Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29 - Będę o Ciebie walczył

- Jak to... Okłamał? - spytałem, nie mogąc uwierzyć w słowa tej kobiety.

- Maks nie istnieje - odparła spokojnie, zupełnie jakby była świadoma tego, że Žiga mógłby o nim opowiadać. - A przynajmniej nie jako człowiek, o którym słyszałeś.

- To znaczy... - przerwałem, tworząc w głowie różne scenariusze tego, do czego zmierza ta rozmowa i czego za chwilę najprawdopodobniej się dowiem. - Wymyślił go, czy jak?

- W pewnym sensie - westchnęła. - Maksimiljan Zorman to dyrektor domu dziecka, w którym przebywał Žiga. I nigdy nic złego mu nie zrobił, a wręcz przeciwnie, zawsze przywiązywał bardzo dużą uwagę do tego, żeby zapewnić mu jak najlepszą opiekę.

- Nie rozumiem - odparłem cicho, zapatrzony w powierzchnię stolika, przy którym siedzieliśmy. - Więc co mu się naprawdę stało?

- Zacznijmy od tego, że nie stracił obojga rodziców w wypadku, tylko matkę. Nie pamięta jej, ale jest świadomy, że wszystko, przez co przeszedł, zaczęło się właśnie wtedy. Wychowywał się z ojcem, który nie mógł sobie poradzić po stracie żony, a ponieważ najłatwiej było mu obwiniać bezbronne dziecko, zaczął się znęcać nad Žigą. Najpierw psychicznie. Później też fizycznie. Rozpił się, z tego co udało mi się ustalić, po kilku latach zaczął też brać narkotyki. Wtedy zaczął go molestować i... - przerwała, biorąc głęboki oddech. - Przepraszam, ale sam dobrze wiesz, jak ciężko jest mówić o tym, co ten chłopak przeszedł.

- Czyli... To od początku był jego ojciec...? - zacząłem całkowicie zszokowany, czując narastający ból głowy. Jej słowa uderzyły mnie tak bardzo, że mój żołądek momentalnie się zacisnął i gdy to wszystko do mnie dotarło, miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.  - Dlaczego nie powiedział mi prawdy?

- Mi też na początku opowiadał inną wersję wydarzeń i minęło dużo czasu, zanim przyznał, kto tak naprawdę zrobił mu to wszystko. Widzisz Tilen, kiedy dziecko doświadcza silnej traumy w młodym wieku, widzi coś, czego nie powinno, albo zaznaje jakiejś krzywdy od bliskiej mu osoby... Czasem, żeby sobie z tym poradzić, wymyśla inną wersję swoich wspomnień. Innych bohaterów, inny przebieg zdarzeń. Dla Žigi największą traumą było to, że tę krzywdę wyrządził mu ojciec. Jedyna rodzina, jaką miał. Jedyny człowiek, któremu ufał. Więc kiedy to wszystko zaczęło się dziać, wyobraził sobie, że to ktoś obcy, a rysopis tej osoby po prostu dostosowywał w zależności od tego, z kim o tym rozmawiał.

Przez dłuższą chwilę milczałem, analizując jej słowa. To wszystko było dla mnie cholernie skomplikowane i trudne.

- Więc on nie wie, co jest prawdą?

- Wie. Ale ma dwie wersje wydarzeń i woli opowiadać tę wymyśloną. Próbuje się w ten sposób chronić przed odtrąceniem przez bliskie mu osoby. Wstydzi się tego, co się stało, a jednocześnie czuje się winny. To bardzo trudne do wyjaśnienia, to wszystko wywołuje w nim bardzo sprzeczne emocje.

Pochyliłem się, opierając czoło na dłoniach i przeczesując palcami włosy. Wziąłem głęboki oddech, starając się zapanować nad coraz gorszym samopoczuciem, ale utrudniał mi to ogrom emocji, które zaczęły się we mnie gromadzić. Strach, niepewność... Bezsilność... Czułem się podobnie jak Žiga, ale nie wobec otaczającego mnie świata, a wobec sytuacji, która z każdą chwilą zdawała się mnie przerastać.

- A jego ojciec... - zacząłem po chwili, nie podnosząc wzroku na kobietę, cierpliwie czekającą na moje kolejne pytania. - Co się z nim stało?

- Nie żyje - odparła krótko, beznamiętnym tonem.

Wtedy podniosłem głowę i spojrzałem na nią, marszcząc brwi.

- Dlaczego?

- Nie powinnam ci o tym mówić, ale może to ci uświadomi, z czym postanowiłeś się zmierzyć - westchnęła. - Sekcja wykazała liczne złamania i krwotok wewnątrz czaszki, wywołany silnym, wielokrotnym uderzeniem w głowę. Inaczej mówiąc, spadł ze schodów. A raczej został z nich zepchnięty. I zanim cokolwiek pomyślisz, to był wypadek - stwierdziła szybko, zapewne widząc, że zadała mi tą informacją kolejny cios. - Žiga nie chciał wyrządzić mu żadnej krzywdy, po prostu się bronił, kiedy ojciec próbował go zaciągnąć do sypialni. Nie wiedział, co robi i nie myślał o tym, że znajdują się przy schodach. Dlatego nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji karnych. On sam bardzo tego żałuje i nie może sobie tego wybaczyć.

Wypuściłem powietrze z płuc i bezwładnie oparłem się na krześle, czując przytłaczający mnie ogrom informacji, których ciężar był zdecydowanie ponad moje siły. Nie miałem pojęcia, co mógłbym powiedzieć lub pomyśleć. Nagle jednak dotarło do mnie podejście tej kobiety. Zrozumiałem, że problem, z którym postanowiłem zawalczyć, jest znacznie poważniejszy, niż początkowo sądziłem. Pomyślałem nawet, że może ona ma rację i nigdy nie uda mi pomóc Židze, że na to już jest za późno. Że nikt nie będzie w stanie mu pomóc, a wszelkie próby skończą się wpadnięciem w tę czarną otchłań, w której on się znajdował.

- Po co mi to pani mówi? - spytałem cicho, bez jakiegokolwiek przekonania. - Żeby mnie zniechęcić? Przekonać, że powinien być zamknięty z wariatami?

- Chciałeś znać prawdę, więc ci ją przedstawiłam. To już jest twoja sprawa, co z nią zrobisz.

Zaśmiałem się ironicznie i odwróciłem wzrok, kręcąc głową. Chaos, który miałem w głowie, wywołany natłokiem najróżniejszych myśli, był nie do opanowania. I znowu to samo. Walka z samym sobą, wątpliwości, sprzeczne myśli mówiące, że przecież go kocham, chcę z nim być i mu pomóc, a z drugiej strony, przerażająca świadomość, że nie dam sobie rady. Że on jest zbyt zniszczony.

Jego terapeutka dała mi dużo czasu na przemyślenie wszystkiego, za co byłem jej strasznie wdzięczny. Gdyby wywierała na mnie chociaż minimum presji, mógłbym przyznać jej rację i odpuścić, bez jakiejkolwiek walki, do której z resztą nie miałem już siły.

- Źle się czuję, możemy skończyć rozmowę? - spytałem, wiedząc że ten argument zadziała.

Kobieta westchnęła głęboko i kiwnęła głową, wyrażając zgodę. Wtedy też wstałem, z zamiarem jak najszybszego oddalenia się, ale po zrobieniu dwóch kroków, zatrzymałem się. Nie chciałem odchodzić, bez wyraźnego podkreślenia swojego zdania w tej kwestii, dlatego odwróciłem się i spojrzałem jej głęboko w oczy.

- Jeżeli mógłbym o coś prosić... Niech pani pozwoli, żeby to on zadecydował. Jeżeli będzie chciał wrócić, w porządku. Ale jeżeli będzie chciał zostać tutaj, ze mną... Proszę go do niczego nie zmuszać.

- Dobrze - odparła po chwili namysłu. - Mogę ci to obiecać.

- Dziękuję.

Odszedłem od niej, idąc powoli w kierunku naszej sali. Podszedłem do drzwi i wyciągnąłem rękę, by nacisnąć klamkę, ale zawahałem się w ostatniej chwili. Nie mogłem. Nie potrafiłem tak po prostu wejść do środka po tym wszystkim, czego się dowiedziałem. To było za dużo. Na myśl o tym wszystkim, znów poczułem, silny ból głowy i brzucha, dlatego wycofałem się i poszedłem dalej, przed siebie, dopóki nie natrafiłem na łazienkę. Wszedłem do środka, pochyliłem się nad toaletą i prawie natychmiast zwróciłem całą zawartość żołądka. Następnie usiadłem na kafelkach i nie ograniczany już przez nic, pozwoliłem łzom swobodnie spłynąć po mojej twarzy.

Ukryłem twarz w dłoniach, starając się płakać jak najciszej. Nienawidziłem tego. Tych swoich chwil słabości, których w ostatnim czasie pojawiało się zdecydowanie za dużo. Tych momentów, kiedy ogarniało mnie poczucie całkowitej bezsilności i przegranej walki o kogoś, kogo naprawdę kochałem. Nienawidziłem przegrywać.

Dopiero po kilku minutach udało mi się uspokoić. Uniosłem głowę, spoglądając przed siebie i przygryzłem wargę, żeby opanować emocje. Łzy nieco pomogły mi odzyskać siły. Przynajmniej na tyle, żebym był w stanie poukładać sobie wszystko. Spróbować dostosować się do nowej sytuacji i nowych zagrożeń dla Žigi... Dla nas. Gdy już mi się to udało, przetarłem oczy, wstałem i wyszedłem z powrotem na korytarz. Tym razem wróciłem do naszej sali bez żadnego zawahania.

Kiedy wszedłem do środka, Žiga siedział na łóżku i obejmując podciągnięte do twarzy kolana, zmartwionym wzrokiem wpatrywał się w okno.

- Już jestem - powiedziałem, podchodząc bliżej i siadając na krawędzi jego łóżka.

- Rozmawiałeś z nią? - spytał cicho, uparcie trzymając głowę odwróconą w drugą stronę.

- Tak.

- Więc już wiesz... - mruknął.

Siedząc pochylony, opierałem ręce na kolanach, znów nerwowo bawiąc się palcami. Wziąłem głęboki oddech, po raz kolejny przygryzając wargę, dopóki w ustach nie poczułem metalicznego posmaku krwi.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? - spytałem, odwracając się do niego.

- Przepraszam... - odparł. - Bałem się, że... Że jeśli się dowiesz, odejdziesz... Zostawisz mnie w momencie, w którym... - przerwał i wziął drżący oddech, po czym spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. - Zależało mi na tobie...

- A teraz ci nie zależy?

- Zależy... - spuścił wzrok. - Ale teraz już znasz prawdę. Wiesz, że jestem mordercą, pewnie się mnie brzydzisz i chcesz odejść, tylko nie wiesz jak, więc...

- Nie, przestań - przerwałem mu, chwytając go oburącz za twarz i zmuszając go, by znów przeniósł na mnie swój wzrok. - Nie chcę odejść. Žiga, zrozum, to nie jest twoja wina. Nie zrobiłeś nic złego - mówiłem, patrząc mu głęboko w oczy, coraz bardziej łamiącym się głosem. - Nie zasłużyłeś na to wszystko... Nikt nie zasługuje.

Patrzył na mnie uważnie, analizując każdą łzę, która płynęła po mojej twarzy. Nie umiałem już być przy nim silny i byłem przez to na siebie cholernie zły, bo widziałem, że każda z tych łez jest dla niego bolesnym ciosem. Za każdą z nich się obwiniał. Chciał, żebym odszedł, chciał mnie od siebie uwolnić, ale ja nie potrafiłem tego zrobić. Nie tylko przez uczucia, jakie do niego żywiłem, ale przede wszystkim przez świadomość bycia odpowiedzialnym za jego życie. I za wszystkie obietnice, zarówno te już złamane jak i te, które zamierzałem spełnić.

- Nie chciałem, żeby... Umarł... - powiedział po chwili, spuszczając wzrok. - Kiedy spadł, ja... Chciałem mu pomóc... Ale już było za późno.

- Wierzę ci, myszko - odparłem, powoli przeczesując dłonią jego włosy. - Znam cię, wiem, że nigdy nikogo byś nie skrzywdził. To był wypadek.

Nie odpowiedział. Tylko wziął kolejny drżący oddech, a w jego oczach pojawiły się łzy, na których widok, mocno go przytuliłem.

- Nie płacz, proszę... - wyszeptałem.

- Co teraz będzie?

- Nie wiem - przyznałem szczerze. - Ale nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi ciebie odebrał. Będę o ciebie walczył tak długo, jak tylko będę w stanie, ale musisz mi pomóc, bo sam nie dam sobie rady.

- Jak mam to zrobić? - spytał, odsuwając się ode mnie.

- Powiedz tej kobiecie, że nie chcesz wracać do Kranja.

- A co później?

- Później... - westchnąłem, odwracając wzrok i starając się wymyślić jakikolwiek scenariusz wizualizujący przyszłość. Naszą wspólną przyszłość. Niestety każda kolejna próba kończyła się porażką. Mimo tego, zdołałem wymusić na sobie lekki uśmiech. - Damy sobie radę.

Kiwnął delikatnie głową, a ja, nie chcąc dłużej kontynuować tej rozmowy w obawie przed zdradzeniem, że nie mam absolutnie żadnego pomysłu, położyłem się na jego łóżku, ostrożnie ciągnąc go za sobą. Przytuliłem go i zacząłem gładzić dłonią jego plecy, przykładając usta do jego głowy.

- Nie wiesz co robić... - stwierdził po długiej chwili.

Na te słowa mocno zacisnąłem oczy i ramiona, w których go trzymałem. Tym razem to ja wziąłem drżący oddech, chcąc dać sobie chwilę, na powstrzymanie kolejnej chęci rozpłakania się.

- Wiem, że chcę z tobą być - odparłem cicho. - Chcę, żebyś już zawsze był przy mnie. I będę o to walczył.

***
Hej 💖

Dzisiaj rozdział wyjątkowo z piosenką. Nie oglądałam filmu 'Five feet apart', ale w tym utworze się zakochałam i jak tylko go usłyszałam wiedziałam, że chcę go tutaj wykorzystać. Pasuje idealnie 😊

Co do rozdziału... Czy czyjaś teoria się sprawdziła? 🤔 Dawajcie znać 😁

Miłego dnia ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro