25 - Zawsze chciałem go tylko chronić
Podniosłem się powoli, siadając na łóżku i starając się zignorować kolejną falę silnego bólu, przeszywającego moje ciało. Przetarłem dłonią oczy, by ukryć łzy, które się w nich pojawiły, a gdy mi się to udało, westchnąłem głęboko i spuściłem wzrok, nie mając odwagi spojrzeć ani na policjantów, ani tym bardziej na mamę.
- No więc... - zacząłem niepewnie, zbierając myśli. - Tamtego wieczora siedzieliśmy w starym, opuszczonym domku nad stawem w lesie, kawałek za Domžale. Często spędzaliśmy tam czas po szkole. Na początku byliśmy w czwórkę. Ja, Matej Palčič, Gašper Šantl i... Anže Semenič. Trochę wypiliśmy, oni palili papierosy, czyli tak, jak zawsze. Później Anže wyciągnął jakieś prochy. Chyba kokainę. Wziął to, razem z Matejem i...
- Ty też wziąłeś? - spytała policjantka.
- Nie, odmówiłem - powiedziałem stanowczo, starając się nie dać im żadnych podstaw do pomyślenia, że kłamię. - Ja i Gašper odmówiliśmy. Zawsze trzymaliśmy się z daleka od narkotyków.
- No dobrze, a co było dalej?
- Przyszedł Luka. Luka Dončič. I przyprowadził Žigę. Odkąd pojawił się w naszej szkole, był ich ofiarą. Uwielbiali się nad nim znęcać - stwierdziłem, nieudolnie starając się zapanować nad drżącym głosem. - Luka też wciągnął kreskę i zaczęli się z nim bawić. Przepychać go, straszyć i tak dalej. W końcu Anže wpadł na ten pomysł - ruchem głowy wskazałem na telefon Mateja, trzymany przez policjantkę. - Matej i Luka się zgodzili, więc... Ściągnęli z niego bluzę, później Anže zaczął go całować i dotykać... Nożem przeciął skórę na jego ramieniu.
Przypominając sobie ten wieczór, sekunda po sekundzie czułem, że coraz trudniej jest mi zapanować nad emocjami. Byłem bliski rozryczenia się, a żeby powstrzymać tę chęć, zacisnąłem dłonie na kołdrze.
- Później... Położyli go na materacu. I ja chciałem, naprawdę chciałem zareagować wcześniej, ale nie miałem pojęcia jak to zrobić. Nie byłem w stanie przekonać ich do odpuszczenia tego pomysłu, a bałem się, że jeżeli otwarcie im się sprzeciwię, skończę jak... No tak, jak skończyłem teraz. Więc wyczekałem do tej ostatniej chwili udając, że też chcę wziąć w tym udział. I tuż po tym, jak ten filmik się kończy, uderzyłem Lukę, później Anže... Gašper powstrzymał Mateja przed rzuceniem się na mnie... Wziąłem Žigę i uciekliśmy. Chciałem go odprowadzić do domu, ale zapytał, czy mógłby zostać na noc u mnie. Był przerażony, więc się zgodziłem. To było wtedy, kiedy pierwszy raz u nas spał, pamiętasz? - spytałem, spoglądając na moją mamę.
- Pamiętam - stwierdziła ozięble, trzymając wzrok wbity w drzwi wejściowe. - Tylko że wtedy twoja wersja wydarzeń brzmiała trochę inaczej.
- Wiem, przepraszam, że cię okłamałem, ale... Ja naprawdę się bałem komukolwiek o tym powiedzieć. Sama widzisz, do czego oni są zdolni.
- Rozumiem, że z Žigą Jelarem łączą cię... bliskie relacje? - spytała ostrożnie policjantka.
- Žiga to... - przerwałem, czując że te słowa za cholerę nie mogą mi przejść przez gardło. Zwiesiłem głowę niżej, spinając się jeszcze mocniej, zupełnie tak, jakby nasza relacja była przestępstwem. Wziąłem kilka drżących oddechów, by pokonać ten strach i starłem łzę, która niesfornie postanowiła spłynąć po moim policzku. - To mój... Chłopak. I nigdy bym go nie skrzywdził. Wiem, że wtedy czekałem z interwencją zbyt długo i do dziś nie mogę sobie tego darować, ale nic mu nie zrobiłem i nie pozwoliłem im tego zrobić. Jeżeli mi nie wierzycie, spytajcie go.
- Póki co to niemożliwe - stwierdził starszy policjant tuż po tym, jak wymienił ze swoją partnerką zaskoczone spojrzenia. - No dobrze. W takim razie to wszystko. Życzę zdrowia i do zobaczenia.
- Oby nie - mruknąłem prawie bezgłośnie, gdy już wychodzili.
Gdy zostaliśmy z mamą sami, zapadła cisza, ale nie taka, do której Žiga zdążył mnie przyzwyczaić. Ta była cholernie nieprzyjemna. Tym trudniejsza do zniesienia, im dłużej trwała. Ale bałem się ją przerwać. Nawet nie miałem na to sił. Emocje, które mną zawładnęły, te wszystkie nerwy, którym dałem się ponieść, sprawiły, że nie wytrzymałem. Podciągnąłem kolana do brody i chowając w nich twarz, rozpłakałem się, już nawet nie zważając na ból.
- Tilen...
- Nie zrobiłem tego... - wyjąkałem rozpaczliwie przez łzy. - Chciałem go chronić... Zawsze chciałem go tylko chronić.
- Spójrz na mnie - stwierdziła chłodno.
Spojrzałem, choć przyszło mi to z ogromnym trudem. Mimo iż bardzo się starałem, nie potrafiłem odczytać niczego z jej spojrzenia. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale podświadomie czułem, że właśnie coś się między nami bezpowrotnie zepsuło. Choć może trafniej byłoby powiedzieć, że to ja to zepsułem.
- Jeżeli mówisz prawdę, to dlaczego płaczesz?
- Bo podejrzewają mnie o coś, czego nie zrobiłem. Jest mi kurewsko przykro, że musiałaś to wszystko widzieć, zawiodłaś się na mnie i nie masz żadnych podstaw, żeby mi uwierzyć. Poza tym, nie wiem co z Žigą i cholernie się o niego martwię - stwierdziłem, po czym znów się rozpłakałem.
Ogarnęła mnie bezsilność. I strach przed tym, co miało nastąpić. Nie wiedziałem co robić, ani jak mógłbym dalej walczyć. Miałem ochotę położyć się na tym pieprzonym łóżku i po prostu poczekać na to, aż wszystko rozwiąże się samo.
Usłyszałem ruch. Moja mama wstała. Sądziłem, że po prostu wyjdzie z sali i zostawi mnie samego. Zamiast odgłosu jej kroków, poczułem jak siada na łóżku tuż obok mnie, a potem ostrożnie mnie przytula. Na tyle delikatnie, żeby nie sprawić mi bólu. Na tyle mocno, żebym poczuł się lepiej. Próbowałem się uspokoić, ale bezskutecznie, więc zaczęła przeczesywać dłonią moje włosy. To pomogło. I to nic, że poczułem się jakbym znów był małym, bezbronnym dzieckiem. Potrzebowałem się tak poczuć. Potrzebowałem jej wsparcia, bo już miałem dość radzenia sobie z tym wszystkim samemu. To było jak taki reset. Ponowne nabranie sił i naładowanie baterii. Odzyskanie jakiegoś skrawka nadziei. I chociaż korzystałem z tej możliwości wyjątkowo rzadko, bez tego bym sobie chyba nie poradził z niczym.
- Wierzę ci, synku - stwierdziła łagodnie. - Przecież cię znam, wiem, że nie skrzywdziłbyś nikogo. Poza tym, widzę jak bardzo kochasz tego chłopaka. Zabiorę cię do niego, ale najpierw musisz się pokazać lekarzowi, dobrze? Pewnie będą chcieli ci zrobić jakieś badania.
- No dobrze... - odparłem, już całkiem spokojnie.
- I nie martw się o nic - powiedziała, odsuwając się i spoglądając mi głęboko w oczy z delikatnym uśmiechem. - Bardzo dużo przeszedłeś w ostatnim czasie. Jeszcze więcej osiągnąłeś. Jeżeli już nie masz siły, to odpocznij, a ja dopilnuję, żeby już więcej nikt niczym cię nie martwił.
- Dzięki.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, po czym wstała i wyszła po lekarza, a ja zrobiłem tak, jak mówiła. Położyłem się, wziąłem głęboki oddech i po prostu jej zaufałem.
Badania dłużyły mi się w nieskończoność. Tomografia, rezonans, prześwietlenie klatki piersiowej, jakieś inne, moim zdaniem niepotrzebne pierdoły, wszystko po to, żebym nie dowiedział się nic nowego i dostał zalecenie leżenia w łóżku. Informacja o tym, że będę musiał spędzić w szpitalu około tygodnia na obserwacji, nawet mnie szczególnie nie zmartwiła. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że będę mógł być blisko Žigi. Gdy wróciłem do swojej sali, nie myślałem o niczym innym, prócz tego, jak bardzo chciałbym go zobaczyć. Jedynie czasem moje myśli skupiały się na złym samopoczuciu i bólu spowodowanym pękniętym żebrem, które przy każdym gwałtowniejszym ruchu odbierało mi oddech.
Leżąc w łóżku, wpatrywałem się w widok za oknem, który co prawda nie był szczególnie interesujący, ale pozwalał mi zabić czas w oczekiwaniu na mamę, która obiecała, że po badaniach zabierze mnie do mojego chłopaka. Pojawiła się po kilkunastu minutach, razem z wózkiem inwalidzkim, na którego widok westchnąłem głęboko.
- Poważnie? - spytałem z lekkim zażenowaniem. - Dam radę iść.
- Wsiadasz, albo zostajesz - stwierdziła stanowczo, dając mi do zrozumienia, że nie mam wiele do gadania. - W ogóle nie powinieneś nigdzie się ruszać.
- No dobrze, dobrze... - mruknąłem z niezadowoleniem.
Podniosłem się z łóżka i ignorując zawroty głowy, usiadłem na wózku. Mama mnie wywiozła, a ja całą swoją uwagę skupiłem na tym, by zapamiętać drogę do sali, w której leżał Žiga. Jednocześnie się cieszyłem, ale też czułem narastający stres. Chciałem go zobaczyć, ale niekoniecznie w tym stanie, pobitego, nieprzytomnego, bez możliwości porozmawiania, wyjaśnienia tego wszystkiego, uspokojenia i zapewnienia, że wszystko jest dobrze.
Okazało się, że jest na tym samym oddziale, zaledwie kilka pokoi dalej i podobnie jak ja, był w sali sam. Gdy znaleźliśmy się w środku, zamarłem, widząc ze jest podpięty do znacznie większej ilości urządzeń, niż byłem ja. Przeznaczenia części z nich nawet nie znałem, ale wiedziałem, że ich obecność nie świadczy dobrze o jego stanie zdrowia. Co więcej, siniaki i otarcia pokrywały znaczną część jego ciała, na widok czego mój żołądek samoistnie się zacisnął. Wstałem z wózka i usiadłem na krześle tuż przy jego łóżku. Przez długą chwilę po prostu patrzyłem na niego, analizując każdy fragment jego twarzy, szyi i rąk. Reszta była przykryta kołdrą. Czując, że już nie tylko żołądek, ale również gardło mam ściśnięte, przyłożyłem dłoń do jego głowy, delikatnie go po niej gładząc. Liczyłem na to, że jakoś zareaguje. Że zrobi cokolwiek. Ale nic się nie stało.
Poczułem, że mama oparła dłoń na moim ramieniu i lekko je ścisnęła, tym samym przypominając mi o swojej obecności.
- Daj mi bluzę - poprosiłem cicho, nie odwracając wzroku od Žigi.
Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i zacisnąłem ją na ciepłym materiale, którym następnie go przykryłem. Miałem głupią nadzieję, że to cokolwiek zmieni. Że jakoś trafi do jego świadomości.
- Wyjdzie z tego? - spytałem drżącym głosem po długiej chwili oczekiwania, podczas której nie zmieniło się absolutnie nic.
- Na pewno - odparła łagodnie.
- A kiedy się obudzi?
- Operowali go bardzo długo - westchnęła ciężko. - I musiał mieć przetaczaną krew. Obudzi się, kiedy jego organizm będzie na to gotowy.
Nie odpowiadając, przetarłem mokre od łez oczy. Rozpaczliwie chciałem mu pomóc, a nie potrafiłem. Nic nie mogłem dla niego zrobić. Nawet samo bycie przy nim nic nie dawało, bo on prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy. To cholerne uczucie bezsilności było nie do zniesienia.
- Przez cały czas jest tu sam?
- Nie, Taya z mężem siedzieli przy nim przez kilka godzin. Musieli wrócić do pracy, ale na pewno jeszcze przyjadą.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, bo tylko na tyle było mnie stać. Dopiero po kilku minutach byłem w stanie oderwać od niego swój wzrok, by przenieść go na mamę.
- Ty też wracaj. Poradzę sobie.
- Jesteś pewien?
- Tak - odparłem, lekko się uśmiechając. - Już tak.
Odwzajemniła uśmiech, po czym pożegnała się i wyszła, a ja zostałem sam. Znów spojrzałem na Žigę, czując jak łzy, których już nie dałem rady wstrzymać, spływają po moich policzkach. Ostrożnie chwyciłem go za dłoń, która wydawała mi się być jeszcze zimniejsza, niż zwykle.
- Boże, myszko... - wyszeptałem drżącym głosem. - Co oni ci zrobili...
Nie myśląc wiele, podniosłem się z krzesła i usiadłem na jego łóżku, by po chwili położyć się tuż obok. Był na tyle szczupły, a łóżko na tyle szerokie, że bez problemów mieściliśmy się na nim we dwóch. Ostrożnie go objąłem uważając, by nie dotknąć rany po nożu, znajdującej się tuż pod mostkiem, i przyłożyłem dłoń do jego policzka, składając czuły pocałunek na jego skroni.
- Nie martw się, jestem tu. I zaopiekuję się tobą, obiecuję. Tylko wróć do mnie jak najszybciej.
Tym razem już nie robiłem sobie nadziei na żadną reakcję z jego strony. I słusznie, ponieważ znów się jej nie doczekałem, ale jednocześnie wierzyłem, że niedługo znów usłyszę jego głos. Być może za kilka godzin, być może dni. W końcu musiał się obudzić. Nie było innej możliwości.
Leżąc tuż przy nim poczułem, jak ogarnia mnie zmęczenie, którego źródła nie rozumiałem. Sądziłem, że po tylu godzinach bycia nieprzytomnym, będzie rozpierała mnie energia, której oczywiście nie będę mógł uwolnić ze względu na ograniczoną ruchliwość. Tymczasem oczy zaczęły mi się same zamykać i nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem, wtulony w swojego chłopaka.
Nie wiem ile spałem, ale wystarczająco długo, by za oknami zrobiło się ciemno. Chociaż przeważnie niewiele rzeczy było w stanie mnie obudzić, tym razem mój sen był wyjątkowo płytki. Zastanawiając się, dlaczego został przerwany, spojrzałem na Žigę, mając nadzieję, że to z jego powodu. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałem, że obudziłem się przez nieznośny ból wywołany trwaniem przez zbyt długi czas w niezbyt wygodnej pozycji. Chcąc sobie jakoś ulżyć, zszedłem z łóżka i z powrotem usiadłem na krześle, opierając się rękami na twardym materacu. W ten sposób spędziłem kolejne kilkadziesiąt minut, dopóki do sali nie weszła pielęgniarka, która szybko wygoniła mnie do mojej sali. Niechętnie wykonałem polecenie, obiecując sobie, że kolejnego dnia przyjdę do niego tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.
***
Pozdrawiam wszystkich, którzy sądzili, że to Anže Lanišek jest tym głównym złym 😂
I tak, niestety powoli zbliżamy się do końca opowiadania. I też jest mi z tego powodu przykro. 😢
Ale nie martwcie się, jeszcze sporo akcji przed nami 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro