochodziły z zewnątrz. Nim osoba, która zmierzała w moją stronę, pociągnęła klamkę od drzwi, wstałem z miejsca, a następnie wyłączyłem muzykę. Przygryzłem wargę, mając nadzieję, że napotkam jedynie swoją mamę, która postanowiła przynieść mi szklankę soku, tak, jak miała w zwyczaju, gdy byłem młodszy.
Przełknąłem ślinę, kiedy mój wzrok zamiast uśmiechniętej kobiety napotkał Connie, która podeszła do mnie, od razu przytulając. Pozwoliłem jej na to. Przymknąłem powieki, niemrawo obejmując Morrison ramionami.
– Sean, ty ćwiczyłeś? – spytała cicho, kiedy po chwili oderwała się ode mnie. – Nie mów, że...
– Tak – przerwałem jej.
Kiedy dziewczyna posłała mi delikatny uśmiech, usłyszałem za jej plecami głośne chrząknięcie. Zdając sobie sprawę, do kogo należy, zacisnąłem dłonie w pięści.
– Co on tutaj, do cholery, robi? – wypaliłem, mierząc gniewnym wzrokiem sylwetkę Timothy'ego.
Oparty o ścianę Wang, uśmiechnął się tak, jakby w jego głowie zaistniał jakiś wyjątkowo genialny plan. I choć był moim przyjacielem, wtedy stanowił ostatnią osobę, którą miałem ochotę oglądać.
– Nie przyszedłem się z tobą kłócić, Lawrence – odparł, podchodząc do mnie bliżej. – Przyszedłem ci powiedzieć, że umówiłem się z Eleną, więc cieszę się, że sobie ją odpuściłeś.
Nie minęła nawet sekunda, a ja od razu przyparłem jego sylwetkę do ściany. Nie mogłem tego słuchać. Poczułem, że na samą myśl o tym, że mój przyjaciel mógłby chodzić z moją Eleną, robi mi się niedobrze. Pozwoliłem złości przejąć kontrolę nad moim ciałem. W końcu było we mnie wiele sprzecznych emocji, których nawet nie potrafiłem nazwać. A granica między trzymaniem ich na wodzy a daniem im ujścia okazała się być wyjątkowo cienka. Chłopak uśmiechnął się głupio, a następnie poprawił okulary. Gdyby nie fakt, że były drogie i nie miałem ochoty pokrywać kosztów ich naprawy, byłem w stanie zrzucić je na ziemię.
– O co ci chodzi, Wang? – spytałem, zaciskając palce na jego koszulce. – Zakochałeś się czy co?
– A żebyś wiedział – odparł wyzywająco, a w jego oku pojawił się błysk. – Jakbyś nie zauważył, El podoba mi się już od dłuższego czasu. A skoro jesteście pokłóceni, to idealna okazja, żebym...
Nie skończył, ponieważ moja pięść zetknęła się z jego nosem. Niemal od razu zaczęła sączyć się z niego krew. Tim przyłożył dłoń do jego koniuszka, a następnie uśmiechnął się do siebie. A to zadziałało na mnie mobilizująco, uwalniając kolejną falę gniewu.
– Poprawić ci z drugiej strony, że tak się szczerzysz? – Uniosłem brew.
Nie wiedziałem, o czym myślał. Jednak na samą wzmiankę o chęci wykorzystania przez niego chwili słabości między mną a Eleną, miałem ochotę złamać mu nie tylko nos, a również wszystkie kończyny. Zachowywał się jak ostatni dupek, który chciał wbić nóż w plecy nie tylko długoletniej przyjaźni, a dziewczynie, którą jak sam powiedział, obdarzył uczuciem.
– Connie, jeśli nie chcesz odwiedzać mnie w najbliższym zakładzie karnym, a tego głąba na cmentarzu, to dobrze ci radzę, żebyś zrobiła coś, by stąd wyszedł – zwróciłem się do Morrison, puszczając Timothy'ego.
– Spokojnie, Sean – powiedziała, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu – I dobra robota, Tim.
A następnie, jak gdyby nigdy nic, zbili ze sobą piątkę, wymieniając porozumiewawcze uśmiechy. Zacisnąłem dłonie w pięści, mrugając parokrotnie. Stałem w oszołomieniu, patrząc na tę dwójkę, która ewidentnie była zadowolona z odegranej scenki.
– Skoczę po lód, a ty mu wszystko wytłumacz – polecił dziewczynie Wang, który, zanim zniknął za drzwiami garażu, dodał: – masz niezłe uderzenie, Lawrence.
Po tym jak pod wpływem trzaśnięcia stalowej konstrukcji zatrzęsły się ściany, opadłem na podłogę, opierając plecy o jedną z nich. Niczego nie rozumiałem. Jak na zawołanie, miejsce obok zajęła Connie, która przez moment przyglądała mi się w ciszy, jakby chciała upewnić się, że moje emocje choć minimalnie opadły. Posłałem jej zmieszane spojrzenie, jakbym chciał tym samym zmusić ją do mówienia.
– To był test – powiedziała po chwili. – Poprosiłam Timothy'ego, żeby cię sprowokował, korzystając z faktu, że wczoraj się pokłóciliście.
– Nie rozumiem.
– Wiesz, jak najlepiej sprawdzić, czy ktoś jest w kimś zakochany? – spytała, lecz nie doczekując się żadnej odpowiedzi, po chwili kontynuowała: – Wywołać w nim zazdrość. I właśnie to zrobiliśmy. Sprawiliśmy, że poczułeś się zagrożony przez Tima.
– Connie, możesz mi, do cholery, wyjaśnić, dlaczego uznaliście ten moment za najlepszy na takie, jak to ujęłaś, testy? – spytałem, nie kryjąc oburzenia. – Mam dość wszystkiego i wszystkich. Spałem zaledwie kilka godzin i zwyczajnie nie obchodzi mnie to, czy to, co robicie, jest prawdziwe czy nie.
– Nie zrozumiałeś sedna problemu. – Przewróciła oczami. – Kiedy Timothy powiedział ci, że jest umówiony z Eleną, coś w tobie pękło. Myśl, że twój przyjaciel mógłby umówić się z twoją, oczywiście nieprawdziwą dziewczyną – prychnęła pod nosem – sprawiła, że poczułeś się zazdrosny.
– Nie – zaprzeczyłem. – Po prostu nie chciałem, żeby ją wykorzystał.
– Kogo próbujesz oszukać? – Posłała mi pewny siebie uśmiech. – Skoro nie jesteś zazdrosny, to może chcesz wybrać ubrania, które El podesłała mi na myśl o randce z Timem.
Na dźwięk słowa randka coś boleśnie zakuło mnie w sercu.
– Co? Jaka randka? – odezwałem się.
– Żadna, głuptasie. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Sean, przestań być zadufanym w sobie debilem i zrozum wreszcie, że czujesz coś do Eleny.
– Odrazę, zdenerwowanie, irytację... – zacząłem wymieniać, a Connie uderzyła mnie pięścią w ramię.
Zmierzyłem ją gniewnym spojrzeniem. Tylko ona mogła to robić.
W międzyczasie usłyszeliśmy ciche skrzypnięcie drzwi. Tim przemknął do pomieszczenia, a ja spojrzałem na niego ze złością. On natomiast przewrócił oczami z rozbawieniem, trzymając torebkę z lodem tuż przy nosie.
– Wróciłem. – odezwał się, a ja prychnąłem pod nosem. Jakbym go nie zauważył. – Udało się?
– Skąd – odparła kpiąco Connie. – Może ty mu przetłumaczysz. Ja nie mam do niego siły.
A następnie wstała, nawet nie kryjąc się z tym, że straciła do mnie cierpliwość. Ruszyła do drzwi, chwilę męcząc się z ich otwarciem. Ostatecznie udało jej się pociągnąć za klamkę, co skwitowałem cichym śmiechem. Jej kilka nieudanych prób było wartych tej beznadziejnej rozmowy.
– Nie pozabijajcie się tutaj – rzuciła na odchodne.
– Spróbujemy – powiedzieliśmy równocześnie z Timem.
Wang usiadł w miejscu, które wcześniej okupowała nasza przyjaciółka. Spojrzałem na jego nos, który zaczął puchnąć. Westchnąłem, samemu nie rozumiejąc, co we mnie wstąpiło. Uderzyłem własnego przyjaciela. Chłopaka, który doświadczył aktu przemocy ze strony dziadka. To nigdy nie powinno mieć miejsca.
– Przepraszam – odezwałem się pierwszy, czując poczucie winy. – Zachowałem się jak śmieć, który nie radzi sobie sam ze swoimi uczuciami.
– Nie zaprzeczę – zaśmiał się Tim, kładąc mi dłoń na plecach. – Ale ja też przesadziłem. Mogliśmy wczoraj po prostu porozmawiać, zamiast się kłócić. Nie powinienem od razu cię osądzać i z góry zakładać, że miałeś złe zamiary.
– Wiem, że powinienem był wam o wszystkim powiedzieć. Jednak trochę się bałem. Że stwierdzicie, że ten udawany związek to istne szaleństwo...
– Bo to jest istne szaleństwo – potwierdził. – Ale chyba wyszło wam to na dobre.
Siedzieliśmy przez moment w ciszy. Cieszyłem się, że wyjaśniliśmy sobie sytuację, która tak nas poróżniła. Nie lubiłem się kłócić. Później natrętne myśli okupowały mój umysł, zabierając cenne godziny snu. Zawsze wolałem rozwiązać wszystkie spory przed położeniem się do łóżka. Mogłem wtedy pójść spać z czystym sumieniem i wiedzą, że nikt nie czuje do mnie większej urazy.
– Naprawdę jesteś zakochany w Elenie? – zapytałem po chwili.
Chłopak spojrzał na mnie smutno. Przez jego tęczówki przeszedł dziwny błysk, a usta wykrzywiły się w nieszczerym uśmiechu. Znałem go zbyt długo. Dlatego już wtedy poznałem odpowiedź na to pytanie.
– Nie – odparł jednak cicho, a ja przymknąłem powieki.
Postanowiłem uciąć temat w tym miejscu. Nie chciałem zmuszać przyjaciela do dalszych zwierzeń. Wiedziałem, że ta kwestia może być dla niego drażliwa. Chociaż sam doskonale zdawałem sobie sprawę, że coś musiało być na rzeczy. Nie chciałem jednak poświęcać własnego nosa, aby wyciągnąć od niego więcej informacji. Nie był wart aż takiej ceny.
– Kiedy wie się, że się kogoś kocha? – wyrzuciłem wreszcie z siebie, opierając głowę o zimną ścianę.
– Kiedy rzuca się na swojego przyjaciela z pięściami – parsknął śmiechem.
– Pytam poważnie. – Pokręciłem głową.
– Wydaje mi się, że miłość jest wtedy, gdy stawiasz cudze szczęście ponad własnym. Kiedy rozumiecie się niemalże bez słów. Kiedy śmiejecie się, choć sami nie do końca wiecie dlaczego. Gdy serce przyspiesza ci bicie na sam widok tej osoby – zaczął mówić, a ja miałem wrażenie, że zamarłem. – A najgorsze w tym wszystkim jest jej cierpienie. Kiedy ktoś zrani ją, masz wrażenie, że to ty masz wbite w ciało kilka ostrych noży.
I w tamtym momencie zdałem sobie sprawę z tego, przed czym wszyscy mnie przestrzegali. Dotarło do mnie, że moje uczucia do Eleny idealnie pasują pod podany przez przyjaciela opis. Byłem w stanie oddać za dziewczynę wszystko. Poświęcić siebie tylko po to, aby ona mogła zaznać choć trochę szczęścia. Kiedy czuła się źle, byłem w stanie przyjść do niej jako pierwszy z koszem pełnym słodyczy. Potrafiłem otoczyć ją ramieniem, zapewniając, że przy mnie zawsze może czuć się bezpieczna. A gdyby tylko stała jej się jakakolwiek, choćby najmniejsza krzywda, byłbym w stanie obejść całe miasto, aby znaleźć osobę odpowiedzialną za jej stan.
– Tim – odezwałem się, a następnie przełknąłem ślinę. – Ja naprawdę ją kocham.
Chłopak posłał mi uśmiech, a następnie delikatnie mnie objął, jakbym właśnie dokonał czegoś niesamowitego. W moich oczach mimowolnie stanęły łzy.
Kochałem Elenę Anderson.
– Myślisz, że jest jeszcze jakaś szansa? Że uda nam się to wszystko naprawić? – spytałem go, przecierając twarz dłonią.
– Sean, wasza historia składa się z tak wielu wzlotów i upadków, że nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej – odparł. – Poza tym mój nos nie ucierpiał po to, aby to wszystko poszło w łeb. – Wskazał na swoją opuchliznę.
– Wydaje ci się, że ona też może...? – zaciąłem się, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa. Kocha miało zbyt duże znaczenie, a samo lubi nie wystarczyło, aby zilustrować moje myśli.
– Najbardziej na świecie – odpowiedział, brzmiąc wyjątkowo pewnie. – Nie kłamałem, że zbliżyliśmy się do siebie z El. Ta dziewczyna tak bardzo za tobą szaleje. Zresztą już od dawna ma do ciebie słabość.
– Czemu tego wcześniej nie zauważyłem? – Zdziwiłem się.
– Obydwoje jesteście tak ślepi – westchnął. – Wierzę w to, że jesteście sobie pisani. Poza tym jestem w szoku, że wytrzymaliście ze sobą tak długo.
Zaśmiałem się lekko, próbując uwierzyć w jego słowa.
Miałem wrażenie, że pośród tej całej burzy moją twarz dosięgnął promień słońca, który był niejakim symbolem nadziei. Nadziei, że nic nie jest jeszcze stracone, a mnie i Elenę dosięgnie upragnione szczęście.
Walka właśnie się rozpoczęła. Nie miałem pojęcia, jak wiele ofiar miała pochłonąć. Nie wiedziałem, czy sam nie zostanę boleśnie zraniony. Jednak chciałem podjąć się jej za wszelką cenę.
A wszystko dla dziewczyny, która oczarowała mnie już na samym początku, kiedy wręczyłem jej nietypowe zaproszenie do swojego życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w całości przepadnę dla tego uroczego uśmiechu, czekoladowych tęczówek i odwiecznych złośliwych komentarzy. Ponieważ nie wyobrażałem sobie życia bez niej. I byłem w pełni gotowy na każde wyzwanie, aby odzyskać to, co przed chwilą straciłem.
Kochanie kogoś było dziwne. Jak pływanie w rzece, której nurt nie zawsze był spokojny. Wyjątkowo łatwo było w niej utonąć lub zgubić się podczas tej szalonej wędrówki. Jednak pływając w niej, niespecjalnie zwracało się uwagę na ewentualne zagrożenia. Jedynie, co tak naprawdę miało znaczenie, to dotarcie do przypisanego sobie celu. Niezależnie od ceny, jaką miało to kosztować i cierpienia, jakie trzeba było po drodze znieść.
==
Hej!
Dzisiaj nieco krótszy rozdział, jednak mam nadzieję, że całkiem miły. To znaczy, może nie dla Timothy'ego i jego nosa, ale chociaż Sean doznał oświecenia. Coś za coś, nie? W każdym razie myślę, że to fajna odmiana po tym, co działo się tydzień temu. Udajmy może, że tego nigdy nie było.
Zanim przejdziemy do fajnej informacji, dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki, komentarze i dodawanie tego opowiadania do list. Wasze wsparcie zawsze wiele będzie dla mnie znaczyć. Dziękuję! <3
Chciałam powiedzieć wam, że oficjalnie historia Eleny i Seana zakończy się 26 czerwca czyli równo po 5 miesiącach od ukazania się jej po raz pierwszy. A z racji tego zrobimy sobie trzydniowy maraton idealnie na rozpoczęcie wakacji. Jak będzie on wyglądał?
24 czerwca (sobota) - ROZDZIAŁ 29
25 czerwca (niedziela) - ROZDZIAŁ 30
26 czerwca (poniedziałek) - EPILOG + PARĘ SŁÓW NA KONIEC
Mam nadzieję, że będziecie wtedy ze mną i wspólnie skończymy tę historię. Powiem wam, że sama nie dowierzam, że powoli zbliżamy się do jej zakończenia. Najchętniej pisałabym ją bez końca. Jednak coś musi się zakończyć, aby coś innego mogło się zacząć, prawda?
Życzę wam miłego nadchodzącego tygodnia! Dbajcie o siebie <3
Do następnego! <3
Tiktok: @ametsa.watt
Twitter: _ametsa_
#LPILwattpad
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro