Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24 - Był z Tobą przez cały czas

Najpierw odzyskałem świadomość. Władzę nad ciałem, a konkretnie nad powiekami, kilka sekund później. Otworzyłem oczy, ale szybko tego pożałowałem, gdy napotkały jaskrawe, białe szpitalne światło, więc zamknąłem je z powrotem. Dopiero później poczułem niesamowicie silny ból rozchodzący się po całym moim ciele. A później zacząłem słyszeć. Najpierw jakieś pikające urządzenia, gdzieś nad moją głową, delikatne bzyczenie tej cholernej lampy, aż w końcu cichy płacz. Pociągnięcie nosem. Ktoś tu był, tuż obok mnie. Kto?

Druga próba otwarcia oczu skończyła się podobnie jak pierwsza, z tym, że tym razem jęknąłem cicho. Z bólu, ogólnego złego samopoczucia i światłowstrętu.

Poczułem czyjąś dłoń, ostrożnie chwytającą moją własną. To dało mi dodatkową motywację do zwalczenia wszystkich przeciwności i dojścia do siebie.

- Tilen... - usłyszałem i już nie miałem wątpliwości, kto znajduje się zaraz obok. I nawet nie było to dla mnie szczególne zaskoczenie.

Odwróciłem głowę w stronę, z której dochodził głos i spojrzałem na przeraźliwie zmartwioną twarz mojej mamy. W oczach, które i tak już były zapuchnięte i podkrążone, miała pełno łez. Nie widziałem jej w takim stanie od śmierci taty i to mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo został mi co najwyżej dzień życia, albo zdecydowanie za długo spałem.

- No i o co płaczesz? - spytałem powoli, cicho, zachrypniętym głosem, w ogóle nie brzmiącym jak mój. - Mówiłem ci, że jak zacznę pomagać temu nowemu od Oblaków, to w końcu dostanę po mordzie. Sama tego chciałaś.

- Przestań - stwierdziła, śmiejąc się przez łzy. Byłem prawie pewien, że gdyby nie mój stan, dostałbym cios w ramię. - Jak się czujesz?

- Jakby mnie ktoś przeżuł, wypluł, przeżuł jeszcze raz, połknął, wyrzygał...

- A mógłbyś choć przez chwilę być poważny?

- Źle - westchnąłem. - A co mi jest?

- Jesteś bardzo mocno potłuczony. Masz wstrząs mózgu i pęknięte żebro.

- Tylko? - spytałem z zaskoczeniem. - To i tak nieźle. A jak długo byłem nieprzytomny?

- Kilkanaście godzin.

Przeanalizowałem dokładnie jej słowa, w milczeniu rozglądając się po niewielkiej, szpitalnej sali, której surowy wystrój zdecydowanie nie należał do tych, stwarzających poczucie jakiegokolwiek komfortu. W środku była tylko mama. Ani śladu Žigi. Nie wiedział, że tu jestem? Nikt mu nie powiedział? Może nie chcieli go martwić. A może wiedział, lecz był zbyt wystraszony, żeby się tu pojawić. Boże, musiał umierać ze strachu. Musiałem jak najszybciej się z nim skontaktować.

- Masz może mój telefon? - spytałem, z powrotem przenosząc wzrok na mamę.

- Tak, mam wszystkie twoje rzeczy - odparła, nieco się uspokajając. - I przywiozłam ci bluzę, bo w tych salach jest dość chłodno.

- Dzięki, ale bardziej potrzebuję telefonu. Muszę zadzwonić do Žigi. Powiedzieć mu, że wszystko w porządku - wyjaśniłem, nie do końca przejmując się tym, że na moje słowa mama zmarszczyła brwi. - Ktoś mu w ogóle powiedział, że tu jestem? Wie, co się stało?

- Žiga... Też tutaj jest - stwierdziła ostrożnie.

- Naprawdę? Gdzie? Czemu tu nie przyszedł? Zawołaj go, przecież...

- Tilen - przerwała mi, wydając się kompletnie zdezorientowana. - Synku... Przecież byliście razem.

- No tak, ale... - zacząłem, wahając się. - Kiedy zrozumiałem, że będą kłopoty, kazałem mu uciekać i... Poszedł. Wrócił do domu.

- Nie - odparła, opierając dłoń na mojej głowie, tak jakby za chwilę miała mi przekazać jakąś trudną wiadomość. - To on zadzwonił po pomoc, z twojego telefonu. Był tam z tobą. Przez cały czas.

Uniosłem brwi i zamarłem, kompletnie nie rozumiejąc, jak to możliwe. Przecież widziałem, że szedł w inną stronę, byłem sam, kiedy Anže, Matej i ten cały Nejc mnie dorwali więc... Wrócił? Kiedy? Kiedy już byłem nieprzytomny? Chciał mnie bronić? Coś mu się stało? Widzieli go?

- Coś mu jest? - spytałem szybko, czując narastające zdenerwowanie.

Widziałem, że wzięła głęboki oddech, po czym mocniej ścisnęła moją dłoń. To nie był dobry znak. To był kurewsko zły znak.

- Mamo...

- Wciąż jest nieprzytomny - przerwała mi. - Ale jego stan jest stabilny, operacja się udała i...

- Jaka operacja?

Zanim odpowiedziała, wzięła głęboki oddech, przygryzając lekko dolną wargę. 

- Któryś z tych chłopaków miał przy sobie nóż - stwierdziła cicho, sprawiając, że na kilka sekund wstrzymałem oddech. - Žiga stracił dużo krwi, ale tak jak mówiłam...

Dalej już jej nie słuchałem. Nie chciałem słuchać. Usiadłem, nie zważając na jej protesty i momentalnie jęknąłem z bólu w klatce piersiowej, który znacznie utrudnił mi wzięcie oddechu. Momentalnie też zrobiło mi się niedobrze, ale po kilku sekundach uporałem się z tym wszystkim i zacząłem uwalniać się od urządzeń, do których byłem podpięty.

- Oszalałeś?! Nie wolno ci wstawać! - mama chwyciła za moje ramię, próbując mnie zmusić do ponownego położenia się, ale nie pozwoliłem jej na to.

- Nie obchodzi mnie to - warknąłem. - Muszę do niego iść i go zobaczyć, po prostu muszę.

- Przecież nawet nie wiesz gdzie jest - stwierdziła, gdy już spuściłem nogi z krawędzi łóżka, co chwilowo mnie powstrzymało.

- Ale ty wiesz. Pokaż mi, proszę, ja naprawdę...

Nim skończyłem zdanie, drzwi od sali się otworzyły. Spojrzałem na nie, spodziewając się zobaczyć lekarza, pielęgniarkę, albo kogoś innego z personelu, ewentualnie jakiegoś znajomego. Ale do środka weszło dwoje policjantów, kobieta około trzydziestki i znacznie starszy od niej mężczyzna.

- Dzień dobry - zaczął ten starszy, po czym przedstawił swoje nazwisko i stopień, tak jak to zwykle ma miejsce. - Tilen, tak? Możemy zadać ci kilka pytań?

- Przepraszam, ale mój syn przed chwilą się obudził i nie sądzę, żeby to był odpowiedni moment - warknęła w ich stronę moja mama.

Uśmiechnąłem się nieznacznie widząc, że włączył jej się ten matczyny instynkt obrońcy. Nawet nie wiedziała o co chodzi, a była gotowa walczyć o mnie jak lwica, bez względu na wszystko. Bardzo w niej to ceniłem.

- Wygląda na to, że czuje się całkiem dobrze - stwierdziła kobieta, całkiem sympatycznym głosem. Pewnie widziała, że chwilę wcześniej zamierzałem wstać.

Mama rzuciła jej lodowate spojrzenie, które następnie przeniosła na mnie. I nawet nie musiała nic mówić, żebym zrozumiał polecenie. Posłusznie i ze skruchą położyłem się z powrotem, gotowy nawet samodzielnie podpiąć się do tych wszystkich kabli, które chwile wcześniej od siebie odłączyłem, byle tylko nie była na mnie zła.

- Czy możemy zostać z pani synem na osobności? To zajmie tylko chwilę.

- Nie, jestem nieletni - stwierdziłem, chwytając moją mamę za nadgarstek, żeby czasem nigdzie nie wychodziła.

Tym razem to ona się lekko uśmiechnęła i spojrzała dumnie na nieco skonsternowanych policjantów. Może już nie byłem dzieckiem, a do pełnoletniości brakowało mi zaledwie kilku miesięcy, ale z jakiegoś powodu czułem, że jej umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji może mi się przydać.

- No dobrze, więc...

- O co dokładnie chce pan spytać? - przerwałem mu, nie chcąc tracić czasu na bezsensowne rozmowy, podczas gdy mógłbym już być w drodze do Žigi. - Kto mnie pobił, dlaczego, gdzie mieszka? Wiem wszystko, znam ich.

- Nie nie, sprawców pobicia już złapaliśmy - odparł, wprawiając mnie w dość duże zaskoczenie. - Przyznali się do wszystkiego i odpowiedzą za to. Przyszliśmy do ciebie w sprawie molestowania.

- Czego? - spytałem, marszcząc brwi. - To chyba jakaś pomyłka... Nikt mnie nie zmolestował. Ja tym bardziej tego nie zrobiłem.

- W takim razie, jak wyjaśnisz to? - spytała policjantka, wyjmując telefon, który momentalnie rozpoznałem. Następnie włączyła jakieś nagranie i skierowała ekran w moją stronę tak, by moja mama też widziała, co się na nim wyświetla.

Niedługo mi zajęło skojarzenie faktów i przypomnienie sobie tej chorej sytuacji, gdy Luka przyprowadził Žigę do domu nad stawem. Pamiętałem dokładnie, co się wtedy stało. Pamiętałem, że Matej to nagrywał, ale nie sądziłem, że zachował to nagranie. No bo po cholerę trzymać coś takiego na telefonie?

Filmik był oczywiście całkowicie wyjęty z kontekstu. Zaczynał się, gdy Anže dobierał się do Žigi, już leżącego na materacu i kończyło tuż przed tym, jak uderzyłem Lukę. Jednoznacznie wskazywało na to, że doszło tam do czegoś, w czym miałem czynny udział. Widząc to w tym świetle, co chwilę uciekałem wzrokiem, albo na okno, albo na moją mamę, która była tym wyraźnie zszokowana. Zacząłem cholernie żałować, że nie pozwoliłem jej wyjść.

- Mogę to wyjaśnić - powiedziałem szybko, gdy policjantka zabrała telefon.

- Właśnie po to tu jesteśmy - stwierdziła.

- Nic nie zrobiłem - zacząłem, kierowany bardziej paniką, niż rozsądkiem. - Z resztą, tam do niczego nie doszło, więc cokolwiek powiedzieli, kłamią.

- Nikogo jeszcze nie przesłuchiwaliśmy w tej sprawie - powiedział starszy policjant. - Nagranie zostało znalezione na telefonie jednego z chłopaków, którzy cię pobili. Chcielibyśmy, po prostu zrozumieć, co tam się stało, zanim postawimy ci jakiekolwiek zarzuty.

- Zarzuty? - spytałem drżącym głosem. - Ale ja nic...

- Tilen, po prostu powiedz, co tam się stało - stwierdziła chłodno mama.

Wziąłem głęboki, drżący oddech. Byłem spięty jak cholera i zdenerwowany tak bardzo, że zaczynałem się trząść. Miałem ogromną potrzebę wyjścia z tej cholernej sali, ucieczki od tego wszystkiego, najlepiej do Žigi. Nagle zachciało mi się też płakać, ale przygryzłem wargę, powstrzymując to uczucie.

Spojrzałem na mamę, doszukując się jakiejkolwiek pomocy, ale szybko zrozumiałem, że jej nie uzyskam. Na jej twarzy malował się wyraz ogromnego zawodu i rozczarowania, co bolało bardziej, niż wszystkie moje fizyczne dolegliwości. Byłem w tym sam i sam musiałem z tego jakoś wybrnąć, mogąc jedynie mieć nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie znacząco na moje relacje z nią. Chociaż było całkiem możliwe, że już wpłynęła. 

***
Dzień dobry ☺️

Jak Wam mija dzień?

Jak Wam się podoba rozwój akcji?

Jak sądzicie, co się stanie dalej? 🤔

Miłego ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro