Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 - Chyba się zakochałem

Jeszcze przez chwilę leżeliśmy przytuleni do siebie, ale ponieważ robiło się coraz chłodniej, w końcu odprowadziłem go do domu. Pożegnałem go z uśmiechem i zacząłem iść do siebie, z każdym kolejnym krokiem czując jak ten durny, a jednocześnie pociągający stan zauroczenia mnie opuszcza, powoli zastępowany przez strach. Obawę przed tym, jak to wszystko miałoby toczyć się dalej. Bo jeżeli naprawdę poczułem coś więcej, niż czyste pożądanie, to znaczyło, że będę musiał się zaangażować. To z kolei znaczyło, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będę musiał się przyznać i ta myśl przerażała mnie najbardziej. Z jednej strony chciałem, a z drugiej, bałem się konsekwencji. Nie miałem pojęcia, jak w ogóle w to brnąć. Jak angażować się w ewentualny związek z kimś takim jak on. Jak to pogodzić z tym moim drugim życiem, w którym wszyscy uważali mnie za normalnego, heteroseksualnego chłopaka, mającego wyjebane na te pojawiające się i znikające odrzutki, których przez naszą szkołę przewinęło się już trochę. Nie wiedziałem nawet, czy w ogóle jestem na to gotowy. Czy mam w sobie na tyle siły i odwagi. Serce chciało, mózg się bronił. I w całym moim otoczeniu była tylko jedna osoba, z którą mogłem o tym porozmawiać.

Wszedłem do domu i od razu udałem się do pokoju mojej mamy. Bałem się tej rozmowy, ale wiedziałem, że jej reakcja będzie zwiastunem tego, co ewentualnie będzie się działo dalej. Jeżeli z nią pójdzie dobrze, to wszędzie indziej też w końcu pójdzie dobrze. Jeżeli nie... Będę musiał poważnie przemyśleć kwestię odpuszczenia starań o Žigę i pójścia na jakąś terapię, która na zawsze wybije mi z głowy zainteresowanie płcią męską.

Mama akurat pracowała. Gdy otworzyłem drzwi, siedziała przed laptopem i dyskutowała o czymś przez telefon z jakimś współpracownikiem jej firmy. Oparłem się o framugę i cierpliwie czekałem, aż zwróci na mnie uwagę, nie chcąc jej przeszkadzać. Zrobiła to po kilku chwilach.

- Poczekaj chwilę... - powiedziała do telefonu i odsunęła go od twarzy, patrząc na mnie z troską. - Co się stało, synku?

- Chciałbym z tobą porozmawiać - powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. Byłem na krawędzi rezygnacji z tego pomysłu.

Przez dwie, może trzy sekundy patrzyła na mnie, po czym z powrotem podniosła telefon.

- Zadzwonię do ciebie później i to załatwimy, dobrze? Mam teraz ważniejsze sprawy - stwierdziła i się rozłączyła, po czym zamknęła laptopa i wstała, kierując się do wyjścia z pokoju.

Mijając mnie, przesunęła dłonią po moim ramieniu, zachęcając mnie, żebym poszedł za nią.

- Zrobię nam po herbacie - stwierdziła łagodnie.

Choćbym nie wiem jak się starał, nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej matki. Była po prostu idealna. Lata temu nie zdawałem sobie z tego sprawy i często sprawiałem problemy, zwłaszcza po śmierci taty, ale teraz już nauczyłem się ją doceniać. Nie ważne, czy była w pracy, w domu, czy gdziekolwiek indziej, ja zawsze byłem na pierwszym miejscu. Wszystko robiła dla mnie, ale jednocześnie w niczym mnie nie ograniczała. Nie kazała mi iść daną drogą w życiu, jedynie pomagała wybrać tą właściwą. Bez wątpienia było jej ciężko wychować mnie samotnie, ale spisała się świetnie. Byłem z niej bardzo dumny. I ona ze mnie też, kiedy już zacząłem jej się za to rewanżować, jednocześnie udowadniając wszystkim, którzy w nią wątpili, że pomimo trudnej sytuacji i obowiązku dbania o każdy aspekt życia, można porządnie wychować dziecko, nie zaniedbując go i nie pozostawiając samemu sobie. Choć dużo pracowała, nigdy nie odczuwałem jej braku i zawsze mogłem na nią liczyć. Z resztą, tak jak ona na mnie. Byliśmy naprawdę zgranym zespołem.

Milczała, gdy przygotowywała herbatę, zapewne widząc, że temat jest trudny i potrzebuję pomyśleć nad tym, jak go w ogóle z nią poruszyć. I faktycznie, myślałem dość intensywnie. Ale czas na przygotowanie monologu skończył się, kiedy dostałem do ręki kubek z gorącym napojem. Usiedliśmy na kanapie i już wiedziałem, że nie mogę stchórzyć i się wycofać. Mogłem tylko liczyć na jej łagodną reakcję.

- Co się dzieje? - spytała, patrząc na mnie przenikliwie.

- Chodzi o to, że... - zawahałem się i spojrzałem przed siebie, przygryzając wargę. - Chyba się zakochałem.

- To świetnie, skarbie! - stwierdziła z entuzjazmem, uśmiechając się szeroko. - Bardzo się cieszę.

- W chłopaku... - kontynuowałem, zamykając oczy ze strachu przed jej reakcją.

W pewnym sensie czułem się jak Žiga. Wystraszony i czekający na atak, bez jakiejkolwiek zdolności do samoobrony.

Entuzjazm szybko opadł, zastąpiony przez konsternację. I nie musiałem nawet na nią patrzeć, żeby to wiedzieć. Milczenie, jakie zapadło, było wystarczająco wymowne. Nie wiedziałem, czy zaraz się zdenerwuje, zrobi mi awanturę, wyjdzie, będzie zawiedziona, rozczarowana, wściekła, czy cokolwiek innego. W tej jednej kwestii nigdy nie potrafiłem jej rozgryźć i nigdy nie byłem pewien jej reakcji. Dlatego też nigdy dotąd jej nie powiedziałem.

Usłyszałem, że westchnęła. Po chwili poczułem, że chwyta mnie za dłoń. Wtedy otworzyłem oczy i spojrzałem na nią niepewnie, spotykając się z lekkim uśmiechem i czymś w rodzaju wsparcia i zrozumienia, widocznym w jej oczach.

- Wciąż bardzo się cieszę - powiedziała, wywołując u mnie zdziwienie.

- Naprawdę? - spytałem, unosząc brwi. - Nie masz z tym problemu?

- Tilen, miłość nie wybiera - odparła, układając dłonią moje włosy. Lubiłem, kiedy to robiła. To mnie zawsze uspokajało. - Najważniejsze, żeby była prawdziwa. Szczęśliwa. I odwzajemniona. On też woli chłopców?

- Tak.

- A jak ma na imię? Znam go?

- To jest... - znów się zawahałem, choć sam nie wiedziałem skąd wziął się opór przed wyjawieniem tej informacji. - Žiga. Ten, którego przygarnęli Oblakowie.

Wtedy zamarła. Cofnęła rękę i spoważniała.

O nie, coś jest nie tak.

Jej reakcja mocno mnie zestresowała i chociaż widziałem, że nad czymś myśli, nie byłem w stanie czekać na odpowiedź.

- Co? - spytałem. - O co chodzi?

- Rozmawiałam o nim z Tayą - powiedziała, zdecydowanie chłodniejszym tonem. - On bardzo dużo wycierpiał w życiu.

- Wiem. Mówił mi. A nawet nie musiał, sam się domyśliłem.

Po moich słowach zmarszczyła brwi, spoglądając w przestrzeń przed sobą. Chyba powiedziałem za dużo. Jeżeli wiedziała, że Žiga był ofiarą gwałtu, to prawdopodobnie właśnie się domyśliła, że próbowałem z nim to zrobić. Czy można się bardziej pogrążyć?

- Nie znam go... - zaczęła, przenosząc na mnie wzrok. - Ale znam ciebie i wiem, że jeżeli coś do niego poczułeś, to musi być tego wart. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli się zakochałeś, to nie widzisz żadnych przeszkód, ale musisz się bardzo poważnie nad tym zastanowić. Bo masz już swój wiek i swoje potrzeby, których on nie koniecznie będzie potrafił zaspokoić.

- Wiem o tym - powiedziałem szybko, zestresowany tematem. - Spotykamy się od trzech tygodni i widzę ile czasu zajmuje mu zaufanie mi i zrobienie kolejnych kroków, które dla normalnego człowieka nie są żadnym problemem. Dzisiaj był pierwszy raz, kiedy się do mnie przytulił. I... Okej, przyznaję, że na początku nie myślałem o uczuciu i tak dalej, po prostu chciałem go... Mieć. Ale kiedy dzisiaj pierwszy raz zobaczyłem jego uśmiech, jebło mnie tak, że...

- Wyrażaj się - stwierdziła z rozbawieniem.

- Przepraszam, ale wiesz o co mi chodzi.

- Wiem - odparła, z powrotem poważniejąc. - Tylko widzisz, im bardziej on będzie się do ciebie zbliżał, tym więcej będziesz chciał. To już po prostu tak działa. Będziesz musiał się bardzo powstrzymywać i robić wiele rzeczy wbrew sobie, żeby go nie zranić. Wydaje mi się, że jemu bardzo łatwo jest wyrządzić krzywdę.

- Tak, ale... - spojrzałem na nią z determinacją w oczach, już całkowicie zatracając się w wersji z zakochaniem. Być może dlatego, że im bardziej mi coś odradzano, tym bardziej chciałem udowodnić, że mam rację. A może to faktycznie było coś więcej. - Mimo wszystko, chcę spróbować. Jestem pewien, że on jest tego wart i nie ważne ile będę musiał czekać na ewentualną wdzięczność.

- Teraz ci się tak wydaje, ale zobaczysz, jakie to będzie trudne. A najgorsze, co mógłbyś zrobić, to dać mu nadzieję i później się poddać.

- Nie, nie poddam się. Ze skokami też tak było, pamiętasz? - spytałem, znacznie się ożywiając. - Wszyscy mówili, że nie i nie, że to trudne i nie dam rady, że brakuje mi dyscypliny i tak dalej i co? Trochę tych pucharków na półce jednak mam. I będę miał więcej. I jego też będę miał. Szczęśliwego, uśmiechniętego i z całkowitym zaufaniem do mnie. Zobaczysz.

Mama uśmiechnęła się szerzej i przytuliła mnie mocno, co momentalnie ostudziło mój entuzjazm.

- Jestem pewna, że osiągniesz wszystkie swoje cele. Ale z tym chłopakiem musisz być bardzo ostrożny. Nie możesz go w żaden sposób skrzywdzić.

- Nie skrzywdzę. Pomogę mu.

Odsunęła się ode mnie i wzięła łyk herbaty, wyraźnie dumna z mojej postawy. A może i z samej siebie. To chyba oznaczało akceptację mojej sytuacji. W pewnym sensie czułem teraz podwójną odpowiedzialność, bo nie mogłem zawieść ani jej, ani Žigi. Ale byłem gotów na podjęcie wyzwania.

- Tylko nie mów o tym nikomu, dobrze? Nie chcę, żeby to wyszło na jaw. Przynajmniej teraz.

- Nie martw się, nie powiem - stwierdziła, po czym się zaśmiała. - I naprawdę nie rozumiem dlaczego bałeś mi się o tym powiedzieć. Nawet nie wiesz jaką ulgę czuję, kiedy już wiem, że jesteś gejem, a nie romansujesz z własną kuzynką.

Mówiąc to, wskazała na mój telefon, leżący na stoliku, a ja podążyłem za nią wzrokiem i zareagowałem w ten sam sposób. No tak, przecież nie raz widziała zdjęcie Nastji na mojej tapecie. Czując jak ogromny głaz spadł mi z serca, oparłem się o kanapę i westchnąłem głęboko, lekko poważniejąc.

- Dobrze, że tata tego nie słyszy - powiedziałem po chwili milczenia. - Chyba by drugi raz zszedł na zawał.

- Cwaniak, zawsze wiedział jak się wykręcić od trudnych tematów.

Spojrzeliśmy na siebie i znów się roześmialiśmy. To też było u nas typowe. Chyba po dwóch latach od śmierci taty odkryliśmy, że tego typu humor jest dobrym sposobem na pogodzenie się ze stratą bliskiej osoby. A przynajmniej na swobodne rozmawianie o nim, bez obaw, że rozmowa zakończy się zbiorowym płaczem, chociaż osobno zdarzało nam się jeszcze wpadać w ten stan tęsknoty i bezsilności. Nie raz słyszałem jak mama płakała, zamknięta w swoim pokoju. Zawsze wtedy zostawiałem ją samą, bo wiedziałem, że te łzy chciała zachować tylko dla siebie i gdybym jej przeszkodził, na siłę musiałaby się pozbierać, uśmiechnąć i udawać, że nic się nie dzieje. A przecież każdy miewał słabsze chwile i każdy potrzebował czasem po prostu się rozpłakać, żeby uwolnić wszystkie negatywne emocje. Dzięki temu na co dzień była taka, jaka była. I ja w sumie też.

- Tata bardzo cię kochał, Tilen.

Ał... Zabolało.

Przełknąłem ślinę, by powstrzymać to nieprzyjemne uczucie w gardle. Spojrzałem na nią, spodziewając się zobaczyć łzy w jej oczach, ale nie. Była taka jak zawsze. Radosna.

- Dla niego to, że wolisz chłopców, też byłoby bez znaczenia.

Rzuciłem jej pełen wdzięczności uśmiech i przytuliłem się do niej. Przeszło mi przez myśl, żeby powiedzieć cokolwiek. Że za nim tęsknię, albo coś w tym stylu, ale nie było sensu. Przecież doskonale o tym wiedziała i doskonale mnie rozumiała. Przecież czuła się tak samo, tylko jeszcze bardziej. Nie, łzy zostawialiśmy na czas, kiedy byliśmy sami. W swoim towarzystwie musieliśmy być silni. Tylko dzięki temu mogliśmy sobie ufać i tak na sobie polegać, przekonani, że kiedy jedno będzie potrzebowało pomocy, drugie stanie na wysokości zadania.

Chyba właśnie to było kluczem do naszego przetrwania we dwójkę. 

***
Dzień dobry 😊

Mamy wtorek, a wraz z nim kolejny rozdział. Podoba się? 🤔

Nie będę się jakoś super rozpisywać, ale chcę tylko powiedzieć, że jestem niesamowicie szczęśliwa, że to ff tak Wam się podoba i wywołuje takie emocje. Naprawdę rośnie mi serce za każdym razem, kiedy czytam Wasze komentarze i bardzo Wam za to dziękuję 💖💖💖

No, to miłego dnia i tutaj widzimy się w sobotę 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro