5 - Nie mogę skończyć jak Ty
Następnego dnia, jeszcze przed wyjściem do szkoły, w kuchni zamiast mamy zastałem jakąś paczkę i kartkę z notatką.
Proszę, zanieś to do Pani Tayi po szkole.
Uniosłem brwi, momentalnie chwyciłem telefon i wybrałem numer, czując jak mój oddech już przyspiesza ze zdenerwowania.
- Słucham cię - usłyszałem. Po głosie poznałem, że mama ma wyjątkowo dobry humor.
- Ty mi to robisz specjalnie, tak? - spytałem z pretensją.
- O czym ty mówisz, Tilen?
- O tej paczce dla Tayi Oblak! Naprawdę, mamo? Nie mogłaś sama jej tego zanieść, tylko ja muszę łazić do domu, w którym mieszka ten dziwak?
Opierdol, który dostałem w przeciągu następnych pięciu minut, bardzo skutecznie sprowadził mnie do parteru. Nie krzyczała i nie przeklinała, ale potrafiła mówić tak dosadnie, logicznie i szybko, że po pierwsze, nawet nie miałem okazji, by się wtrącić, a po drugie, odechciewało mi się ciągnięcia tematu. Dlatego westchnąłem głęboko, grzecznie przeprosiłem i obiecałem, że paczka zostanie dostarczona.
Na szczęście nie była duża, więc bez problemu schowałem ją do plecaka, razem ze szkicownikiem Žigi, który miałem zamiar mu oddać. Chciałem to zrobić jeszcze przed lekcjami, ale nie udało mi się. Ani później, podczas przerwy. Ani podczas następnej przerwy. Ani podczas każdej kolejnej, aż do końca zajęć. Nie potrafiłem po prostu do niego podejść i oddać mu jego własności. Nie na oczach wszystkich. I nawet argument, że w ten sposób poprawiłbym mu humor, który najwyraźniej tego dnia miał wyjątkowo zły, nie pozwolił mi wygrać walki z samym sobą.
Źle się z tym czułem. Po lekcjach chciałem go złapać w drodze do domu, ale też mi się nie udało. Zawsze wychodził pierwszy z klasy i ze szkoły, podczas gdy wszyscy jeszcze poświęcali kilka minut na rozmowy i tak dalej. Ale nie dziwiłem się, że tak robił. Pewnie liczył na to, że dzięki temu nie będzie dostawał po twarzy. I pewnie czasem mu się udawało.
Nie spieszyłem się szczególnie idąc do domu Oblaków. Nie wiedziałem nawet, co miałbym powiedzieć Jelarowi. Miałem kilka opcji, ale żadna nie wydawała mi się wystarczająco dobra i neutralna.
Hej, przyniosłem ci twój szkicownik, który zabrałem Viki, bo wkurwia mnie, że ktoś cię dręczy, ale nie przywiązuj się do mnie, bo i tak nie będę cię lubił i nie będziemy kolegami.
Hej, przyniosłem ci twój szkicownik. Skąd wiem, że to szkicownik? Bo widziałem, że masz tam rysunki. Są równie pojebane jak ty.
Hej Žiga, mam twój zeszyt, chciałem ci go oddać dzisiaj, ale nie chcę z tobą rozmawiać na oczach innych ludzi, żeby nie pomyśleli, że cię szanuję, czy coś.
Eh...
Stojąc przed drzwiami zadzwoniłem grzecznie dzwonkiem i poczekałem, aż się otworzą. Nie musiałem czekać długo, już po chwili moim oczom ukazała się kobieta po czterdziestce, z przyjaznym wyrazem twarzy i w kuchennym fartuchu.
- Witaj Tilen - stwierdziła z uśmiechem. - Co cię sprowadza?
- Y... - zawahałem się, patrząc, czy gdzieś we wnętrzu mieszkania nie ma Žigi, ale nie udało mi się go dostrzec. - Mama prosiła, żebym to pani przyniósł.
Wyjąłem paczkę z plecaka, a Taya z wyraźnym zadowoleniem ją przyjęła.
- Podziękuj jej - powiedziała, po czym odsunęła się od drzwi, robiąc mi miejsce. - Nie chcesz zostać na obiad?
Przyjaźniły się odkąd pamiętam. Wiedziała, że mieszkamy we dwójkę i że mama nie zawsze miała czas, żeby przygotować mi jakiś obiad. W sumie spędzałem u nich dużo czasu, gdy byłem jeszcze w wieku nie pozwalającym mi przesiadywać samemu w domu. Chyba można powiedzieć, że Taya była moją dawną opiekunką.
Zgodziłem się z uśmiechem, bo chociaż mógłbym sam sobie coś ugotować, nieszczególnie mi się chciało. Wszedłem więc do środka i znów zacząłem się rozglądać. Chociaż dawno mnie tu nie było, nie zauważyłem żadnej większej zmiany. Žigi tym bardziej.
Usiadłem przy stole w kuchni i po prostu luźno rozmawiałem z Tayą, podczas gdy ona kończyła gotować obiad. Dowiedziałem się, że jej mąż jest w pracy, ale tak poza tym to wszystko okej, no i mają dużo zajęcia przez Jelara, bo jest jednym z najtrudniejszych dzieciaków, jakie wzięli pod opiekę, ale są cierpliwi i pełni nadziei. Słuchałem wszystkiego, przytakując grzecznie, ale nie zdradzając, że mam z nim jakieś powiązania, oprócz oczywiście wspólnej klasy.
Gdy nastroiła obiad, poszła na pierwsze piętro, gdzie Žiga najwyraźniej miał swój pokój. Chyba powiedziała mu, żeby przyszedł na jedzenie i zeszła z powrotem, siadając przy stole i pytając co u mnie. Zacząłem jej opowiadać o skokach, treningach, trochę o szkole i o innych bezpiecznych tematach, a w międzyczasie on zszedł po schodach i wszedł do kuchni. Gdy tylko mnie zobaczył, zamarł. Ja też przestałem mówić i spojrzałem na niego z zaskoczeniem, bo wyglądał, jakby się mnie wystraszył, choć przecież nie miał powodu.
- Czy... - wyjąkał w kierunku Tayi, która spojrzała na niego ze zmartwieniem. - Ja mógłbym... Zjeść na górze?
- Oczywiście, zjedz tam, gdzie czujesz się najlepiej - powiedziała z lekkim uśmiechem, pod którym kryło się mnóstwo troski.
On zabrał swój talerz i szybko wrócił z powrotem do swojego pokoju, całkowicie szokując mnie swoim zachowaniem. I denerwując, bo niby co sobie myślał, postępując w ten sposób? Nie dość, że niepotrzebnie martwi kobietę, która chce mu pomóc, to jeszcze jego reakcja wyglądała tak, jakby to ode mnie codziennie dostawał po mordzie. Spodziewałem się, że Taya zacznie mnie o to podejrzewać, ale ona tylko westchnęła ciężko.
- Biedny chłopak... - stwierdziła. - Naprawdę dużo przeszedł. Chciałabym, żeby był trochę mniej zamknięty w sobie. I żeby już się tak nie bał. Ale to naprawdę trudny przypadek.
- A co mu się stało? - spytałem, tak naprawdę bez wcześniejszego przemyślenia swoich słów.
- Zbyt dużo złych rzeczy - Taya spojrzała na mnie smutno. - Ale nie wiem, czy mogę ci o tym mówić. On sobie chyba tego nie życzy.
- Jasne, rozumiem - odparłem, skupiając się już tylko na obiedzie, który swoją drogą, był bardzo smaczny.
Gdy zjadłem, odłożyłem talerz do zlewu i spojrzałem na Tayę z zamiarem pożegnania się, ale przypomniałem sobie, że przecież miałem oddać mu ten cholerny szkicownik. Wiedziałem, że nie będę miał na to lepszej okazji.
- Mogę do niego iść? - spytałem. - Zostawił w szkole zeszyt i... Chciałem mu go oddać.
Dopiero po zadaniu pytania zdałem sobie sprawę z tego, jakim idiotą jestem. Mogłem po prostu go jej zostawić i mieć to z głowy.
- Oczywiście - stwierdziła z uśmiechem. - Na pewno się ucieszy.
Zaraz sobie pomyśli, że jestem jego kolegą. Ja pierdolę, Tilen, Ty to jednak jesteś kretynem.
Nie mając już jak się z tego wykręcić, wyjąłem z plecaka szkicownik Žigi i poszedłem wolnym krokiem na górę, przy każdym kolejnym stopniu walcząc ze sobą, żeby nie zawrócić. W końcu stanąłem pod drzwiami od jego pokoju i w nie zapukałem. Słysząc ciche "proszę", nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka, trochę obawiając się tego, co tam zastanę. Ale ku mojemu zdziwieniu, nie było tam żadnych pentagramów, świeczek, ołtarzy, czerni i tak dalej. Pokój jak pokój, z łóżkiem, biurkiem, szafą, jedną dużą lampą, jedną mniejszą, oknem... Jedynym nie pasującym tam elementem był Žiga. Siedział przy biurku, grzebiąc widelcem w prawie nie ruszonym obiedzie.
Świetnie, jeszcze do tego anorektyk.
Gdy tylko mnie zobaczył wystraszył się, wstał gwałtownie i cofnął kilka kroków.
- Uspokój się - powiedziałem, powstrzymując się przed przewróceniem oczami. To już zaczynało robić się dla mnie nudne.
- Po co przyszedłeś? - spytał szybko.
- Chciałem ci to oddać - wyciągnąłem w jego stronę trzymany w dłoni zeszyt.
Dopiero wtedy się uspokoił. Podszedł do mnie i wziął go, otworzył na losowej stronie i zaczął przeglądać. Oczy miał niesamowicie smutne, ale chyba trochę mu ulżyło.
- Dlaczego? - spytał, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- Bo to jest twoja własność i nikt nie ma prawa ci jej zabierać - stwierdziłem spokojnie. - Swoją drogą, ładne te szkice.
Ugryzłem się w język po ostatnim zdaniu, gdyż dotarło do mnie, że właśnie wypaplałem, że przeglądałem jego prywatną rzecz. On jednak nie wydawał się mieć o to pretensji. Tylko znów spojrzał na jeden z rysunków, a później zamknął szkicownik i odłożył go na biurko. Zrobił to bardzo powoli, a cofając dłoń, jeszcze przesunął ją po okładce.
Przez kilka następnych chwil po prostu wpatrywał się w swoją, najwyraźniej ukochaną rzecz, i ostatecznie westchnął głęboko. A ja nie do końca wiedziałem, czy mogę już iść, czy lepiej żebym został, czy już zapomniał, że stoję obok, czy...
- Mogę ci coś powiedzieć? - spytał półszeptem.
- No... Chyba tak - odparłem niepewnie, marszcząc brwi.
Nagle ogarnął mnie jakiś dziwny niepokój, którego źródła nie potrafiłem zlokalizować. Przynajmniej dopóki Žiga znów się nie odezwał.
- Jestem gejem... - wymamrotał pod nosem tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
W pierwszej chwili miałem jeszcze nadzieję, że po prostu źle go zrozumiałem, ale nie. Naprawdę to powiedział sprawiając, że zamarłem i poczułem lodowaty dreszcz, przechodzący po moich plecach. Gdy minął, cofnąłem się o krok, szybko wypuszczając powietrze z płuc. Nie wierzyłem, że to powiedział. Że powiedział to akurat mnie. Początkowe uczucie niepokoju powoli zaczęło przeradzać się w coś podobnego do strachu, a ja walczyłem z narastającą wewnętrzną paniką.
- Nie dziwię się, że dostajesz po mordzie, skoro mówisz to każdej napotkanej osobie - powiedziałem szybko.
On spojrzał na mnie z zaskoczeniem, wyraźnie spodziewając się innej reakcji. Być może oczekiwał po mnie większego obrzydzenia. Cóż, aktualnie nie było mnie stać na lepsze aktorstwo.
- Nie każdej... Powiedziałem tobie, bo... - mówił, jąkając się. - Jesteś dla mnie miły. Chciałem, żebyś o tym wiedział, zanim znowu... Chciałem być z tobą szczery.
Spuścił wzrok i objął się rękami, biorąc głęboki wdech.
- I jeżeli to był ostatni raz, kiedy coś dla mnie zrobiłeś, to nic. Dziękuję. Nawet jeżeli teraz miałbyś mnie nienawidzić, tak jak reszta.
Stałem jak idiota i patrzyłem na niego przez kilkanaście sekund, po czym westchnąłem głęboko i odwróciłem wzrok. Zrozumiałem już, że zaczął się do mnie przywiązywać. Ale nie rozumiałem jak to możliwe, że potrafił z taką łatwością mówić takie rzeczy i tym samym pierdolić sobie szansę na zyskanie czyjejś sympatii. Kto normalny robi coś takiego? Sam prosił się o wpierdol. I prawdopodobnie dostał by go z miejsca, gdyby powiedział to do kogokolwiek innego.
Spojrzałem na drzwi od jego pokoju, czując ogromną potrzebę wyjścia. Chciałem od niego uciec i to jak najdalej. Zostawić go samego, bez słowa komentarza do jego słów, by dobitnie dać mu do zrozumienia, że jeżeli nawiązaliśmy między sobą choć odrobinę relacji, to właśnie bezpowrotnie przepadła. To byłoby najrozsądniejsze wyjście. Ale panika, która mnie ogarnęła, nie pozwoliła mi zachowywać się racjonalnie.
- Skąd wiesz? - spytałem, głośno przełykając ślinę, by powstrzymać drżenie głosu.
- Co?
- Gówno, to nie jest przypadek, że powiedziałeś o tym akurat mnie - warknąłem, podchodząc do niego z dłońmi zaciśniętymi w pięści.
Czułem jak zaczynam lekko drżeć, bardziej ze stresu, niż zdenerwowania. I nawet jego rozpaczliwe cofnięcie się pod ścianę nie podziałało na mnie uspokajająco.
- Pytam jeszcze raz, skąd wiesz, że jestem gejem? - podszedłem jeszcze bliżej, zatrzymując się kilkanaście centymetrów od niego. Miałem ochotę chwycić go za szyję, albo bluzę, ale coś mnie powstrzymywało przed fizyczną agresją. Chociaż nerwy sprawiały, że ledwo udawało mi się nad sobą zapanować.
- Ale... - zaczął, patrząc na mnie z niezrozumieniem - Przecież... Masz dziewczynę...
- Gdzie? - spytałem, śmiejąc się nerwowo. Wyjąłem z kieszeni telefon i pokazałem mu zdjęcie na tapecie. - Ją? To moja kuzynka. Ona jedna o tym wie. Mieszka w Planicy, nikt jej tu nie zna, więc mam jej zdjęcie, żeby nikt się nie domyślił - powiedziałem na jednym wydechu, nagle zdając sobie sprawę z tego, co zrobiłem. - Boże, po chuj ja ci o tym mówię... Nie mogę skończyć tak, jak ty.
Nie czekając na jego odpowiedź, ani nie patrząc na reakcję, odwróciłem się i wyszedłem. Prawdopodobnie sprawiłem mu przykrość. Może znów płakał, nie wiem. Nie chciałem o tym myśleć. W ogóle nie chciałem o nim myśleć.
Wróciłem do domu i poszedłem prosto do swojego pokoju, gdzie usiadłem na łóżku, biorąc kilka głębokich oddechów. Wpadłem w jakąś małą histerię. W głowie miałem już wizję tego, jak Žiga mówi wszystkim o mojej orientacji. Albo jak zaczyna ze mną normalnie rozmawiać na przerwach. Że ktokolwiek się o tym dowie. Nie miałbym czego szukać w tym mieście.
Byłem niesamowicie zły na siebie o to, że tak się przy nim zachowałem. Że mu się przyznałem. Że w ogóle dopuściłem do tej sytuacji. Kurwa mać, trzeba było zostawić ten zeszyt w cholerę, albo jego w tej cholernej szopie i mieć wyjebane. Trzeba było się nie przejmować.
Do końca dnia nie potrafiłem przestać o tym myśleć. Chociaż starałem się to ukryć przed mamą, zauważyła, że coś jest nie tak, ale nie drążyła tematu. Widziała, że nie chcę o tym rozmawiać i chwała jej za uszanowanie tego stanu. Wieczorem spróbowałem zasnąć, ale stres wywołany tą sytuacją i wizją możliwych konsekwencji mojego skrajnego debilizmu, tak mocno ścisnął mój żołądek, że nie potrafiłem.
Bałem się kolejnego dnia.
***
Tilen boi się kolejnego dnia, a ja, po tym jak zostałam pochwalona za to ff, bałam się wrzucić ten rozdział 😂
Dużo nad nim myślałam i wielokrotnie go zmieniałam, dlatego wciąż nie jestem go pewna 🤔
Co sądzicie? I jak myślicie, co będzie dalej?
Kolejny już w sobotę 😘
Miłego dnia! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro