Rozdział 10: Wina
Rozdział liczy 1616 słów
~~CHANYEOL POV~~
Następnego dnia umówiliśmy się z panią psycholog, iż odwiedzimy Baekhyuna w domu jego rodziców. Oczywiście, za wcześniejszą ich zgodą. Wiedzieliśmy, że jest bardzo kruchy emocjonalnie, lecz niestety nie mieliśmy czasu, by czekać, aż jego stan się poprawi. Choć naprawdę wolałbym z tym zwlekać, by chociaż odrobinę jego stan się polepszy.
Dlatego z sercem na ramieniu zmierzałem radiowozem w stronę przedmieścia. Obok mnie zajmowała miejsce pani psycholog, która instruowała mnie jak mam się zachowywać, by nie wywołać u chłopaka jakiegokolwiek ataku histerii. Opowiadała mi jak działa ludzka psychika, jakbym sam nie miał doświadczenia w tej dziedzinie, zajmując kilkanaście godzin w gabinetach różnych psychiatrów. Lecz nie miałem ochoty się z nią dyskutować. Dlatego spokojnie słuchałem i przytakiwałem, przyjmując to wszystko do wiadomości.
- Najlepiej pozwól, bym to ja mówiła - powiedziała nagle, gdy stanąłem przed średniej wielkości domem. Ściany były wyłożone szarymi płytkami, dodając całemu budynkowi elegancji, natomiast wykończony pod kreseczkę ogród z kolorowymi kwiatami ocieplał cały krajobraz.
- Dobrze, ale wie pani o co ma zapytać?
- Tak~ dostałam cały protokół ze zdarzenia, więc mam przygotowany zestaw pytań.
- Pozwoli pani, że na niego zerknę?
- Oczywiście - kobieta otworzyła swoją czarną teczkę, by po chwili zacząć wertować różne pliki kartek. Zanim znalazła odpowiednią, to chwilę zajęło, po czym podała mi dokument do rąk. Nasze palce musnęły się delikatnie, przez co na policzkach dziewczyny pojawił się malutki rumieniec. Chyba nie muszę mówić, że wcale mnie to nie ruszało, prawda?
Zacząłem wodzić wzrokiem po kolejno zapisanych pytaniach, porównując je z tymi, o które ja bym wypytał chłopaka. I musiałem przyznać, kobieta znała się na rzeczy, jej pytania były w 99% zgodne z moimi.
- Ale jednego brakuje - powiedziałem, odwracając kartkę, by zobaczyć czy może na drugiej stronie nie ma czegoś zapisanego. Jak mogłem przypuszczać, nie było.
- Jakiego? - zapytała zdziwiona, przenosząc na mnie wzrok.
- Kiedy ostatni raz go widział - ona natomiast mruknęła cicho w akcie zgody, po czym zabierając ode mnie kartę, wyciągnęła swój długopis, by zaraz nakreślić dodatkowe znaki na białym pergaminie.
- Jesteśmy już gotowi? - zwróciła się do mnie, gdy skończyła.
- My tak... ale pan Byun... - specjalnie tak powiedziałem, bo nie powinienem się być w bliskich relacjach ze swojego rodzaju "klientem". Dodatkowo każda informacja, którą usłyszy pani psycholog zostanie zapisana. I jeśli mój szef dowiedziałby się, iż znam się osobiście z Baekhyunem, mógłby mnie odsunąć od sprawy, a to nie byłoby nikomu na rękę. - nie koniecznie...
- Wiem... ale im dłużej zwlekamy, tym dłużej dajemy temu psycholowi być na wolności... - westchnąłem ciężko, wychodząc z samochodu. Chciałem mieć to już za sobą, dając odpocząć zmarnowanej psychice chłopaka.
Gdy tylko zamknąłem radiowóz kluczykiem, skierowaliśmy się do furtki. Kobieta idąc przede mną, pierwsza wyciągnęła rękę w stronę domofonu. Gdy nacisnęła guzik, dotarł do moich uszu delikatny dźwięk dzwonka. Nie musieliśmy długo czekać, aż usłyszeliśmy kobiecy głos z małego głośniczka.
-Tak słucham?
- Dzień dobry, jestem Kim Chaeyoung psycholog sądowy oraz Park Chanyeol policjant, byliśmy na dzisiaj z państwem umówieni na przesłuchanie pana Byun Baekhyuna.
- Dzień dobry - odpowiedziała, lecz w jej głosie można było wyczuć zmęczenie - tak oczywiście, zapraszam - choć starała się wykrzesać z siebie energię na miły ton. Panna Kim otworzyła drzwi, gdy usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk otwieranej furtki za pomocą domofonu.
Zmierzaliśmy do wejścia po kamiennych blokach, ułożonych w niewielkich odstępach od siebie. Z każdym krokiem czułem coraz większy niepokój, związany z obrazem jaki zastaniemy po przekroczeniu progu domu. Pamiętałem w jakim stanie był chłopak, jak wpadł do swojego mieszkania w dzień morderstwa. Miałem te obrazy cały czas przed swoimi oczami i szczerze to bałem się, ponownie stawić temu czoła. Przyznaje się sam przed sobą, iż taki widok sprawiał, że moje serce nie wytrzymuje tego wszystkiego. Chciałbym mu pomóc... Ale nie mogę...
Drobniutka kobieta otworzyła nam drzwi ze smutnym uśmiechem, powitała nas ponownie swoim ciepłym głosem i wpuściła nas do środka.
- Napiją się państwo kawy albo herbaty? - zaproponowała, prowadząc nas wgłąb mieszkania.
- Nie dziękujemy - odparłem równie kulturalnie, nie chcąc trudzić jego matki przygotowywaniem dla nas napoi.
- W takim razie zaprowadzę państwa do syna... - gestem ręki wskazała na schody, po których przeszła jako pierwsza. My oczywiście ruszyliśmy za nią, dotrzymując kroków.
Gdy znaleźliśmy się przed odpowiednim pokojem, kobieta zapukała cicho w drewnianą powłokę, otwierając po chwili drzwi.
- Kochanie... - mówiła spokojnie, jakby Baekhyun był płochliwym kotem - Przyszli do Ciebie państwo... na przesłuchanie...
Nie słyszałem, by chłopak coś odpowiedział. Lecz jego matka wpuściła nas do środka już bez zbędnych słów. Widok jaki zastałem był dla mnie nie do pojęcia. Wszędzie były porozwalane różne przedmioty, od roztłuczonych figurek zrzuconych z półek, po pękniętą szybę znajdującą się w ramie okna. W kącie siedział skulony Baekhyun, który trzymał ręce na swoich skroniach, patrząc tępo przed siebie.
Nigdy nie widziałem takiego załamania, a spotkałem się z wieloma przypadkami, gdzie ludzie tracili swoich bliskich. Każdy płakał, krzyczał, dając swoim emocją opuścić swe ciało, które było przez nie rozrywane. Lecz nigdy nie spotkałem się z takim zachowaniem. Podczas swojej policyjnej kariery nie widziałem, by ktoś zdemolował cały pokój w akcie bólu. A to tylko dodatkowo sprawiało, iż moje serce krwawiło. Baekhyun nie zasłużył na to....
Chaeyoung podeszła do chłopaka bliżej, gdy ja stałem jak słup soli, nie wiedząc kompletnie co mam robić. To wszystko zszokowało mnie na tyle, by przez chwilę zapomnieć jaka jest tutaj moja rola.
- Panie Byun - odezwała się swoim delikatnym głosem, chcąc zwrócić jego uwagę na swojej osobie. Niestety z marnym skutkiem, bo chłopak nawet nie zaszczycił ją swoim spojrzeniem - Chciałabym panu zadać kilka pytań... - dalej nic, żadnej reakcji.
Próbowała nawiązać śladowe ilości jakiegokolwiek kontaktu, lecz każda jej próba kończyła się tak samo. Zachowywał się tak jakby nas tutaj kompletnie nie było. Był zamknięty z swojej klatce i nikogo do siebie nie dopuszczał.
- Nie odzywa się tak odkąd tu jest - szepnęła jego matka z wyczuwalnym bólem w głosie. Pani psycholog jednak się nie poddawała, próbując jeszcze kilka razy w jakikolwiek sposób dotrzeć do chłopaka.
- Mogłyby panie zostawić nas na chwilę samych? - zwróciłem się do kobiet. Chciałem spróbować porozmawiać z chłopakiem i przekonać go do odpowiedzenie na parę pytań. Widziałem, że nie będzie łatwo, lecz co innego mi pozostało? Skoro nawet panna Park nie potrafiła nawiązać z nim rozmowy, a mnie przynajmniej znał, więc może dzięki temu chociażby na mnie spojrzy?
Obie spojrzały na mnie zdziwione, a pani psycholog podeszła do mnie, zaczynając swój wywód.
- Myślisz, że Ciebie posłucha, skoro nie chce spojrzeć na wyszkolonego psychologa? - mruknęła trochę zła.
- No właśnie... nie spojrzał, więc wyjdź i nie utrudniaj nam pracy... - szepnąłem, czując jak muszę się powstrzymywać, by nie powiedzieć za dużo.
Ona zaś prychnęła pod nosem i bez słowa opuściła pokój wraz z zaniepokojoną panią Byun. Gdy usłyszałem kliknięcie, towarzyszące zamykanym drzwiom, podszedłem do chłopaka, jak wcześniej zrobiła to pani psycholog.
- Baekhyun - zacząłem półszeptem, ale to nie odniosło żadnego sukcesu - spójrz na mnie~ to ja Chanyeol - usiadłem obok niego, czekając na jego ruch. Dopiero po 10 minutach siedzenia w ciszy, chłopak spojrzał na mnie kątem oka. Zaś ja posłałem mu ciepły uśmiech, by wiedział, że ma we mnie wsparcie i nie chce zrobić mu nic złego.
- Baekhyun - powtórzyłem ponownie jego imię, łapiąc kontakt wzrokowy. Zauważyłem, że w jego zaczerwienionych oczach zbierają się łzy. I nie myśląc radykalnie, pochwyciłem go w swoje ramiona, by tylko powstrzymać kolejną falę - Już dobrze - mówiłem spokojnie, mimo iż wiedziałem, że dla niego wcale tak nie jest, bo jak ma być? Właśnie będzie szedł na pogrzeb własnego chłopaka... Osoby, którą kochał.
Zacisnął palce na moim mundurze, tak samo jak wtedy w jego mieszkaniu, trzymał się jakby miał zaraz spaść, a ja jakbym był jego ostatnią deską ratunku.
Pociągnął nosem, a ja już wiedziałem, że nie udało mi się powstrzymać kolejnego płaczu, który odbije się na jego ślicznych oczach. Lecz jeśli miało to przynieść chociażby chwilowe ukojenie, to nie miałem nawet zamiaru mu tego zabraniać.
Zacząłem go delikatnie kołysać, by choć trochę go uspokoić. Choć wiedziałem, że to potrwa jakąś chwilę, to się tym niezbyt przejąłem. Cały czas trzymałem go w ramionach, powtarzając jak mantrę, że będzie dobrze. Lecz tak naprawdę oszukiwałem sam siebie. Nigdy nie było dobrze i nie będzie.
- Ch...Chan... Chanyeol - próbował powiedzieć przez łzy.
- Spokojnie... wiem, że to dla Ciebie bardzo trudne.
- On... nie powinien był zginąć... to moja wina - zaczął płakać jeszcze bardziej, a mnie zszokowała nagła wylewność chłopaka. Wcześniej nawet nie raczył na nas spojrzeć, a teraz mówił do mnie.
- To nie twoja wina... Nie możesz się za to obwiniać. Nikt tego nie mógł przewidzieć...
- Nieprawda! - nagle krzyknął, odsuwając się ode mnie - To moja wina! - ponownie podniósł głos, niemalże wyrywając sobie włosy z głowy. Złapałem go za nadgarstki, by nie robił sobie większej krzywdy.
- Baekhyun - powiedziałem stanowczym głosem, po chwili ganiąc się za to, iż mogłem jeszcze bardziej go wystraszyć - to nie jest twoja wina - dodałem tym razem już nieco spokojniej.
- Moja Chanyeol... Yifan zginął przeze mnie... - patrzyłem, jak kolejne łzy spływają po jego bladych policzkach - nie chciałem tego... Gdybym tego nie zrobił... nic by się nie wydarzyło...
Nie chciałem mu przerywać, dlatego ze spokojem słuchałem kolejnych słów, które mówił jakby był w jakimś amoku.
- Yifan teraz, by żył... Jestem tak cholernie głupi... To wszystko moja wina... Nie wybaczę sobie tego...
Czemu każde jego słowo było dla mnie jak igła wbijana w plecy? Czemu to tak bardzo bolało, że niczemu nie winny chłopak bierze na siebie odpowiedzialność za śmierć, do której nie przyłożył ręki?
Może dla tego, że byliśmy tacy sami... Zagubieni we mgle, a nasze serca nie potrafiły znieść myśli, że opuściła nas ukochana osoba.
/////
Powiem Ci coś okey? Do twarzy Ci w uśmiechu mój herbatniczku ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro