Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - Nie jestem jak on

Kiedy już przyzwyczaiłem się do jego dotyku, dostrzegłem szansę na przerwanie tej, niezrozumiałej dla mnie, sytuacji. Nie chciałem tego, ale czułem, że powinienem, dla jego dobra. On jednak, być może kierowany jakąś intuicją, przeczuciem, a może doświadczeniem, oderwał swoje usta od mojej szyi i wyprostował się, siadając mi na biodrach.

Pomyślałem, że to jest wszystko, na co mogę liczyć. Że na więcej się nie odważy. Że to była tylko prowokacja, a może jeszcze wyraźniejsze zaznaczenie granicy, jaką postawił zarówno sobie, jak i mi. I kiedy już prawie udało mi się pogodzić z myślą, że jednak będę musiał poradzić sobie sam, poczułem jak rozpina moje spodnie i wyjątkowo sprawnie zsuwa je niżej, zostawiając mnie praktycznie w samych bokserkach. Jego dłoń szybko się tam znalazła i już po chwili zacząłem się rozpływać z przyjemności, czując jej rytmiczne ruchy i ostatecznie odrzucając myśl o jakiejkolwiek interwencji. To było dziwne, nieznane mi dotąd uczucie skrępowania pomieszanego z błagalnymi wręcz myślami, by nie przestawał. Fakt, że przez kilka sekund uważnie obserwował to, jak na niego reaguję, był cholernie niezręczny, ale jednocześnie nie chciałem tego przerywać. Szybko z resztą przestałem się przejmować, gdy ponownie się pochylił i zaczął całować moją klatkę piersiową. Powoli, bardzo starannie, namiętnie... Idealnie. To było zdecydowanie zbyt dużo, żebym był w stanie nad czymkolwiek zapanować. Mój oddech był nienaturalnie szybki, serce waliło jak szalone, a z ust wydostawały się jęknięcia, tym głośniejsze, im niżej czułem dotyk jego ciepłych ust na ciele.

Nie spieszył się. Bardzo powoli pokonywał kolejne centymetry mojego ciała, zatrzymując się w okolicy bioder. Tam pocałunki były znacznie intensywniejsze i byłem pewien, że zostanie po nich przynajmniej jedna malinka. A po chwili zszedł jeszcze niżej.

Bawił się mną. Na zmianę dawał nadzieję na coś więcej i zabijał ją, omijając to strategiczne miejsce i składając pocałunki wszędzie wokół. Być może gdybym myślał logicznie, irytowałoby mnie to. Być może próbowałbym go jakoś nakłonić, powiedzieć cokolwiek, chociaż i tak dostałem od niego więcej, niż początkowo oczekiwałem.

Jak się okazało, znacznie więcej.

Czując dotyk jego gorących ust, delikatny, ale pewny pocałunek gdzieś pomiędzy ruchami dłoni, zacisnąłem dłonie na prześcieradle i napiąłem mięśnie. Każdym kolejnym takim pocałunkiem doprowadzał mnie do szaleństwa. Jeszcze bardziej, gdy zaczął dokładać do tego język. A gdy wziął mojego penisa do ust, miałem ochotę krzyczeć z przyjemności. Ograniczyłem się jednak do pojedynczego jęknięcia, które i tak było stanowczo zbyt głośne. Ale nie potrafiłem inaczej zareagować. To było zbyt podniecające i zbyt dobre.

Byłem niesamowicie zaskoczony tym, jak dobrze sobie radził. Nie miałem powodów do kompleksów z powodu rozmiaru i sądziłem, że to może być dla niego jakieś utrudnienie, ale nie. Robił to idealnie pod każdym względem. Chociaż nie miałem z nikim porównania, byłem pewien, że mało kto mógłby mu dorównać. Oczywiście to miało również swoją drugą, nie do końca dobrą stronę. Już czułem, że nie wytrzymam zbyt długo.

Starałem się oddalić w czasie finał tej sytuacji, tak bardzo, jak tylko byłem w stanie. Ale przy jego umiejętnościach udało mi się zyskać może kilkanaście dodatkowych sekund. Mój czas w tym raju nieuchronnie dobiegał końca. Chwilę przed orgazmem kilkakrotnie ostrzegłem go, że zaraz dojdę, ale on zdawał się tym kompletnie nie przejmować. Kontynuował, kompletnie niewzruszony, a ja nie miałem już sił, by z tym walczyć. Ale to też miał pod kontrolą. Wyczekał do ostatniej chwili i z powrotem zamienił usta na dłoń, gdy ja już zacząłem szczytować. Zamknąłem oczy, zacisnąłem zęby i jeszcze mocniej spiąłem wszystkie mięśnie, nieco unosząc klatkę piersiową w górę. To zdecydowanie było najlepsze i najprzyjemniejsze kilka sekund w moim życiu i ciężko było mi sobie wyobrazić, że kiedyś mogłoby być jeszcze lepiej.

Dojście do siebie zajęło mi dość długą chwilę. Žiga w tym czasie znów się wyprostował i przetarł usta dłonią, którą następnie wytarł w swój podkoszulek, i tak naznaczony końcowym efektem jego działań. Zdjął go i zrzucił na podłogę, po czym z powrotem naciągnął moje bokserki na swoje miejsce i złożył jeszcze kilka szybkich pocałunków na moim torsie, tym razem kierując się w drugą stronę. Ostatecznie położył się, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej, która wciąż szybko unosiła się i opadała pod wpływem przyspieszonego oddechu. Opuszkami palców zaczął muskać moją skórę. Nie mówił nic i prawdopodobnie to była jedna z przyczyn moralniaka i kompletnego zawstydzenia, które ogarnęły mnie, gdy już odzyskałem trzeźwy umysł. Wręcz czułem, jak moja twarz zaczyna robić się czerwona. W mojej głowie zaczęło pojawiać się mnóstwo pytań i wątpliwości. Jak do tego doszło? Dlaczego to zrobił? Dlaczego umiał to zrobić tak dobrze? Czy podświadomie go do tego zmusiłem? Powinienem żałować? A może to po prostu kolejny etap naszego związku? I przede wszystkim co, do kurwy, mam mu teraz powiedzieć?

Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem w bok, na ścianę. Gdy już uspokoiłem oddech, objąłem go i westchnąłem głęboko.

- Nie musiałeś tego robić - stwierdziłem cicho.

- Wiem - odparł obojętnie - Ale chciałem.

Dobra, przynajmniej to mamy wyjaśnione.

Wplotłem dłoń w jego włosy i zacząłem je delikatnie przeczesywać. Drugą muskałem skórę na jego plecach. To było miłe, gdy tak na mnie leżał bez koszulki. Ciepło od niego bijące było jeszcze mocniejsze. Podobało mi się.

- A może... - zacząłem, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, o co chcę zapytać. - Chcesz, żebym ci się jakoś odwdzięczył?

- Nie, nie trzeba.

Ulżyło mi, gdy usłyszałem tę odpowiedź. Nie dlatego, że nie chciałem, czy nie byłem gotowy by zrobić coś dla niego, po prostu moja dotychczasowa pewność siebie gdzieś się ulotniła. Całkowicie mi ją odebrał. Miałem wrażenie, jakbyśmy częściowo zamienili się miejscami, bo chociaż już było po wszystkim, wciąż to on miał sytuację pod kontrolą, a ja dalej czułem zakłopotanie, którego nie mogłem zwalczyć. Cisza panująca między nami wcale mi tego nie ułatwiała. I chociaż próbowałem sobie powtarzać, że on przecież lubi milczeć i nigdy nie był rozmowny, nie zdawało się to na wiele.

Zastanawiając się nad tym, w jaki sposób przerwać tę ciszę, by wyglądało to jak najbardziej naturalnie, wciąż przesuwałem palcami po jego plecach, podświadomie skupiając się na jednym, konkretnym fragmencie w okolicy nerek. Jego skóra w tym miejscu była nieco inna w dotyku. Nie mogłem zidentyfikować dlaczego, ale bardzo mnie to zainteresowało.

- Ta jest największa - mruknął Žiga, ewidentnie zwracając uwagę na to, co robiłem.

- Co?

- Blizna - odparł, poruszając się niespokojnie. - Od poparzenia. Nawet nie czuję, kiedy mnie tam dotykasz.

Westchnąłem głęboko, przymykając oczy. Jak wiele złego on przeszedł w życiu? Jak wiele bólu mu zadano? Ile jeszcze blizn ukrywa na tym swoim kruchym ciele? Nie wiedziałem. Nie chciałem wiedzieć. Nawet nie pytałem dlaczego akurat tam jest poparzony. Chciałem go odwrócić tak, by móc dostać ustami do tego miejsca i naznaczyć je pocałunkami, tak jak obiecałem to robić, ale było mi zbyt wygodnie. Dlatego po prostu pocałowałem go w głowę, mając nadzieję, że to chwilowo wystarczy.

Kolejne sekundy upływające nam w milczeniu nie pomagały mi wyprzeć z głowy tego, co się stało wcześniej. Katowałem się dogłębną analizą tej sytuacji, czując coraz większe zażenowanie. I chociaż mógłbym postarać się o tym zapomnieć, przemilczeć i po prostu nie wracać do tematu, czułem, że powinniśmy porozmawiać. Tylko, że ten temat był dla mnie tak kurewsko niewygodny, że nawet nie potrafiłem go rozpocząć. Nie wiedziałem, co powiedzieć, żeby nie stracić w jego oczach, a jednocześnie upewnić się, że wszystko odbyło się w pełni zgodnie z jego wolą. Po długim czasie intensywnego zastanawiania się, postanowiłem obrać swoją standardową strategię rozmowy na problematyczne tematy i po prostu zacząć żartować.

- Nie popisałem się... - stwierdziłem, zasłaniając dłonią oczy i uśmiechając się lekko. - Te kilkanaście minut to chyba mój nowy antyrekord.

- To był twój pierwszy raz? - spytał, tak swobodnie i obojętnie, jakbyśmy rozmawiali o gotowaniu makaronu.

- Mhm... - odparłem, czując kolejną falę wewnętrznego zakłopotania.

- To wcale nie tak krótko. Maks przeważnie kończył znacznie szybciej.

Jego słowa mocno mnie uderzyły, przy okazji potwierdzając moje wszelkie obawy. Ostrożnie zrzuciłem go z siebie, a gdy już leżał na łóżku, nachyliłem się nad nim, spoglądając z powagą w jego zaskoczone oczy.

- Žiga, nie porównuj mnie do niego. Nigdy.

- Nie, ja... Nie porównuję, po prostu...

- Nie jestem jak on - przerwałem mu, kompletnie niezainteresowany jego próbą wytłumaczenia się. - Nie jestem i nigdy nie będę. Nigdy cię do niczego nie zmuszę i nie zrobię ci krzywdy. Nie zrobię niczego wbrew twojej woli. Nie musisz się mnie bać.

- Wiem - odparł cicho. - Nie boję się.

- No to dlaczego to zrobiłeś?

- Chciałem... - wyjąkał, nieśmiało. - Chciałem się odwdzięczyć. Za wszystko, co dla mnie robisz.

Przygryzłem wnętrze policzka i odwróciłem od niego wzrok. Nie mogąc wymyślić żadnej odpowiedzi, odsunąłem się od niego, siadając na łóżku i biorąc kolejny głęboki oddech. On po krótkiej chwili usiadł obok mnie.

- Przepraszam... - wyszeptał cicho. - Ja tylko chciałem, żeby ci było dobrze.

- Kto cię tego nauczył? - spytałem ponuro. - On?

W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową, wzrok trzymając wbity w podłogę.

- Zmuszał cię?

- Nie zawsze - odparł, marszcząc brwi. - Czasem... Sam go zachęcałem. Ale nie dlatego, że chciałem... Miałem nadzieję, że wtedy będzie delikatniejszy. Że nie będzie mnie bił i wiązał, że nie będzie gasił na mnie papierosów, które zawsze palił, kiedy było po wszystkim... I że nie będzie mnie zamykał w piwnicy.

Przełknąłem głośno ślinę, powstrzymując drżenie ciała na samo wyobrażenie tego wszystkiego. Spojrzałem na niego, uświadamiając sobie, że on nie tylko był ofiarą gwałtu, molestowania i znęcania się, zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Był jak osobista prostytutka tego skurwiela. Umiał dużo, był bardzo doświadczony. I co gorsze, chyba sądził, że tylko w taki sposób zdoła mnie przy sobie utrzymać.

- Zrobiłeś to, bo bałeś się, że się zdenerwuję? - spytałem cicho, bez cienia emocji w głosie.

- Nie wiem - odparł. - Chciałem dać ci coś w zamian za to, że... Jesteś. Zrobiłem to, co umiem. Gdybym umiał gotować, przygotował bym obiad. Przepraszam, myślałem, że będziesz się cieszył. Obiecuję, że następnym razem bardziej się postaram.

- Nie, stop - powiedziałem szybko. - Musimy sobie coś wyjaśnić. To, co zrobiłeś, było... Cudowne. Przyjemne i... Naprawdę było mi dobrze. Tylko widzisz, chodzi o to, że kocham cię tak mocno, że czasem ciężko jest mi utrzymać nad sobą kontrolę. Kiedy dajesz mi jakiś fragment siebie, ja chcę więcej. Zawsze chcę więcej. Ale to nie znaczy, że ty musisz mi więcej dawać. Rozumiesz?

- Nie do końca - stwierdził, marszcząc brwi.

- Po prostu... To że ja czegoś chcę, to nie znaczy że muszę to koniecznie dostać. Uwielbiam z tobą być, przytulać cię, całować, dotykać i tak dalej. Ale jeżeli ty nie masz na to ochoty, nie możesz się zgadzać tylko ze względu na mnie. Nie możesz się do niczego zmuszać. I nawet jeżeli odmówisz mi zwykłego pocałunku, albo czegokolwiek innego, co już robiliśmy wcześniej, to we mnie nic nie zmieni. Ja dalej będę cię kochał tak samo. I nie myśl, że musisz mi się za cokolwiek odwdzięczać, bo tak nie jest. A już na pewno nie w ten sposób. Okej?

- Okej. Ale ja naprawdę chciałem to zrobić - powiedział, uśmiechając się czule.

- Na pewno? Nie zmusiłeś się?

- Zmusiłbym się, gdybym pozwolił ci mnie przelecieć.

Uniosłem brwi i spojrzałem na niego z rozbawieniem.

- Przelecieć?

- No tak.

- Myszko... - zaśmiałem się, obejmując go i całując w policzek. - Ja cię nie chcę przelecieć. Chcę się z tobą kochać.

- To jakaś różnica? - spytał z zaskoczeniem.

- Bardzo, bardzo duża - mruknąłem, składając kolejne pocałunki na jego skroni i policzku.

- Dobrze, no to... Kiedyś mi pokażesz... - Odparł, znów spuszczając niepewny wzrok.

- Kiedy tylko będziesz gotowy.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, co od razu odwzajemniłem. Po chwili położył się z powrotem, tym razem na brzuchu, a ja jeszcze przez chwilę siedziałem, znów błądząc dłonią po jego plecach. Gdy znów natrafiłem na tą bliznę, przyjrzałem jej się uważniej. Rzeczywiście, była duża, a sądząc po jej wyglądzie, łatwo było zgadnąć, że to było poważne poparzenie, może nawet trzeciego stopnia. Nie widziałem jej w całości, ponieważ była częściowo zakryta przez spodnie.

Wykorzystałem fakt, że miałem do niej łatwy dostęp i nachyliłem się nad nim, przywierając ustami do jego skóry i starannie całując cały ślad. I znów poczułem to nieprzyjemne uczucie, zupełnie jakbym zaczynał współdzielić z nim to cierpienie i ból, które miał w sobie. Jednocześnie wiedziałem, że dobrze robię. Że to mu przynosi ulgę. Dlatego nie ustępowałem.

Mogłem tylko podejrzewać, w jak bolesny sposób powstała ta blizna, tym bardziej miałem potrzebę postarania się i okazania mu maksimum czułości, której być może nie domagał się jakoś specjalnie, ale na pewno potrzebował. Gdy skończyłem całować jego plecy, położyłem się obok niego i przyciągnąłem go, tak by znów położył się na mnie. Tak było mi najwygodniej. Na tyle, że po dłuższej chwili leżenia w ten sposób, zacząłem przysypiać i rozbudziłem się dopiero, gdy usłyszałem jak jego żołądek domaga się jedzenia. Mimowolnie roześmiałem się na ten dźwięk, przeczesując dłonią jego włosy.

- Jesteś głodny?

- Troszkę... - odparł cicho.

- To czemu nic nie mówisz? - spytałem, powoli go od siebie odsuwając. - Zaraz nam coś przyniosę.

Pocałowałem go na odchodne i wstałem, nie fatygując się nawet ubraniem podkoszulka. Jedynie zapiąłem spodnie i wyszedłem z pokoju, kierując się prosto do kuchni. Tam szybko pozbierałem składniki na kanapki i zacząłem je przygotowywać. Sądziłem, że Žiga poczeka na mnie na górze, ale po kilku minutach usłyszałem jego kroki, zbliżające się powoli. Wszedł do kuchni, stanął tuż za mną i przytulił mnie od tyłu, opierając głowę na moim ramieniu. To było kolejne, miłe zaskoczenie tego dnia. Nigdy wcześniej nie robił niczego takiego. I chociaż wolałbym, żeby nie miał na sobie mojej bluzy, którą ewidentnie już sobie przygarnął na zawsze, nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo.

- Ja nie chcę pomidora - mruknął w moje ramię, obserwując uważnie proces robienia przeze mnie kanapek.

- A co chcesz?

- Ciebie - odparł, wtulając się we mnie mocniej.

- Ale mnie nie zjesz - stwierdziłem z rozbawieniem.

- Zjem... - powiedział cicho, chwytając zębami za mój bark.

Zacząłem się śmiać i szybko porzuciłem przygotowywanie posiłku na rzecz zabawy. Sięgnąłem rękami do tyłu, chwytając go i łaskocząc, co sprawiło, że momentalnie mnie puścił i odskoczył do tyłu. Odwróciłem się więc i spojrzałem na niego zadziornie, podchodząc do niego, a wtedy on chwycił mnie za nadgarstki, próbując powstrzymać kontynuowanie kary za ugryzienie. Jednak po chwili siłowania się przegrał, więc znów zacząłem go łaskotać, nie przejmując się rozpaczliwymi prośbami o litość. Jednocześnie czułem się coraz bardziej szczęśliwy, widząc i słysząc jego radosny, beztroski śmiech. Udało mi się go wydostać z tej skorupy przerażonego, skrzywdzonego chłopaka i sprawić, że zaczął się uśmiechać i w jakimś tam stopniu cieszyć życiem, które zdecydowanie go nie rozpieszczało. Wciąż było w nim mnóstwo negatywnych emocji, złych wspomnień i traum, z którymi bardzo ciężko było mi wygrać, ale powoli zaczynało mi się to udawać. Wcześniej nawet gdy wydawał się być radosny, w jego oczach wciąż widniało mnóstwo niepewności. Tak jakby cały czas był przygotowany na coś złego. Na jakiś cios, ból, kolejną krzywdę. Teraz tego nie widziałem. Teraz jego oczy były pełne radości. To już było zwycięstwo. Być może niewielkie, ale dla mnie najważniejsze na świecie.

W końcu nie wytrzymałem i mocno go do siebie przytuliłem, tym samym kończąc naszą zabawę, co on chętnie zaakceptował. Westchnąłem z zadowoleniem, gładząc go dłonią po głowie.

- Wiesz... - zaczął. - Nigdy wcześniej nie czułem się tak... Dobrze. Tak bezpiecznie. Chciałbym, żeby tak było już zawsze.

- Będzie - stwierdziłem, tuląc go jeszcze mocniej. - Będzie zawsze. Obiecuję.

***
Wróciłam dzisiaj z ostatniego wakacyjnego wyjazdu i z tego wszystkiego zapomniałam, że mam Wam wrzucić rozdział 😂

Przepraszam 😅

Mam nadzieję, że się podoba 😊

Miłego wieczoru ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro