1. Akcja socjalizacja
Życie było jak taniec w deszczu. Wszystko było niemal idealne, lecz tylko do momentu pierwszego poślizgnięcia się na mokrej powierzchni. A później było tylko gorzej. Tak jakby jeden upadek był jedynie początkiem serii kolejnych, jeszcze bardziej niefortunnych, a przede wszystkim bolesnych.
Jednak życie z trójką rodzeństwa było niczym taniec w najgorszej burzy. Szczególnie kiedy było o te kilka lat starsze i znacznie bardziej przemądrzałe. Już od najmłodszych lat zmuszona byłam wysłuchiwać długiej fali narzekań, wyzwisk, a nawet ciągu przekleństw. A im dalej szłam, tym było gorzej.
Najstarszy z braci, Axel, w domu rodzinnym pojawiał się okazjonalnie. Szybko pochłonęło go dorosłe życie w Toronto, pozwalając na zatracenie się w miejskich urokach. Dwudziestosiedmiolatkowi towarzyszyła również narzeczona, a także od dwóch lat córeczka, Gina. Ze względu na to, że była wyjątkowo uroczym i cichym dzieckiem, szybko znalazła się na drugim miejscu w moim osobistym rankingu ulubionych członków rodziny Anderson, zaraz po moim najstarszym bracie. Od zawsze mieliśmy dobry kontakt, lecz niestety rozłąka wydrążyła znaczącą przepaść, ograniczając nasze rozmowy do krótkich telefonów.
Często mówi się, że ludzie są jak ogień, bądź woda. Charakter Lewisa i Niny zdecydowanie przypadał pod ten pierwszy typ. W całym swoim siedemnastoletnim życiu nie poznałam równie irytujących bliźniaków. Obydwoje charakteryzowali się wysokim poziomem głupoty i lekkomyślności. Mimo że byłam od nich młodsza o te kilka lat, nieskromnie mówiąc, przewyższałam ich swoją rozwagą i odpowiedzialnością. I kiedy widziałam Axela w roli jakkolwiek rozgarniętego rodzica, tak ta dwójka prędzej sprzedałaby dziecko na OLX, niż potrafiła nim umiejętnie zająć.
A pośrodku tego chaosu byłam ja. Najmłodsza córka Rosaline i mężczyzny, którego imię było słowem zakazanym. Kiedy wychowywał mnie partner mamy, Hugh, którego zwykłam nazywać swoim tatą, mój prawdziwy ojciec pozostawił swoją ciężarną wtedy żonę i uciekł. Niczym ostatni tchórz, niepotrafiący zmierzyć się z dorosłym, odpowiedzialnym życiem. Zostawiając wtedy, można by rzec, miłość swojego życia, zostawił też własne dzieci. W tym mnie, która nie zdołała nawet poznać twarzy człowieka, który sukcesywnie zniszczył rodzinne ciepło. I gdyby nie moja mama, której udało się podnieść dzięki długoletniej terapii, prawdopodobnie moje życie nie wyglądałoby tak, jak dotychczas.
Jednak nie mogąc w żaden sposób zmienić przeszłości, starałam się spoglądać z radością na obecny stan rzeczy. Może nie byłam podobna do mojego rodzeństwa, które emanowało otwartością, towarzyskością i radością, jednak akceptowałam swoją introwertyczną i nieco pesymistyczną naturę. Lubiłam ten swój mały świat pełen bajek o książętach i pięknych księżniczkach oraz zapachu kartek papieru, tworzących przepełnione szczęściem i bólem powieści. Nie potrzebowałam w nim ludzi. I tak żyło mi się lepiej.
Siedząc na kanapie wraz z kłócącymi się bliźniakami, miałam ochotę wyrzucić telewizor, będący przedmiotem sporu, przez okno. Chciałam obejrzeć jedynie serial, a uzyskałam położenie pomiędzy dwójką kretynów, niepotrafiących wypracować wspólnego stanowiska.
– Lewis! – krzyknęła Nina. – Będziemy oglądać wraz z Eleną Jeszcze nigdy..., więc zabierz swoje cztery litery i oglądaj to idiotyczne Riverdale w swoim pokoju!
– Byłem tutaj pierwszy! – Spiął się Lewis. – Poza tym serial o dziewczynie, która chodzi z dwoma chłopakami naraz, nie jest w żaden sposób ciekawy. – Dolał oliwy do ognia.
W rzeczywistości obydwoje mieli fatalny gust. Ja wolałam sięgnąć po coś w stylu Heartstoppera. Jednak w tamtym momencie, Nina uznała mnie za swoją sojuszniczkę, ponieważ z jękiem niezadowolenia zgodziłam się na obejrzenie z nią kilku odcinków. Na moje szczęście nie były aż tak długie.
– Daj sobie spokój. Jestem starsza o około cztery i pół minuty. – Podkreśliła ostatnie słowa, jakby był to niepodważalny argument. – Dlatego należy mi się pierwszeństwo do telewizora.
Mimo dwudziestu jeden lat na karku obydwoje zachowywali się jak para dzieciaków.
– Niby starsza, a głupsza – prychnął mój brat, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Co racja, to racja. – Obejrzę sobie dwa zaległe odcinki i z przyjemnością oddam ci tego pilota.
– Od dwóch się zaczyna – mruknęła pod nosem Nina. – Wszyscy wiemy, że zaraz urządzisz sobie pieprzony maraton.
Westchnęłam, opierając się wygodniej o zagłówek. Gdyby ucięli te głupie odzywki, prawdopodobnie któreś z nich obejrzałoby jeden odcinek wybranego przez siebie serialu. Jednak żadne z nich nie potrafiło wpaść na tak oczywiste rozwiązanie, ponieważ obydwoje nie grzeszyli inteligencją. Nie wspominając nawet, że drugie mogło zobaczyć upragnioną ekranizację na laptopie.
Wkrótce, uznając, że żadne z nich nie jest zainteresowane faktem mojej obecności, ruszyłam do swojego pokoju, zostawiając ich krzyki w oddali. Rzuciłam się na łóżko, a następnie ułożyłam wokół siebie ulubione pluszaki. Z każdym z nich łączyło mnie jakieś wspomnienie. Niektóre zostały kupione przez moją mamę, która wręczała mi je w postaci nagrody po przeżytych wizytach u dentysty, inną część otrzymywałam od Axela z okazji urodzin, a pozostałą obdarowała mnie dalsza rodzina. Wiele z nich miało swoje unikalne imiona. Przykładowo misia o żółtym futerku określiłam mianem Miodka, a tego o białym z przewieszoną kolorową chustą, Śnieżynką. Jak byłam młodsza, moja mama zawsze śmiała się z tej manii nadawania pluszakom imion. Jednak z czasem sama je zapamiętywała i niektóre do teraz nie wyszły z użycia.
Otuliłam się ciaśniej kocem, kładąc na swoje kolana laptopa. Po krótkim namyśle postanowiłam włączyć Wyspę totalnej porażki, dając wciągnąć się w dalszą część serialu. Mimo że dane było mi oglądać go wcześniej, czasem lubiłam to nostalgiczne uczucie, które towarzyszyło mi podczas seansu. Uwielbiałam poprzez swoje ulubione historie wspominać radosne czasy dzieciństwa. Niestety, zdawałam sobie sprawę, że z każdym dniem zbliżałam się ku dorosłemu życiu.
Miałam czasem wrażenie, że nie wykorzystuje danych mi szans. Prawdopodobnie każdy nastolatek postanowiłby korzystać z młodzieńczych lat i robić wszystko, aby później ich nie żałować. Część moich rówieśników praktykowała nocne imprezy, niektórzy próbowali pierwszych używek, a inni cieszyli się urokami przyjaźni i miłości. Zapewne wiele osób kiedykolwiek poczuło pociąg do tego, co na dany moment było zakazane. Jednak moją złotą zasadą było zaniechanie od niepotrzebnego pośpiechu i biegania za sztucznie pompowanymi ideałami. Lubiłam mieć swoje racje i samodzielnie ustalać określone cele. Nie potrzebowałam dodatkowego bałaganu.
Sięgnęłam po paczkę chipsów, rozkoszując się ich paprykowym smakiem. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na ekran, a jego światło otulało moją twarz. W momencie, gdy z salonu wciąż dobiegały krzyki bliźniaków, moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Cóż, zasada gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, podziałała i tym razem. W dodatku na moją korzyść.
Po tym, jak kolejna postać musiała opuścić program Chrisa, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Od razu rozpoznałam, że tajemniczym gościem jest moja mama. Hugh z reguły uderzał w drewnianą konstrukcję nieco mocniej, z kolei Nina i Lewis wchodzili bez większej zapowiedzi.
– Proszę – powiedziałam, a po chwili kobieta weszła do środka. – Cześć – przywitałam się z uśmiechem.
– Hej. – Odwzajemniła gest. – Cieszę się, że stworzyłaś sobie tak przytulną bazę, ale mamy do ciebie z tatą ważną sprawę – Podeszła, głaskając mnie po ramieniu.
Żaden dotyk nie uspokajał mnie tak, jak ten mamy. Miałam wrażenie, że jej ciało miało w sobie pokłady magii, sprawiającej, że każdy czuje się w pełni komfortowo. Dlatego najczęściej, gdy tylko potrzebowałam jakiegokolwiek wsparcia, wtulałam się w ciało mojej rodzicielki, ponieważ doskonale wiedziałam, że tylko przy niej ból stanie się znacznie mniejszy. To właśnie ona była moją ostoją.
– Jasne – wydusiłam z siebie. – Słucham.
– Nie, nie. – Pokręciła głową, przeczesując swoje krótkie blond włosy. – Zejdź, proszę, do salonu, dobrze?
Na większości zdjęć rodzinnych, moja mama miała długie, falowane włosy. I dokładnie tak została zapamiętana przez niemal wszystkich. Jednak, gdy tylko dowiedziała się, że jej przyjaciółka zachorowała na raka, postanowiła ściąć swoje piękne pasma, oddając je na perukę. Czasem uwielbiały się z tego śmiać, ponieważ dotychczas czarnowłosej kobiecie nieszczególnie pasowały tak jasne włosy, a mojej mamie z początku przeszkadzała tak mała długość. Wiedziałam, że wraz z ich radosnymi nastrojami, obydwie były wdzięczne, że siebie mają. Kobiety starały się cieszyć każdym dniem, jaki im pozostał. Ponieważ pewnego dnia jedna miała ponieść dotkliwą stratę. Lecz nawet w tym przypadku porażający optymizm Andersonów odegrał swoją rolę, skupiając myśli na budowaniu jak najwspanialszych wspomnień przed tym, co miało nadejść.
– W porządku – odparłam, wzruszając ramionami.
Wyłączyłam serial, a następnie zamknęłam laptopa, odkładając go na szafkę. Wstałam z miejsca, zdając sobie sprawę, że okrycie się kocem, kiedy termometry wskazywały wysoką temperaturę, nie było inteligentnym pomysłem. Mimo to wiedziałam, że nie cofnę czasu, a co za tym idzie, podjętej decyzji, więc nie miałam zamiaru dalej siebie karcić. Szybkim krokiem zeszłam po schodach, starając się nie potknąć o pozostawione na środku buty. Wkrótce pokonałam wszystkie stopnie, niczym najtrudniejszy tor przeszkód, napotykając wzrokiem swoich rodziców. Kiedy ujrzeli moją twarz, przestali o czymś rozmawiać, skupiając uwagę na mojej osobie. Przegryzłam policzek w obawie, co mogło się wydarzyć. Jeśli mieli upomnieć mnie o zjedzone dwie paczki ciasteczek, miałam dowód, że zrobiły to bliźniaki.
– Usiądź, Eleno. – Mężczyzna wskazał na krzesło naprzeciwko.
Zrobiłam tak, jak polecił, czując na sobie intensywne spojrzenia rodziców. Zaczęłam bawić się nerwowo paznokciami, za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego. Przez myśli przeszły mi wydarzenia z całego tygodnia. Jednak żadne z nich nie wskazywało na to, że mogłam coś przeskrobać. Za więcej dotkliwych szkód odpowiedzialne było moje rodzeństwo.
– Więc? – spytałam zniecierpliwiona.
Jednak zamiast sensownej odpowiedzi, para roześmiała się. Uchyliłam usta ze zdziwienia, zastanawiając się, czy nigdzie w domu nie mamy ukrytych kamer. Jednak rozejrzałam się wokół, żadnej nie zauważając. Wbiłam w swoich rodziców skonsternowane spojrzenie, lecz ci, zamiast wydusić z siebie jakiekolwiek zdanie, wciąż się śmiali. Miałam nawet wrażenie, że ich niewytłumaczalne rozbawienie z każdą sekundą jedynie wzrastało.
– Gdybyś widziała swoją minę – powiedziała po chwili mama. – Jakbyś nie wiem, co najmniej zabiła człowieka.
– Po co się tak stresujesz? – Zawtórował jej Hugh. – Przecież nie jesteśmy aż tak straszni...
– Piliście? – spytałam nieśmiało, a oni od razu spoważnieli.
– Eleno Amando Anderson. – Rosaline pokręciła głową. – Czy naprawdę oskarżasz nas o tak haniebne czyny?
– W takim razie jeśli nie chcecie mnie okrzyczeć ani nie jesteście pijani... – zaczęłam, a oni przyglądali mi się uważnie – to o co właściwie chodzi?
W tamtym momencie spojrzeli na siebie, jakby rozumieli się bez słów. Mama głośno westchnęła, a mężczyzna podrapał się po delikatnym zaroście. Zamrugałam dwa razy, zastanawiając się, jakim cudem na ich twarzach w przeciągu kilku minut pojawiły się już trzy inne emocje.
– Musimy powiedzieć ci o czymś ważnym... – zaczęła spokojnie kobieta. – Bliźniaki już o tym wiedzą i...
– Jesteś w ciąży!! – przerwałam jej.
– Boże, nie – zaśmiała się, jednocześnie kręcąc głową. – Nie wytrzymałabym z kolejnym małym Andersonem. Wasza czwórka wystarczająco mnie zmęczyła. – Oparła zgiętą rękę o czoło.
– Chcemy powiedzieć, że rozpoczynamy akcję socjalizację – skończył Hugh, a ja posłałam mu pytające spojrzenie. – Wraz z mamą uznaliśmy, że chcemy, abyś miała znajomych. Nie możemy patrzeć, jak wiecznie ślęczysz przed tym ekranem, czy siedzisz z kolejną książką.
Poczułam, jak moje ciało zaczyna odczuwać stres. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. Przecież wyrażenie akcja socjalizacja nie było żadną wskazówką, co zaplanowali moi nieobliczalni rodzice. Niekoniecznie musiało równać się z czymś złym. Może postanowili wykupić bilety do wesołego miasteczka albo jakiś ciekawy koncert. Niestety moje ulubione One Direction nie działało od kilku dobrych lat, jednak wciąż pozostawała masa artystów, których uwielbiałam.
– Idziesz na ognisko – odparła z uśmiechem mama.
Cholera, a jednak było nie źle, a wręcz tragicznie.
– To żart, prawda? – spytałam z minimalną nadzieją w głosie. Jednak ich śmiertelnie poważne twarze nieszczególnie wskazywały na chociażby najmniejszy cień rozbawienia.
– Przykro mi, ale nie tym razem – odparł Hugh, który skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. – Bliźniaki już o tym wiedzą i powiedziały, że pomogą ci w wykonaniu misji.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Niestety słowa bliźniaki oraz pomoc nie były ani trochę bliskoznaczne. Wiedziałam, że prędzej Lewis i Nina wywiozą mnie w sam środek ciemnego lasu, pozostawiając niedźwiedziom na pożarcie, niż udzielą jakiegokolwiek wsparcia.
– Jakiej misji? – spytałam, postanawiając wstrzymać się od komentarza w kwestii rodzeństwa.
– Masz wyjść do ludzi – odpowiedziała Rosaline. – Pogadać, pośmiać się, wymienić numerami. Cokolwiek.
– Chcemy, żebyś wreszcie poznała kogoś, kto da ci coś, czego nie da ci rodzeństwo – dodał Hugh, ostrożnie obserwując moją zestresowaną sylwetkę – bezinteresowność.
– Nie sądzę, aby było to konieczne. – Pokręciłam głową.
W rzeczywistości nie sądziłam, że jestem osobą, która nadawała się do stworzenia silnej relacji, czy przyjacielskiej, czy miłosnej. Wolałam zamykać się w swojej bezpiecznej przestrzeni w obawie, że jeśli ktoś tylko przekroczy jej granicę, zniszczy to błogie poczucie komfortu. Czasem wolałam zamknąć się w tej bańce i nie chciałam do niej nikogo wpuszczać. Dlatego najczęściej pozostawałam zdystansowana i ostrożna.
Niestety, czasem nawet ci najbardziej rozważni dają ponieść się impulsowi. Jednak nie każdego kosztuje to złamanie własnych żelaznych zasad.
– Robimy to dla twojego dobra. – Mama chwyciła moją gładką dłoń, pocierając ją kciukiem. – Zależy nam na tobie.
– Jeśli będziesz się gorzej czuła, możesz do nas zadzwonić – wtrącił jej partner. – A gdybyś zauważyła, że interakcje z innymi powodują u ciebie lęk i natłok myśli, proszę, powiedz nam o tym. Warto przepracować to z psychologiem, a doskonale znasz nasze zdanie na ten temat. – Posłał mi zachęcający uśmiech, na co skinęłam głową.
Zaletą posiadania ojczyma terapeuty był fakt, że w naszym domu zdrowie psychiczne było niemal na wagę złota. Rodzice od zawsze powtarzali, że powinniśmy otwarcie mówić im o swoim gorszym samopoczuciu. Zapewniali, że wysłuchają nas do końca, a gdybyśmy potrzebowali specjalistycznej opieki, zadeklarowali, że zapewnienie nam jej stanowi ich priorytet. Naprawdę kochałam ich za to. Wiedziałam, że w wielu domach równowaga psychiczna stanowiła temat tabu. Nie wszystkie dzieci miały tak spore szczęście, co my. Niektórzy nie byli w żaden sposób edukowani, jak powinni troszczyć się o siebie, a w dodatku, to najczęściej rodzice wywoływali u swoich pociech lęki czy traumy. Uważałam, że to właśnie rodziciele powinni stanowić pewną podporę i robić wszystko, aby chronić swoje dzieci przed wszelkiego rodzaju zagrożeniami. Nie powinni karmić się ich bólem, czy słonymi łzami, a służyć jako pomocne ramię w najgorszych momentach.
– W porządku – westchnęłam. Wiedziałam, że wywołanie kłótni niczego nie wskóra. Byłam skazana na, jak to ujął Hugh, akcję socjalizację. – Kiedy ta impreza?
– Jutro po południu. – Oczy mamy zaświeciły się. Zapewne sądziła, że wzniecę protest stulecia. – Bliźniaki poinformują cię o niezbędnych szczegółach.
– Dobrze – przytaknęłam.
I prawdopodobnie, gdybym tylko wiedziała, jak wyglądać będzie przebieg imprezy, wywołałabym największą kłótnię, jaka kiedykolwiek wybuchła w domu Andersonów. Krzyczałabym do momentu, aż zdarłabym swoje gardło. Wszystko po to, aby ominąć następstwa tej okropnej decyzji. Jednak, kiedy fakt został dokonany, największy żal mogłam mieć jedynie do siebie.
Ponieważ to ja rozpaliłam ten cholerny ogień, który miał spalić nas wszystkich.
==
Hej!
Pierwszy rozdział już za nami. Mam nadzieję, że wam się spodobał i jesteście choć minimalnie zaciekawieni co dalej.
Dziękuję wam za gwiazdki, komentarze i za to, że jesteście. Wierzę, że ta historia stanie się dla kogoś jakkolwiek ważna i uda się wam znaleźć w niej pewien spokój. Sama pisząc ją czuję się tak, jakbym przeniosła się do Cochrane i przeżywała to wszystko wraz z bohaterami. Mam nadzieję, że będziecie czuć podobnie! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro