Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Ten książę ma już swoją księżniczkę

– El, umyj te garnki do cholery! – Usłyszałam zirytowany głos mojej mamy, na co ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami.

Tamtego dnia mój dom określić mogłam słowem chaos. A wszystko ze względu na przyjazd Axela i Giny. Mimo że chłopak milion razy zapewniał, że nie musimy niczego przygotowywać, Rosaline Anderson pozostawała jak zwykle nieugięta. Z samego rana upiekła blaszkę szarlotki oraz ociekające kolorowym lukrem i tęczową posypką czekoladowe babeczki. Na pieczeniu jednak nie poprzestała, a w proces przygotowywań angażowała każdego, kto tylko zajrzał do kuchni.

I tak kiedy chciałam wyjść po szklankę wody, znalazłam się w strefie zagrożenia ze strony zapracowanej kobiety, która wcisnęła w moje dłonie odkurzacz, nakazując posprzątać cały salon. A kiedy tylko skończyłam, zostałam wciągnięta w mycie brudnych naczyń, które pozostały upaćkane różnymi kremowymi masami. Zazdrościłam w tamtym momencie bliźniakom, które zgodnie wyszły z domu, rzucając wymówką o trudnym do przełożenia niezwykle ważnym spotkaniu. Oczywiście w to nie uwierzyłam, jednak moja mama postanowiła machnąć na nich ręką, stwierdzając, że Nina i Lewis są tak nieporadni, że bardziej by przeszkadzali, niż rzeczywiście w czymkolwiek pomogli.

Kompletnie zapomniałam, że sama mogłam użyć Seana jako swojej wymówki.

– Przecież je umyłam – jęknęłam, na co spotkałam się ze śmiechem mojego ojczyma, który korzystał z wolnej niedzieli, rozwalając się na kanapie z pilotem w ręku.

– A ty się nie śmiej. – Jego rozbawienie zniknęło na sam dźwięk zirytowanego głosu Rosaline. – Nakrywaj do stołu. Nie chcę nawet słyszeć sprzeciwu – zarządziła, dodatkowo rzucając w niego brudną ścierką.

Mężczyzna posłusznie wstał, a następnie wyjął z przeźroczystego segmentu kilka porcelanowych talerzy i wzorzystych filiżanek. Rozłożył je na stole, mrucząc pod nosem słowa w stylu co za okrutna kobieta bądź z kim ja się związałem. Postanowiłam jednak w żaden sposób mu nie współczuć, ponieważ tak jak on miał prawo wyboru partnerki, tak ja nie mogłam wybrać własnej matki.

Kiedy następnym powierzonym mi zadaniem stało się rozłożenie gotowych już wypieków, przeszłam do krojenia szarlotki. Z początku szło mi dość opornie, jednak z czasem udawało mi się idealnie dobrać wielkość kolejnych kawałków. I tak między jednym ruchem a drugim zatopiłam się w swoich zagmatwanych myślach. Pokręciłam głową na samo wspomnienie, kiedy zaprosiłam Seana, tłumacząc mu, że Axel bardzo chciał go poznać, na co on uznał, że nie jest to dobry pomysł. Mimo to udało mi się go namówić, a on skomentował swoją decyzję słowem ostrzegałem. Nie miałam jednak pojęcia, co mogło pójść nie tak. Poznał już moją rodzinę, dlatego jeden brat w te czy wewte nie powinien robić większej różnicy.

Kiedy wyjątkowo sporymi krokami zbliżała się godzina piętnasta, a Axel napisał mojej mamie, że została mu ostatnia do pokonania ulica, zaczęłam się stresować. Nie widziałam swojego brata od ponad pół roku i bałam się, że coś pójdzie nie tak. Faktem, który mnie pocieszał, było, że to mnie przypadnie zabawianie Giny, która oczywiście uważała mnie za swoją ulubioną ciotkę. Nie miałam jakiejś sporej konkurencji, jednak nawet takie zwycięstwo potrafiło ucieszyć.

Innym czynnikiem, który powodował moją niepewność to brak jakiejkolwiek informacji zwrotnej od Seana. Zostało mu zaledwie kilka minut i byłam wręcz przekonana, że się spóźni. Miałam jedynie nadzieję, że nie wpadnie po drodze na Axela. Wolałam, aby zapoznali się przy świadkach. Tak na wszelki wypadek, gdyby mieli niespecjalnie się polubić.

Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, wyprzedziłam mamę, proponując, że to ja je otworzę. Podbiegłam do nich, a następnie wzięłam głęboki oddech. Szarpnęłam za klamkę, po chwili czując, jak jakaś mała istotka przykleja się do moich kolan. Od razu uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że była to mała Gina, która ewidentnie stęskniła się za swoją ulubioną ciocią. Mój wzrok padł również nieco wyżej na twarz mojego brata. Pokrywał ją delikatny zarost, a oczy wciąż pozostawały przepełnione ciepłem. Oderwał ode mnie zniecierpliwioną dziewczynkę, popychając delikatnie do przodu. Od razu weszła w głąb pomieszczenia, trafiając w ramiona swojej babci, a mojej mamy. Po chwili mój starszy brat zamknął mnie w niezwykle silnym uścisku.

– Hej, El – przywitał się lekko drżącym głosem. – Okropnie tęskniłem.

– Ja też, Axi – przyznałam, a moje oczy zaszły łzami, które odgoniłam paroma energicznymi mrugnięciami.

Nie dało się ukryć, że ze względu na ograniczony kontakt z Axelem, naprawdę mi go brakowało. Bez niego naszą rodzinę wypełniał jeden wielki chaos, a wszyscy żyli swoim własnym, pędzącym do przodu życiem. To właśnie mój brat zcalał te wszystkie pierwiastki, sprawiając, że naprawdę czułam się jak w domu. Bez jego obecności nic nie było takie samo.

Po tym, jak mama przejęła od swojego najstarszego syna bagaż, który miał wystarczyć mu na dwa dni spędzone w Cochrane, chłopak ruszył w głąb pomieszczenia, witając się z pozostałymi. Wyściskał nawet Lewisa, z którym jeszcze kilka lat temu żartowali, że nigdy za sobą nie zatęsknią. Jak się okazało, uczuć nie dało się tak łatwo oszukać. A już przede wszystkim tak silnych, reprezentowanych przez rodzinne więzy.

Wkrótce usiedliśmy nie do stołu, a na kanapę, zaczynając pierwsze rozmowy. Bez wątpienia atmosfera z każdą sekundą stawała się coraz bardziej rodzinna. Wszyscy byli w dobrych nastrojach, a ich humor udzielał się również mnie. Jednak nie mogła pozbyć się obawy o tego irytującego chłopaka, który nie dawał żadnego znaku życia i, o którego, choć bardzo nie chciałam tego przyznać, zaczynałam się martwić. Stukałam nerwowo w ekran komórki, jakbym wyczekiwała na jakąkolwiek, nawet najkrótszą wiadomość.

– Matko, jaka Gina jest już duża! – odparła Nina, mierzwiąc włosy dziewczynki. Tak zrobiła jednak naburmuszoną minę, wtulając się w ciało swojego taty.

– Strasznie szybko rośnie – potwierdził Axel, wpatrując się w swoją córkę. – Już niedługo będzie łamać serca.

– Z takimi genami to bardziej niż pewne – wtrącił Lewis. – Co jak co mamo, ale wszyscy jesteśmy zajebiści. – Wyszczerzył się w stronę Rosaline, która, podobnie jak reszta, parsknęła śmiechem.

– Przypomina mi El – stwierdził Hugh, a ja posłałam mu delikatny uśmiech. – Jak byłaś mała, również byłaś taka urocza i niewinna.

– Teraz zdecydowanie nie jest niewinna – wtrąciła się Nina, na co ja zmierzyłam ją ostrzegającym spojrzeniem. – Im starsza, tym gorsza.

– I kto to mówi – prychnęłam. – Przypomnieć ci, jak kiedyś w ramach żartu dodałaś Lewisowi środek przeczyszczający do jedzenia?

– To był wypadek – starała się bronić.

– Dla kogo wypadek, dla tego wypadek – zaśmiał się Lewis, który był tutaj główną ofiarą.

Nasze docinki zostały przerwane przez głośny dźwięk dzwonka. Odetchnęłam z ulgą, stwierdzając, że to ja otworzę drzwi. Podczas pokonywania tych kilku kroków, ułożyłam w głowie całą reprymendę, jaką wygłoszę chłopakowi. Dlatego, gdy tylko szarpnęłam za klamkę, zaczęłam mówić niemalże jednym ciągiem.

– Co ty sobie wyobrażasz? – zaczęłam, nawet na niego nie spoglądając. – Ponad siedem minut spóźnienia, czy ty jesteś...

Nie dokończyłam, ponieważ położył mi swoją rękę na ramieniu, tym samym zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. I spodziewałam się dosłownie wszystkiego, jednak nie tego, że Sean Lawrence pewnego dnia stanie przede mną z bukietem białych róż i na dokładkę, z obitą twarzą. Natychmiast pobladłam, a następnie przełknęłam ślinę. Byłam pewna, że podbite oko oraz rozcięta warga nie były wynikiem przyjacielskiego spotkania.

– Białe róże symbolizują lojalność, niewinność i szlachetność intencji – wyrecytował, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. W tamtym momencie miałam w poważaniu symbolikę tych kwiatów. – Ellie, proszę, pozwól mi to wytłumaczyć.

– Kto ci to zrobił? – spytałam, a moje dłonie zacisnęły się w pięści.

W tamtym momencie miałam ochotę rozszarpać tę osobę, kimkolwiek by nie była.

– Nie mogę ci powiedzieć – odparł cicho.

– Sean. – Złapałam go za ramię, a następnie odeszłam kawałek dalej, by nikt inny nie mógł nas usłyszeć. – Możesz mi wyjaśnić o co, do cholery, poszło?

– Przepraszam, Ellie – odparł jedynie, a ja domyślałam się, jakiej odpowiedzi udzieli. – Obiecuję, że o wszystkim się dowiesz. Ale teraz nie jest na to odpowiedni moment i...

– W porządku – westchnęłam, starając się trzymać emocje na wodzy. Nie mogliśmy się pokłócić. – Może zrób coś z tą twarzą, bo zrobisz naprawdę wspaniałe dobre wrażenie na moim bracie – parsknęłam z ironią, a kącik ust Seana drgnął ku górze.

– El, wiem, że cenicie sobie prywatność, ale może zaprosisz Seana do środka? – Usłyszeliśmy głos mojej mamy, która już po chwili pojawiła się za moimi plecami. – Boże, co ci się stało? – spytała chłopaka, a ja głośno wypuściłam powietrze z ust.

To była katastrofa.

– Nic poważnego. – Posłał jej pewny siebie uśmiech. – Pięknie pani wygląda, pani Anderson. Pasuje do pani fiolet – skomplementował ją, a ja parsknęłam cichym, lecz nerwowym śmiechem.

– No widzisz, Hugh? – zwróciła się do partnera. – Nawet Sean twierdzi, że ta sukienka jest ładna. – Uśmiechnęła się zwycięsko, a następnie zwróciła się w stronę Lawrence'a: – Wejdź do środka.

Spojrzałam na chłopaka, jakby upewniając się, że rzeczywiście jest na to gotowy. On jedynie przytaknął, a następnie niepewnie złapał mnie za rękę. Zmartwiona prowadziłam go w stronę salonu, idąc tuż za moją mamą. W pewnym momencie Sean zatrzymał się, wręczając mi bukiet.

– Zanim uznasz mnie za jakiegoś kryminalistę – zaczął cicho. – Dobór kwiatów nie jest przypadkowy.

Próbowałam w myślach przypomnieć sobie pierwsze słowa, jakie skierował do mnie tego popołudnia. Gdy dotarło do mnie, że białe róże symbolizują lojalność, niewinność i szlachetność intencji, poczułam, jak jakiś ciężar spada z mojego serca. Gdzieś w środku ucieszyłam się, że nie dostał po twarzy zasłużenie. Mimo że nie miałam większych dowodów, aby mu wierzyć, coś podpowiadało mi, że powinnam. W końcu, który chłopak udowadniałby coś poprzez symbolikę kwiatów, a nie słowa?

Odłożyłam kwiaty. Następnie ruszyliśmy w głąb salonu, a już po chwili zauważyłam, jak Lewis zbija z Seanem piątkę, krytykując jego wygląd. Lawrence przywitał się również z Niną krótkim uśmiechem, a następnie podszedł do Hugha, który zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem. W momencie, gdy od stołu wstał Axel, wstrzymałam na kilka sekund powietrze. Zaczęłam bawić się nerwowo palcami, modląc się, aby mój najstarszy brat zaakceptował chłopaka w towarzystwie. Zauważyłam, że Sean również odczuł niemały stres, lecz starał się zamaskować go pewnym siebie uśmiechem i uniesioną do góry głową. Wiedział, jak zmanipulować otoczenie. Lecz ja znałam go na tyle, aby dojrzeć, że przebiera w miejscu nogami, usilnie szukając ratunku w moim spojrzeniu. Odnajdując jego wzrok, posłałam mu pokrzepiający uśmiech.

– Dużo o tobie słyszałem – zaczął Axel, podając Seanowi dłoń. – Axel Anderson.

– Sean Lawrence. – Uśmiechnął się tak, jakby wcale nie wyglądał jak siedem nieszczęść, a następnie uścisnął dłoń mojego brata. – Jak od swojej siostry to raczej nic dobrego – zaśmiał się nerwowo, chcąc rozładować żartem nieco napiętą atmosferę. Co też bez wątpienia mu się udało.

– Oj, wierz mi, mała El cię uwielbia – zażartował, a chłopak pokręcił głową.

– Nieprawda – wtrąciłam. – Tylko trochę cię lubię.

– Jesteś pewna, że tylko trochę? – Sean posłał mi pewny siebie uśmiech.

No może trochę bardziej niż trochę...

– Tak – skłamałam.

A po chwili poczułam jego usta na swoich, po czym usłyszałam cichy śmiech swojego brata. W tamtym momencie miałam zapaść się pod ziemię. Odsunęłam od siebie Seana, mierząc go gniewnym spojrzeniem.

– Nienawidzę cię – wyszeptałam, co chłopak skomentował gromkim śmiechem.

– Uwielbiasz – poprawił mnie, a ja przewróciłam oczami.

– Robisz niezłe pierwsze wrażenia, Sean – skomentował Axel, przerywając naszą słowną potyczkę. – Nie dość, że przychodzisz z obitą twarzą, to na moich oczach dobierasz się do mojej siostry.

– Wierz mi, robimy znacznie gorsze rzeczy... – powiedział chłopak, na co mój brat zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem. – Ał! – krzyknął, kiedy moja pięść spotkała się z jego ramieniem.

– Nie słuchaj go, Axel, jak zawsze gada jakieś głupoty – zaczęłam się tłumaczyć. – Jest okropny.

– Wczoraj mówiłaś co innego – odezwał się Sean, a ja zdając sobie sprawę, że i tak nie uda mi się z nim wygrać, odpuściłam.

Kiedy wszyscy domownicy wraz z Axelem wyszli do kuchni po alkohol, pozostałam sama wraz z Seanem i siedzącą na miękkim dywanie Giną. Mimo że Lawrence również dostał propozycję napicia się trunku, odmówił, zostając ze mną i dziewczynką, która bawiła się jakimiś przywiezionymi ze sobą klockami. Sean wyjął ze swojej torby małą, plastikową tiarę, którą zdobiły różowe diamenciki. Podał ją Ginie, którą zdecydowanie zaciekawił srebrny przedmiot. Podziękowała mu, a następnie zaśmiała się, gdy chłopak położył jej uroczą opaskę na głowie.

– Wyglądasz jak księżniczka – skomentował, powodując, że dziewczynka się uśmiechnęła.

– Chcę być księżniczką – zarządziła z roztapiającym serce uśmiechem.

– Jesteś, kochanie – zapewniłam ją. – Najpiękniejszą.

– Nie. – Pokręciła głową. – Ty jesteś najpiękniejsza.

W jej towarzystwie od razu się roztapiałam. Ta mała dziewczynka sprawiała, że wszystko wokół stawało się weselsze. A kiedy określiła mnie najpiękniejszą, poczułam, jak moje oczy delikatnie się zaszkliły. Gina była absolutnie rozczulająca i samym swoim spojrzeniem sprawiała, że serce miękło.

Wkrótce przeprosiłam Seana, pytając, czy jest w stanie zostać chwilę z małą. Potrzebowałam wyjść do toalety, więc gdy ochoczo przytaknął, od razu udałam się za potrzebą. Kiedy myłam ręce, zauważyłam swoje odbicie w lustrze. Zarumienione policzki, rozczochrane przez Ginę włosy i te błyszczące, czekoladowe tęczówki. Mimo że daleko było mi do księżniczki, czułam szczęście. A to było warte znacznie więcej niż władza czy złota korona.

Gdy kierowałam się w stronę salonu z obawą, że Sean nie był w stanie poradzić sobie z opieką nad dziewczynką, przystanęłam zszokowana widokiem, jaki zastałam. Oparłam się o futrynę drzwi, obserwując rozgrywającą się przed moimi oczami scenę.

Sean podparty na łokciu leżał na podłodze, a siedząca obok Gina układała wieżę z kolorowych, drewnianych klocków. Nie potrafiła jednak rozmieścić ich tak, aby żaden z nich nie spadał. Wkrótce zdenerwowała się na tyle, żeby kopnąć stworzoną przez siebie konstrukcję.

– Ej – upomniał ją chłopak, jednak jego uśmiech zdradzał go na tyle, że bez problemu można było domyślić się, że wcale nie zamierzał jej umoralniać. – Pomogę ci, w porządku? – spytał, na co mała kiwnęła głową.

Kiedy Gina ułożyła podstawę, Sean pomógł jej w skompletowaniu kolejnych pięter wieży. Wkrótce udało im się stworzyć całkiem wysoką konstrukcję. Przyglądałam im się z zaciekawieniem, a uśmiech nie potrafił zejść z mojej twarzy. A kiedy chłopak przybił z dziewczynką delikatną piątkę, pokręciłam głową. Nie sądziłam, że Lawrence naprawdę miał rękę do dzieci. I nie wiedząc czemu, naprawdę mi tym zaimponował.

– Co ci się stało w twarz? – spytała go nagle.

– Nic poważnego – odparł cicho. – Budujemy kolejną wieżę, księżniczko? – spytał ją, a ja zaśmiałam się delikatnie na to urocze stwierdzenie.

– El jest księżniczką – stwierdziła Gina, a ja westchnęłam, mając ochotę wtrącić się i zaprzeczyć.

– Obydwie jesteście – poprawił ją Sean. – Ej, co robisz? – spytał ją, kiedy ta zaczęła nakładać na jego głowę swoją tiarę.

Żałowałam, że zostawiłam swój telefon na drugim końcu salonu. Miałam ochotę zrobić mu zdjęcie, ponieważ wyglądał wyjątkowo uroczo z tym plastikowym przedmiotem, który zaplątał się w jego ciemnych włosach. Chłopak oddał jej jednak tiarę, na co ta posłała mu pełne oburzenia spojrzenie.

– Jest twoja – stwierdził Lawrence. – Ja na nią nie zasługuję.

– A będziesz moim księciem? – spytała nagle, a Sean lekko się zaśmiał.

Czy moja dwuletnia bratanica właśnie próbowała odbić mi mojego udawanego chłopaka?

– Ten książę ma już swoją księżniczkę. – Dał jej pstryczka w nos.

Nawet nie wiedziałam kiedy po moim zarumienionym policzku spłynęła pojedyncza łza. Nigdy nie sądziłam, że to właśnie ten chłopak kiedykolwiek doprowadzi mnie do wzruszenia. Czułam, jak moje serce znacznie przyspieszyło swoje bicie, a w brzuchu pojawiło się dziwne uczucie. Przez myśl przeszło mi, że były to te słynne motylki, które znałam z różnych filmów i powieści.

– Ktoś tu się zakochuje... – Usłyszałam za plecami głos Axela, na co od razu się wzdrygnęłam.

– Nie strasz mnie – upomniałam go, napotykając jego cichy śmiech.

– Podoba ci się – skwitował. – Widzę to, El – dodał, kiedy już miałam zaprzeczać.

– Podoba mi się – potwierdziłam cicho lekko drżącym głosem, ostatecznie odpuszczając walkę.

Ponieważ kiedy księżniczka napotyka na swojej drodze księcia, przeznaczenie pcha ją w jego ramiona. I kiedy tak bardzo się przed nim wzbraniałam, w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że wcale mi nie przeszkadzało. Podświadomie od samego początku jakaś siła ciągnęła mnie do Seana Lawrence'a.

Mojego księcia, który, mimo że jedynie go udawał, kupił moje serce swoją odwagą i pewnością siebie. I może była to tylko głupia gra pozorów, jednak pragnęłam wziąć w niej udział.

Mimo że doskonale wiedziałam, że jedynie mnie zrani.

==

Hej!

Mam nadzieję, że mój drugi ulubiony rozdział wam się spodobał. Jeszcze raz przepraszam, że tyle musieliście na niego czekać, ale dla zakochanej Ellie chyba było warto. Teraz czekamy aż Sean się wreszcie przyzna, ale obiecuję, że tutaj tak łatwo nie będzie. Pewne rzeczy dochodzą do niego wolniej, ale cóż, taki już jest.

Dziękuję wam za aż 6 tysięcy wyświetleń i ponad 300 gwiazdek. Jestem naprawdę wdzięczna, że ze mną jesteście.  Ostatnio naprawdę zaskakujecie mnie i motywujecie do dalszej pracy. Myśl, że tak duża ilość osób wyczekujcie nowych rozdziałów jest dla mnie budująca. Dziękuję <3

Zgodnie z obietnicą, za moment wleci kolejny rozdział. Także nie odchodźcie daleko i bawcie się dobrze! <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#LPILwattpad


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro