Rozdział 11: Dręcząca przeszłość
Notatka od autora: Postanowiłam was trochę porozpieszczać i dodać kolejny rozdział <3
Będzie trochę nieprzyjemnie, więc tak trochę ostrzegam jakby ktoś był bardzo wrażliwy na przemoc(?). Lecz starałam się nie opisywać wszystkiego dokładnie, by nikogo nie przyprawiać o nieprzyjemny posmak po tym rozdziale...
Ale mimo wszystko miłego czytania herbatniczku <3
Rozdział liczy 1733 słów
~~CHANYEOL POV~~
~~Kilka dni wcześniej~~
- Podejrzewam, że miał Pan bardzo nieprzyjemną sytuację, skoro tak Pan stawia sytuację...
- Nawet nie wie Pan jak bardzo...
- Niestety muszę ją usłyszeć w całości - westchnąłem ciężko, mimo, że zdawałem sobie sprawę z takiego obrotu sprawy.
- To wszystko zaczęło się ponad 3 lata temu...
Zacząłem, przypominając sobie te wszystkie złe rzeczy, które miały miejsce tamtej jednej nocy, kiedy moje życie zamieniło się w koszmar.
~~~3 lata wcześniej~~
- Kochanie co byś zjadł na kolacje - spytała mnie moja ukochana, wieszając mi się na szyi.
- No nie wiem, nie wiem - mruknąłem, udając, że się zastanawiam - a może, by tak Ciebie - zaśmiałem się, całując ją w szyje. Ona natomiast pisnęła słodko, śmiejąc się przy tym.
- Chanyeol ty głupku - powiedziała, tuląc się do mnie jeszcze bardziej - mówię poważnie~
- To może zamówimy pizze?
- Serio? Chciałam Ci coś ugotować...
- To jutro ugotujesz, a dzisiaj dasz mi się nacieszyć twoją osobą - schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi, wciągając nosem jej kwiatowy zapach perfum, które kupiłem jej niedawno na urodziny.
Tego wieczoru nie działo się nic niezwykłego. Zjedliśmy zamówioną kolacje, racząc się przy tym słodkimi napojami, nie zważając na żadne puste kalorie. Siedzieliśmy przed telewizorem, wtuleni w siebie nawzajem, puszczając jakieś głupie komedie, z których potrafiliśmy śmiać się jak para idiotów.
Kochałem takie wieczory, spędzone razem z HaYoon, gdzie dosłownie nic nie robiliśmy, tylko cieszyliśmy się słodkim lenistwem w naszym małym królestwie. Wtedy czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi.
Gdy zaczęło robić się późno, musieliśmy zakończyć naszą sielankę i iść spać. Gdyż niestety następnego dnia czekała nas praca w jednej z koreańskich firm. W sumie tak właśnie się poznaliśmy, poprzez wspólną prace.
Po szybkim prysznicu, gdzie nie odmówiliśmy sobie małych pieszczot, ułożyłem się obok niej na łóżku, przyciągając jej drobne ciało do swojej klatki piersiowej. Gdy tylko poczułem jej ciepło, mogłem spokojnie oddać się w ręce głębokiego snu.
~~
Obudził mnie dźwięki dochodzące z salonu, dlatego niewiele myśląc, podniosłem się z łóżka, przecierając zmęczoną twarz. W pokoju panowały egipskie ciemności, dlatego spojrzałem na zegarek, ułożony na nocnej szafce. Godzina jaką wskazywał zaniepokoiła mnie do tego stopnia, że od razu zacząłem się zastanawiać, co mogła robić moja narzeczona o tej porze.
Zacząłem zbliżać się do drzwi, kiedy usłyszałem jej zaspany głos.
- Kochanie gdzie idziesz? - w tamtym momencie nie wiem co mnie bardziej przestraszyło. Gdy zdałem sobie sprawę, że ona leży właśnie w łóżku, a w naszym salonie coś się działo.
Spojrzałem w stronę HaYoon z przerażeniem w oczach, lecz wiedziałem, iż tego nie widziała. Może i nawet to lepiej. Musiałem wziąć odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo, więc z powrotem skupiłem swoją uwagę na drzwiach, do których miałem już zamiar zmierzać.
Lecz ktoś mnie uprzedził, otwierając je z hukiem na oścież. W nich stanęło trzech napakowanych kolesi. Wtedy już wiedziałem, że nie mam co próbować się z nimi porozumieć. Od razu kazałem swojej narzeczonej uciekać, ja zaś rzuciłem się na nich, chcąc zapewnić jej chociażby chwilę czasu. Najważniejsze dla mnie w tej chwili było jej bezpieczeństwo.
To nie było tak, że nie umiałem się bić, bo owszem umiałem. Może nie jak rasowy bokser czy inny zawodowiec, lecz miałem opanowane jakieś podstawowe techniki walk. Niestety nie przypuszczałem, że te karki, będą przewyższali mnie w umiejętnościach wręcz o kilka poziomów. Dlatego jeden z oprawców uderzył mnie na tyle mocno, że straciłem przytomność.
Gdy się o budziłem, siedziałem związany grubymi linami. Moje nadgarstki wręcz błagały o uwolnienie, gdyż krew powoli przestawała dopływać mi do palców, przez co ledwo mogłem nimi poruszać, niestety tak samo było z moimi stopami.
Podniosłem wzrok, mrugając delikatnie od nadmiaru światła, pochodzących od lamp z salonu. Jak tylko odzyskałem ostrość widzenia, zauważyłem swoją narzeczoną, klęczącą niedaleko mnie. Patrzyła na mnie, a ja widziałem jak bardzo się bała, jej ciało drżało od niewyobrażalnego strachu, który w tamtym momencie czuła.
Gdybym tylko mógł, przytuliłbym ją, głaszcząc uspokajająco po włosach, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Bo będzie prawda?
- No no no~ - usłyszałem głos, któregoś z mężczyzn - księżniczka się obudziła
- Czego od nas chcecie? Pieniędzy? - spytałem niby spokojnie, nie chcąc wkurzyć tych oprychów, mimo, że w środku, aż szalałem ze złości i niepokoju o własną narzeczoną.
- Chcemy się tylko zabawić - mruknął, przejeżdżając nożem po moim policzku, by zaraz po tym zjechać na moją szyję, nie robiąc przy tym żadnej rany - a twoja dziewczyna jest całkiem słodka, nie uważasz? - po tych słowach, poczułem jak się we mnie zagotowało.
- Zostaw ją... - warknąłem - nie rób jej krzywdy!
Lecz on sobie nic z tego nie robił. Podszedł do niej, chwytając przerażoną dziewczyną za podbródek, by zmusić ją do podniesienia wzroku.
-Zostaw ją! - ponownie krzyknąłem, nie mogąc patrzeć, jak dotyka tymi brudnymi łapami moją narzeczoną.
Sam próbowałem wyrwać swoje nadgarstki z uścisku lin, lecz to tylko powodowało powstawaniem nowych ran, które z czasem zaczęły krwawic.
- To może jednak się zabawimy? - powiedział, przejeżdżając językiem po jej policzku.
Z chęcią zapierdoliłbym skurwiela, dosłownie wyrywając mu kończynę po kończynie, by cierpiał niewyobrażalne katusze. Lecz nie wiedziałem, że będzie tylko gorzej.
- Nie dotykaj jej! Wypuść ją! - to było jedynie co mogłem zrobić, krzyczeć, mając nadzieje, że w końcu odpuści.
- Nie dotykać? Ale ona taka ładniutka - mruknął, zjeżdżając nożem po jej szyi, aż do materiału nocnej koszuli. Pewnym ruchem przeciął tkaninę przy dekolcie, pogłębiając go. Dziewczyna ponownie zapłakała, a we mnie urodziła się chęć, rozwalenia jego głowy o zimne kafelki w naszym salonie.
- Zostaw ją do cholery! - rany na moich nadgarstkach zaczęły mocniej krwawić, czułem te spływające kropelki po mojej skórze, które po chwili lądowały na podłodze, tworząc kałuże.
Gdy włożył jej rękę pod koszule, zacząłem wyrywać się jeszcze bardziej, aż wylądowałem wraz z krzesłem na kafelkach.
- Jaki waleczny - zaśmiał się, patrząc mi prosto w oczy, gdy dokonywał tego okropnego aktu na mojej narzeczonej.
- Ch... Chanyeol - wypłakała przerażona.
- Błagam! Zostaw ją! - w moich oczach również zbierały się łzy.
- Jak będziesz grzeczny to tylko się z nią zabawie - mówił, jakby był jakimś dzieckiem, który chce pobawić się zabawka kogoś innego.
Musiałem patrzeć jak godność HaYoon zostaje jej odebrana, gdy oprawca wodził dłońmi po jej ciele. Moje krzyki i szarpania nic mi nie dawały, gdy jego koledzy dodatkowo przytrzymywali mnie, jakbym daj Boże się uwolnił.
Lecz ostateczny cios miał dopiero nadejść, gdy powalił dziewczynę na ziemie i bez żadnego ostrzeżenia zaczął rozpinać swoje spodnie, by zaraz w nią wejść. Jej krzyk zniszczył doszczętnie moje już potłuczone serce.
Miałem ją bronić, chronić, dbać, by nic złego jej się nie stało. A teraz co? Jedynie co robiłem to patrzyłem, jak moja narzeczona jest gwałcona przez obleśnego typa.
Płakała, wyrywała się i błagała o pomoc.
- Przepraszam... Przepraszam... Przepraszam... - mówiłem, lecz na co jej moje przeprosiny? Ona przeżywała katusze, wręcz tortury, a ja nie robiłem nic, bo nie miałem jak.
Co z tego ze moje serce cierpiało, widząc ten horror na żywe oczy, gdy ona go czuła?
Nie poddawałem się i dalej walczyłem, by tylko uwolnić się spod nacisku tamtych goryli, którzy z plugawym uśmieszkiem przyglądali się całemu obrazowi przerażenia i rozpaczy.
Gdzie podziała się ludzka empatia?!
Minuty mijały, a tamten skurwiel, bo inaczej nie mogłem go nazwać, nie zamierzał skończyć.
Moja narzeczona już w pewnym momencie poddała się, obróciła głowę w moja stronę, patrząc pustym wzrokiem. Jakby się wyłączyła, nie odczuwając dosłownie nic.
Myślałem, ze gorzej być nie możne... Nie miałem jednak pojęcia, jak bardzo się mylę. Każdy z zebranych przestępców mógł, na pozwolenie ich szefa, zrobić to z HaYoon.
- Fajna ta twoja dziewczynka - podszedł do mnie, łapiąc mnie za koszule.
- Zabije Cię skurwysynie... Będziesz cierpiał taki horror, ze śmierć będzie twoim wybawieniem... - powiedziałem chłodno.
- Ojojoj~ jakiś ty nie miły... W takim razie, muszę to wykorzystać - wrócił z powrotem do mojej narzeczonej, ciągnąć ją za włosy. Z kieszeni wyciągnął nóż, którym wcześniej się bawił i oblizał jego ostrze.
- Nie... NIE!! Zostaw ją! Już jej wystarczająco dużo zrobiłeś! Odegraj się na mnie, a ja zostaw! BŁAGAM!
- To ty mnie do tego zmusiłeś - mruknął jakby zawiedziony, po czym poderznął jej gardło.
- NIE! - łkałem jeszcze głośniej.
Widziałem jak krew spływa po ciele dziewczyny, a ona dławi się cieczą, która pojawiła się w jej ustach - NIE! BŁAGAM!! RATUJ JĄ!! - mógł mnie nawet posłać do piekła, ale nie ją... Ona na to wszystko nie zasłużyła. Była taka delikatna, pomocna, nigdy nic w życiu złego nie zrobiła, a spotkał ją taki zły koniec.
Zakończone tortury cielesne kolejną dawką bólu.
~~
- Chanyeol jak myślisz jaka sukienka będzie lepsza? W stylu księżniczki czy syrenki - zapytała, przeglądając katalog z sukniami weselnymi.
- We wszystkim aniołku będziesz wyglądać przepięknie - odpowiedziałem, a ona posłała mi najpiękniejszy uśmiech jakikolwiek widziałem.
~~
Teraz już nie zobaczę tego uśmiechu, nie usłyszę delikatnego głosu, nie poczuje ciepłych dłoni na swoich.
Po moich policzkach ponownie spływały łzy, które swym ciepłem, wcale mnie nie otulały, a wręcz wypalały blizny na kartach mojej historii. Historii, która nie powinna mieć miejsca.
Planowaliśmy wesele, gromadkę cudownych dzieci, które miały wychowywać się w naszym wspólnym domu, na który tak bardzo pracowaliśmy.
Brutalnie odebrano mi szczęśliwe życie, które było niczym sen. Budzenie się co rano z osobą, którą kochałem, zostanie zastąpione zimną pościelą i poczuciem winy.
Nie mam prawa nawet się usprawiedliwiać.
Nie mam prawa już być szczęśliwy.
Nie mam prawa już do niczego, bo jej nie pomogłem.
Bo tylko patrzyłem, jak obdzierano ją z poczucia człowieczeństwa, gdy traktowano ją jak zwykłą rzecz.
Wiem, ze to niczego nie zmieni. Mimo, ze ten cień do tej pory za mną chodzi i mnie nie opuści. Lecz codziennie przepraszam, budząc się z koszmarów, które nie dają mi normalnie funkcjonować, wstrząsając na nowo moim ciałem.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas... To dopilnowałbym, by alarm w domu został włączony.
HaYoon by żyła...
To wszystko moja wina...
~~
Po tym wszystkim nie potrafiłem, dalej mieszkać w naszym wspólnym domu, gdzie wspomnienia, były niczym odtwarzający się bezustannie film. Czy miałem oczy szeroko otwarte czy zamknąłem je, by pozbyć się nieprzyjemnych obrazów. To one i tak mnie nawiedzały. Szeptały do ucha opowieść, która tam się wydarzyła, wywołując u mnie niesamowity ból.
Straciłem chęci do życia, bo odebrano mi je na moich oczach. Chodziłem do psychiatrów, który leczyli mnie z depresji jak i zespołu stresu pourazowego. I choć w jakimś stopniu przywrócono mnie do normalnego funkcjonowania, to i tak dalej te wszystkie skutki, ciągnęły się za mną do tej pory.
/////
A napisałam ten rozdział, dzisiaj stojąc w kolejce po zakupy na święta... Spodziewałam się kolejek, ale nie sądziłam, że spędzę w jednej prawie 2 godziny... Myślałam, że tam umrę... Moje kolana to dosłownie błagały, bym usiadła na podłodze...
Ale cóż wykorzystałam ten moment, by zacząć pisać kolejny rozdział~~ więc chyba nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło nie?
Tak wiem teraz ostatnio było trochę depresyjnie tutaj ;w; ale musi, by potem było dobrze <3
Chyba...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro