22. Czy to coś złego, że chciałam poczuć szczęście?
OSTRZEŻENIE!
W drugiej części tego rozdziału (od przerywnika w postaci "✧༺♥༻∞ ∞༺♥༻✧") poruszone zostają tematy alkoholizmu oraz przemocy domowej. Jeśli nie czujesz się z nimi komfortowo, proszę nie zmuszaj się do czytania. Jeśli chcesz wiedzieć, co miało miejsce, możesz napisać w komentarzu po krótkie streszczenie. Nie bój się sięgać po pomoc.
116 111 - bezpłatny telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
A teraz życzę miłego czytania <3
Bez wątpienia uwielbiałam poranne pobudki. Moment, w którym słońce przebijało się przez niedokładnie zasłoniętą roletę, aby za chwilę opaść idealnie na moją twarz. Kiedy jakiś ptak uznał gałąź obok mojego okna za idealne miejsce do urządzenia swojego popisowego koncertu. A najlepiej było, gdy zbierał się ich chórek. Nie wspomnę nawet o dzieciach, których energia tego jednego dnia o ósmej rano była większa niż roczna suma mojej.
W rzeczywistości tego typu poranki były istnym przekleństwem. Tamtego dnia, wybudzona przez niechciane słońce, które tak bardzo pragnęłam na moment wyłączyć, przewracałam się z boku na bok, nie potrafiąc za nic wrócić do spania. Sen o występowaniu na jednej scenie z One Direction rozmył się w mojej pamięci, pozostawiając po sobie jedynie pojedyncze, blaknące urywki.
Po dwudziestominutowej walce samej z sobą wstałam z miękkiego materaca, wsuwając kolorowe kapcie na stopy. Zeszłam po schodach na dół w celu uciszenia swojego burczenia w brzuchu. Mimo że poprzedniego dnia zjadłam trzy kawałki sporych rozmiarów pizzy na spółkę z bliźniakami, mój żołądek domagał się czegoś więcej. A ja nie miałam najmniejszych oporów, aby dać mu to, o co prosi.
– Dzień dobry, El. – Niemal podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos ojca. – Wyspana?
Kompletnie zapomniałam, że tego dnia mój ojczym wziął w pracy urlop. Z reguły wychodził do niej rano, zazwyczaj spędzając w niej czas do samego wieczora. Od zawsze tłumaczył, że bardzo lubi swój zawód i czasem przyjęcie kilku pacjentów więcej nie stanowi dla niego problemu. Bez wątpienia był terapeutą z powołania, który doskonale rozumiał potrzeby innych ludzi. Nie dziwiłam się swojej mamie, że to właśnie w nim odnalazła swoją miłość. W końcu jego empatia, wrażliwość i umiejętność słuchania były niemal na wagę złota.
– Hej – przywitałam się, chwytając za jeszcze nagrzany czajnik w celu przyrządzenia sobie herbaty. – Nieszczególnie.
Na moje szczęście mężczyzna wcześniej zalał wodą poranną kawę, której aromat unosił się w całym pomieszczeniu. Hugh siedział przy stole, skupiając swoją uwagę na otwartym laptopie. Dałabym wiarę, że nawet nie spojrzał na mnie, kiedy się ze mną witał.
– Jest dopiero ósma – stwierdził, nie spuszczając wzroku znad ekranu. – Idziesz do siebie czy może miałabyś chwilę? Jak już tutaj jesteś, a Rosaline śpi, to chciałbym zamienić z tobą dwa słowa.
Wyrażenia typu musimy porozmawiać bądź usłyszane przed chwilą chcę zamienić z tobą dwa słowa zwiastowały nic innego, jak kłopoty. Przez moje myśli przeszły wszystkie sytuacje z poprzednich dwóch tygodni i żadna nie wskazywała na to, że mogłam jakkolwiek narazić się swojemu ojczymowi. Zawsze przychodziłam do domu punktualnie, zmywałam po sobie naczynia, a nawet ścieliłam łóżko, w którym do niedawna potrafiłam spędzić większą część swojego dnia. Ochota na zjedzenie śniadania mimowolnie została zastąpiona przez ciekawość wymieszaną z dawką napięcia.
– Podejdź tutaj, proszę – polecił, próbując utrzymać poważny ton. Jednak na jego ustach błąkał się niewielki uśmiech. – Spójrz.
Wskazał palcem na ekran swojego laptopa. Spojrzałam na wyświetlaną stronę, z trudem przełykając ślinę.
Moim oczom ukazały się ostatnie przelewy dokonane na moje konto bankowe. Ponieważ byłam jeszcze niepełnoletnia, mój ojciec mógł w jakiś sposób je kontrolować. Generalnie nie przeszkadzała mi ta opcja. W końcu i tak nie dokonywałam jakichś większych wydatków i raczej nie byłam skłonna do sprzedaży naszego domu. Aczkolwiek gdyby ktoś zaproponował mi oddanie bliźniaków za jakąś niezłą sumę pieniędzy, musiałam przyznać, że zaczęłabym się zastanawiać nad taką propozycją.
Jednak od tych wakacji wolałabym, aby mój ojciec nie miał najmniejszego pojęcia, jak wygląda moje konto bankowe. I o dziwo nie miałam na myśli dokonanych zakupów, a przelewy, które otrzymywałam od Seana. A widząc ich tytuły, nie miałam pojęcia, czy powinnam zacząć się uśmiechać, czy błagać jakieś mistyczne istoty o ich jak najszybsze usunięcie.
Dla najlepszej udawanej dziewczyny
Pasuje ci biały kolor
Uśmiechaj się częściej
Za zamordowanie sąsiadki. Nie zapomnij zabrać ciała z klatki schodowej
Dziękuję, że jesteś
Moje policzki zaczęły mnie palić. To, co w tamtym momencie czułam, było jedynie wstydem. Przetarłam twarz dłońmi, próbując sklecić w głowie jakiekolwiek sensowne tłumaczenie. Niestety wszystkie pomysły brzmiały co najmniej beznadziejnie.
– Która sąsiadka? – spytał nagle Hugh, tym samym wybijając mnie z rytmu.
– Co?
– Którą sąsiadkę zabiliście? – zaśmiał się lekko. – Jeśli starą Graham, to mogliście zadzwonić. Nie cierpię tej baby z całego serca.
Rzeczywiście mój tata bardzo często kłócił się ze staruszką. Ta wiecznie krytykowała Lewisa i Ninę jeszcze za czasów, gdy chodzili do liceum. Cały czas wypominała im rzekomy brak kultury, a nawet zabicie jej ukochanego gołębia. Mimo że Hugh Miller był raczej opanowanym człowiekiem, w tamtym momencie nie szczędził jej kilku gorzkich słów. Od tamtej pory słowem nie odezwała się do żadnego z mojego rodzeństwa, a nasz dom zazwyczaj omijała szerokim łukiem.
– Założę się, że teraz powinnam ci to wytłumaczyć...
– Oszczędzę ci tego, El – parsknął pod nosem. Niestety to zapewnienie wcale nie ostudziło moich nerwów. – Po prostu odpowiesz mi na kilka pytań, w porządku?
– Dobrze – westchnęłam, nie widząc innego wyjścia.
Opadłam na krzesło obok niego, unikając wzroku mężczyzny. Czułam, że go zawiodłam. Mimo że o moim udawanym związku mógł dowiedzieć się w nieco innych, bardziej żenujących okolicznościach, te były dla mnie wystarczająco zawstydzające. Zwłaszcza że nie miałam pojęcia, że Sean tytułował wysyłane mi co tydzień przelewy.
– Czy te przelewy pochodzą od Seana? – spytał, choć odpowiedź na to pytanie była oczywista. Przytaknęłam głową. – Czy wasz związek jest prawdziwy?
– Nie – odparłam obojętnie, choć w głębi serca naprawdę pragnęłam, aby moja odpowiedź była inna.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że wejście w taki układ nie należało do najmądrzejszych rozwiązań? – Choć ton jego głosu wskazywał na zawód, posłał mi niewielki, uspokajający uśmiech. – Czy wiesz, że nie musisz zabiegać o czyjąś uwagę?
– Wiem. Ja to wszystko wiem – odpowiedziałam, próbując zachować spokój, co nie było najprostszym zadaniem.
– Mogłabyś więc wytłumaczyć mi, dlaczego się na to zgodziłaś? – spytał, chwytając moją trzęsącą się dłoń. – Hej, nie stresuj się, El. Wiem, że ta rozmowa nie jest dla ciebie komfortowa, jednak zwyczajnie się o ciebie martwię. Nie chcę, żeby ten chłopak cię skrzywdził.
– Wiem, tato, ale... – Słowa nagle ugrzęzły mi w gardle. – Ja wiem, co robię.
– Wiedz, El, że naprawdę cię za nic nie winię. Jestem po prostu zaskoczony. Od początku twoja zmiana wydawała się być dla mnie niespodziewana. Przyznam, że wraz z mamą zaczęliśmy się obawiać, że wpadłaś w nieodpowiednie towarzystwo...
– Oni są w porządku – zapewniłam. – Sean także.
– Wierzę w to – przytaknął. – Chciałbym wiedzieć, co skłoniło cię do podjęcia takiej decyzji.
W rzeczywistości sama nie miałam pojęcia. Dotychczas tłumaczyłam to jedynie impulsem, który mieszał w mojej głowie, będąc sprawcą wielu nieodpowiedzialnych decyzji. Jednak im dłużej myślałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że stało za tym coś znacznie większego.
– Chciałam poczuć, że to życie jest dla mnie. Że rzeczywiście tutaj pasuję. – Przełknęłam ślinę. – Nikt nigdy nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, a kiedy podszedł do mnie Sean, miałam wrażenie, że otworzył mi okno w wieży, w której panował wyjątkowy upał. Tak, jakby pokazał mi, że poza nią również istnieje życie. Opuściłam dobrze mi znaną strefę i bezmyślnie rzuciłam w nieznane. Czy to coś złego, że chciałam poczuć szczęście?
– Nie, El. – Pokręcił głową. – Jednak dlaczego chciałaś na siłę coś zmienić?
– Mówią, że wychodzenie ze swojej strefy komfortu jest potrzebne – odparłam z uśmiechem.
– Nie sądzisz, że trochę się pogubiłaś?
Rzeczywiście. Bez wątpienia stawiając pierwsze kroki w swoim innym życiu, po drodze zgubiłam cenną dla mnie mapę. Krążyłam w tych beznadziejnych uliczkach, zdając sobie sprawę, że sama nie znałam ich na tyle dobrze, aby płynnie się w nich poruszać. Lecz może powoli zaczynałam lubić to nieustanne błądzenie.
– Pogubiłam – przyznałam z westchnieniem. – Ale nie zamieniłabym tego, co mam na nic innego.
– Wiesz, El, że wcale nie musisz udawać kogoś innego, aby być akceptowaną? – zapytał, a ja przytaknęłam. – Potrzebujesz w swoim życiu kogoś, kto zrozumie to, jaka jesteś. Zamiast burzyć granice twojego komfortu, postawi je w zupełnie innym miejscu.
Leniwy uśmiech wkradł się na moje usta, kiedy zdałam sobie sprawę, że taki właśnie był Sean. Od samego początku zauważał to, czego nie dostrzegali inni. Widział niewielkie detale, zawsze mając na uwadze moje samopoczucie. Nigdy nie zmuszał mnie do czegoś, czego nie chciałam robić. Sprawiał, że sama miałam ochotę złamać swoje zasady, dając mi do tego odpowiednie pole, w pełni wypełnione bezpieczeństwem.
Ponieważ wiedziałam, że nawet gdy upadnę, on zawsze mnie złapie.
– Już znalazłam – zapewniłam i nie sposób było odgadnąć, kogo miałam na myśli.
– Jednak, czy udawany związek cię nie wykończy, El? – spytał z troską wypisaną na twarzy. – Nie boisz się, że Sean nie myśli o tobie w ten sam sposób, co ty o nim?
Mimo że tak bardzo pragnęłam zaprzeczyć, czułam, że nie byłaby to szczera odpowiedź. Chociaż chłopak wielokrotnie zapewniał mnie, że chciałby kontynuować naszą znajomość, głowiłam się, czy rzeczywiście mógłby polubić mnie tak, jak ja jego. Nie miałam pojęcia, czy byłby w stanie dopuścić mnie do siebie tak samo blisko oraz, czy również uwielbiał nasze przepełnione złośliwością wymiany zdań. Niestety były to jedynie zagadnienia, które echem odbijały się w mojej głowie, nie przynosząc ze sobą żadnej, nawet najkrótszej odpowiedzi.
Między nami zapadła cisza. Tylko ona była w stanie odzwierciedlić zagmatwanie myśli, które krążyły w mojej głowie. Czasem to właśnie cisza wyrażała te najgłębiej skrywane uczucia. Nie słowa, które były wyjątkowo ograniczone mimo bogactwa wszystkich słowników świata.
– Miłości nie jesteś w stanie kupić ani sprzedać za żadne pieniądze – odezwał się wkrótce mężczyzna, stwierdzając, że moja odpowiedź była dla niego wystarczająca. – Chyba nie muszę zadawać pytania czy Sean ci się podoba, prawda?
– A czy odpowiedź nie jest oczywista? – odparłam, pozwalając niewielkiemu uśmiechowi wpełznąć na moje usta.
– Zamierzasz coś z tym zrobić? – spytał, kiedy już miałam wstawać od stołu.
– Jako porządna córka powinnam posprzątać bałagan, który zrobiłam... – zaczęłam, a po uśmiechu mężczyzny byłam przekonana, że doskonale wiedział, do czego zmierzam – jednak jako Elena Anderson prawdopodobnie tylko go zwiększę.
– Nie bój się uczuć, El – poradził, jednocześnie kręcąc z politowaniem głową na moje poprzednie słowa. – I zrób to, co zrobiła twoja mama jeszcze przed tym, jak się urodziłaś.
– Czyli?
– Spraw, że nie będzie mógł o tobie zapomnieć.
– Jesteś ostatnią osobą, która posądziłabym o kibicowanie mojemu życiu miłosnemu – parsknęłam, nie dowierzając w słowa, które usłyszałam.
– Uważam, że zasługujesz na miłość. – Wzruszył ramionami, jakby była to najbardziej oczywista sprawa na świecie.
A następnie ponownie skierował wzrok w stronę laptopa. Dopiero teraz zauważyłam, że wcale nie zajmował się poważnymi sprawami dotyczącymi pracy, a grał w pasjansa online. Parsknęłam śmiechem, po czym przeszłam w głąb kuchni, aby zrobić sobie płatki. Po podgrzaniu mleka wsypałam do pełnej miski swoje ulubione wiórki czekoladowe. Wstawiłam pusty kubek po herbacie, którą zdążyłam wypić podczas mojej rozmowy z ojczymem, do zlewu.
Kiedy już miałam wychodzić z pomieszczenia, nagle przypomniałam sobie o jeszcze jednej niesamowicie ważnej kwestii, którą powinnam poruszyć z tatą. Spojrzałam w jego kierunku, a następnie głośno odchrząknęłam.
– Mama wie o tych przelewach? – spytałam cicho, skupiając na sobie uwagę mężczyzny.
– Nie – odparł, na co odetchnęłam z ulgą. – Ale jeśli Sean nie będzie twój do końca tych wakacji, to z przyjemnością się dowie – zagroził mi, jednak z powodu szerokiego uśmiechu, który zdobił jego twarz, wcale nie zabrzmiał poważnie, a tym bardziej groźnie.
– Cieszę się, że nas wspierasz. – Pokręciłam głową, nie kryjąc rozbawienia.
– Po prostu chcę wygrać zakład z Lewisem – wytłumaczył się, tym samym przypominając mi, że sama podjęłam się podobnego ze swoim bratem. Z tym że sama swój już dawno przegrałam.
– Powodzenia – odparłam. – W takim razie wierzę, że wygrasz.
– Mam nadzieję, że ty i Sean również wygracie. – Uśmiechnął się.
W tamtym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że te słowa miały swoje drugie dno. Prawdziwa walka miała się dopiero zacząć. A ja musiałam zrobić wszystko, aby nasza relacja mogła zaistnieć.
W końcu chciałam, abyśmy wreszcie byli prawdziwi.
✧༺♥༻∞ ∞༺♥༻✧
W życiu bywają dni pełne niewyjaśnionej zadumy. Moment, w którym każda najmniejsza rzecz stanowi bazę do ciągu przemyśleń. Może to być nawet jakaś leżąca na wierzchu książka. Za tym z pozoru niewinnym tuszem na papierze oprawionym w twardą okładkę kryło się miliony pytań. To o genezę, to o emocje autora, naczelną inspirację, źródło pomysłu do powstania oprawy, a nawet czy dana powieść posiada jakieś usunięte sceny, których finalnie nie objęła fabuła. Zwykły przedmiot, a tak wiele wysnutych refleksji.
W tamtym momencie leżałam na łóżku i po prostu rozmyślałam. I może nie o aspektach, jak pusta szklanka znajdująca się na moim biurku czy krzywo powieszony obraz jakiegoś znanego malarza. Centrum moich myśli stanowiła paczka znajomych, która w ostatnim czasie dopuszczała mnie do siebie coraz bardziej.
Niespełna dwadzieścia minut temu odebrałam wiadomość od Timothy'ego, który zaproponował mi wyjście, zapowiadając, że ma do mnie pewną sprawę. Obiecał, że przyjedzie po mnie motocyklem o siedemnastej.
A była szesnasta czterdzieści. A ja leniwie przeciągałam się na łóżku, walcząc z usilną chęcią ucięcia sobie drzemki, przy okazji dumając nad życiem.
Ignorując przesuwające się wskazówki zegara, myślałam nad tym, kto z paczki stał się mi najbliższy. I tak jak z początku bez wątpienia wytypowałabym Connie, teraz miałam poważną zagwozdkę. Nie wliczając do tego rankingu Seana, ostatnio mój kontakt z chłopakami uległ poprawie. Zdarzało nam się często odwiedzać tutejsze schronisko, korzystając z ostatnich chwil przed dwutygodniowym wyjazdem Dylana.
Harvey poleciał do Anglii wczoraj. Byłam przekonana, że czas jego wyjazdu nie zrobi szczególnej różnicy. W końcu miało być to tylko czternaście krótkich dni. Jak się jednak okazało, paczka bez Dylana wydawała się być smutniejsza. Tak, jakby ktoś odebrał jej umiejętność śmiania się bez najmniejszego powodu, a uśmiech nie potrafił sam wejść na twarz. Odczułam także, że niemal każdy stracił siły na spotkania, przez co ostatnie dni finalnie spędziłam w domu, oglądając po raz setny te same filmy animowane.
Dlatego wiadomość od Tima była dla mnie zaskoczeniem. Miałam pewność, że dobrą połowę sierpnia spędzę w swoich czterech ścianach. Lecz jak się jednak okazało, los przyszykował dla mnie inny plan.
Niechętnie wstałam z miejsca, uznając, że wybiłam się ze swojego towarzyskiego rytmu na tyle, aby znacznie się rozleniwić. Przebrałam się w jakiś pierwszy lepszy top i krótkie spodenki. Prawdopodobnie nie były nawet wyprasowane, ale postanowiłam zignorować ten fakt. I tak planowałam szybko wrócić, powołując się na brak pozwolenia ze strony mamy na dłuższe posiedzenie. Co prawda, było to oczywiste kłamstwo, lecz wierzyłam, że moja rodzicielka w razie potrzeby byłaby w stanie potwierdzić moją wersję.
Kiedy Wang wysłał mi wiadomość, w której poinformował mnie o swoim przybyciu na miejsce, zbiegłam po schodach, unikając leżących na nich przeszkód w postaci pozostawionych samych sobie butów. Humor poprawił mi fakt, że któreś z bliźniaków będzie miało przewalone. Czasem nic tak nie przyprawia o uśmiech niż czyjaś szkoda. A już w szczególności rodzeństwa. Ta satysfakcja jest porównywalna co najmniej do otrzymania jakiegoś diamentowego trofeum. Otworzyłam drzwi wyjściowe, a następnie zamknęłam je za sobą. Mimowolnie uśmiechnęłam się na widok Timothy'ego, opierającego się o swój czarny jak noc motocykl. Ten również posłał mi uśmiech, jednak był bardziej zadziorny. Tak, jakby chciał nim przekazać swego rodzaju przechwałkę własnym pojazdem.
– Hej, El – zagadał, a ja parsknęłam śmiechem na jego postawę. – Gotowa na najlepszą jazdę w twoim życiu?
– Jazdę to mają moje nerwy – odparłam, kręcąc głową.
Chłopak skwitował moją uwagę cichym westchnieniem. Następnie podszedł do mnie, może odrobinę za blisko. Dałabym wiarę, że czubki naszych butów praktycznie się stykały, a moją skórę owiał jego oddech. Parsknęłam mimowolnym śmiechem, robiąc krok w tył.
– Zapędzasz się – skomentowałam. – Jeśli ci się podobam, wystarczy powiedzieć, nie krępuj się.
Tim jednak nie odpowiedział na moją uwagę, a jedynie pokręcił głową z niedowierzaniem. Szkoda, ponieważ miałam ogromną ochotę na jakąś słowną potyczkę. Ostatnio z wiadomych względów mijaliśmy się z Seanem, przez co nie miałam na kim wyładowywać swoich pokładów złośliwości. A niestety okazało się, że Nina i Lewis nie byli pod tym względem wystarczający.
Nagle poczułam, jak na moją głowę zostaje nałożony jakiś ciężar. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że był to kask. A kiedy próbowałam go z siebie ściągnąć, Wang chwycił moje nadgarstki, skutecznie blokując moje ruchy. Starałam się wyrwać, lecz niestety bezskutecznie.
– Bez przesady – prychnęłam. – Przecież nie wywieziesz nas dwa miliony kilometrów stąd.
– Może nie, ale gdyby Sean dowiedział się, że pozwoliłem ci jechać bez kasku, to odwiedzałabyś mnie w najbliższym szpitalu – powiedział, jakby ten argument był tym żelaznym, którego nie da się w żaden sposób złamać.
– W takim razie przekaż mu w wolnej chwili, że potrafię sama o siebie zadbać – odparłam.
– Jasne, przekażę – uciął naszą dyskusję.
Postanowiłam nie drażnić dłużej chłopaka i posłusznie pozostać w założonym kasku. Wsiedliśmy na motocykl, co nie sprawiło mi większej trudności. Oparłam się dłońmi z tyłu na siedzeniu, uznając, że Wang na pewno będzie jechał na tyle wolno, że w tej pozycji uda mi się utrzymać równowagę i nie umrę posiniaczona w jakimś rowie. Byłam za młoda i zbyt piękna na to, żeby umrzeć.
– Będziemy jechać szybko, więc lepiej będzie, jak mnie obejmiesz – poradził, odwracając się w moją stronę. Pokręciłam głową, nie zmieniając jednak pozycji. – Żarty żartami, ale nie chcę mieć cię na sumieniu.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, niepewnie obejmując ciało chłopaka swoimi ramionami. Poczułam, jak mięśnie pod jego letnią kurtką motocyklową nieznacznie się napięły. Kiedy usłyszałam warkot silnika, przymknęłam powieki, układając głowę na plecach Tima.
– Pierwszy raz? – spytał, zauważając moją niepewność.
– Tak – przytaknęłam.
– Najgorzej jest na początku. – starał się mnie pocieszyć. – Strach jest normalny, El, ale warty przełamania. Jestem pewny, że ci się spodoba, po prostu staraj się za wiele nie myśleć – poinstruował, a ja zanotowałam tę radę w pamięci. – Poza tym uważam, że jestem świetnym kierowcą. Zaufaj mi.
Niestety wyłączenie na moment swojego myślenia było czynnością niewykonalną. Z każdą sekundą moją głowę zalewała fala pytań, jakby ostrzegająca mnie przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Starałam się ją wyciszyć, wyobrażając sobie, że już za moment stanę na twardym gruncie, dziękując Bogu, że dojechaliśmy na miejsce bez uszczerbku na zdrowiu.
– Gotowa?
– Powiedzmy – odparłam, pilnując, aby mój głos nie zadrżał.
I już po chwili ruszyliśmy. Kiedy motocykl nabierał prędkości, miałam wrażenie, że ściskałam chłopaka tak mocno, że byłam zdolna do zmiażdżenia jego wszystkich organów wewnętrznych. Moje oczy wciąż pozostawały zamknięte, jakbym bała się, że wraz z ich otwarciem strach stanie się bardziej realny. Gdy Timothy jechał z tą samą prędkością przez dłuższy odcinek drogi, pozwoliłam sobie na przeskanowanie wzrokiem otoczenia. Rozluźniłam swój uścisk, zdając sobie sprawę, że znajdowaliśmy się na prostej jezdni, po której przejeżdżały jakieś pojedyncze samochody.
– Będziemy zaraz wjeżdżać pod górę – uprzedził mnie Timothy, na co przełknęłam ślinę. – Nic strasznego, ale mocno się trzymaj.
Kiedy zauważyłam średniej wielkości wzniesienie, ponownie przywarłam do pleców chłopaka, lecz tym razem moje oczy pozostały otwarte. Przyjemny wiatr rozwiewał moje włosy, które wystawały spod sporego kasku, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Kiedy pokonaliśmy wysokość, czekał na nas kolejny prosty odcinek drogi.
– Możesz tutaj przyspieszyć? – spytałam głośno, choć chwilę później pożałowałam, że nie ugryzłam się w język.
– Jeśli chcesz – odparł, a ja dałabym wiarę, że jego usta zdobił pełen satysfakcji uśmiech.
A następnie wykonał moje polecenie. Mimowolnie pisnęłam, lecz pozwoliłam sobie na napawanie się tym dziwnym, lecz niezwykle przyjemnym uczuciem. Tak, jakby na moment czas przestał istnieć, a wiatr zmył ze mnie wszystkie negatywne, skłębione emocje. W tamtej chwili był on niczym najczystsza woda, pozwalająca zobaczyć to, co dotychczas znajdowało się poza zasięgiem mojego wzroku.
I wtedy polubiłam adrenalinę, rozumiejąc, dlaczego Timothy tak często sięgał po jej dawkę. Była uzależnieniem, które pobudzało wszelkie zmysły. Motywacją do działania. Czynnikiem, który uwalniał z ciała emocje, zabierając je wraz z wiatrem.
Nie zdążyłam zarejestrować momentu, kiedy Timothy zaparkował pojazd tuż obok rozłożystej wierzby. Skutecznie wyrwał się z mojego uścisku, a następnie ściągnął z głowy kask, poprawiając włosy. Powtórzyłam po nim dwie ostatnie czynności, a następnie obdarzyłam chłopaka szerokim uśmiechem.
– Już chyba rozumiem, dlaczego tak bardzo kochasz jazdę na motocyklu – wyznałam.
– Mówiłem, że ci się spodoba – odparł z pewnością w głosie.
– Dokąd idziemy? – spytałam.
– Nigdzie – parsknął, a ja spojrzałam na niego z konsternacją. – Zostajemy tutaj.
Wskazał ruchem dłoni obszar, który znajdował się tuż za nami. Odwróciłam się, a następnie zaczęłam dokładnie skanować wzrokiem otoczenie. W pierwszej kolejności w moje oczy rzucił się drewniany most, który nie wyglądał na stabilny. Część desek została z niego wyrwana, a okalająca go barierka sprawiała wrażenie zabrudzonej. Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że nie będziemy zmuszeni przechodzić przez tę niezachęcającą konstrukcję.
– Spokojnie. – Timothy położył mi dłoń na ramieniu, jakby odczytując moje myśli. – Nie pójdziemy tam. Krążą legendy, że za tym mostem niegdyś znajdował się staw, ale nigdy go nie widziałem.
– Od jak dawna tu przychodzisz? – spytałam, a w oczach chłopaka zauważyłam pewną iskrę. Tak, jakbym rozdrapała jakąś nieciekawą ranę.
– Pierwszy raz byłem tu jak miałem, nie wiem, może trzynaście lat? – odpowiedział. – Ale o tym później – zaśmiał się nerwowo. – Wiem, że warunki są beznadziejne i wierz mi, sam wolałbym wziąć cię do jakiejś dojebanej restauracji, ale...
– W porządku, Tim – przerwałam mu. – Zgaduję, że to dla ciebie ważne i nie zamierzam narzekać. Rozumiem to.
Wang westchnął, a następnie skierował się na niewielką ławkę, popisaną jakimiś mazakami. Znajdowały się na niej niecenzuralne wyrazy, brzydkie rysunki, czy losowe wzory. Same deski wyglądały na zabrudzone, a ich układ nie był równy. Usiadłam tuż obok Timothy'ego, dopiero teraz zauważając, że wyjątkowo smutny krajobraz dopełniła sterta podartych worków na śmieci i potłuczonych butelek po alkoholach. A kiedy chłopak kopnął jedną z nich na tyle mocno, że częściowo stoczyła się z tej okropnej ścieżki, spojrzałam w jego kierunku.
– Nienawidzę tego miejsca – wyrzucił z siebie.
– Więc dlaczego mnie tutaj zabrałeś? – spytałam, nie chcąc zabrzmieć ofensywnie.
– Ponieważ chcę opowiedzieć ci historię o chłopcu, którego dzieciństwo umarło, kiedy miał trzynaście lat.
Przełknęłam ślinę, od razu łącząc kropki. Nie była to historia o byle jakim chłopcu. A o Timothym Wangu, który jak się okazało, skrywał w sobie masę zagadkowych emocji, o które nawet bym go nie podejrzewała.
– Od zawsze byłem szczęśliwym dzieckiem. W końcu drugim imieniem, jakie nadali mi rodzice, jest Lucky, więc przecież nie mogłem emanować smutkiem – zaśmiał się nerwowo. – I tak było. Moi rodzice od zawsze byli wspaniałymi ludźmi. Nosili mnie na rękach, kiedy nie miałem ochoty iść, czytali bajki na dobranoc, kiedy nie mogłem spać, zabierali do wesołego miasteczka, kiedy nauczyłem się perfekcyjnie wiersza na pamięć. Dali mi wszystko, aby moje dzieciństwo było szczęśliwe, zgodnie z przeznaczeniem, jakie sami mi przydzielili. Niestety, los wybrał dla mnie inną drogę. – Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, a głos zaczął drżeć.
Nie mając pojęcia, jak mogłabym okazać swoje wsparcie, położyłam swoją głowę na jego ramieniu, a następnie wyszeptałam:
– Jestem przy tobie, Tim.
Na te słowa wziął głęboki oddech, aby za moment kontynuować swoją wypowiedź.
– Mój dziadek od zawsze lubił sobie popić. Wino do kolacji, piwo do jakiejś starej komedii. Nie było to nic niezwykłego. Do czasu aż pewnego dnia zauważyłem, że kosz na śmieci jest wypełniony po brzegi butelkami po napojach alkoholowych. Spytałem się dziadka, o co tak właściwie chodzi. I był to błąd, którego do tej pory żałuję – wyznał załamanym głosem. – Mój własny dziadek, osoba, która zbudowała mi cholerny domek na drzewie, uderzyła mnie w policzek. Byłem w strasznym szoku. Tak dużym, że żadne słowa, które wyszły z jego ust, do mnie nie dotarły. Bałem się powiedzieć rodzicom. Skłamałem, że pobiłem się z kolegą, lecz szybko domyślili się, że było to jedynie wyjątkowo brzydkie kłamstwo. Rozpętała się straszna afera.
– Przykro mi, Tim – niemalże wyszeptałam. – To nie powinno się zdarzyć.
– Najlepsze jest to, że moich rodziców nie oburzył fakt, że dostałem w twarz od własnego dziadka. – Pociągnął nosem. – Oburzyło ich to, że problem, który dotychczas ignorowali, ujrzał światło dzienne. Że ta bezpieczna bańka, w której dotychczas żyliśmy, zwyczajnie pękła.
– Z drugiej strony ich zachowanie jest wytłumaczalne – odparłam cicho, na tyle, aby ton mojego głosu nie wydawał się osądzający. – Chcieli zapewnić ci normalne dzieciństwo. Pozwolić ci na szczęście mimo choroby dziadka.
– Czasem unikanie problemów nie jest sposobem ich rozwiązania – powiedział, spoglądając na mnie kątem oka. – Mogli mu pomóc. Zaproponować terapię. Matko, cokolwiek – westchnął.
– Na pewno nie mieli złych intencji – starałam się tłumaczyć, jakbym chciała przekonać samą siebie.
– Nigdy w to nie wątpiłem. – Posłał mi delikatny uśmiech. Jakby cieszył się, że został przeze mnie w pełni wysłuchany. – Boli mnie jednak to, że nawet nie próbowali podjąć żadnych działań. Pozwalali dziadkowi na picie. Jego dało się uratować. Jestem pewny, że gdyby tylko zauważyli jego problem wcześniej i zabrali te cholerne butelki, to wciąż miałbym przy sobie kochającego dziadka.
Przytaknęłam, uznając jego wersję zdarzeń. Nie dało się ukryć, że nie do końca się z nim zgadzałam. Choć nie wyrażałam aprobaty wobec bierności, nie mogłam oceniać sytuacji zero-jedynkowo.
– Czy ta historia ma związek z tym miejscem? – odważyłam się spytać.
– Ogromny – odpowiedział, a w jego oczach pojawił się błysk. – Kiedy moi rodzice wybrali ucieczkę zamiast szukania rozwiązania problemu, choroba dziadka jedynie się pogłębiała. Do tego stopnia, że zaczął stawać się agresywny. Pewnego dnia zdemolował swoje mieszkanie, a innego prawie rzucił się na swojego sąsiada, ponieważ ten rozmawiał zbyt głośno. Dziadek często przychodził też do naszego domu. Jak tak myślę, to nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem go w pełni trzeźwego – zaśmiał się nerwowo, jakby starał się wyciszyć część złych wspomnień. – Rodzice, jak to oni, zamykali mnie wtedy w pokoju, tłumacząc, że nie wyjdę, dopóki nie odrobię wszystkich lekcji. W rzeczywistości chcieli odizolować mnie od źródła większości zmartwień w dość sprytny sposób. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował go ominąć.
– Przepraszam, że spytam, ale twój dziadek żyje? – odezwałam się, zastanawiając, w jaki sposób powinnam właściwie mówić o mężczyźnie.
– Na szczęście nie. – Posłał mi uśmiech, tym samym zapewniając, że to pytanie nie było nieodpowiednie. – Wracając do historii, pewnego dnia, tuż po tym, jak z nudów przerobiłem cały dział z historii, miałem dość tego bezsensownego siedzenia. Więc otworzyłem okno i wymknąłem się z domu. Była to moja pierwsza ucieczka. Ale chyba właśnie tego potrzebowałem. Opuścić te bezpieczne granice na rzecz tego co nieznane. Chwilę wędrowałem po okolicy, aż natrafiłem na tę górę. Wtedy widok z niej był nieco lepszy niż obecnie. – Wskazał gestem dłoni na zarośniętą wysokimi trawami przestrzeń. – I to właśnie on przyniósł mi coś na kształt ukojenia. I w taki sposób przez dość długi czas oszukiwałem rodziców.
– Dowiedzieli się o tym?
– O ucieczkach owszem. O tym miejscu na szczęście nie – odparł, opierając się wygodniej o ławkę. – Jeszcze przyszliby tutaj i postawili żelazne barierki, bym przypadkiem nie spadł ze skarpy – zaśmiał się lekko, a moje kąciki ust drgnęły ku górze.
– Skoro tak bardzo dbają o twoje bezpieczeństwo, to dlaczego pozwolili ci na motocykl? – spytałam, ciekawa opowieści o początkach jego pasji.
– W zasadzie to nie pozwolili. Ale udało mi się dogadać ze swoim wujkiem, który, co ciekawe jest prawdziwym fanem motoryzacji. Pomógł mi z wszystkimi formalnościami w tajemnicy przed rodzicami, a czasem namówił mojego tatę na zakup motocykla. Byłem pewny, że ten plan jest z góry skazany na porażkę, jednak jak się okazało, ojciec naprawdę się zgodził. Co prawda, potrzebne były na to wyjątkowo mocne argumenty, lecz chyba sam fakt, że przestawałem być takim dzieckiem, a stawałem się nastolatkiem, poszukującym nowych dróg, wiele zmienił.
Kiwnęłam głową, a następnie oparłam się o oparcie ławki, przymykając ociężałe powieki. Musiałam posortować wszystkie uzyskane informacje w głowie. Tego dnia zdecydowanie dotarła do mnie ich zbyt duża ilość.
– Mogłabym o coś zapytać? – niemalże szepnęłam. Chłopak przytaknął głową. – Skąd pomysł na twój tatuaż? Dlaczego akurat żółw?
Timothy westchnął, jakby szukał w sobie odpowiedzi na zadane pytanie. Wydawało mi się jednak, że doskonale ją znał, lecz nie miał pojęcia, jak przekazać ją w sposób, by nie powiedzieć kilku słów za dużo.
– Wybaczysz mi, jak powiem, że Sean ci o tym opowie? – Wbił we mnie przepraszające spojrzenie.
Zmarszczyłam brwi.
– Co Sean ma do twojego tatuażu?
– Był jego pomysłodawcą – odparł.
Kiwnęłam głową, choć jego odpowiedź nie była dla mnie satysfakcjonująca. Sprawa tego cholernego tatuażu męczyła mnie od dłuższego czasu, a żadne podejrzenie nie przychodziło mi do głowy. Zdałam sobie jedynie sprawę, że Lawrence miał wyraźnie odznaczającą się obsesję na punkcie tych zwierząt. Nie potrafiłam jedynie zrozumieć dlaczego.
– Elena? – usłyszałam nagle, na co podniosłam wzrok na Timothy'ego. – Czy ja też mogę cię o coś spytać?
– Jasne.
– Dlaczego nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy? – zaczął, a moje mięśnie nieznacznie się napięły. – Wiesz, z reguły kojarzę większość osób w tym mieście. A ciebie poznałem dopiero wtedy, gdy Sean cię przedstawił. Zresztą nie chwalił się wcześniej, że ma dziewczynę.
– Chciałbyś może usłyszeć historię o dziewczynie, która została zmuszona do wyjścia na ognisku, gdzie wpadła na pewnego kretyna, który zaproponował jej udawany związek? – odparłam, parafrazując jego wcześniejsze słowa.
A następnie pożałowałam tych słów. Kiedy zdziwiony wzrok chłopaka napotkał moją twarz, przymknęłam powieki, jakby ta sytuacja była jedynie moją głupią imaginacją. Niestety, musiałam pogodzić się z tym, że mój niewyparzony język i tutaj wdał się w konflikt ze zdrowym rozsądkiem.
– To wszystko nie jest na serio – zaczęłam tłumaczyć, następnie biorąc głęboki oddech. – Nie jestem tak naprawdę z Seanem. To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem.
Czułam, jak mój głos zaczął się łamać. I o dziwo, nie z powodu samej wzmianki o Seanie, a poczuciu bycia niechcianym intruzem w życiu paczki. Miałam wrażenie, że byłam tylko nieproszonym gościem, który narzucił się, ingerując w ich losy. Nie czułam się jak przyjaciółka. Czułam się jak ktoś obcy. Jak niepasujący element układanki.
– Oj, Ellie. – Timothy pokręcił głową. – Wiedziałem, że ten kretyn coś kombinuje. Boże, że ja naprawdę uwierzyłem w to, że Lawrence ma dziewczynę – parsknął śmiechem.
– Gdybym wiedziała, że to wszystko pójdzie w taką stronę, prawdopodobnie bym się nie zgodziła – przyznałam, nie do końca zgodnie z prawdą.
W rzeczywistości zgodziłabym się miliony razy. Tylko po to, aby mieć tych wspaniałych ludzi wokół siebie.
Ludzi, dla których skoczyłabym nawet w ogień.
– Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś – odparł chłopak z lekkim uśmiechem. – Więc mam u ciebie jakieś szanse? – zażartował, oplatając mnie swoim ramieniem.
– Tim, to nie jest śmieszne – powiedziałam, chociaż na moich ustach pojawiła się niewielka oznaka rozbawienia. – Sean mnie zabije za to, że ci powiedziałam.
– Jesteśmy wobec siebie szczerzy. – Wzruszył ramionami. – Więc teraz powiedz mi, czy to udawanie nie jest męczące? Nie boisz się, że się zakochasz?
Westchnęłam, spodziewając się podobnego pytania. Nie miałam pojęcia, jakich słów powinnam użyć, aby moja odpowiedź była jednocześnie wymijająca i w pełni adekwatna do tego, co naprawdę czułam. Zacisnęłam usta w cienką linię, a odcień różu, który pokrył moje policzki, zdradził wstyd, który zaczęłam odczuwać. Mimo że przez moment obydwoje siedzieliśmy w ciszy, czułam, że była ona głośniejsza od jakichkolwiek wypowiedzianych słów.
– O, cholera – skwitował po chwili chłopak. – Ale że w tym idiocie?
– Tak jakoś wyszło – zaczęłam się tłumaczyć.
Timothy przetarł dłonią twarz, tak, jakby nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał. Następnie przyłożył ją do mojego czoła. Spojrzałam na niego pytająco, a następnie delikatnie uderzyłam w ramię.
– Sprawdzałem, czy nie masz gorączki – wyjaśnił, parskając śmiechem. Po czym wstał z ławki. – Przepraszam, ale muszę to rozchodzić – zaśmiał się jeszcze głośniej, przy okazji kręcąc głową.
– Długo będziesz się ze mnie nabijał? – zapytałam z udawanym wyrzutem. – Cholernie zabawne. Podoba mi się Sean Lawrence.
– Z mojej perspektywy jest to zajebiście śmieszne – wyjaśnił, ostatecznie opadając na miejsce tuż obok mnie. Zgromiłam go spojrzeniem. – Weszliście w udawany związek, a następnie jak debile zakochaliście się w sobie.
Moje powieki rozszerzyły się do wielkości spodków.
– Jak to zakochaliście się?
– Otwórz oczy, El – polecił mi. – Ja pieprzę, jaka miłość jest ślepa.
– Nie rozmawiajmy o tym. – Machnęłam dłonią, udając, że niepotwierdzona informacja o moich odwzajemnionym uczuciach nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. – Przypominasz mi moje rodzeństwo. Też uwielbiają się wymądrzać.
– W takim razie cieszę się, że mogę mieć tak wspaniałą siostrę. – Rozczochrał moje włosy.
I po tym zdaniu wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Chociaż nasze kłamstwo było czymś nieakceptowalnym, nie miało na tyle siły, aby zniszczyć relacje, które udało mi się zbudować.
A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało i z taką nadzieją dumnie kroczyłam przez życie.
==
Hej!
Był to chyba najcięższy (a zarazem najdłuższy) rozdział do tej pory. Od początku planowałam, aby Tim był najbardziej skomplikowaną, a zarazem tajemniczą postacią z paczki. Mimo, że wyszło dość przygnębiająco, mam nadzieję, że rozdział sam w sobie wam się podobał i mogliście poznać trochę tego bohatera od nieco innej strony.
Historię Connie i Tima już znacie, z kolei historia Dylana została już wspomniana, natomiast Seana możecie się domyślać na podstawie rozdziałów z jego perspektywy. Ciekawa jestem, która wywoła w was największe emocje.
W międzyczasie ogromnie dziękuję wam za tak sporą liczbę wyświetleń i gwiazdek. Co jak co, ale 7 tysięcy to naprawdę wielka wartość. Doceniam to, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że przed nami jeszcze duża ilość wspólnych przygód. Jesteście wspaniali, pamiętajcie o tym!
Życzę wszystkim miłego tygodnia! Trzymajcie się i do następnego rozdziału (który, zdradzę wam w tajemnicy, jest moim totalnym ulubieńcem hihi) <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro