Rozdział 15
a/n; jesteśmy już w połowie!
***
Szczerze powiedziawszy, zaprosił do siebie Minho i Chana tylko po to, żeby mieć z głowy ich odwiedziny.
To nie tak, że za nimi nie przepadał, bo bardzo ich lubił, ale... teraz nie miał ochoty na widywanie się z kimkolwiek.
Wczoraj wieczorem napisał nawet do Seungmina z prośbą, by przychodził tylko w soboty i w pozostałe dni wysyłał mu zdjęcia notatek, chociaż chłopak mieszkał za ścianą. Podobnie postąpił z Changbinem, któremu powiedział, żeby skupił się na zaliczeniach na studia, kłamiąc, że póki co dużo śpi i nie miałby nawet siły z nim pogadać, jeśli Seo zdecydowałby się go odwiedzić.
W przeciwieństwie do poprzedniego dnia, Jeongin spał bardzo mało. Wstał wcześnie, zdecydowanie zbyt wcześnie według jego mamy, która krzątała się jeszcze w kuchni. Kiedy zobaczyła go w progu, zmartwiona zostawiła to, co robiła i podeszła do syna.
Odgarnęła mu kilka kosmyków z czoła i patrzyła na niego bez słowa. Był bardzo blady i ciągle tarł oczy, które szczypały go od niewyspania i wczorajszego płakania. Wiedział, że kobieta chce zapytać, jak się czuje, ale zamiast tego bada uważnie wyraz jego twarzy, więc by uniknąć pytań, wyciągnął w jej stronę ramiona i przytulił ją mocno.
Tak naprawdę chęć uniknięcia pytań była jedynie wymówką.
Tak cholernie chciał ją przytulić.
— Wszystko w porządku, skarbie? — zapytała, zdziwiona lekko zachowaniem syna.
— Tak — skłamał. — Po prostu... chciałem cię przytulić.
Kobieta nie odpowiedziała. Zamiast tego przyciągnęła go bliżej siebie i zatopiła dłoń we włosach osiemnastolatka, gładząc go lekko po głowie, jak zawsze robiła, gdy przychodził do niej i prosił o przytulenie.
Chłopak przymknął oczy i westchnął cicho, wdychając jej zapach, który od dzieciństwa kojarzył mu się z prostym i zwyczajnym rodzajem spokoju, będącym pierwszym, jaki poznał w swoim życiu.
Jej objęcia były ciepłe i nawet jeśli tego nie chciał, roztapiał się w nich. Jego mięśnie rozluźniły się, a on coraz bardziej przyległ do ciała matki, po cichu marząc, że będzie mógł zostać w takiej pozycji na zawsze.
Ale nie mógł. Kobieta musiała iść do pracy. Musiał ją puścić, chociaż naprawdę tego nie chciał.
Pani Yang odsunęła się od syna i posłała mu piękny uśmiech, po czym ucałowała go w czoło.
— Zrobiłam ci śniadanie. Usiądź i zjedz, ale nie zapomnij też o zjedzeniu czegoś później, dobrze?
— Dobrze, nie zapomnę — obiecał, siląc się na słaby uśmiech. — Idź już, bo spóźnisz się do pracy — ponaglił ją, chociaż chciał, by została.
Kobieta tym razem pocałowała osiemnastolatka w policzek i chwilę później wyszła, zostawiając go zupełnie samego.
Cisza, która zapadła w pomieszczeniu, zrobiła się w pewnym momencie taka... przytłaczająca.
Lubił być sam. Nigdy nie miał nic przeciwko zostaniu samemu w domu, więc dlaczego ostatnio było mu z tym tak źle? Dlaczego cisza robiła się tak uciążliwa, że kilka razy dziennie był bliski płaczu?
I dlaczego teraz wydawała się oplatać go swoimi ramionami, dusząc coraz bardziej z każdą kolejną sekundą do tego stopnia, że robiło mu się słabo?
Miał wrażenie, że naprawdę się dusi. Z trudem podszedł do okna i uchylił je, by wpuścić do środka choć trochę świeżego powietrza. Stał obok z przymkniętymi oczami, starając się łapać miarowe oddechy.
Przez głowę przebiegła mu myśl, przez którą ugięły się pod nim kolana i omal nie upadł na podłogę.
Tęsknił za tym. Przyznawał to bez bicia: tęsknił za czasem spędzonym na balkonie Hyunjina, kiedy decydowali się spędzić tam noc, gdy nocował u blondyna. Uwielbiali rozmawiać do późna, wpatrywać się w niebo zabarwione poświatą tworzoną przez światła Seulu i szukać gwiazd, których nigdy nie byli w stanie odnaleźć. Kochał tamte momenty, teraz jednak sprawiały, że bolało go serce. Pragnął tam wrócić, ale wiedział, że nie może, chociaż tak bardzo teraz tego potrzebował.
Potrzebował wolności. Potrzebował uwolnić się od tego wszystkiego, przestać myśleć o wielu rzeczach. Potrzebował wolności, którą niegdyś zapewniało mu spędzanie czasu na balkonie Hyunjina.
Potrzebował też czyjejś obecności, chociaż nie umiał o nią poprosić. Mógł uważać, że chce mieć z głowy wizytę Chana i Minho, ale tak naprawdę w głębi serca cieszył się, że przyjadą. W szczególności teraz, kiedy jego myśli skierowane były w stronę Hwanga; wiedział, że potrzebuje czegoś, co skutecznie odwróci jego uwagę od chłopaka.
Właśnie dlatego niemal z wdzięcznością wymalowaną na twarzy otworzył drzwi Bangowi i Lee, kiedy przyjechali. Chan uściskał go mocno na przywitanie, co wywołało u niego śmiech po raz pierwszy od kilku dni.
Chociaż cała ich wizyta skupiała się niemal tylko i wyłącznie na pytaniach studentów o samopoczucie Yanga, kolację spędzili w dobrej atmosferze. Jeonginowi wydawało się, że na chwilę cały stres z niego uleciał i że w końcu może odpocząć tak, jak powinien.
Było mu miło, że tak bardzo starali się poprawić mu humor. Minho przygotował dla niego przepyszną zupę z kimchi i kilka przystawek, za co był bardzo wdzięczny.
Szczerze powiedziawszy, jedzenie zrobione przez Lee było często jedyną miłą rzeczą na korepetycjach. Nie dlatego, że Australijczyk nie potrafił tłumaczyć czy był niemiły, w żadnym wypadku — osiemnastolatek po prostu czasami naprawdę nie umiał matematyki.
Mimo wszystko lubił korepetycje; Chan zawsze dbał o to, by były prowadzone w miłej dla wszystkich atmosferze i jeśli musiał połączyć kogoś w pary, bo brakowało mu terminów, upewniał się, że obie strony się zgadzają i nie mają nic przeciwko.
Tak było też z Jeonginem i Hyunjinem — zapytali o zajęcia w podobnym czasie, a że Bang miał wolną tylko jedną godzinę i chłopcom bardzo zależało na korepetycjach, zdecydowali się na wspólne lekcje.
Z początku było dość niezręcznie, ale po jakimś czasie ich relacja ze zwykłej znajomości awansowała na przyjaźń i tak zostało... przynajmniej w oczach dwudziestoletniego studenta muzyki.
Szarowłosy przygryzał dyskretnie policzki, kiedy starszy o tym wspominał. Nie chciał mu przerywać i ku własnemu zdziwieniu momentami uśmiechał się, gdy Chan mówił o niektórych sytuacjach, jakie miały miejsce podczas korepetycji.
Wcześniej myślał, że już na usłyszenie imienia blondyna zaszklą mu się oczy, ale... tak stało się tylko za pierwszym razem. Później... musiał się opanować. Nie chciał rozpłakać się przed tą dwójką, bo wiedział, że będą pytać — a Jeongin nie chciał odpowiadać.
Doceniał ich troskę. Naprawdę doceniał, że tak bardzo się o niego martwili, chociaż nie byli zbyt blisko: Bang był jedynie jego korepetytorem, a Minho współlokatorem korepetytora, który co jakiś czas częstował go jedzeniem, kiedy miał zajęcia.
Był wdzięczny za to wszystko, ale dzielenie się z nimi jego problemami z Hyunjinem było ostatnim, co chciał zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro