Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13 - Moje najważniejsze zwycięstwo

Jak tylko przekroczyliśmy próg domu, od razu poszliśmy do mojego pokoju, unikając mamy, która najpewniej znów pracowała u siebie. Dziękowałem Bogu za to, że napisałem jej wcześniej, by na mnie nie czekała. Wtedy chodziło mi o to, żeby nie widziała mnie pijanego, choć doskonale wiedziała, co oznaczała tego typu wiadomość. W tej chwili modliłem się, żeby nie odkryła, co się stało.

Choć obaj byliśmy dość mocno przemoknięci, to Žiga wydawał się znacznie dotkliwiej odczuwać niską temperaturę, mimo iż w przeciwieństwie do mnie, miał na sobie bluzę. Dlatego szybko przekopałem szafki w poszukiwaniu suchych ubrań dla niego, a kiedy już je znalazłem, podałem mu je i sam przebrałem się w dresy leżące na krześle. On jednak stał nieruchomo, patrząc niepewnie na trzymane przez siebie spodnie i koszulkę.

- Coś nie tak? - spytałem z lekkim zdziwieniem.

Nie odpowiedział, a jedynie przeniósł wzrok na swoje lewe ramię. Rękaw mojej bluzy już zaczynał przesiąkać krwią.

- No tak... - mruknąłem sam do siebie, przypominając sobie, że jest ranny. - Zaraz to opatrzymy.

Podszedłem do szafki, w której miałem swój osobisty zestaw pierwszej pomocy, niezbędny przy sporcie, którego trenowanie niejednokrotnie kończyło się bolesnymi otarciami, i wyjąłem wszystko, co mogło być mi potrzebne, a nawet więcej. Wziąłem od Žigi ubrania i położyłem je na łóżku, po czym wyciągnąłem ręce, by zdjąć z niego bluzę, na co on wziął szybki, drżący oddech i odsunął się w tył, uświadamiając mi, w jak złym stanie psychicznym znajduje się w tej chwili. Musiałem być wobec niego ekstremalnie delikatny.

- Spokojnie, chcę ci pomóc - powiedziałem, podchodząc do niego powoli. - Mogę?

Kiwnął twierdząco głową, pociągając nosem i uparcie wpatrując się w podłogę. Więc podjąłem drugą próbę, tym razem powoli i spokojnie zdejmując z niego bluzę i rzucając ją na łóżko. Gdy już był w samym podkoszulku, po jego policzkach znów spłynęły łzy. Chciałem coś powiedzieć, by go uspokoić, ale uznałem, że chyba lepiej będzie, jeśli po prostu zacznę go opatrywać. To, bardziej niż jakiekolwiek słowa, powinno wzbudzić jego zaufanie do mnie.

Podwinąłem rękaw jego podkoszulka i zacząłem ostrożnie zmywać krew z okolic przeciętej skóry. Rana była głęboka, ale nie na tyle, by wymagała szycia, co zdecydowanie mnie uspokoiło. Oczyściłem ją, starając się robić to jak najmniej boleśnie i założyłem mu opatrunek, bandażując całość. To samo zrobiłem z cięciem na jego brzuchu, choć tam wystarczył większy plaster. Nie zwracałem uwagi na blizny, którymi było pokryte jego ciało. Udawałem, że ich nie widzę. Nie chciałem go pytać o ich pochodzenie, ani dawać mu powodów, by sam zaczął o tym mówić. Nie w tej chwili.

- Mogę się przebrać w łazience? - mruknął, prawie niesłyszalnie, gdy już go opatrzyłem.

Początkowo zaskoczony tym pytaniem, szybko zrozumiałem jego motyw. Dla niego rozebranie się przy kimś, było dużym problemem. Nie wiedziałem, czy to przez te blizny, czy z jakiegoś innego powodu, ale nie miałem wyjścia i musiałem to uszanować.

- Tak, łazienka jest na dole - odparłem łagodnie. - Ale jeżeli to ja stanowię problem, po prostu wyjdę.

Znów tylko kiwnął głową, więc uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem z pokoju. Poszedłem prosto do kuchni, zastanawiając się, co mógłbym mu przynieść, żeby poczuł się choć trochę lepiej. Ciastka, które znalazłem, były dobrą opcją, ale na pewno nie działały rozgrzewająco. Więc postanowiłem zrobić herbatę.

- Tilen.

Słysząc za sobą głos mamy, prawie podskoczyłem i ledwo się uratowałem przed wylaniem na siebie gorącej wody, która jakimś cudem czekała już zagotowana w czajniku.

- Możesz mnie nie straszyć? - mruknąłem, lekko zestresowany.

- Przepraszam - odparła z rozbawieniem, podchodząc bliżej. Nie wiem, co mogło zdradzić zdenerwowanie jakie czułem przez to, co zaszło. Ale cokolwiek to nie było, mama to zauważyła, bo momentalnie spoważniała i zmarszczyła brwi. - Co się stało?

- Nic... - stwierdziłem cicho, próbując wziąć same ciastka i wyjść z kuchni tylko po to, żeby uniknąć rozmowy z nią.

- Hej... - chwyciła mnie za rękę i zatrzymała. - Przecież widzę. Powiedz o co chodzi.

Westchnąłem głęboko i spojrzałem na nią z rezygnacją w oczach. Mógłbym coś nakłamać, albo kazać jej zostawić mnie w spokoju i potem zrzucić winę na jakiś kryzys wywołany dorastaniem, ale... Nie chciałem. Nienawidziłem jej okłamywać.

- Žiga... - zacząłem, zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co się stało. Nie mogłem powiedzieć całej prawdy. Przecież oni chcieli go zgwałcić. Byli pod wpływem kokainy, to jest przestępstwo. A jeżeli sprawa trafiłaby na policję, ja trafiłbym na cmentarz. - Wpakował się dzisiaj w małe kłopoty. Poszedł tam, gdzie nie powinien i trochę go postraszyli. Zostanie u nas na noc, dobrze?

- Nic mu nie jest? - spytała z przejęciem. Widziałem też, że dyskretnie przyjrzała się mi, by sprawdzić, czy jestem cały.

- Nie, tylko się wystraszył - stwierdziłem, wracając do przygotowywania herbaty. - Dam mu pić, jeść, obejrzymy jakiś film i jutro pójdziemy do szkoły. Nie martw się.

Widząc, że trochę ją uspokoiłem, wziąłem kubek z gorącym napojem i poszedłem z powrotem do pokoju. Žiga już był przebrany w moje dresy i właśnie rozwieszał swoje ubrania na kaloryferze. Gdy wszedłem do środka, trochę się przestraszył i cofnął o krok, ale widząc, że to ja, szybko wrócił do swojego zajęcia. Postawiłem kubek i ciastka na szafce nocnej, po czym skupiłem swoją uwagę na nim.

- Zostaw - powiedziałem, po krótkiej chwili analizowania tego, co robił. - Jutro ci to wypiorę i przyniosę.

Posłuchał i odsunął się od ściany. Stanął przodem do mnie, trzymając spuszczony wzrok, zupełnie jakby czekał na mój kolejny ruch. Na kolejne polecenie. Zachowywał się tak, jakby nie miał własnej woli, jakby był marionetką, nieruchomą i czekającą na to, aż powiem mu, co ma robić. I miałem wrażenie, że nie ważne czego bym nie wymyślił, zrobiłby to ze strachu, bez chwili wahania. W tej chwili był podatny na wszystko i mógłbym z nim zrobić, cokolwiek tylko bym chciał, a on i tak by się nie sprzeciwił. Jego jedynym odruchem samoobronnym, było objęcie się rękami w taki sposób, by zakryć pocięte przedramiona.

Zastanawiałem się, co sobie myślał. Czy spodziewał się po mnie jakichś konkretnych słów lub działania. Czy ktoś już kiedyś wykorzystał tę jego bierność w sposób, w jaki absolutnie nie powinien tego robić. Czy właśnie wspominał te chwile myśląc, że postąpię tak samo.

Chciałem, żeby poczuł się lepiej, więc wyjąłem z szafy jakąś swoją starą, ciemnoszarą bluzę i podszedłem do niego, by pomóc mu ją ubrać. Tym razem się nie odsunął, ale spiął, mocniej zaciskając oczy. Westchnąłem tylko na ten widok i założyłem mu bluzę na ramiona licząc na to, że poczuje się trochę bezpieczniej pod grubym, ciepłym materiałem, tak jak lubił.

Następnie usiadłem na łóżku, biorąc laptopa na swoje kolana. Žiga, zachęcony przeze mnie, usiadł obok i chętnie przyjął kubek z herbatą. Położyłem obok nas ciastka i zapatrzyłem się gdzieś w drugą stronę, czekając aż film, który włączyłem, się załaduje. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, przerywanej tylko odgłosem picia przez niego herbaty, które po krótkim czasie ustało.

- O czym myślisz? - spytał, wyrywając mnie z beznamiętnego wpatrywania się w okno.

Westchnąłem głęboko i objąłem go, przenosząc na niego poważny, aczkolwiek łagodny wzrok.

- Gašper nie musiał powstrzymywać Mateja - odparłem, gładząc go dłonią po ramieniu. - Zna mnie, wiedział, że prędzej wyrzucę ten cholerny nóż w kąt, niż zrobię nim komukolwiek krzywdę. Pomógł nam. Dzięki niemu uciekliśmy.

- Tak sądzisz?

- Tak - stwierdziłem, kiwając głową, by podkreślić przekonanie co do swojej teorii. Widząc jego zagubione, przestraszone spojrzenie, uśmiechnąłem się lekko i przesunąłem palcami po jego skroni, odgarniając kosmyki włosów, które wystawały spod kaptura bluzy. - Nie jest taki jak oni. Nic by ci nie zrobił.

Nie uwierzył. I nawet nie próbował tego ukryć. Spuścił wzrok i wtulił się we mnie, opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Dał mi jasno do zrozumienia, że jestem jedynym, któremu ufa, choć... Prawdopodobnie nie tak bardzo, jak bym chciał. Bo to chyba nie było to zaufanie, które wypracowałem przez ostatnie tygodnie. Teraz kierowało nim coś innego. Jakiś nieuzasadniony strach, którego źródło rozumiał tylko on.

- Przepraszam... - powiedział półszeptem. - Nie powinienem był wychodzić z domu.

- To nic - odparłem. - Najważniejsze, że nic ci nie jest.

Film się załadował, więc włączyłem go i zaczęliśmy oglądać. To była jakaś głupia komedia. Miałem nadzieję, że dzięki temu obaj trochę się rozluźnimy i rzeczywiście podziałało, bo dość szybko dałem się wciągnąć w fabułę, zapominając o tym, co działo się niecałą godzinę wcześniej. Nawet Žiga co jakiś czas uśmiechał się przy niektórych scenach. Zjadł też kilka ciastek, co było dla mnie jasnym sygnałem, że trochę z nim lepiej. Przez cały czas go obejmowałem i gładziłem dłonią po ramieniu lub plecach, w zależności od tego jak akurat był ułożony.

W pewnym momencie oderwałem się od filmu i zapatrzyłem na półkę stojącą po drugiej stronie pokoju, na której znajdowały się nagrody za konkursy w skokach. Każdego ranka, gdy otwierałem oczy, spoglądałem na nie, czując dumę i zadowolenie z samego siebie. Czując jak ich obecność dodaje mi sił i motywacji do dalszych starań. Były moim motorem napędowym do walki o swoje marzenia i o to, by każdego dnia stawać się coraz lepszym. A teraz?

Przeniosłem wzrok na Žigę, który zasnął chwilę wcześniej. Oddychał znacznie głębiej i spokojniej, co wywołało u mnie uczucie niesamowitej ulgi. Boże, tak się cieszyłem, że udało mi się go ochronić. Że był przy mnie, że miałem go obok, bezpiecznego, całego i zdrowego. Nawet wizja możliwych konsekwencji za to, co zrobiłem, wydawała mi się odległa i nieistotna przy poczuciu szczęścia i zadowolenia z samego siebie. Może przegrałem swoją pozycję w szkolnej grupie, ale wygrałem bezpieczeństwo kogoś, do kogo żywiłem bardzo silne uczucia. To było nieporównywalne z jakimkolwiek innym osiągnięciem i napawało mnie dumą znacznie większą, niż jakiekolwiek sukcesy sportowe.

Jego spokojny, beztroski wyraz twarzy tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że postąpiłem dobrze. Bez otoczki złożonej ze strachu, nieufności i wewnętrznego cierpienia, którym jego oczy zawsze były przepełnione, był... Piękny. Na tyle, że patrząc na niego, nie mogłem powstrzymać uśmiechu i chęci pocałowania go. Więc powoli i delikatnie przyłożyłem usta do jego czoła i musnąłem wargami jego skórę, starając się go nie obudzić. Następnie wyłączyłem laptopa i odłożyłem go na bok. Objąłem Žigę mocniej, by położyć go na łóżku tak, jak należy i znów się zmartwiłem, gdy poczułem... A w zasadzie nie poczułem, większego oporu. Był leciutki. Zdecydowanie za lekki, jak na swój wzrost. Westchnąłem i ułożyłem go wygodnie, z głową na poduszce. Nie obudził się, choć poruszył niespokojnie. Przykryłem go szczelnie kołdrą i zgasiłem światło, przytulając się do niego i składając kolejny pocałunek, tym razem na jego skroni. Wtedy już wziął gwałtowny wdech, spinając wszystkie mięśnie.

- Spokojnie myszko, to ja - wyszeptałem, chcąc go uspokoić, jednak czułem, że to nie pomoże. - Już się odsuwam.

Chciałem cofnąć rękę, którą go obejmowałem, ale on chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce, powstrzymując mnie.

- Nie... - zaprotestował cicho. - Zostań...

Uśmiechnąłem się mimowolnie i korzystając z pozwolenia, przytuliłem go nieco mocniej.

- Śpij. Już późno.

Nie musiałem drugi raz powtarzać. Zasnął bardzo szybko, a ja chwilę po nim. 

***

Chwila na wzięcie oddechu po ostatnich wydarzeniach 😊

Miłego dnia 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro