Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Chan westchnął głośno, słysząc automatyczną odpowiedź poczty głosowej. To był już piąty raz tego dnia, gdy dzwonił do Hyunjina. Chłopak znowu nie odebrał, przez co Australijczyk zaczynał coraz bardziej się denerwować.

Odłożył telefon na biurko i usiadł na krześle. Odchylił głowę i wbił swoje spojrzenie w sufit, po czym zaczął kręcić się w kółko, próbując choć trochę poukładać swoje myśli.

— Dalej nie odbierają? — zapytał Minho, przywiedziony do pokoju Banga przez skrzypienie krzesła.

Chan podniósł wzrok na chłopaka. Lee stał w progu, opierając się nonszalancko o framugę drzwi z dłonią na biodrze i ścierką przewieszoną przez ramię, jednak Australijczyk wiedział, że Minho nie traktuje tej sprawy lekceważąco. Był co prawda mniej zmartwiony tą sytuacją niż Bang, ale to nie znaczyło, że nie martwił się wcale.

Mimo wszystko lubił tamtą dwójkę, a to, że nie było z nimi kontaktu od poprzedniego popołudnia, robiło się coraz bardziej niepokojące.

W końcu gdzie, do cholery jasnej, zniknęła dwójka nastolatków prawie w środku tygodnia i dlaczego nie odbierają telefonów?

— Nie — odpowiedział Chan, przeczesując włosy dłonią. Gołym okiem było widać, jak cała ta sprawa go męczy. — Chyba zaczynam odchodzić od zmysłów. Coś musiało się stać, skoro nie przyszli wczoraj i z żadnym z nich nie można się skontaktować, prawda?

Minho skrzyżował ramiona na piersi i wbił spojrzenie w jakiś punkt na panelach, nie odzywając się przez chwilę.

Sam nie wiedział, co powinien odpowiedzieć swojemu współlokatorowi. To prawda, Jeongin i Hyunjin zawsze przychodzili na korepetycje, a kiedy przez coś nagłego nie mogli się pojawić na umówioną godzinę, nigdy nie zapominali o powiadomieniu Australijczyka nawet kilka minut przed zajęciami. Dlaczego więc tym razem było inaczej? Koreańczyk miał pustkę w głowie.

— Nie martw się na zapas. Wiem, że to dziwna sytuacja, ale... sam nie wiem — odparł szczerze, opierając głowę o framugę. Kilka kosmyków przydługich, brązowych włosów opadło mu na oczy pogrążone w zamyśleniu. — Zapytam o to jeszcze raz: powinienem napisać do Felixa i spytać, co z Hyunjinem?

Z ust Banga wydostało się głośne westchnienie. Na początku nie chciał siać paniki wśród kolegów Hwanga, dlatego odrzucił propozycję Minho, ale... w tym momencie wydawało się to być jedynym dobrym rozwiązaniem.

Przytaknął bez słowa, spuszczając nieco głowę i robiąc smutną minę. Lee uśmiechnął się delikatnie, widząc wręcz dziecięcy wyraz twarzy swojego dwudziestoletniego współlokatora. Wyciągnął telefon i szybko wystukał wiadomość do swojego kuzyna.

Nastolatek nie odpisywał przez kilka minut; szatyn przygryzł wargę i nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Dlaczego ten dzieciak, który używał komórki prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu, nie odpowiadał na esemesy z prędkością światła? Był piątek, na miłość boską, co Lee Felix mógł robić w piątkowe popołudnie, jeśli nie bawić się swoim telefonem?

W końcu na ekranie pojawiła się wiadomość od jego kuzyna.

— Um, Hyunjina nie było dzisiaj w szkole, Jeongina chyba też nie — przeczytał na głos, marszcząc brwi. Podniósł wzrok na Chana. Ich oczy się spotkały. — Chyba naprawdę coś się stało, hyung.

Bang zbladł jeszcze bardziej niż wcześniej.

Minho otworzył usta, żeby dodać coś jeszcze, jednak nagle na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

— Cholera jasna, zapomniałem o zupie! — krzyknął i po chwili zniknął za ścianą.

Kąciki ust bruneta zadrżały lekko, ale opadły po sekundzie. Reakcja jego współlokatora to było za mało, by odgonić od Australijczyka zmartwienia i wywołać uśmiech na jego twarzy.

Sięgnął po telefon i odblokował go. Przyjrzał się ostatnim połączeniom, jakie wykonał. Gdy zobaczył, że do Yanga dzwonił aż dwie godziny temu, postanowił spróbować raz jeszcze. Nawet, jeśli potem będzie bardziej zmartwiony.

Wstał z krzesła i zaczął przechadzać się po pokoju. Potrzebował jeszcze chwili, by przemyśleć swoją decyzję, a siedzenie w miejscu sprawiało, że dostawał szału. Chan nienawidził bezczynności.

W końcu wybrał odpowiedni numer i przystawił urządzenie do ucha. Słysząc sygnał, wbił zęby w dolną wargę, może trochę zbyt mocno; naprawdę się denerwował.

I prawie dostał zawału, kiedy usłyszał ciche „halo" po drugiej stronie.

— J-jeongin? Jeongin, naprawdę odebrałeś — wyszeptał z ulgą, zakrywając ręką usta z niedowierzania.

Z tej strony mama Jeongina — tym razem Bang był w stanie rozpoznać kobiecy głos, dziwnie niespokojny i drżący.

— Pani Yang, czy... czy coś się stało? Jeongin nie odbierał telefonu, a miał przyjść wczoraj na osiemnastą na korepetycje z matematyki — wytłumaczył, obracając w palcach srebrną zawieszkę swojego naszyjnika z czarnego rzemyku; zawsze tak robił, gdy się stresował. — Nie mogłem skontaktować się też z Hwang Hyunjinem...

Przez chwilę nie słyszał nic, oprócz głuchej ciszy.

Jeongin miał wczoraj wypadek. Jest w szpitalu — oznajmiła matka osiemnastolatka, a brunet mógł jedynie domyślać się, jak trudno było jej powiedzieć to z takim opanowaniem.

Miał wrażenie, że zakręciło mu się w głowie. Zacisnął rękę na podłokietniku krzesła, by nie spaść.

Teraz są godziny odwiedzin. Chciałbyś przyjechać? Mogę wysłać ci adres esemesem. — Na kilka sekund zamilkła, po czym dodała, nieco ciszej: — Jeongin na pewno się ucieszy.

Chan przytaknął odruchowo. Gdy dotarło to do niego, pokręcił głową z politowaniem. Przez stresowanie się tym wszystkim powoli przestawał myśleć i działać racjonalnie.

— Tak, postaram się przyjechać jak najszybciej. Dziękuję, pani Yang.

Kobieta pożegnała się z dwudziestolatkiem i rozłączyła się.

Bang niemal od razu poderwał się z krzesła. Zrobił to trochę zbyt szybko; zakręciło mu się w głowie. Zaklął pod nosem, opierając się ręką o biurko.

— Minho! — zawołał, zanim świat przestał wirować mu przed oczami.

Młodszy po chwili wychylił się zza ściany z pytającą miną. Jego włosy były w nieładzie, może dlatego, że przez ostatnie minuty walczył z zupą, która miała być ich obiadem, a wszystko w kuchni wydawało się zmówić przeciwko niemu.

Australijczyk rzekł poważnym głosem:

— Musisz mnie gdzieś podwieźć. Nie, tak właściwie, to powinniśmy pojechać tam razem.

— Gdzie? — Szatyn zmarszczył brwi i wszedł do pokoju.

— Do szpitala — powiedział, prostując się i przeczesując włosy dłonią. Widząc zdezorientowanie malujące się na twarzy chłopaka, dodał: — Jeongin miał wypadek.

Słysząc słowa swojego współlokatora, Lee zrozumiał, że to nie czas na zadawanie dodatkowych pytań. Dlatego po prostu przytaknął i bez słowa ruszył w kierunku pokoju, by zabrać klucze do auta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro