Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23: Epilog

[2125 słów]

Dużo pytań, mało odpowiedzi.

~~BAEKHYUN POV~~

Po śmierci Jongina potrafiłem zrozumieć, jaki koszmar przeżywa w tej chwili Kyungsoo, który stracił ukochanego. Nie raz przez przypadek podsłuchałem jego rozmowy z policjantem, jak mówił do niego czułe słówka, albo jak bardzo się uśmiechał na dźwięk jego imienia. Dlatego serce krajało mi się, patrząc na swojego menadżera, który rozpaczliwie nie potrafił sobie poradzić z taką stratą. 

Dodatkowo był to najlepszy przyjaciel Chanyeola, który sam również mocno cierpiał. Chciałem dodać mu otuchy, lecz nie miałem pojęcia, jak to zrobić. Mogłem doskonale opisać te uczucia, które czuli, lecz nie umiałem nikogo pocieszyć. To było strasznie dobijające. 

W dzień pogrzebu nie świeciło słońce, lecz także nic nie zapowiadało, że będziemy zmierzać się z deszczem. Lecz niebo nie musiało płakać, by każdy z zebranych w kościele, nie mógł powstrzymać płynących po policzkach gorzkich łez. Ja także ich nie szczędziłem, mimo, że nie znałem go tak dobrze, to świadomość, że kolejna osoba, która pojawiła się w moim życiu, odeszła tak nagle, sprawia niesamowitą pustkę w sercu.

Jednak najgorszy był moment na cmentarzu, gdzie powoli spuszczano trumnę do wcześniej wykopanego dołu. Wtedy to Kyungsoo padł na kolana, zanosząc się jeszcze większym płaczem niż wcześniej. Jego szloch najgłośniej rozniósł się po tym cichym miejscu. Złapał się za serce, wręcz krzycząc z bólu, a że wraz z moimi przyjaciółmi staliśmy obok niego, próbowaliśmy go powstrzymywać przed rzuceniem się w stronę trumny.

Dalej nie wierzył w to co się stało i wcale mu się nie dziwiłem. To wszystko serio było niczym sen, z którego każdy chciałby się obudzić i zapomnieć najszybciej, jak się da. Lecz niestety rzeczywistość była dla nas zbyt okrutna. Najgorsza była świadomość, że to wszystko moja wina. Nikt nie musiał cierpieć, nikt nie musiał zginąć, gdyby nie moja głupota, za którą będę pokutować do końca życia.

Wyrzuty sumienia z każdym dniem były coraz większe, ale nie mogłem zrzucać ich na innych. Sam musiałem się z nimi uporać, a raczej wręcz przepraszać za każdy sprawiony ból. Lecz czy ktokolwiek mi wybaczy śmierć dwóch osób? Ja na pewno sobie nie wybaczę.

- Spokojnie - szepnął Jongdae do Kyungsoo, gdy tulił go i gładził powolnymi ruchami jego plecy. On zaś zaciskał bezsilnie dłonie na jego marynarce. 

Nie wiem czemu, ale wtedy oderwałem wzrok od moich przyjaciół, by spojrzeć na Chanyeola. Jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji, ale widziałem, że z trudem powstrzymuje łzy. Wtedy poczułem wręcz kolejny sztylet, który bezlitośnie wbijał się w moje serce. 

Trumna zanikała pod ciemnym piachem, a z nią zakopywane zostawały emocje. Każdy z zebranych cichnął, oddając ostatni hołd dobremu policjantowi, przyjacielowi, czy kochankowi. By niedługo po tym rozchodzić się we własnych kierunkach. 

Minseok i Jongdae musieli siłą zabrać menadżera do samochodu, by bezpiecznie odstawić go do domu. Tylko Chanyeol dalej stał nad grobem Jongina w całkowitym bezruchu. Podszedłem do niego, chwytając w dłonie jego rękę, lecz nawet ten gest nie wywołał u niego żadnej reakcji.

- Chan... Wracajmy - szepnąłem, wiedziałem, że to dla niego ważne. Lecz pogoda coraz bardziej dawała się we znaki, więc mimo wszystko nie chciałem, by się pochorował.

- Daj mi jeszcze parę minut... Chce... być sam...

- Dobrze... Poczekam przy samochodzie.

Co prawda przyjechaliśmy tutaj osobno, ale powiedziałem chłopakom, że wrócę z ukochanym, by dopilnować jego szczęśliwego powrotu. Był niemalże tak samo rozbity co Kyungsoo, dlatego wolałem dmuchać na zimne. 

Jak powiedziałem, tak też zrobiłem i po chwili czekałem przy aucie na parkingu. Przyglądałem się starym murom, otaczające cmentarz, zastanawiając się konkretnie jakie myśli, kłębią się w głowie Chanyeola. Wiedziałem, że potrzebuje czasu, by jakoś to przetrawić, w końcu to był dla niego ogromny cios. 

Westchnąłem ciężko, kierując swój wzrok tym razem w stronę nieba.  Coraz więcej ciemnych chmur zbierało się nad naszymi głowami i kwestią czasu było to kiedy zacznie padać. Choć wcześniej wcale się na to nie zapowiadało. Czy zawsze w tak smutne dni musi padać? Czyżby Bóg łączył się z nami w żałobie?

Z rozmyślań wyrwała mnie dłoń Chanyeola na moim policzku, ale będąc zaskoczony tym nagłym posunięciem, zadrżałem. Popatrzyłem na niego smutnym wzrokiem, chcąc powiedzieć mu, że będzie dobrze. Lecz nie mogłem przecież kłamać... Jak mogło być dobrze? 

- Wracajmy - powiedział, po czym otworzył drzwi do samochodu. 

Wsiadając do auta, zaproponowałem mu, byśmy pojechali do mnie. Miałem zamiar się nim zająć i nie pozwolić, by był sam. To było najgorsze, co w takiej sytuacji mogłoby być. Samotność zawsze działała na ludzi negatywnie, zwłaszcza w takich okolicznościach. 

Chanyeol skinął tylko głową i skierował się w stronę mojego domu. Jechaliśmy w kompletnej ciszy, co musiałem przyznać, krępowało mnie trochę. Lecz o czym mieliśmy rozmawiać? Każdy temat wydawał mi się, być zbyt niepasujący do całej sytuacji. Dlatego wolałem siedzieć cicho i w domu małymi gestami okazać mu wsparcie. 

Gdy dojechaliśmy na miejsce, od razu zaprowadziłem do salonu i przygotowałem nam ciepłej herbaty. Chan wyglądał niczym lalka, która pustym wzrokiem patrzy na cały otaczający ją świat. Położyłem przed nim kubek, patrząc na jego reakcje. I jak się mogłem spodziewać, nie ruszył się nawet o milimetr.

Westchnąłem cicho, oplatając go swoimi rękami, a policzek wtuliłem w jego ramie. Później dopiero zacząłem gładzić jego włosy. Nie potrzebował słów, a tych niewinnych rzeczy, w których okazywałem mu ciepło i swoją miłość. 

Trwaliśmy tak kolejne minuty, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałem mu jakoś pomóc, a jeśli tym choć trochę mogłem zdjąć z niego ten cały ból, bo będę to robić jeszcze przez długi czas.

Zanim zorientowałem się która jest godzina, zauważyłem, że Chanyeol usnął w moich ramionach, na pewno będąc psychicznie wykończony całym tym dniem. Dlatego też położyłem go wygodnie na ozdobnych poduszkach, by przynieść koc i okryć nim ukochanego. Następnie musnąłem ustami jego czoło i udałem się w stronę kuchni, by przygotować dla nas posiłek. 

 ✰✰✰

Minęło już kilka dni od pogrzebu Jongina, lecz nadal nad wszystkimi unosił się cień żałoby. Z tego co się dowiedziałem, Kyungsoo wziął wolne, by móc zamknąć się w swoich czterech ścianach. W takiej sytuacji wzięliśmy z przyjaciółmi na siebie obowiązek, pilnowania go, aby nie zrobił nic głupiego. Przez ten okres nic nie jadł i nawet próbując mu wcisnąć cokolwiek, nie wydawał się zainteresowany niczym. Zagrzebywał się tylko w swojej kołdrze, aż po sam czubek głowy, nie chcąc z nikim rozmawiać. 

Naprawdę ogromnie bolał nas fakt, że nasz menadżer stał się wręcz kruchą istotą, wypraną z jakichkolwiek uczuć. Gdyż pomimo swojego surowego wyglądu, był naprawdę ciepłą osobą, która w każdej chwili była gotowa nam pomóc. Dlatego musieliśmy być przy nim, bez względu na wszystko.

Chanyeol zaś dalej wydawał się nieobecny, lecz jego stan z dnia na dzień, w przeciwieństwie do Kyungsoo, polepszał się. Może to nie były jakieś ogromne zmiany, w końcu dalej w sercu nosił żałobę po swoim przyjacielu, lecz mogłem odczuć poprawę. 

Dlatego postanowiłem wziąć go na spacer, by pooddychał świeżym powietrzem, oczyszczając swój umysł. 

- Chan - usiadłem obok niego, gdy sprawdzał coś na swoim laptopie.

- Hm? 

- Może pójdziemy na spacer? Świeże powietrze dobrze Ci zrobi.

- Możemy za chwilę? Muszę to dokończyć - powiedział, nie odrywając wzroku od urządzenia, dlatego zgodziłem się tylko, idąc poszukać jakiś ciepłych ubrań. 

Na jakiś czas Chan wprowadził się do mnie, bym miał go na oku przez pewien okres. Trochę musiałem go do tego namawiać, ale nie dałbym sobie rady, wiedząc, że mógłby coś sobie zrobić, gdy mnie nie było w pobliżu. Dalej były to ciężkie dla niego chwile, dlatego trzeba było naprawdę uważać. 

Faktycznie nie czekałem na niego zbyt długo, gdy i on ubrał coś na siebie. Wtedy chwyciłem go za dłoń i splotłem nasze palce, by zaraz ruszyć przed siebie na ulicy. 

Szliśmy spokojnym tempem, chłonąc przyjemność ze wspólnego czasu. Cieszyłem się, że udało mi się go wyciągnąć, mimo, że nie zgłaszał żadnych protestów w tej kwestii. 

Samo przebywanie z nim sprawiało mi radość, dlatego chciałem zrobić wszystko, by i on mógł to odczuć. Chciałem, aby czuł się kochany, tak jak na to zasługuje.

Spacerowaliśmy wzdłuż wybetonowanych alejek, w których królowały stare drzewa, które dumnie nosiły liściaste korony. Nie było wokół nas żadnych ludzi, dlatego mogliśmy bez problemu okazać sobie trochę więcej czułości, więc po jakimś czasie chwyciłem go pod ramie. Mojemu ukochanemu wcale to nie przeszkadzało, dlatego też korzystałem z tego. 

- Powiedz mi - przystanął na chwilę, przez co po chwili musiałem się do niego odwrócić, by stanąć na przeciwko niego - kochasz mnie? 

- Oczywiście, że tak - spojrzałem na niego z miłością.

Nie wiem czemu wątpił, skoro sam mu powiedziałem, że rozkocham go w sobie, a on przecież dał mi na to szansę. Po chwili uśmiechnął się i podniósł na mnie wzrok, a przez moje plecy przebiegł dreszcz. 

- Więc pocałuj mnie - to brzmiało, jak rozkaz, który naprawdę z miłą chęcią wykonałem.

Zbliżyłem się do niego, by stanąć na palcach i połączyć nasze usta w słodkim pocałunku. Mimo, że to ja wykonałem pierwszy ruch, to i tak Chanyeol przejął w nim dominację. Przyciągnął mnie do siebie, oplatając rękę wokół mojej talii. 

Pocałunek stawał się bardziej namiętny, ale wcale mi to nie przeszkadzało. W zamian objąłem jego szyje, zarzucając na nią ręce. Smakowałem tej chwili, która była dla mnie wręcz magiczna. Lecz została ona przerwana przez brak powietrza w naszych płucach, dlatego na chwilę oderwaliśmy się od siebie. 

Jednak chciałem wrócić do tych miękkich ust i chłonąc więcej i więcej, jak najbardziej chciwa osoba na tym świecie. Po prostu było mi mało, dlatego ponownie połączyłem nasze usta. Aczkolwiek do tego burzliwego tańca, dołączyły nasze języki, sprawiając, że aż szalałem. W mój organizm uderzyła fala ciepła i bardzo pragnąłem jego dotyku na sobie. 

Lecz tym razem to Chan był tym, który przerwał pocałunek. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale nie miałem pojęcia co, dlatego przygryzłem wargę, dając mu mówić.

- Skoro mnie kochasz, to dlaczego widziałem Cię z Jonginem? - po tym słowach odsunąłem się delikatnie, marszcząc brwi.

- Ale o co Ci chodzi? - naprawdę nie miałem pojęcia co się dzieje, to jakiś żart? To jakoś wyjątkowo nieśmieszny.

- W kawiarki kilka razy - złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie gwałtownie, przez co pisnąłem - świetnie się bawiłeś czyż nie? 

- Chan... puść - chwyciłem rękami jego dłoń, gdy zacisnął ją mocniej na moich kosmykach. 

- Dobrze bawiłeś się w jego towarzystwie... Więc skoro nie możesz być mój, to nie będziesz należał do nikogo.

- O czym ty... - nie dokańczając zdania, poczułem promienisty ból w okolicach brzucha, który wręcz uniemożliwił mi mówienie.

Spojrzałem niepewnie w dół, by zaraz zauważyć krew, która coraz bardziej wsiąkała w moje ubranie. Ostrze, które jeszcze przed chwilą znajdowało się w świeżej ranie, zostało brutalnie z niej wyciągnięte. Moje ciało zadrżało niekontrolowanie, lecz nie wiedziałem czy na skutek ogromnego przerażenia, czy też bólu, który ogarnął moje mięśnie. 

Odruchowo chciałem zasłonić miejsce, w którym mnie dźgnął. Lecz nie zdążyłem, bo ponownie poczułem, zatapiający się we mnie nóż. Przez co zgiąłem się w pół, łapiąc się ramienia Chanyeola. W ustach poczułem metaliczny smak krwi, która po chwili spływała po mojej brodzie. 

Siły zaczęły mnie opuszczać, dlatego upadłem na kolana. Jedną ręką podparłem się o zimny beton, zaś drugą próbowałem powstrzymać krwawienie. W moich oczach pojawiły się łzy, które po chwili spływały po policzkach, by bezdźwięcznie upaść na ziemie. Przepełniony strachem, nie miałem pojęcia co się dzieje. 

Ból zaczął coraz bardziej mi doskwierać, lecz obudził się we mnie instynkt przetrwania. W końcu chciałem żyć, jak każdy inny. Lecz nie rozumiałem czemu... Co się takiego stało, by osoba, którą kochałem, chciała mnie zabić? Przecież nie zdradziłem go z Jonginem, więc tym bardziej wydawało mi się to wszystko nielogiczne. 

Chciałem wołać o pomoc, ale to i tak nic, by nie dało, bo wokół nas nie było nawet żywej duszy. Ręka, którą się podpierałem, nie wytrzymała i po chwili upadłem, przekręcając się na plecy. 

Chanyeol patrzył na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy, po czym kucnął przy mnie, patrząc w moje oczy. Pogładził mnie po policzku i powiedział do mnie te ostatnie słowa, które udało mi się wychwycić, gdy wręcz dławiłem się własną krwią, a wzrok pogrążał się w coraz większym mroku.

- Game over... sweetie - powiedział, całując ostatni raz moje wargi.

✰✰✰

Nie wszystko jest tym czym się wydaje.
Nie wszystko może być odbierane tak samo.
Co dla jednych jest niezrozumiałe, dla innych może być czymś banalnym.
Nikt do końca nie wiedział, czemu Chanyeol dopuścił się tak okrutnych zbrodni, zabijając Yifana, Jongina i Baekhyuna. 

Lecz odpowiedź pojawiała się od samego początku, lecz nikt z jego bliskich tego nie zauważył.
A zmagał się przecież z bardzo poważnym problemem.
Swoją przeszłością, która wędrowała z nim przez życie ramie w ramie.
To ona wywołała mechanizm obronny, który pozwolił mu odciąć się od rzeczywistości, by bronić samego siebie.

Druga osobowość, druga twarz. 

Wykształciła się, pozwalając Chanyeolowi na chwilę zapomnienia, by mógł uwolnić się od koszmaru, jaki przeżywał nocami, gdy zasypiał.
Mógł odpocząć, zebrać myśli, lecz nie pamiętał z tego nic.

Myślał, że bez przeszkód udało mu się zasnąć, gdy druga osobowość brała górę i dopuszczała się tych makabrycznych zbrodni. 

Nie uchronił nikogo przed samym sobą. 

Nosi teraz krew na rękach, nawet o tym nie wiedząc.
Mogąc jedynie płakać, nad utratą swoich bliskich.


/////

W końcu dotarliśmy do samego końca... Przyznam szczerze, że będę tęsknić za tym opowiadaniem, bo 8 miesięcy to długi okres, przez co przyzwyczaiłam się do bohaterów...
Chyba nie muszę mówić, że płakałam pisząc ten rozdział ;; strasznie nie lubię zabijać postaci... ale czasami trzeba...

Chciałabym jeszcze raz wam wszystkim podziękować za cierpliwość przebycia ze mną tej długiej podróży z tym opowiadaniem, za każdą gwiazdkę i komentarz tutaj pozostawiony. Naprawdę było mi bardzo miło, patrzeć, jak ten ficzek został bardzo ciepło przez was przyjęty. 

To opowiadanie w całości od samego początku było dedykowane i pisane dla pewnej osoby, a mianowicie mojej najlepszej przyjaciółki @izanae, dlatego mam nadzieję, że Ci się podobało kochana <3

Zapewniam także, że już mam pomysł na kolejny ficzek z chanbaekami i kaisoo, lecz niestety nie wiem kiedy się za niego zabiorę. Choć mam nadzieję, że będzie to w niedalekiej przyszłości, a także, że wtedy również każdy z was mnie odwiedzi <3

A na zakończenie moje herbatniczki, proszę dbajcie o siebie, zwłaszcza, że na dworze robi się coraz bardziej zimno, dlatego ubierajcie się cieplutko i pijcie herbatkę dla rozgrzewki <3
Trzymajcie się i pamiętajcie, że was kocham <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro