Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 - Wyzwanie

Chciałem go. Ale nie mogłem tak po prostu zacząć go rozbierać. Nie chciałem go wystraszyć, więc musiałem rozegrać to na spokojnie, choć było mi bardzo ciężko powstrzymać się przed stanowczym działaniem.

Wziąłem głęboki oddech, żeby trochę się uspokoić i ostrożnie przyłożyłem dłoń do jego policzka. Spojrzał na mnie, całkowicie zaskoczony, więc pogładziłem go kciukiem, by dać mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Przysunąłem się do niego i delikatnie musnąłem jego usta, nie będąc pewnym, jak na to zareaguje. Nie zareagował w żaden sposób, a ja nie miałem sił już się powstrzymywać, więc przy drugim pocałunku poszedłem na całość, praktycznie od razu go pogłębiając i wkładając język do jego ust. Žiga jęknął cicho co, chociaż było wywołane zaskoczeniem, nakręciło mnie na niego jeszcze bardziej.

Popchnąłem go, żeby położył się na łóżku, a gdy to zrobił, klęknąłem nad nim okrakiem i znów namiętnie go pocałowałem, nie zrażając się jego całkowitą biernością i brakiem reakcji na moje działanie. Dopiero kiedy po chwili przeniosłem pocałunki na jego szyję, jednocześnie wsuwając rękę pod jego bluzę, poczułem jak opiera dłonie na moim torsie.

I kiedy już pomyślałem, że zaczyna się rozkręcać, zrobił ostatnią rzecz, jakiej mógłbym się spodziewać. Z trudem, ale skutecznie zrzucił mnie z siebie, odepchnął pod ścianę, po czym wstał, wziął swój plecak i wyszedł, trzaskając drzwiami od mojego pokoju, a później od domu.

Uciekł. Tak po prostu. Bez słowa.

A ja leżałem jak kretyn, próbując ochłonąć, no i zrozumieć, co się właściwie stało. Przede wszystkim, dlaczego chciałem przelecieć chłopaka, z którym miałem tyle problemów. Pierwszy raz w życiu całkowicie straciłem nad sobą kontrolę. Nigdy wcześniej nie sprawiało mi to większych trudności. Nigdy nie dawałem nikomu żadnych podstaw do podejrzeń co do mojej orientacji, doskonale kontrolowałem swoje ciało i myśli. Poza tym, nawet jeżeli jakiś chłopak w moim otoczeniu został przeze mnie uznany za atrakcyjnego, szybko gasiłem w sobie jakąkolwiek nadzieję, zakładając, że jest heteroseksualny. A tu nagle pojawił się taki Jelar nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co i jeb, gej-desperat Tilen zamienił się z chujem na mózgi. Świetnie.

Co gorsze, kompletnie nie byłem w stanie zrozumieć jego reakcji. Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle. Ba, w moim przekonaniu nic nie zrobiłem źle, a jednak coś sprawiło, że uciekł, a ja zostałem sam, skonsternowany i rozochocony. Wizja tego, do czego mogło między nami dojść, wciąż była we mnie bardzo żywa, dlatego najpierw sobie ulżyłem, a dopiero później zacząłem się zastanawiać.

Może nie był gejem? Ale czemu miałby kłamać? Nie miał prawa wiedzieć, że ja nim jestem, choć początkowo go o to posądzałem. Nie, na pewno nie skłamał. Więc co? Nie byłem w jego typie? A ktokolwiek na świecie był w jego typie? Bo póki co, zachowywał się jakby nikt nie był godny towarzystwa mrocznego księcia, jeźdźca apokalipsy, bladej śmierci w ludzkiej postaci.

Poczułem, jak ogarnia mnie złość. Nienawidziłem sytuacji, kiedy nie miałem pojęcia na czym stoję, a ta właśnie taka była. Nie wiedziałem co się stało, co mam robić i jak się zachować. Nie wiedziałem nic.

Pewien byłem tylko jednego. Jeżeli między nami, w którymkolwiek momencie nawiązała się jakaś cieniutka nić porozumienia, to właśnie bezpowrotnie przepadła. Nie widziałem szans na kontynuowanie tej znajomości, choć osobiście miałem zamiar udawać, że po prostu nic się nie stało. Chciałem dać temu zaszczutemu idiocie trochę ciepła i czułości, ale skoro nie chciał, to trudno. Jego strata.

Nie chcąc dłużej analizować tego, co się stało lub co mogło się stać, włączyłem sobie film. Dopiero po kilku godzinach zauważyłem, że Jelar zostawił u mnie swój zeszyt od chemii. Przeszło mi przez myśl, żeby od razu iść mu go oddać, ale postanowiłem, że zrobię to następnego dnia w szkole. Tak na zakończenie tej śmiesznej relacji.

Problem w tym, że Žiga nie pojawił się w szkole następnego dnia. A ja, nie dość, że musiałem cały dzień nosić ze sobą jego zeszyt, to jeszcze się tym zmartwiłem, choć trochę mi zajęło zinterpretowanie uczucia niepokoju, jaki mnie ogarnął, gdy nie przyszedł na lekcję. Zacząłem się zastanawiać, czy to przeze mnie. Wątpiłem w to, a jednak miałem takie obawy. Wśród znajomych z klasy nie dałem tego po sobie poznać, ale jak tylko lekcje dobiegły końca, czym prędzej poszedłem do domu Oblaków. Musiałem wiedzieć, co się stało.

Stojąc przed drzwiami, obawiałem się, że Žiga powiedział Tayi i jej mężowi gdzie wczoraj był i co miało miejsce, ale uśmiech, jakim obdarzyła mnie jego tymczasowa opiekunka gdy otworzyła, uspokoił mnie i uświadomił, że nie. Nic nie powiedział. Ale pojawił się nowy problem.

- Žiga nie wrócił jeszcze ze szkoły - stwierdziła, gdy wyjaśniłem jej powód odwiedzin. - Daj ten zeszyt, oddam mu jak przyjdzie. Chyba, że chcesz na niego poczekać.

Zgłupiałem. Grzecznie odmówiłem opcji poczekania i oddałem jego własność, po czym po prostu poszedłem. Nie powiedziałem jej, że nie było go w szkole, choć pewnie powinienem. W końcu coś mogło mu się stać, skoro wyszedł rano i nie dotarł na lekcje. Zdenerwowałem się na tę myśl, chociaż sam nie wiedziałem czemu. Początkowo chciałem iść do domu, ale uznałem, że chyba rozsądniej będzie go poszukać. Jeżeli to przede mną się ukrywał, chciałem wiedzieć dlaczego. Jeżeli coś mu się stało, chciałem wiedzieć co. Jeżeli go czymś wystraszyłem, chciałem wiedzieć czym. Chciałem to wszystko wyjaśnić.

Szukałem go wszędzie. Na starej skoczni, na nowej, nad stawem i w okolicy i nigdzie go nie było. Już powoli zaczynałem wątpić w to, że gdziekolwiek go spotkam. Niepokoiłem się coraz bardziej, no bo co mógłby robić sam przez te wszystkie godziny? A co, jeżeli znowu go dorwali? I tym razem dostał mocniej?

Przyspieszyłem kroku i postanowiłem, że jeszcze raz sprawdzę wszystkie miejsca. Żeby było szybciej, poszedłem skrótem, przez tunel przechodzący pod przejazdem kolejowym. Wszedłem między zimne, wilgotne, betonowe ściany, przypominając sobie jak bardzo nie lubię panującego tam, wiecznego półmroku. Niby nie miałem z tym miejscem złych wspomnień, ale wolałem trzymać się z daleka od kolejnej w okolicy wylęgarni pająków,

Tunel nie był długi, ale jakby ktoś chciał, to by się w nim schował przed światem. Zwłaszcza ktoś taki, jak Žiga. Szczupły, ubrany na czarno, zwinięty w kłębek, nieruchomy i bezgłośny. Nie zauważyłbym go, gdyby nie to, że szedłem bliżej ściany pod którą siedział, na tym zimnym betonie, pośród pajęczyn, których obecność na pewno napawała go jeszcze większym lękiem.

- Tu jesteś - powiedziałem z wyraźną ulgą w głosie, której nawet nie kontrolowałem.

Chciałem przy nim przykucnąć, ale gdy tylko mnie usłyszał, momentalnie wstał i próbował uciec. Tym razem jednak mu na to nie pozwoliłem.

- Czekaj... - zacząłem, chwytając go za nadgarstek i przytrzymując.

- Nie, zostaw mnie - wyjąkał przez łzy, próbując się wyrwać.

- Uspokój się.

Moje słowa jednak nie pomogły. Gdy zrozumiał, że go nie puszczę, oparł się o ścianę tunelu i z powrotem zsunął na ziemię, kuląc się i chowając twarz.

- Proszę, daj mi spokój...

- Przecież nie chcę ci nic zrobić, co z tobą? - spytałem, marszcząc brwi.

Nie odpowiedział. Płakał, głośno i bardzo rozpaczliwie, trzęsąc się. W kółko powtarzał, żebym nie robił mu krzywdy.

- Nie zrobię... - przerwałem i westchnąłem głęboko. - Žiga, co się stało? Czemu nie przyszedłeś do szkoły? I po co się tu chowasz?

- Myślałem, że... - zaczął przez łzy. - Ty jesteś inny. Że mnie nie skrzywdzisz.

- A co ja ci zrobiłem? - spytałem, zaskoczony.

Znów pozostawił moje pytanie bez odpowiedzi sprawiając, że czułem jeszcze większą złość, niż w chwili, gdy wyszedł z mojego pokoju.

- Wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz, nie musiałeś uciekać i robić scen - stwierdziłem, przewracając oczami. - Jesteś pierdolnięty.

Chciałem odejść. Zostawić go w spokoju, tak jak sobie życzył. Kompletnie go nie rozumiałem i wątpiłem, czy w ogóle byłbym w stanie pojąć, co się dzieje w jego głowie. Nie zrobiłem mu nic złego i nie miał żadnych podstaw, żeby tak się zachowywać. Zdążyłem zrobić ledwo dwa kroki, kiedy on znów się odezwał.

- Skąd miałem wiedzieć? - spytał cicho. - Prośby nie zawsze są skuteczne.

Zatrzymałem się. Zamarłem. Wtedy zrozumiałem wszystko i to aż za bardzo. Jego słowa uderzyły mnie tak mocno, że na chwilę wstrzymałem oddech, czując się tak, jakby potrąciła mnie ciężarówka. W tym momencie wszystko się zmieniło. Cały obraz tej sytuacji, własne odczucia, przemyślenia... Wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Moje przekonanie o własnej niewinności całkowicie legło w gruzach, zastąpione przez rosnące, nieznośne wyrzuty sumienia i ogromną złość na samego siebie.

- Boże... - wyszeptałem drżącym głosem, odwracając się do niego. - Ciebie ktoś zgwałcił.

Na moje słowa zaczął płakać jeszcze bardziej. A ja po prostu patrzyłem na niego, czując się jak skończony skurwysyn. Nagle dotarło do mnie, że wbrew temu, co sądziłem, zrobiłem bardzo dużo złego i wyrządziłem mu ogromną krzywdę. Ja, jedyna osoba, której w jakimś stopniu zaufał. Nieświadomie zadałem mu cios w prawdopodobnie najczulszy punkt, dokładając swoją cegiełkę, wręcz pustaka do stopniowego niszczenia tego chłopaka, którego dokonywali ludzie z naszej klasy. Niczym się od nich nie różniłem w tym momencie, wręcz przeciwnie. Byłem najgorszy z nich wszystkich. Nie chciałem tego. Nie byłem tym typem osoby, nigdy nie chciałem wyrządzać nikomu jakiejkolwiek krzywdy.

Kucnąłem przed nim, początkowo chcąc go przytulić lub uspokoić w jakiś inny sposób, ale powstrzymałem się. Nie miałem pojęcia od którego momentu mój dotyk mógłby być dla niego czymś złym. Spuściłem wzrok, biorąc szybki oddech. Nie wiedziałem co mam powiedzieć i jak się zachować. Teraz to ja chciałem uciec, ale to oczywiście nie wchodziło w grę. Zepsułem coś... A raczej kogoś i musiałem to naprawić. A nawet jeżeli nie musiałem, to bardzo chciałem.

- Przepraszam - stwierdziłem cicho. - Nie miałem pojęcia.

Poruszył się nerwowo i odwrócił głowę w bok, unikając patrzenia w moją stronę.

- Nie chcę o tym mówić...

- Nie musisz. - odparłem, spuszczając wzrok. Nie potrafiłem na niego spojrzeć, było mi za bardzo wstyd za moje zachowanie.

Dopiero po chwili zmusiłem się do podniesienia wzroku i popatrzenia na jego zapłakaną twarz. Sama myśl, że to przeze mnie, była wyjątkowo nieznośna. Rękami obejmował swoje kolana, delikatnie drżąc. Był przerażony. 

- Nie chciałem cię skrzywdzić - wyszeptałem. - Nigdy bym tego nie zrobił.

- Chciałeś... - odparł i pociągnął nosem.

- Nie, nie chciałem cię zmuszać. Źle zrobiłem, wiem, ale... Ja nawet nie wiem jak to wytłumaczyć. Podobasz mi się, byliśmy sami w domu i pomyślałem, że moglibyśmy spróbować. Przyszedłeś do mnie tak po prostu po tym, co ci powiedziałem, myślałem, że...

- Chciałem tylko, żebyś pomógł mi w lekcjach - powiedział cicho, bardzo zawiedzionym tonem, który zabolał jak nóż wbity w ciało.

Kurwa, Tilen, ty to jednak jesteś za głupi, żeby żyć.

Spuściłem sobie mentalny wpierdol za doprowadzenie do tej sytuacji i pomysł, że ktoś taki jak on, mógłby chcieć czegokolwiek więcej. Świadomość tego, jak bardzo go skrzywdziłem i zawiodłem, była wyjątkowo nieznośna. Bardzo chciałem cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń, ale niestety nie potrafiłem tego zrobić. Tak samo, jak nie byłem w stanie przekonać go, żeby się mnie nie bał. Wyjaśnić, że to był mój błąd i moja głupota, która nigdy więcej się nie powtórzy.

Dlatego postanowiłem odpuścić i nie stresować go dłużej swoją obecnością.

- Przepraszam - stwierdziłem jeszcze raz, odsuwając się od niego.

Chciałem wstać, ale gdy się podnosiłem, on mocno chwycił mnie za nadgarstek, nie pozwalając mi na to.

- Proszę, nie... - wyjąkał, z trudem łapiąc oddech. - Nie chcę być sam... Nie zostawiaj mnie tu.

Po kilku sekundach początkowego zaskoczenia, ostrożnie go objąłem i przytuliłem do siebie. Zamknąłem szczelnie w swoich ramionach, wplatając palce dłoni w jego włosy i delikatnie je przeczesując. Słysząc ile strachu i rozpaczy było w jego głosie, sam miałem ochotę się rozpłakać.

- Dobrze - wyszeptałem. - Zostanę, tylko nie bój się mnie.

Minęło kilka chwil, zanim zaczął się uspokajać, a przynajmniej przestał drżeć. Dopiero wtedy rozluźnił mięśnie i wtulił się we mnie, uspokajając oddech.

- Zabrać cię stąd? - spytałem, gdy już miałem pewność, że przestał płakać.

- Tak.

Odsunąłem go od siebie i wstałem. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, którą niepewnie chwycił i również się podniósł, po czym praktycznie od razu mnie objął. Oparłem rękę na jego plecach i w ten sposób zaczęliśmy powoli iść do wyjścia z tego cholernego tunelu.

Z jednej strony, cieszyłem się, że udało mi się w jakimś tam stopniu naprawić swój błąd i może nawet zdobyć nieco więcej jego zaufania. Z drugiej... Boże, on był tak blisko mnie. Jego dotyk, oddech, ciepło jego ciała, to wszystko nawet przez materiał naszych ubrań działało na moje zmysły zdecydowanie bardziej, niż powinno. Miałem go nawet bliżej, niż na wyciągnięcie ręki. Był chudziutki, podejrzewałem że lepiej widoczne są jego kości, niż jakiekolwiek mięśnie. Na pewno nie miałby sił się opierać. Wystarczyłoby go popchnąć w kierunku najbliższej ściany, zasłonić usta... Nikt tędy nie chodził. Nikt by nas nie zobaczył. Nikt by nie usłyszał. Nikt by się nie dowiedział, gdybym znalazł wystarczający argument nakłaniający go do milczenia.

Oczywiście odrzuciłem ten pomysł zaraz po tym, jak pojawił się w mojej głowie. Nie tylko dlatego, że starałem się dotrzymywać słowa, albo że było mi go żal. Pomijając już fakt, że gwałt jest przestępstwem i że prawdopodobnie do końca życia miałbym na sumieniu człowieka, to byłoby pójście na łatwiznę. Zdobycie jego zaufania na tyle, by sam mi się oddał, było ogromnym wyzwaniem.

A ja lubiłem wyzwania.

***
No to przyznać się, kto się spodziewał takiego rozwoju wydarzeń? 😅

Ciąg dalszy już w sobotę 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro