18 - Zimne dłonie mają ci, których nikt nie kocha
Po tym nadzwyczaj emocjonującym tygodniu, w końcu nadeszła sobota. W końcu mogłem się wyspać, obudzić bez stresu, że znów coś może się stać, albo że coś się stało poprzedniego dnia i trzeba zmierzyć się z konsekwencjami. Mogłem przespać śniadanie, poczekać na obiad i niczym się nie martwić. Taki dzień to prawdziwy skarb przy moim aktualnym trybie życia.
Zwlokłem się z łóżka koło dwunastej i poszedłem do kuchni, licząc na coś dobrego do jedzenia. Zamiast tego spotkałem kartkę z informacją od mamy mówiącą, że z racji wolnego dnia, pojechała w odwiedziny do swojej siostry do Planicy, więc o ewentualny obiad muszę zadbać sam. To znacznie ostudziło mój początkowy entuzjazm, zwłaszcza, gdy wyobraziłem sobie jak Nastja wypytuje ją o mój związek z Žigą. Z drugiej strony, zakład pomiędzy mną, a moją kuzynką wciąż był aktualny i nic nie wskazywało na to, by miała go wygrać.
Uśmiechnąłem się na tę myśl i przygotowałem sobie posiłek, po czym usiadłem przy stole i jedząc, napisałem wiadomość do Žigi. Byłem ciekaw czy już wstał, czy coś zjadł, jaki miał humor... Najchętniej sam zatroszczyłbym się o te trzy rzeczy, ale pierwszą część dnia chciał spędzić z Oblakami. A raczej oni z nim, więc zobaczyć mieliśmy się dopiero po moim treningu.
Większość dnia spędziłem nie robiąc absolutnie nic produktywnego. Leżałem na kanapie przed telewizorem, nie mogąc się doczekać popołudnia. A kiedy już nadszedł czas, że musiałem zacząć pakować rzeczy na trening, zrobiłem to w rekordowo szybkim tempie i równie szybko poszedłem na skocznię. O tym, że umówiłem się z Mają, przypomniałem sobie dopiero, gdy ją zobaczyłem, ale bez problemów udało mi się namówić trenera, żeby wpuścił ją na górę i pozwolił robić zdjęcia. Starałem się podzielać jej radość, ale jednocześnie moje spojrzenie wciąż uciekało w kierunku tego jednego miejsca po drugiej stronie, między drzewami, gdzie zawsze siedział Žiga. Jego obecność działała na mnie bardzo motywująco. Nie chciałem dawać mu żadnych powodów do zmartwień, więc podczas skoków musiałem być dodatkowo skoncentrowany, żeby utrzymać równowagę, nie upaść i osiągnąć dobrą odległość. I to okazywało się bardzo skuteczne, bo odkąd on zaczął pojawiać się na moich treningach, moje wyniki były zdecydowanie lepsze.
Po oddaniu ostatniego skoku szybko poszedłem do szatni i jeszcze szybciej się przebrałem, nie chcąc, żeby Maja musiała na mnie zbyt długo czekać. Zwłaszcza, że jej obecność wywołała spore zamieszanie wśród innych chłopaków z naszego klubu.
Gdy wyszedłem, była już otoczona przez trzech moich kolegów, którzy nieudolnie starali się udawać, że interesują ich zdjęcia, które im porobiła. Chociaż wydawała się być zadowolona z uzyskanej atencji i tak postanowiłem ją uratować, więc podszedłem bliżej i stanąłem przed nią z uśmiechem, dając reszcie do zrozumienia, że skoro ze mną przyszła, to ze mną pójdzie i żaden z nich tego nie zmieni.
- Zadowolona? - spytałem z uśmiechem.
- Tak! Zobacz - stanęła obok mnie i na swojej lustrzance pokazała mi zdjęcia, które zrobiła. Pochwaliłem je, zgodnie z prawdą przyznając, że nie odstawały poziomem od tych, które robią profesjonalni fotografowie na zawodach.
Pożegnaliśmy się z moimi kolegami z klubu, nie kryjącymi rozczarowania z faktu, że zabieram im nową koleżankę, Maja obiecała, że wyśle im zdjęcia i jeszcze kiedyś nas odwiedzi, i poszliśmy w swoją stronę. Przez kilka następnych minut usta jej się praktycznie nie zamykały, a ja cieszyłem się, że udało mi się ją w jakimś tam stopniu uszczęśliwić i może nawet spełnić jej marzenie. Niby nic mnie z nią nie łączyło, była tylko koleżanką z klasy, ale lubiłem ją i świadomość, że poprawiłem jej humor, była całkiem fajna. Nie zapomniałem jednak, że kawałek za skocznią Žiga jak zawsze na mnie czekał, dlatego kiedy znaleźliśmy się w wystarczającej odległości i miałem pewność, że żaden z chłopaków z klubu nas nie widzi, zatrzymałem się i pogodnie spojrzałem w leśną ścieżkę, którą do nas zmierzał.
Podszedł powoli i niepewnie, zapewne widząc zaskoczoną minę Maji, która początkowo nie do końca rozumiała co się dzieje. Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem sprawiać przed nią jakieś pozory, ale gdy go zobaczyłem, zrezygnowałem z udawania. Po prostu do niego podszedłem i przytuliłem do siebie, składając czuły pocałunek na jego głowie.
- Hej, myszko.
- Hej - odparł cicho i spojrzał niepewnie na stojącą metr dalej blondynkę.
- Maja się przejdzie z nami, okej?
- Dobrze - mruknął.
- Więc... - dziewczyna rzuciła nam zaskoczone, ale pogodne spojrzenie. - Wy naprawdę jesteście razem. Tak mi się właśnie wydawało, że widziałam cię po drugiej stronie - dodała, patrząc na Zigę.
W odpowiedzi rzuciłem jej niewinny uśmiech, nie do końca wiedząc, jak zareagować na to stwierdzenie. Głównie dlatego, że nie miałem pewności jej opinii na wieść o mojej orientacji.
- Ja... - zaczął nagle Žiga, a mi przeszło przez głowę, że zaraz powie, że może sobie iść, żeby nam nie przeszkadzać, albo w jakikolwiek inny sposób wyrazi swoje przekonanie o tym, że pełni w tym świecie rolę przeszkody, dla każdego napotkanego człowieka. On jednak otworzył swój szkicownik i podszedł bliżej naszej koleżanki. - Przychodzę tutaj, bo lubię rysować. I też cię widziałem, więc... Więc cię naszkicowałem.
Pokazał rysunek z jej wizerunkiem, a ona uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia, ale jednocześnie podziwu.
- Łał... Jest piękny - stwierdziła. - Masz niesamowity talent. Powinieneś iść do jakiejś artystycznej szkoły, albo zacząć to gdzieś publikować, jest taka strona...
- Nie, ja... - przerwał jej. - Ja wolę rysować dla siebie. Ale skoro ci się podoba... - chwycił ostrożnie kartkę ze swoim najnowszym dziełem i powoli ją wyrwał, po czym podał dziewczynie. - Proszę, weź.
- Dziękuję - odparła radośnie, chętnie przyjmując prezent.
Zaszokował swoją postawą. To, że w ogóle się odezwie w jej towarzystwie, było ostatnią rzeczą, jakiej mógłbym się po nim spodziewać i było to ogromne, pozytywne zaskoczenie. Na pewno wiele go to kosztowało i być może zrobił to tylko ze względu na mnie, ale tak, czy inaczej, byłem z niego bardzo zadowolony.
Najwyraźniej jednak był to szczyt jego możliwości towarzyskich, bo przez całą drogę powrotną do miasteczka, nie odezwał się słowem. Zapytany o coś, jedynie kiwał głową, idąc obok mnie, mocno trzymając mnie za dłoń i wpatrując się w chodnik pod swoimi stopami. Może gdyby Maja była trochę cichsza, Žiga byłby bardziej pewny siebie, nie wiem. Ale rozumiałem, że jej żywiołowość może go trochę przytłaczać. Ciężko było nadążyć za tym, co mówiła, a bijący od niej optymizm był wręcz fizycznie odczuwalny.
Gdy się z nią pożegnaliśmy i odeszła w swoją stronę, zacząłem się zastanawiać, jak moglibyśmy spędzić popołudnie. Najpierw poszliśmy do mnie, żebym zostawił rzeczy po treningu i przebrał się w coś bardziej neutralnego, niż klubowe dresy. Miałem ochotę na spędzenie dnia na zewnątrz, może nie koniecznie na starej skoczni, ale w jakimś innym, klimatycznym miejscu. Z jedzeniem, piciem, Zigą i niczym więcej. Kiedy jednak zaproponowałem mu spędzenie czasu w ten sposób, on uświadomił mnie, że chmury, które od rana wisiały nad Domžale, postanowiły pokrzyżować moje plany. Podążając wzrokiem za jego ręką, spojrzałem za okno i westchnąłem głęboko widząc, że całkowicie się rozpadało.
- Może po prostu obejrzymy jakiś film? - zaproponował, uśmiechając się lekko. - Też będzie fajnie.
- Chyba nie mamy wyboru - odparłem i ruszyłem do swojego pokoju, na odchodne rzucając niebu rozczarowane spojrzenie.
Usiedliśmy obok siebie na moim łóżku, włączyłem laptopa, wybraliśmy film i zaczęliśmy go oglądać. Przynajmniej na początku, bo bardzo szybko stał się on tłem dla naszej rozmowy. Žiga opowiadał o poranku spędzonym z Oblakami, ja mu opowiadałem o swoim nic nie robieniu podczas pierwszej połowy dnia i w ten sposób spędziliśmy jakieś kilkadziesiąt minut, poprzedzające dłużące się w nieskończoność milczenie, podczas którego on siedział wtulony we mnie, a ja gładziłem go dłonią po ramieniu. Nagle westchnął szybko i odsunął się sprawiając, że moja twarz przybrała zmartwiony wyraz. Sądziłem, że znów zrobiłem coś nie tak. Że przez przypadek dotknąłem go w miejscu, w którym nie powinienem i się wystraszył, albo coś w tym stylu. On jednak tylko zdjął bluzę i odrzucił ją na bok, a ja nie próbowałem nawet ukryć, że byłem tym zaskoczony.
- Gorąco mi - wyjaśnił, wtulając się we mnie, co zaprzeczało jego słowom.
Zaśmiałem się i ponownie go objąłem, zastanawiając się, na ile to, co powiedział jest prawdą, a na ile chęcią wynagrodzenia mi swojej nieśmiałości i wycofania. Z jednej strony, cieszyłem się, że próbował. Że chciał, sam z siebie, nie przymuszony przez nikogo. Z drugiej, bałem się, że robi to wbrew sobie, na siłę. Nie chciałem tego. Ale postanowiłem, że nie poruszę tego tematu, dopóki nie będę miał pewności, że moje podejrzenia są prawdziwe.
A świadczył o tym nie tylko fakt, że się do mnie przytulił, ale również to, że włożył dłonie pod moją koszulkę, zapewne poszukując ciepła.
- Gorąco ci, ale dłonie masz lodowate - stwierdziłem z ironicznym uśmiechem.
- Zawsze takie mam - odparł niewzruszony. - Tina mówiła, że to dlatego, że nikt mnie nie kocha.
Wziąłem wdech, by coś mu odpowiedzieć, ale zrezygnowałem z tego. Po prostu zmarszczyłem brwi.
- Co jeszcze ci mówiła? - spytałem niepewnie.
- Że nie mam nikogo na świecie i nigdy nie będę miał, bo wyglądam jak potwór i wszyscy się mnie brzydzą.
- I... Ty ją uważałeś za swoją przyjaciółkę?
- Chyba tak... - stwierdził po chwili wahania. - Bywała wredna i czasem niemiła. Mówiła rzeczy, które mnie bolały. Ale mówiła. Rozmawiała ze mną, w przeciwieństwie do całej reszty. Może lubiła moje towarzystwo, bo kiedy była zła, mogła się na mnie wyżyć. A mi to nawet nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że mogę jej jakoś pomóc.
- Mhm... - odparłem, nie mając pojęcia jak inaczej mógłbym na to zareagować. - Ale wiesz, że to co mówiła, nie jest prawdą?
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i już nie odpowiedział, więc ja też nie kontynuowałem tego tematu. Widziałem, że próbował skupić się na filmie, ale jego wzrok co chwilę uciekał gdzieś indziej. W końcu wziął głęboki oddech i spojrzał na moją dłoń, którą w dalszym ciągu trzymałem na jego ramieniu.
- Ty też się mnie brzydzisz... - wyszeptał.
- Co? - spytałem, odsuwając go od siebie i siadając tak, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. - Oczywiście, że nie, dlaczego tak uważasz?
- No bo... - zaczął niepewnie, spuszczając wzrok. - Wcześniej chciałeś mnie dotykać. I próbowałeś to robić, chociaż ci nie pozwalałem. A odkąd zobaczyłeś jak wyglądam...
- Nie, Žiga... - zacząłem, po czym mimowolnie się zaśmiałem. - To w ogóle nie o to chodzi. Nie robiłem tego, bo nie chciałem cię do niczego zmuszać. Wiem, że kontakt fizyczny jest dla ciebie problematyczny, to dlatego... - przerwałem, wzdychając głęboko. - Przepraszam, że pozwoliłem ci tak pomyśleć.
Z powrotem usiadłem przy ścianie i przyciągnąłem go do siebie tak, żeby przytulił się do mnie, jak wcześniej. Wtedy położyłem dłoń na jego boku, patrząc na niego pytająco.
- Czyli mogę?
- Mhm... - mruknął, choć bez jakiejś szczególnej pewności w głosie.
Więc spróbowałem. Wsunąłem dłoń pod jego koszulkę i opuszkami palców zacząłem muskać jego skórę. W pierwszej chwili się spiął, biorąc nerwowy oddech, ale szybko udało mu się uspokoić i rozluźnić. Początkowo dotykałem go po małym fragmencie skóry, jednak z kolejnymi ruchami dłoni sięgałem coraz dalej. Czułem pod palcami, że jego ciało w każdym miejscu jest inne w dotyku z powodu tych wszystkich blizn, którymi było pokryte, ale nie wywoływało to u mnie żadnych negatywnych emocji. Może poza smutkiem związanym z myślami o tym, jak wiele złego doświadczył.
- Wszystko dobrze? - spytałem kontrolnie po kilku minutach.
- Tak - odparł. - To przyjemne.
Uśmiechnąłem się na te słowa i pocałowałem go w skroń, zadowolony z tego niespodziewanego kroku do przodu. I pewnie byłbym zadowolony już do końca dnia, gdybym w pewnym momencie nie postanowił spojrzeć na jego przedramiona.
- Myszko... - westchnąłem głęboko. - Ciąłeś się niedawno?
- Co? - spytał, po czym podążył za mną wzrokiem. - A... To nic.
Próbował zakryć nowe cięcia w okolicach nadgarstka, ale nie pozwoliłem mu na to. Chwyciłem go za ramiona i odsunąłem od siebie, po czym dokładnie przyjrzałem się jego rękom. Rany były świeże. Zrobione nie dawniej, niż poprzedniego dnia.
- Czemu to zrobiłeś? - spytałem, patrząc na niego z wyrzutem. - Co się stało?
- Nic... - odparł niepewnie, spuszczając wzrok.
- Myślałem, że już wszystko w porządku. Że mi ufasz i wiesz, że przy mnie nic złego cię więcej nie spotka.
- Wiem o tym - stwierdził. - To nie jest twoja wina. Przepraszam...
- Dlaczego to zrobiłeś? - powtórzyłem, już bardziej stanowczym tonem.
Zanim odpowiedział, spojrzał na mnie z ogromnym bólem widocznym w oczach. Tym samym, który towarzyszył mu w każdej złej chwili. Od samego początku.
- Bo wspomnienia bolą - zaczął cicho, odwracając wzrok. - Nie mniej niż rany. Nie mogłem zasnąć... A ból fizyczny pomaga zapomnieć o tym psychicznym.
Przygryzłem wewnętrzną część policzka i przez kilka chwil trzymałem jego słowa bez odpowiedzi. Nie chciałem mu tłumaczyć, że tak się nie robi, że to chore i tak dalej. I tak by to do niego nie dotarło. On miał swoją wizję świata i radzenia sobie z trudnymi rzeczami i wierzył w nią od tak dawna, że na pewno jedno zdanie by tego nie zmieniło. Jednocześnie zacząłem się zastanawiać, czy ktokolwiek, kiedykolwiek próbował mu z tym pomóc, czy może ja byłem pierwszy.
- A kiedy byłeś w sierocińcu... Miałeś jakiegoś lekarza? Psychologa, albo coś?
- Psychiatrę - odparł. - Taką starszą kobietę. Dużo ze mną rozmawiała.
- I nic to nie pomogło?
- Wciąż żyję, więc chyba pomogło - stwierdził sprawiając, że po moich plecach przeszedł lodowaty dreszcz. - Na początku dostawałem od niej jakieś leki, ale nie czułem się po nich dobrze, więc... Zostaliśmy przy rozmowach. Aż trafiłem tu.
- I teraz nie masz z nią kontaktu?
- Mam ją poinformować, gdyby coś się stało. Ale nie wiem, czy chcę.
To również pozostawiłem bez odpowiedzi. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć, nie wiedziałem czy w ogóle chcę i przede wszystkim, nie mogłem. Poczułem w sobie tyle negatywnych emocji, powoli przejmujących nade mną kontrolę, że nawet nie byłem pewien, czy byłbym w stanie odpowiedzieć normalnym głosem.
Dlatego mocno go do siebie przytuliłem i wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Jego dotyk, zapach i ciepło bijące od jego ciała bardzo mi w tym pomagały. Przestałem myśleć o tym, co mówił i o każdej nowej bliźnie, która była dla mnie osobistą porażką, a skupiłem się na tym, że mam go przy sobie. To było najważniejsze.
W końcu się odsunąłem i przyłożyłem dłonie do jego twarzy, opierając się czołem o jego czoło.
- Myszko, obiecaj mi, że jeżeli następnym razem będziesz chciał to zrobić, zadzwonisz do mnie.
- No... Dobrze... Obiecuję.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, widząc, że obietnica jest szczera, po czym po prostu wróciliśmy do oglądania filmu.
***
Być może nadejdzie dzień, w którym Tilen coś mocno spierdoli... Ale to nie jest ten dzień! (Pozdro dla kumatych 😁)
Wrzucam wcześnie rano, bo późnej nie będę miała czasu xD
A wtorek będzie dość... Zaskakujący 😈
Miłego dnia ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro