Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Jeongin westchnął głęboko, opierając głowę o poduszkę.

Odkąd Hyunjin wyszedł, minęła dobra godzina. Od tego czasu do pomieszczenia nikt nie wchodził, dlatego chłopak mógł przemyśleć wszystko w spokoju i ciszy...

To wszystko jednak sprawiało, że nie był w stanie niczego ustalić.

Sam nie wiedział, jak powinien postąpić. Naprawdę nie wiedział. Jak powinien się zachować? Co powinien zrobić? Żadna, nawet najgłupsza odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Jego myśli nie układały się w żadne sensowne zdania, co powoli zaczynało doprowadzać go do szału.

Gdyby miał być szczery... wolałby, żeby czas się zatrzymał. Żeby jego pobyt w szpitalu trwał dłużej. Żeby nie musiał ponosić konsekwencji tego, co wydarzyło się trzy dni temu.

Jakkolwiek dziecinnie i głupio musiało to brzmieć, nie chciał zmierzyć się ze światem, który istniał poza murami szpitalnego budynku. Nie chciał wracać do domu, bo wiedział, że wszystko będzie przypominało mu o sprawcy tego wszystkiego. Nie chciał wracać do szkoły, bo tam mijałby Hyunjina na korytarzu.

W jego sercu wiele emocji toczyło ze sobą zaciętą walkę, przez co odczuwał intensywny ból w klatce piersiowej. Był rozdarty między wieloma opcjami, ale żadna z nich nie była lepsza od drugiej, przez co miał wrażenie, że błądzi w spowitym mrokiem labiryncie, z którego nie sposób się wydostać.

I w tamtym momencie potrzebował osoby, która przyczyniła się do tego wszystkiego.

To bolało. Tak cholernie bolało, że kiedy najbardziej potrzebował jego bliskości, nie mógł jej otrzymać, bo wszystko zaszło za daleko. Tamte wydarzenia nieodwracalnie zmieniły ich relację, łamiąc serce Jeongina w najbardziej bolesny sposób.

Poczuł, jak łzy napływają do jego oczu. Natychmiast je wytarł, nie chcąc zamoczyć ran. Zamrugał powiekami i pociągnął nosem, starając się opanować.

Nie był pewien, jakim cudem udaje mu się zapanować nad łzami i trzęsieniem ciała. Wiedział jednak, że musi to zrobić, jeśli nie chce martwić mamy. Naprawdę nie chciał jej martwić. Wiedział, że musi bardzo przez niego cierpieć, a to przyczyniało się do kolejnych zmartwień, które leżały mu na sercu.

Czuł się przytłoczony. Chociaż był tutaj sam i nikt nie powinien wejść do środka przez najbliższe dwie godziny, dobrze wiedział, że nie może dać upustu swoim emocjom. Wiedział, że nie może nic z siebie wyrzucić, chociaż tak bardzo chciał. Chociaż ilość zmartwień, pod których ciężarem uginały się jego ramiona, była ogromna, nie mógł nic z tym zrobić.

Musiał zatrzymać to wszystko w sobie. Zmieścić więcej, niż można było w zbyt małej pojemności. Wiedział, że nie powinien tak robić. Naprawdę o tym wiedział i gdyby tylko mógł, przytulałby się teraz do Hyunjina i szeptał mu o wszystkim, co leży na jego sercu, ale... nie mógł.

Musiał być silny samotnie i musiał poradzić sobie z tym wszystkim sam.

I cała ta sytuacja sprawiała, że odczuwał samotność jak nigdy w życiu. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę z faktu, że jest w tym wszystkim zupełnie sam — i że nie ma nikogo, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc.

Był przyzwyczajony do tego, że zawsze jest ktoś, kto mu pomoże, jeśli będzie taka potrzeba, ale teraz? Teraz poproszenie o pomoc nic nie da. Nikt nie da rady poradzić sobie z jego problemami za niego. Musiał zrobić to sam.

To było... dziwne. Zostać zamkniętym z własnymi emocjami i świadomością, że nic z zewnątrz nie jest w stanie pomóc mu poukładać jego myśli. Po raz pierwszy w swoim życiu.

Jeszcze dwa miesiące temu mógł poprosić o radę lub rozmowę Changbina i Hyunjina, a nawet Seungmina czy Chana — teraz jednak wszystkie opcje były nieaktualne. Nie teraz, gdy chodziło o coś, co wydarzyło się między nim a Hwangiem.

Prawda była taka, że mógł wykrzyczeć o tym całemu światu. Mógł wyznać wszystko mamie, mógł powiedzieć o prawdziwej wersji wydarzeń Changbinowi, by Hyunjin zapłacił za to, co zrobił, więc...

Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego nie wykrzyczał wszystkiego, co leżało mu na sercu?

To mogło być głupie. Zapewne właśnie takie było i był niemal w stu procentach pewien, że gdy ktoś się o tym dowie, dostanie całkiem długą i głośną reprymendę na temat swojego nieodpowiedzialnego zachowania — ale on po prostu nie chciał nikomu o tym mówić.

Przez to cholerne przywiązanie i uczucia, jakimi darzył Hwanga, nie potrafił, naprawdę nie potrafił komukolwiek powiedzieć o tym, że chłopak go pobił. Po prostu — nie potrafił. Nawet nie chciał potrafić.

Wiedział, że to nie było dobre posunięcie, naprawdę o tym wiedział, ale... czuł, że nic, nawet największe sumy pieniędzy czy cokolwiek innego nie przekona go, by powiedział komuś o wydarzeniach sprzed trzech dni w celu ukarania blondyna. Choćby od tego zależało jego życie — nie zrobi tego.

Być może właśnie w tamtym momencie zdał sobie sprawę z faktu, jak ważny jest dla niego Hyunjin i jak wiele jest w stanie poświęcić, by go ochronić... i te myśli przyprawiały go o mdłości.

Jak mógł dalej tak bardzo się nim przejmować? Po tym wszystkim, co chłopak mu zrobił? Dlaczego zachowywał się jak skończony idiota, biorąc na swoje barki ciężar kłamstwa, które przytłaczało go do tego stopnia, że nie był w stanie normalnie oddychać?

Konsekwencje ostatnich wydarzeń pozostawiały w jego głowie mętlik myśli, których nie potrafił poukładać. Bał się, że nie będzie w stanie zrobić tego nawet po wyjściu ze szpitala i że koniec końców zostanie tak rozdarty wewnętrznie do końca życia. Przez to, jak bardzo wszystko ciążyło mu na sercu, ta opcja wydawała mu się być aż zbyt prawdopodobna.

Westchnął głęboko, odchylając bardziej głowę do tyłu i intensywniej wlepiając wzrok w biały sufit.

Naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Jak powinien doprowadzić się do porządku? Jak odpowiedzieć na pytania, na które odpowiedzi nie znał? Czy kiedykolwiek będzie w stanie je poznać?

Przymknął powieki, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak przekleństwa. Myślał, że dzięki temu ból, który odczuwał w sercu, zmniejszy się choć odrobinę, ale... to nie pomagało. Zupełnie, jakby te słowa jedynie jeszcze bardziej blokowały drogę ucieczki złych myśli, skazując Jeongina na dalsze cierpienie.

Otworzył z trudem oczy i przekręcił głowę na bok, kierując swoje spojrzenie na widok za oknem. Szare niebo przykrywały białe jak śnieg chmury, zza których momentami wyglądało blade słońce. Nagie gałązki drzew rosnących przed budynkiem kołysały się na wietrze, przez co chłopakowi przemknęło przez myśl, że miło byłoby znaleźć się teraz na zewnątrz.

Ale czy świat za oknem będzie dla niego łaskawy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro