Rozdział 21: Lęk
[2043 słów]
~~BAEKHYUN POV~~
Odkąd miałem osobistego ochroniarza, czułem się odrobinę bezpieczniej. Choć dalej moje ciało ogarniał lęk, a głos z tyłu mojej głowy ciągle powtarzał, że zaraz za rogiem czyha na mnie niebezpieczeństwo.
Zwierzałem się z tych obaw Jonginowi, który obiecał, że nie dopuści do tego, by coś mi się stało. Jakbym tylko wiedział... Jakbym tylko wiedział, że to jemu stanie się krzywda z mojej winy, nigdy bym nawet nie chciał, by to on mnie chronił. Lecz nie miałem pojęcia.
Gdy po raz kolejny Jongin doprowadził mnie do domu, znowu zostałem całkowicie sam. Wtedy ogarnął mnie niepokój, nakazujący bym schował się w najbardziej niedostępnym miejscu w apartamencie. Zaciskał niewidzialne łapy na mojej szyi, dusząc we mnie każdy normalny oddech.
Szedłem korytarzem w całkowitych ciemnościach, nie dając żadnego znaku na swoją obecność. Paranoja, która kroczyła za mną krok w krok, trzymała mnie na krótkiej smyczy, zwanej strachem.
Nie mogłem już wytrzymać. Myślałem, że jestem silny, obiecałem sobie to w końcu. Już nic nie miało mnie złamać, miałem żyć normalnie, ale... Co to znaczy? Co to znaczy żyć normalnie po takich przejściach? Zawsze będzie mi towarzyszyć ta trucizna, która zatruła moje życie i umysł. To ona zawsze będzie mi podkładać przed oczami te nieszczęsne obrazy, o których najchętniej bym zapomniał. Lecz jak zapomnę, to czy nie będę samolubny?
Nasłuchiwałem różnych, niepokojących dźwięków, które mógłby świadczyć o nieproszonym gościu. Jednak czasami zastanawiałem się, czy moja wyobraźnia nie bawi się ze mną. Czy czasami nie nadinterpretowałem niektórych szmerów.
Lecz wszystkie moje lęki uderzały we mnie tak mocno, że w pewnym momencie w moich oczach stanęły łzy. Bałem się... Tak cholernie się bałem. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, musiałem szukać ratunku, inaczej na pewno zrobię coś głupiego, czego na pewno będę żałował.
Wyciągnąłem drżącymi dłońmi telefon z kieszeni, chcąc uzyskać ukojenie. Nie mogłem zostać dzisiaj sam. Dostałem ataku paniki, dlatego ktoś musiał przy mnie być.
Najpierw chciałem zadzwonić do Chanyeola, ale zaraz wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Nie będę go ciągał do siebie wieczorem, gdy pewnie jest strasznie zmęczony po swojej służbie. Poza tym nie chciałem, by się o mnie zamartwiał. Dlatego jedynym moim ratunkiem okazali się członkowie z mojego zespołu, którzy nieważne jaka była pora dnia i nocy, zawsze chętnie służyli swoją pomocą.
Wybrałem, więc numer Minseoka, ścierając nieporadnie łzy z policzków. Próbowałem się uspokoić, by móc przekazać te kilka zdań i nie brzmieć, jak histeryk.
- Halo? - gdy usłyszałem głos przyjaciela, musiałem przyznać, ułożyło mi - Baekhyun? - zapytał, gdy nie odzywałem się przez dłuższą chwilę.
- M-Masz czas?
- Baekhyun co się stało? - spytał zmartwiony, zapewne słysząc mój płaczliwy ton.
- Możesz u mnie przenocować? - zapytałem cicho, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Spakuje po drodze dupę Jongdae i niedługo u Ciebie będziemy.
-Dziękuję.... Dziękuję - powiedziałem, nie powstrzymując już łez.
Nie chcąc mu dalej przeszkadzać, pożegnałem się i zakończyłem rozmowę. Wtedy znowu przywitała mnie moja znajoma, która najlepiej jakby zniknęła. Samotność, która miała jeszcze czekać ze mną przez jakiś czas.
Koszmar, który naprawdę według zegarka trwał niespełna 40 minut, dla mnie ciągnął się w nieskończoność. Jakby minuta trwała godzinę, a nie 60 sekund. Lecz pukanie do drzwi przerwało moją agonie, gdy niemalże pędem rzuciłem się w kierunku drzwi. Oczywiście po upewnieniu się wcześniej czy to moi przyjaciele, otworzyłem drzwi.
Minseok od razu zgarnął mnie w ramiona, mówiąc, że wszystko jest w porządku. Potrzebowałem tego, ramion i znajomego zapachu perfum, który by mnie uspokoił.
- Skoro robimy piżama party -powiedział przesłodzonym głosem Chen niczym dziewczyna z typowego serialu dla nastolatek - to kupiliśmy trochę alkoholu i przekąsek - dodał po chwili już normalnie, wywołując mały uśmiech na mojej twarzy. Wiem, że sytuacja jaka zmusiła nas do spotkania nie była najlepszego powodem, ale cieszyłem się, że starają się odwrócić moją uwagę od moich lęków.
Wpuściłem ich do środka, od razu zamykając drzwi na cztery spusty. Zaproponowałem gościom, byśmy najpierw zjedli jakąś kolacje. Lecz jak mogłem się domyślić, nawet nie musiałem tych żarłaczy namawiać, aby na pusty żołądek nie pić alkoholu.
Od razu udaliśmy się do kuchni, gdzie rozpakowaliśmy wszystkie reklamówki, jakie przynieśli. Nie musiałem nawet mówić, gdzie znajdują się wszelkie miseczki czy szklanki, bo moi przyjaciele doskonale znali rozmieszczenie rzeczy w moim domu, w końcu nieraz tutaj bywali.
Minseok zakasał rękawy, by zaraz wcielić się w kucharza z 5 gwiazdkowej restauracji, który na żywo prowadzi program kulinarny. Ja zaś z Jongdae usiedliśmy po drugiej stronie kuchennej wysepki, oglądając poczynania naszego hyunga.
- Więc proszę państwa, by kurczak był idealny, by rozpływał się w ustach, najlepiej go dusić. Lecz w czym zapytacie! Otóż weźmiemy śmietanę, a do niej dodamy kilka sekretnych składników - mówił niczym profesjonalista, pokazując nam wszystkie potrzebne produkty.
Śmiechom nie było końca, w pewnym nawet momencie zacząłem bawić się w kamerzystę, chcąc zatrzymać we wspomnieniach wszystkie momenty, w których Xiumin nieporadnie posługuje się niektórymi narzędziami, albo jak odskakuje od patelni, gdzie rozgrzany na niej olej zaczął pryskać na wszystkie strony.
Lecz wraz z tym wszystkim mój strach zmalał, choć nie odszedł całkowicie. Cały czas byłem zajęty masowaniem policzków od śmiechu, czy rozkoszowaniem podniebienia potrawą naszego przyjaciela. Najważniejsze, że ktoś przy mnie był, a już potrafiłem nie myśleć o swoim strachu. Lecz przecież nie mogłem spędzać z kimkolwiek 24 godzin na dobę, bo po pierwsze to było niemożliwe, a po drugie znając życie, ludzie mieliby mnie dość.
A ja po prostu potrzebowałem, by ktoś odciągnął mnie od rzeczywistości. A tym dwóm zawsze się to udawało. Dużo razem przeszliśmy i w końcu wspólnie walczyliśmy o to kim jesteśmy. Aż to dziwne, jak tylko pomyślę, że na samym początku jeszcze jako trainee, chcieliśmy się pozabijać. Nie przepadaliśmy za sobą do tego stopnia, że jak ćwiczyliśmy taniec z innymi osobami, to stawaliśmy w różnych rogach sali. A teraz nie wyobrażamy sobie życia bez siebie i to było niezwykłe. Gdy stworzyli nasz mały zespół, musieliśmy się dogadać. Dlatego wspólny cel zbliżył nas do siebie i staliśmy się jak prawdziwa rodzina. Z czasem miałem ochotę zabić samego siebie z przeszłości za bycie tak upartym osłem.
Dlatego bolał mnie fakt, że ostatnio zaniedbywałem tak cudownych kompanów. I nawet mój pobyt w szpitalu, czy nawet miłosne uniesienie, nie może być żadną wymówką. Więc muszę otwarcie przyznać, że zjebałem na całej linii. Wiedziałem, że musiałem to naprawić.
Wtedy uderzył we mnie jeszcze większy wstyd, bo w końcu zaprosiłem ich przez swoją paranoje, a nie by odbudować zaniedbaną przyjaźń. Teraz obiecałem sobie, że będę robić wszystko, by czuli się wyjątkowymi dla mnie osobami, mimo, że faktycznie nimi byli.
Po skończonej kolacji przyszedł czas na karaoke, zgodnie stwierdziliśmy, że nie chcemy oglądać nudnego filmu, tylko uruchomić się, bawiąc się na całego. Najpierw włączyliśmy znane hity, które ostatnio wysoko górowały na playlistach, schodząc do najbardziej obciachowych kawałków, jakie ten świat widział.
Wydurnialiśmy się, tańczyliśmy i udawaliśmy wokalistów, którzy za bardzo wczuli się w swoją rolę. To w końcu nie tak, że byliśmy idolami znanymi nie tylko na terenie własnego państwa.
- O Boże - jęknął Minseok zwijając się ze śmiechu, widząc poczynania Chena, który wykonywał jakiś układ dla dzieci. Sam musiałem przyznać, wyglądało to komicznie, dlatego po chwili i ja dołączyłem do niego, tańcząc dosłownie na ślepo, bo nie mogłem przez chwilę złapać jakie ruchy powinienem wykonywać.
Nie wypiliśmy aż tak wiele, a czułem się, jakbyśmy byli po kilku butelkach mocnego soju. Lecz chociaż na chwilę zapomniałem całkowicie o wszelkich troskach i lękach. Oddałem się całkowicie zabawie.
Gdy zrobiło się strasznie późno, poszliśmy spać. Lecz zamiast położyć się w osobnych pokojach, to w trójkę leżeliśmy na jednym łóżku w mojej sypialni. Otuleni kołdrą wtulaliśmy się w siebie, jak rodzeństwo. Ja byłem w środku, czując się wyjątkowo bezpieczny, otoczony troską moich wręcz braci.
Dodatkowo miałem świadomość gdzieś z tyłu głowy, że wszystkie możliwe wejścia czy to drzwi czy też okna, były szczelnie pozamykane. Dlatego nie musiałem się o nic bać, mogłem ze spokojem, odpłynąć do krainy snów, wiedząc, że nic nam się nie stanie.
✰✰✰
Rano promienie słoneczne wpadające przez firanki, otuliły moją twarz, przez co przekręciłem się na drugi bok, nie chcąc jeszcze wstawać. Wtedy poczułem na policzku coś lepkiego, czego nie potrafiłem zdefiniować. Podniosłem się, więc do siadu, by przetrzeć zaspane oczy.
Zmarszczyłem brwi, mając jeszcze oczy zamknięte. Czyżby chłopaki bawili się ze mną w jakieś głupie gierki? Otworzyłem, więc powieki przeżywając scenę niczym z koszmaru. Moje ręce i cała pościel przesiąknięta była czerwoną cieczą.
Moje mięśnie zaczęły się niekontrolowanie trząść, a do moich oczu napłynęły łzy przerażenia. Mimo paraliżu, chciałem się ruszyć. Próbowałem przez kilka długich chwil przekręcić głowę, by spojrzeć na miejsce, gdzie powinni być moi przyjaciele. Lecz moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Siedziałem nieruchomo po środku sceny z najgorszego horroru, jaki mogłem sobie wyobrazić.
- M... Minseok? - ledwo szepnąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi - J... J... Jongdae? - zapytałem, lecz ponownie odpowiedziała mi kompletna cisza.
Moje serce zaczęło niemiłosiernie szybko bić, jakby chciało połamać mi żebra, co miałem wrażenie, że mu się udawało. W końcu odważyłem się przekręcić głowę w prawą stronę, robiłem to cholernie powoli, jakby w zwolnionym tempie.
A gdy mój wzrok objął jedną stronę łóżka, nie było na niej mojego przyjaciela. Wtedy więc gwałtownie odwróciłem się w drugą stronę, ale tam też nikogo nie zastałem.
Oddech w piersi znacznie przyśpieszył, będąc niewiarygodnie płytki. Gdzie byli moi przyjaciele? Błagam... oby to był ich głupi żart, albo to bym ja oszalał i miał halucynacje.
Wciąż z drążącym ciałem zszedłem z łóżka, niestety nie obeszło się przed rzuceniem oka w stronę lustra. Wyglądałem, jakbym wyszedł z krwawej kąpieli, kosmyki posklejane, na twarzy miałem odciśnięte mazy, a moja piżama w 3/4 zafarbowana była na czerwień. Nigdy nie sądziłem, że w jednej chwili ten kolor stanie się moim znienawidzoną barwą.
Nie wiele myśląc, zacząłem kierować się w stronę drzwi. Tam też prowadziły ślady krwi, co przerażało mnie jeszcze bardziej. W tej chwili zadzwoniłbym na policję, ale oczywiście telefon musiałem zostawić w salonie, dlatego chcąc, nie chcąc i tak nie miałem innego wyjścia, jak właśnie się tam udać.
Po cichu niczym mysz pod miotłą, schodziłem po schodach. Nie miałem przecież pojęcia, czy ktoś nie jest w domu, ale jakim cudem wszedł do środka? Wszystko pozamykałem, byłem tego pewniejszy, niż tego jak mam na imię.
Będąc już u progu schodów, przytulałem się plecami do ściany. Byłem niesamowicie przerażony, nogi drżały niemiłosiernie, a nowo napływające do oczu łzy, zasłaniały mi obraz. Lecz mimo wszystko szedłem do salonu, musiałem w końcu wezwać pomoc.
W domu panowała przerażająca cisza, przerywana dźwiękami klejących się od krwi moich stóp. Normalnie uznałbym to za okropne, ale teraz jedna myśl, ratowała mnie od szaleństwa. Telefon na policję. Gdy w końcu byłem od salonu około dwóch metrów, miałem ochotę biec, by mieć pewność, że uda mi się dopaść urządzenie.
Wszedłem do salonu, nawet się nie rozglądając, chwytając od razu w trzęsące się dłonie telefon, ledwo wybierając numer na policję. Pociągnąłem nosem i przyłożyłem urządzenie do ucha, po czym odwróciłem się, by monitorować sytuacje, gdy będę zajęty rozmową.
- Komisariat policji słucham?
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, upuściłem telefon, który uderzył z trzaskiem o kafelki. Złapiałem się za swoje włosy, niemalże je wyrywając, a krzyk wydobywający się z mojego gardła, rozniósł się po całym domu. Tym razem łzy zaczęły spływać po moich policzkach, spadając bezszelestnie na podłogę.
Widząc zmasakrowane ciała moich najdroższych przyjaciół, nie mogłem powstrzymać bólu, jaki wyrwał z mojej piersi serce. Wisieli na ścianie, trzymani przez niezliczoną liczbę noży, które przebijały ich mięśnie. Na ich twarzach zostały wycięte uśmiechy, choć gorszym widokiem, były wypatroszone tułowia, w których misternie ułożono kwiaty. A nad ich głowami widniał napis od tego zwyrola, który śmiał to wszystko uczynić.
"Podoba Ci się niespodzianka kochanie?"
✰✰✰
Obudziłem się z krzykiem, od razu kuląc się w sobie. Wtedy też poczułem dwie pary ramion, które otulają mnie swoim ciepłem.
- Baekhyun co się stało? Śnił Ci się koszmar? - usłyszałem troskliwy głos Jongdae, który po chwili pogłaskał mnie uspokajająco po plecach.
Wtedy zrozumiałem, że to był tylko okrutny sen, z którego za późno się obudziłem. Lecz zapłakałem jeszcze bardziej z ulgą wiedząc, że to wszystko okazało się nieprawdą, a moi przyjaciele żyją.
- Spokojnie - powiedział Minseok - już jest wszystko w porządku, to tylko zły sen.
Płakałem jeszcze przez najbliższą godzinę, gdzie chłopaki byli cały czas przy mnie. Nie umiałem się uspokoić, gdyż przed oczami cały czas miałem ten sam obraz z ostatnich chwil mojego snu. Dlatego nie potrafiłem już zasnąć tej nocy, wręcz czując się zobowiązany do pilnowania dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
/////
Miałam dodawać już regularnie, by zakończyć tą serie... Ale oczywiście zapukało do mych drzwi przeziębienie i patrzenie w sufit mnie męczyło... Ehhh... Mam nadzieję, że szybko rozprawię się z tą chorobą, bo zostały nam tylko dwa rozdziały do końca!
A w następnym dowiemy się już kto jest mordercą hehe
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro