10 - Krok po kroku
Kolejne dni nie przynosiły w moim życiu żadnych znaczących zmian. Minęły trzy tygodnie odkąd wpadłem w ten dziwny stan 'zakochania', czy jakby tego nie nazwać, i powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego moja mama tak mnie ostrzegała przed tą relacją. Žiga co prawda stawał się przy mnie coraz pewniejszy, ale wszystko sprowadzało się do przytulania i to takiego ze wcześniejszym zasygnalizowaniem mojego zamiaru, bo przy bardziej gwałtownych ruchach, kulił się ze strachu. A całować mogłem go tylko w głowę, skroń, policzek, czasem krótko w usta.
Nie było mowy, żebym włożył dłoń pod jego bluzę, którą zawsze miał na sobie, albo dotknął go powyżej kolana. Całowanie po szyi też nie wchodziło w grę. Początkowo akceptowałem te granice, bo widziałem, że robi małe kroczki do przodu i pozwala mi na coraz więcej. Ale w ostatnim czasie wszystko jakby stanęło, a mnie zaczynało to drażnić. Miałem go tak blisko siebie, a jednocześnie nie miałem go wcale. Niby był moim... Chyba chłopakiem, ale jednak nie był mój.
Mimo wszystko, trwałem w swoim postanowieniu i nie zamierzałem się poddawać. Bo to już chyba tak działa, że im trudniej jest coś osiągnąć, tym bardziej się tego chce. Przynajmniej ja to tak odczuwałem. Nie z seksem, z jego zaufaniem do mnie. Zaufanie brzmi zdecydowanie lepiej.
- Serio, jeszcze ci się nie znudził?
Słysząc ten irytujący ton głosu mojej kuzynki, odruchowo przewróciłem oczami.
- Nie i nie znudzi mi się. Odpuść.
- Tilen, ty masz siedemnaście lat. Powinieneś teraz przeżywać szaloną, namiętną miłość, a nie bawić się w resocjalizowanie jakiegoś dziwaka.
- Przeżywam szaloną miłość, a na namiętność przyjdzie czas - westchnąłem. - Odpuść Nastja, nic nie ugrasz.
- Oh, fryteczka się zakochała, jak uroczo - stwierdziła piskliwym głosem. - Przynajmniej już nie muszę udawać twojej dziewczyny.
- A co, któryś z twoich chłopaków był zazdrosny? - spytałem, zadziornie się uśmiechając.
- Wiesz, że nie lubią dowiadywać się o sobie nawzajem - odparła, po czym się roześmiała. - Ej, zakładamy się? Daję ci miesiąc.
- Tak? A co potem?
- Pękniesz. Nie wytrzymasz, albo go zmusisz, albo popierdolisz i znajdziesz sobie kogoś normalnego.
- Żadna opcja nie wchodzi w grę.
- Czyli zakład?
Westchnąłem głęboko i ostatecznie się zgodziłem, odbierając to jako kolejną motywację do cierpliwości.
Rozłączyłem się i spakowałem rzeczy na trening, po czym poszedłem na skocznię. Z jednej strony te początkowe wątpliwości mojej mamy i kuzynki mnie irytowały, ale ostatecznie pokazanie im, no i przede wszystkim samemu sobie, że jestem w stanie wytrwać i postawić na swoim, było czymś... Ekscytującym. Kolejnym wyzwaniem, któremu może nie musiałem, ale bardzo chciałem sprostać.
Już w trakcie rozgrzewki dostrzegłem, że Žiga siedzi po drugiej stronie zeskoku, między drzewami. Lubił mnie obserwować podczas skoków. A ja lubiłem świadomość, że jest blisko. Przynajmniej miałem pewność, że jest bezpieczny, chociaż przez te trzy godziny. Nie zawsze byłem w stanie go chronić, zwłaszcza w szkole, gdzie wciąż był główną ofiarą, atakowaną przez każdego, komu wszedł w drogę. Za każdym razem, gdy byłem świadkiem takiej sytuacji, ledwo się powstrzymywałem przed interwencją. Ostatecznie kończyło się tylko na obserwowaniu tego z bólem i myślami o konsekwencjach mojego ewentualnego wtrącenia się. Gdybym to zrobił, zniszczyliby nas obu. Nie mogłem do tego dopuścić.
Gdy trening dobiegł końca, poszliśmy do 'naszego' miejsca, a więc na starą skocznię, gdzie jak zwykle leżeliśmy na trawie, korzystając z tego, że popołudnie było wyjątkowo ciepłe. Opowiedziałem mu kolejną historię, wywołując na jego twarzy kolejny, najpiękniejszy uśmiech na świecie. Później już milczałem, po prostu przeczesując dłonią jego włosy, tak jak lubił. Udało mi się przyzwyczaić do tej częstej ciszy panującej między nami. Wcale nie była taka zła, jak początkowo mi się wydawało. Poza tym, pasowała do niego. Był takim cichym chłopcem, który chciał jedynie jakoś przemknąć przez ten świat, niezauważony przez nikogo. Jak taka szara, wystraszona myszka.
Choć on prawdopodobnie mógłby spędzić w ten sposób resztę życia, ja nie chciałem zatrzymywać się na tym etapie. Chciałem więcej. Dlatego w końcu zsunąłem dłoń niżej, opuszkami palców muskając jego szyję, żeby chociaż spróbować przyzwyczaić go do jakiegokolwiek dotyku. Nie pozwolił mi na to, od razu się wyrywając. Usiadł i sięgnął do swojego plecaka, podczas gdy ja głęboko westchnąłem, tłumiąc w sobie maleńki płomyczek irytacji. Nie chciałem mu pokazywać, że ta granica którą narzucił, drażni mnie choćby w minimalnym stopniu. Jeżeli miał robić jakiekolwiek postępy, musiał czuć się przy mnie w pełni komfortowo.
- Zobacz... - mruknął, trzymając w rękach swój otwarty szkicownik.
Podniosłem się, powstrzymałem przed, naturalnym dla mnie, objęciem go i po prostu oparłem głowę na jego ramieniu i spoglądając na to, co chciał mi pokazać.
- To ja? - spytałem, widząc szkic przedstawiający sylwetkę skoczka w locie.
- Mhm - kiwnął twierdząco głową i spojrzał na mnie z uśmiechem.
Momentalnie odwzajemniłem gest, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Nic mnie tak nie rozczulało, jak ten wyraz jego twarzy. I w żadnej innej sytuacji jego usta nie były dla mnie tak kuszące.
Przybliżyłem się do niego i delikatnie je musnąłem, ciesząc się każdą z tych kilku sekund, podczas których mogłem ich posmakować. Nie oddał pocałunku, ale gdy się od niego odsunąłem, dostrzegłem małe iskierki ekscytacji w jego oczach. Uśmiechnąłem się więc szerzej i powtórzyłem czynność, tym razem wolniej, a jednocześnie z każdą chwilą coraz pewniej. I dopiero, gdy przyłożyłem dłoń do jego policzka, przesuwając językiem po jego miękkich wargach, gwałtownie się odsunął.
- Nie... - rzucił cicho, spuszczając nisko głowę.
Nie chcąc przegapić szansy na zrobienie kolejnego, małego kroczku na drodze do jego normalności, chwyciłem go za podbródek, unosząc jego głowę z powrotem do góry.
- Nie bój się - powiedziałem łagodnie. - Chcę cię tylko pocałować.
Przełknął ślinę, ale nie protestował, więc znów spróbowałem. Jeszcze delikatniej. Ale tym razem pozwolił mi włożyć język do swoich ust i nawet po chwili bierności, zaczął całkiem nieźle oddawać pocałunek. Przyspieszyłem trochę, a wraz z ruchami moich ust, przyspieszył mój oddech. Chciałem go dotknąć, jednak wiedziałem, że nie do końca mogę, dlatego po prostu wplotłem dłoń w jego włosy. Słysząc jego ciche westchnięcie, zacząłem trochę na niego napierać, dopóki nie położył się na trawie, ciągnąc mnie za sobą. Ułożenie naszych ciał bardzo mi pasowało, a sama sytuacja była wyjątkowo podniecająca, ale gdzieś z tyłu głowy zachował się zdrowy rozsądek, przypominający bezlitośnie, że nie przekroczę pewnych granic. Chociaż miałem mnóstwo pomysłów na dalsze kroki, ostatecznie po prostu chwyciłem go i obróciłem nas tak, by to on znajdował się na górze. Nie chciałem dać się ponieść chęci całkowitej dominacji. Po pierwsze dlatego, że bałem się go wystraszyć, a po drugie, byłem ciekawy jak się zachowa.
Rezultat był zaskakująco pozytywny, bo już po krótkiej chwili poczułem jak jego dłonie błądzą po moim ciele, by następnie znaleźć się pod moją koszulką i podciągnąć ją do góry. Wydałem z siebie ciche mruknięcie i uśmiechnąłem się mimowolnie. Jego ruchy uznałem za przyzwolenie na zrobienie tego samego, więc objąłem go i po chwili gładzenia jego pleców, wsunąłem rękę pod jego bluzę.
Poczułem jak zadrżał, jednocześnie spinając wszystkie swoje mięśnie, co momentalnie uświadomiło mi, że zrobiłem krok za daleko. Zanim jednak zdążyłem się wycofać, szybko się wyrwał, zszedł ze mnie i usiadł kawałek dalej, zajmując swoją obronną pozycję, z kolanami podciągniętymi do twarzy, obejmowanymi przez ręce. Oddychał znacznie szybciej i płycej, niż jeszcze kilka sekund temu, a ja znów poczułem wyrzuty sumienia i złość na samego siebie.
Podniosłem się powoli i przybliżyłem do niego. Wtedy usłyszałem z jego ust prawie bezgłośne 'przepraszam', co jeszcze bardziej mnie zabolało. Nie chciałem tego. Nie chciałem doprowadzać go do takiego stanu. Jedyne czego chciałem, to dać mu trochę ciepła i okazać to, co do niego czułem. Fakt, że ciągle robiłem to źle, był wyjątkowo frustrujący.
- To ja przepraszam - stwierdziłem smutno, opierając dłoń na jego głowie i składając na niej krótki pocałunek. - To się więcej nie powtórzy.
Po kilku sekundach przytulił się do mnie i westchnął głęboko.
- Chcę, żeby się powtórzyło, ale... Jeszcze nie potrafię...
- To nic - odparłem łagodnie. - Krok po kroku dojdziemy do wszystkiego.
- Nie jesteś zły, że to tyle trwa?
- Nie - stwierdziłem, choć nie do końca zgodnie z prawdą. - Wiem, że potrzebujesz czasu, żeby mi zaufać. I dam ci go tyle, ile potrzebujesz.
Poczułem, że wtula się we mnie mocniej, a po chwili milczenia pociągnął mnie z powrotem na trawę. I znów po prostu leżeliśmy, przytuleni do siebie.
Wieczorem jak zwykle odprowadziłem go do domu. Gdy już miałem iść w swoją stronę, Žiga nagle chwycił mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i pocałował. Sam. Z własnej woli. Namiętnie. Byłem w takim szoku, że w pierwszej chwili nie wiedziałem co robić. W końcu jednak zareagowałem, oddając pocałunek, a gdy się ode mnie odsunął, przytuliłem go mocno.
- Kocham cię, myszko - wyszeptałem z zadowoleniem.
Chociaż użyłem tych słów pierwszy raz, on zdawał się nie być nimi zdziwiony. A przynajmniej nie tymi, którymi powinien.
- Myszko...?
- Mhm - potwierdziłem. - Jesteś taką moją małą, cichutką, nieśmiałą myszką.
- No dobrze - zaśmiał się i wtulił we mnie trochę bardziej. - Niech tak będzie.
Pożegnaliśmy się i poszliśmy do swoich domów. Byłem bardzo zadowolony z tego, że zrobił kolejny krok naprzód. I już nie mogłem doczekać się kolejnych.
***
Cisza przed burzą 🙊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro