Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

a/n; przepraszam za brak rozdziału wczoraj :((

***

Uśmiech Jeongina był jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie Hyunjin zobaczył w ciągu osiemnastu lat swojego życia. Nieważne, czy był to delikatny, czy tak szeroki uśmiech, że policzki chłopaka robiły się jeszcze okrąglejsze i pojawiały się w nich małe dołeczki, a oczy zmieniały w ciemne półksiężyce — każda z różnych wersji uśmiechu Yanga była dla jego przyjaciela najpiękniejsza.

Kiedyś mieli zwyczaj nocować u siebie co jakiś czas, tak po prostu, często bez żadnej zapowiedzi. W pamięci Hyunjina najintensywniej wyryło się wspomnienie jednej nocy, podczas której przebudził się kilka minut po pierwszej. Jęknął i przekręcił się na drugi bok, zirytowany faktem, że wyrwał się ze snu i najpewniej szybko do niego nie wróci.

Wtedy jego wzrok padł na spowitą w półmroku twarz Jeongina — spokojną, w bladej poświacie księżyca w pełni wyglądającą jak namalowana srebrną farbą na czarnym płótnie. Usta osiemnastolatka były wykrzywione w delikatnym uśmiechu, którego widok sprawił, że Hwang od razu poczuł się... dziwnie lekki. Jakby samo spojrzenie na przyjaciela odpędzało od niego wszelkie zmartwienia.

Tym razem jednak to nie działało. Nieważne, jak długo patrzył na szarowłosego — a wydawało mu się, że minął cały dzień, choć upłynęło zaledwie piętnaście minut — okropny ciężar, który spoczywał na jego ramionach, nie znikał nawet na chwilę.

W pierwszej chwili go nie poznał. Gdy mama Jeongina pozwoliła mu wejść, zbyt przestraszona, by zostawić swojego syna samego, z początku patrzył na twarz chłopaka i nie rozpoznawał w nim swojego przyjaciela.

Niepewnie podszedł bliżej, bardzo powoli, bo jego nogi wciąż niemiłosiernie drżały; usiadł na krześle znajdującym się przy łóżku.

Miał wrażenie, że gdyby nie pomoc jednej z pielęgniarek, która pomogła mu wstać i podała leki uspokajające, nie byłby w stanie tu wejść. Wciąż lekko się trząsł, jednak był dużo spokojniejszy niż godzinę temu.

Zaczął bawić się swoimi palcami. Jego dłonie nie były już we krwi, jednak to nie sprawiało, że czuł się choć trochę lepiej.

Westchnął głęboko, wbijając wzrok w swoje ręce. Kilka dłuższych kosmyków blond włosów opadło mu na twarz. Dalej były pozlepiane i mokre.

Poczuł nieprzyjemny odór krwi pomieszanej z deszczem i błotem, który kontrastował z zapachem szpitala. Nagle przemoczone ubranie stało się jeszcze bardziej niewygodne.

Podniósł głowę i spojrzał na Jeongina. Jego szare włosy były w nieładzie, a na policzku pojawiał się fioletowy siniak. Kącik ust i łuk brwiowy miał zaklejone opatrunkiem. Twarz chłopaka była spokojna, jednak... to nie był ten ciepły rodzaj spokoju, który Hyunjin znał. Od nastolatka bił chłód; Hwangowi wydawało się, że skóra jego przyjaciela jest bledsza o kilka odcieni.

Przesunął wzrokiem po ciele chłopaka. Tylko ramiona nie były schowane pod miękką, białą kołdrą. Dzięki temu mogłoby się wydawać, że chłopakowi nic nie jest...

Hyunjin wolał nie wiedzieć, jaki jest stan zdrowia osiemnastolatka. Myśl, że obrażenia są zbyt duże, by Yang z tego wyszedł, przerażała go. Naprawdę wolał nie wiedzieć. Miał wrażenie, że gdyby wiedział, jego serce by pękło.

Spojrzał na dłoń Jeongina. Wyciągnął w jej stronę swoją i... zawahał się. Zatrzymał rękę w powietrzu.

Chciał ją chwycić. Naprawdę chciał. Ale nie potrafił. Jakaś niewidzialna siła go powstrzymywała. I choć starał się ze wszystkich sił, nie potrafił wyrwać się z jej ramion.

Z jego ust wydostało się rozpaczliwe westchnienie. Zamknął powieki i zacisnął palce na krześle tak mocno, że pobielały mu kostki.

Dlaczego to cholerne uczucie nie chciało zniknąć? Dlaczego wciąż czuł się, jakby ktoś wyrywał mu serce? Czy leki uspokajające przestały tak szybko działać?

Wziął kilka głębokich oddechów. Zakręciło mu się od nich w głowie; czuł się, jakby miał zaraz zemdleć.

Zaklął pod nosem.

Wtedy w pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana jedynie przez pikanie maszyn, do których podpięty był nieprzytomny chłopak.

Hyunjin potrzebował jeszcze kilku chwil, by otworzyć oczy. Jego oddechy były już spokojne i miarowe. Może jednak leki dopiero zaczynały działać.

— Widzisz, tym razem to ja odwiedzam cię w szpitalu — powiedział, śmiejąc się gorzko. Odwrócił głowę w stronę osiemnastolatka. — Bez obrazy, ale ja wyglądałem dużo lepiej, niż ty teraz.

Chociaż usta Hwanga były wykrzywione w uśmiechu, jego oczy nie były wesołe. Po chwili łzy zaczęły zakrywać mu pole widzenia.

— Pamiętasz, jak wystraszony byłeś, kiedy zadzwoniłem i powiedziałem, że jestem w szpitalu? — Pociągnął nosem, gdy kilka słonych kropli popłynęło po jego policzkach. — Przybiegłeś od razu, a to było tylko drobne zatrucie — załkał, kuląc się w sobie. Czuł, że nie powstrzyma się już od płaczu. — Martwiłeś się cholernie i zostałeś ze mną, dopóki nie zmienili mi kroplówki, chociaż prosiłem, żebyś poszedł do domu. Wtedy... — Z trudem wziął głęboki oddech. — Wtedy wszystko było jeszcze w porządku. Prawda? Wtedy jeszcze między nami było okej.

Zamilkł, czując, jak pojedyncze łzy zmieniają się w strumienie.

— Chciałbym, żeby to był sen — wyznał, tępo wpatrując się w białą ścianę. — To sen, prawda? Wróciłem do domu po szkole i zasnąłem... i zaraz się obudzę, tak? — Spojrzał na Jeongina. — A ty będziesz zdrowy i jutro zobaczę cię w szkole, prawda? Prawda? — powtórzył, a jego głos załamał się wraz z końcem wypowiedzi. — Powiedz, że to tylko sen i zaraz się z niego obudzę...

Złapał rękę przyjaciela. Była lodowata, dużo zimniejsza niż zwykle.

Z początku wzdrygał się za każdym razem, gdy palce Yanga go dotykały, jednak po jakimś czasie przyzwyczaił się do tego delikatnego chłodu i odnalazł w nim coś, co zawsze potrafiło go uspokoić.

Teraz jednak miał wrażenie, że trzyma kostki lodu.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym obudzić się z tego snu — zapłakał, nachylając się i przybliżając dłoń szarowłosego do swojego czoła. Ledwo siedział na krześle. — Chciałbym móc obudzić się i zobaczyć cię jutro całego i zdrowego, chciałbym cię przytulić i zapomnieć o ostatnich miesiącach...

Ciałem Hyunjina wstrząsnął szloch. Załkał głośno, wtulając twarz w materiał kołdry. Wciąż kurczowo trzymał dłoń Jeongina.

Po prostu otwórz oczy, proszę, chciał powiedzieć, jednak jego usta opuszczały tylko urywane westchnienia. Kilka razy zachłysnął się powietrzem, próbując wziąć głęboki oddech.

Walczył ze sobą, by nie pozwolić kolejnemu atakowi histerii przejąć kontroli nad jego ciałem. Starał się ze wszystkich sił, choć wszystko go bolało.

Nie robił tego dla siebie. Gdyby tak było, już dawno by się poddał — jednak tutaj chodziło o Jeongina, wobec którego czuł się zobowiązany do bycia choć trochę silniejszym.

Choć trochę.

Nagle poczuł uścisk na swojej dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro