Rozdział 6
Seungmin zamknął gwałtownie książkę od biologii, odpychając podręcznik od siebie trochę zbyt agresywnie, niż powinien. Był wyraźnie zirytowany; wzrok miał wbity w sufit tak intensywnie, że zaczynały go boleć oczy. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie, przez które każdy w tamtym momencie wolałby odpuścić sobie rozmowę z chłopakiem, nawet jeśli chodziło o coś ważnego.
Przymknął powieki. Siedząc nieruchomo, wyglądał teraz jak książę, którego do snu utuliły złe wieści, przez które jego piękne rysy zdobił grymas. Poczuł, jak ból w skroni zaczyna się nasilać, przez co skrzywił się jeszcze bardziej.
Sam nie wiedział, co bardziej go denerwowało — zdecydowanie zbyt skomplikowana praca domowa z jednego z jego najmniej ulubionych przedmiotów czy może główny powód, przez który nie był w stanie skupić się na zadaniu.
A może oba?
Przywarł plecami do oparcia krzesła, prostując się. Ciszę przerwało ledwo słyszalne strzyknięcie kości. Osiemnastolatek zaklął pod nosem. Chyba przesadził z tym, jak długo siedział zgarbiony przy biurku.
Westchnął i otworzył zmęczone oczy. Omiótł wzrokiem książki rozłożone na jasnym blacie. Chociaż zwykle panował tu wręcz bezwzględny porządek, dzisiaj wszystko walało się bez żadnego ładu. Zeszyty, wcześniej ułożone w równą kupkę, ledwo trzymały się w pionie. Dwa z nich zsunęły się z góry i spadły na podłogę z cichym hukiem kilka minut temu, co chłopak zignorował, będąc zbyt skupionym na uciekaniu myślami od ostatnich wydarzeń.
Kim był uważany za bardzo przykładną i poukładaną osobę, która uwielbiała porządek. Nie było to dalekie od rzeczywistości — chłopak był perfekcjonistą i lubił, gdy wszystko było na swoim miejscu.
Zapewne dlatego nienawidził, kiedy coś szło nie tak, jak powinno i zaburzało porządek, wywołując u niego irytację.
W końcu wstał i schylił się po zeszyty. Podniósł je z podłogi i poprawił resztę z poważną miną, nieokazującą żadnych emocji. Nie powinien zwiększać bałaganu, jaki zaczął panować w jego życiu od rana, prawda? To tylko pogorszyłoby sytuację.
Skierował swoje kroki w stronę kuchni. Mieszkanie było ciche, jak cichy był on, zbyt zdenerwowany i zamyślony, by chcieć rozproszyć panujące w apartamencie milczenie za pomocą muzyki swoich ulubionych artystów.
Wolnym i wręcz słabym ruchem ręki wyciągnął z szafki przezroczysty kubek i nalał do niego wody. Ze zmęczeniem malującym się na jego twarzy rozświetlonej prawie zawsze chociaż najmniejszym uśmiechem, wyglądał dziwnie chłodno i blado. Cień, jaki padał na niego, kiedy odwrócił się plecami do światełek zamontowanych nad kuchnią, sprawiał, że wydawał się być kilka lat starszy, niż w rzeczywistości był.
Szczerze powiedziawszy, miał dość. Szkoła była męcząca, ale to było normalne, ostatni tydzień nie był pierwszym tygodniem pełnym testów i kartkówek. Chodziło o coś innego. Bardziej osobistego.
Jeongin nie przyszedł dziś do szkoły. To też nie było niczym dziwnym. A raczej: nie byłoby, gdyby chłopak wcześniej go o tym powiadomił.
Tak naprawdę, cała ta sytuacja była podejrzana i coraz bardziej niepokojąca, nieważne, jak długo Seungmin próbował zapewnić samego siebie, że to nic takiego.
Rano, jak zwykle, czekał na swojego sąsiada na korytarzu. Opierał się plecakiem o ścianę i przeglądał jakieś artykuły, na które akurat trafił podczas przeglądania mediów społecznościowych. Czas mijał, a Yang dalej się nie pojawiał. Gdy godzina rozpoczęcia zajęć zbliżała się coraz bardziej, jeszcze zanim wyszedł z bloku, dzwonił do szarowłosego i wysłał mu chyba z dwadzieścia wiadomości, ale nie dostał odpowiedzi na żadną. Kiedy zapukał do drzwi, również zero reakcji. W końcu — choć bardzo niechętnie — musiał pójść do szkoły sam, żeby nie spóźnić się na pierwszą lekcję.
Na lekcjach siedział jak na szpilkach. Cudem udało mu się skupić na słowach nauczyciela, chociaż jego koncentracja wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Ciągle zerkał kątem oka na puste siedzenie swojego kolegi, zastanawiając się, dlaczego nie miał z nim kontaktu.
Jakoś między czwartą a piątą lekcją zdał sobie sprawę z faktu, że poprzedniego dnia Jeongin wrócił do domu sam, chociaż wcześniej obiecał poczekać na Kima, gdy ten miał zgłosić się do nauczycielki matematyki w jakiejś mało znaczącej sprawie. Ale kiedy wyszedł z gabinetu pani Choi, Yanga nigdzie nie było. Zamiast tego, chłopak zostawił Seungminowi krótką wiadomość, w której napisał, że coś pilnego mu wypadło i musiał już iść. Dlaczego wcześniej zupełnie wypadło mu to z głowy? Co, jeśli stało się coś złego i właśnie dlatego nie ma kontaktu z Jeonginem tak długo?
Po szkole podszedł do drzwi mieszkania państwa Yang, zamiast do swojego i zapukał w nie kilka razy, ale po raz kolejny — zero odpowiedzi.
Zapewne właśnie dlatego tak bardzo chciał zająć swoje myśli pracą domową z biologii w piątkowe popołudnie, chociaż termin oddania zadania był dopiero pod koniec przyszłego tygodnia. Cokolwiek, byleby nie myśleć o tym, co mogło się stać.
Odłożył pusty kubek na blat i spojrzał na otuloną półmrokiem kuchnię. Jego uwagę przykuła neonowa karteczka samoprzylepna, którą jego mama zostawiła rano przyklejoną do lodówki. Przeczytał szybko treść liściku i zanotował w pamięci, żeby nie zapomnieć wynieść śmieci.
Zresztą, czemu nie miałby zrobić tego teraz? Czy to nie byłoby lepsze niż zamartwianie się o Jeongina?
Wziął worek i poszedł w stronę wyjścia. Założył stare klapki, ignorując fakt, że wygląda jak duch, mając na sobie szare dresy, białą, lekko przydużą bluzę z kapturem naciągniętym na głowę i skarpetki tego samego koloru. W dodatku choć jego włosy były ukryte pod materiałem, wciąż były w nieładzie, ale w tamtym momencie Kim Seungmin naprawdę nie miał siły przejmować się swoim wyglądem.
Nie spieszył się. Nie miał powodu, by się spieszyć; dlatego, zanim zszedł na dół po schodach i wyrzucił worek do kosza, minęło dobre dziesięć minut. Każdego innego dnia zapewne byłby z tego powodu co najmniej zirytowany, bo nie lubił tracić czasu na tak mało ważne rzeczy jak powolne wyrzucanie śmieci. Dzisiaj jednak było mu wszystko jedno.
W równie wolnym tempie wchodził po schodach na piętro, na którym mieszkał.
Cóż, może właśnie dzięki temu udało mu się wpaść na sąsiadkę. Kobieta stała w progu między przedpokojem swojego mieszkania a korytarzem i próbowała upewnić się, że spakowała wszystko, co powinna. Granatowa torba sportowa była jednak zbyt ciężka lub jej właścicielka zbyt zdenerwowana, by udało jej się utrzymać wszystko w rękach.
— Pani Yang — Seungmin posłał jej delikatny uśmiech, kiedy zdążył złapać torbę, zanim spadła na podłogę. — Dzień dobry — przywitał się, kłaniając się. Roztrzepane włosy były teraz w jeszcze większym nieładzie, być może przez to, że kaptur spadł z jego głowy, gdy podbiegł do kobiety.
— Dzień dobry — odpowiedziała, uśmiechając się blado i z wdzięcznością. — Dziękuję.
— Nie ma za co. Ale... czy to nie jest torba Jeongina? — zapytał, przypatrując się materiałowi. Tak, to zdecydowanie była torba Jeongina. Widział ją na zbyt wielu wycieczkach i zawodach szkolnych, żeby jej nie poznać. — Coś się stało? Nie mogłem się do niego dodzwonić od wczoraj.
Kobieta odwróciła wzrok. Milczała, zamykając drzwi mieszkania. Osiemnastolatek stwierdził, że nigdy wcześniej nie widział jej tak smutnej. Z jakiegoś powodu poczuł delikatne ukłucie w sercu.
— Jeongin... — jej głos zadrżał. — Jeongin jest w szpitalu. Chciałbyś ze mną pojechać? Spakowałam kilka jego rzeczy i chciałam mu je podrzucić, zanim wrócę do pracy.
— Oczywiście. Tylko pójdę po telefon i zamknę mieszkanie — oznajmił spokojnym głosem, starając się ze wszystkich sił, by nie pokazać kobiecie, jak bardzo był przerażony.
Wiedział, że to nie jest coś, czego mama Jeongina teraz potrzebowała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro