Let me call you by my name
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Elio zmarszczył brwi następnie pospiesznie wycierając załzawione policzki
-Elio, jesteś pewny, że wszystko okay? -zaniepokojona mama chłopca dotknęła jego ramienia, następnie lekko zaglądając przez nie -Oh Elio -westchnęła- Ja wiem, że cierpisz, ale cierpienie.. Ono czasami jest, nieważne czy go chcemy czy nie, ale ono.. Ono nam pomaga. Zobaczysz, będzie jeszcze dobrze kochanie -posłała mu ciepły uśmiech nie zdając sobie sprawy z tego, że jej słowa nie pomagały.
Bo czym były takie słowa, gdy jego młode serduszko bolało. A nawet krwawiło. A on nawet nie wiedział jak spojrzeć na te wszystkie miejsca, ich miejsca, bo nie były już ich. Nie były już żadne. A żadne znaczy puste, Elio nie chciał już tu być. Gwałtownym ruchem wstał, omal paląc sobie dłoń w kominku, przez co lekkie syknięcia opuściło jego usta
-Wyjeżdżam, teraz -powiedział przykładając cierpiącą dłoń do klatki. I rzeczywiście tak było, w ułamku sekundy pobiegł na górę. Jego ciało drżało, nie umiał dłużej tu być, w tym pokoju, obok tego łóżka, miejsca gdzie niemalże wszystko się zaczęło. I zaczęło, właściwie dla niego tak było. Olivier był właściwą osobą, zaufał mu, dokładnie zaufał oddając poranione serce w ciepłe dłonie studenta dokładnie jak wtedy gdy w zimę odmroził sobie dłonie i stopy a potem siedział z mamą i kocem błagając aby zrobiło się już cieplej. I zrobiło. Kolejnego lata a potem kolejnego, kolejnego, kolejnego. Teraz nie chciał być tu ani chwili dłużej. Chwycił nieporadnie torbę następnie zbiegając z nią, w biegu narzucając okrycie zimowe, gruby szal i zanim jego ojciec zdążył dobiec do niego, on wybiegł już następnie biorąc auto. Odjechał, po prostu przed siebie, nie patrząc nawet na mapę czy na znaki. Odjechał, zostawiając za sobą wszystko co miał i chciał mieć, odjechał zostawiając swoje serce, zakopane gdzieś pomiędzy ciepłą wodą w ogrodzie a materacem na najwyższym piętrze. Bo teraz ich sekret będą chowały te miejsca, malutkie drobinki kurzu i stara kartka z kalendarza z kilkoma słowami, dość charakterystycznymi dla ich relacji „Dorośnij Elio".
Po jego policzkach nagle zaczęły spływać łzy, jedna za jedną aż w końcu musiał się zatrzymać gdzieś w środku niczego. Otoczony ze wszystkich stron śniegiem, ledwo widoczną szosą a także kilkoma drzewami pochylił się opierając czoło o kierownice. Płakał, głośno, mocno, boleśnie. Jak pierwszy raz od tygodni, płakał mocniej niż zwykle. Czuł się bezsilny, bardzo bezsilny. Zraniony, cierpiał. Nawet bardziej niż myślał, że to możliwe. Nagle poczuł w ustach ten metaliczny posmak, tak znienawidzony
-Błagam tylko nie to -zapłakał żałośnie dla siebie próbując zatamować palcem krwotok. Po chwili beznamiętnie wyszedł z auta, trzaskając po tym drzwiami aby następnie rzucić się na śnieg, użył go niczym lodu, boleśnie odmrażając sobie wargę. Wtedy zatęsknił bardziej, tak bardzo brakowało mu tych ramion, ciepłych ramion, dużych dłoni które, mimo że boleśnie, masowały jego stopy by zaraz usta szeptały jak bardzo mu na nim zależy. A teraz był sam, w środku nicości, na śniegu który powoli przemaczał jego płaszczyk. Po kilku minutach wstał, nadal upychając sobie śnieg do nosa, szarpnął za klamkę. Raz, drugi, trzeci. Zatrzaśnięte. Nie wejdzie. Jest na mrozie. Umrze tu. Co to za śmierć, okrutna? Mordercza? Bolesna? Na pewno mniej bolesna niż egzystencja z świadomością, że jego Oliver nigdy nie był jego Elio. Usiadł za samochodem przeklinając siebie, i częściowo ojca, że nie naprawił zamku w tym rupieciu. Ale kto śmiał przypuszczać, że akurat teraz się zatrzaśnie! Trafiłby to szlag! A nawet dwa!
***
-Jak to wyjechał?! Sam? Sam Oh sam! -wrzasnął przybyły gość ciągnąc się za swoje, nieco przydługie swoim zdaniem, włosy- Nie przecież nie! To niemożliwe
-Ależ tak paniczu -gospodyni spojrzała na niego poważnie- Państwo Perlman szukają go od dobrych kilku godzin i nie tylko oni. Zniknął, wyjechał w krytycznym stanie
-Nie! Nie możliwe! Przecież jest taki mróz, taki zięb. Przecież.. -pokręcił głową uświadamiając sobie, że w takiej pogodzie chłopak nie przeżyje kilku godzin. O ile nadal gdzieś oddycha -Proszę nie przerywać poszukiwań, pomogę -pokiwał szalenie głową następnie biegnąc do swojego auta - Znajdę Oh znajdę! -wykrzyknął następnie szaleńczo ruszając.
Pierwotnie chciał pojechać drogą do wyjazdu z miasta dopiero po chwili wpadając na inny trop. Zawrócił równie ryzykownie następnie jadąc z niebezpieczną prędkością. Jednak nigdzie nie było samochodu. Żadnego. Czyżby zdążył już wyjechać? Nie, na pewno nie. Był tego pewny. Dojechał do ujścia wody z gór, wybiegając w znanym tylko im kierunku z nadzieją, że tu będzie. Krzyczał jego imię, krzyczał wszystko co przychodziło mu na myśl. Wszystko i nic a potem po prostu usiadł na kamieniu. Elio nie było. Podniósł głowę rozglądając się znowu, dopiero po chwili zauważył kształt. Kształt auta, jakże nieporadnie zaparkowanego. Przebiegł przez zamarzniętą wodę następnie biegnąc ile sił w nogach. To było to auto. Okrążył je niemal całkowicie, zaglądał do środka, szarpał za klamkę. Elio nie było. I wtedy, w blasku cichy usłyszał jeden, krotki oddech
-Druga strona-wyszeptał sam do siebie po chwili odnajdując małe, skulone ciałko. Zgarnął je w ramiona nie patrząc na nic. Dotknął lodowatego policzka patrząc na niego z niezmierną czułością. Wtedy zrozumiał jak głupi był, jak idiotyczny. Jak bardzo zniszczył wszystko. Nie spodziewał się nic, po prostu biegł do swojego auta patrząc na lekko unoszącą się klatkę gdy usłyszał szept
-Elio -ledwie słyszalny świst, dla niego okazał się wszystkim
-Jestem tu Elio, jestem -wyszeptał otwierając drzwi z szarpnięciem
-Ty jesteś Elio kretynie -usłyszał znowu ten drżący oddech, który zapewnie w większej temperaturze i w innych warunkach byłby śmiechem, a teraz? Był jedynie odznaką życia
-Nie przemęczaj się Oliver, wracamy do domu -wyszeptał układając go na tylnich fotelach. Oddał mu także swój płaszcz ściągając ten przemoczony z chłopca i wyrzucając go gdzieś w pole -Niedługo, niedługo będziemy. Będzie dobrze, ogrzeje cię
-Elio -usłyszał ostatni szept niedługo później
**
Oliver chodził po pokoju, o ile to można nazwać chodzeniem. Co rusz ciągnął się za włosy, szeptał do siebie jakieś słowa, za każdym razem przeklinając siebie za to co się stało. Odkąd wrócił z chłopcem do domu minęło kilka godzin, a on zobaczył go tylko przez chwile. Cały czas czuwała przy nim jego mama wraz z lekarzem i znajomą pielęgniarką sprawdzając stan Elio. Mróz dość mocno dał mu w kość a ten jedynie spał o ile tak można nazwać bycie nieprzytomnym. Miał odmrożone dłonie a także stopy, później doszedł do tego nos, usta oraz uszy co sprawiło, że leżał teraz otulony wszystkim co tylko było możliwe aby zapewnić mu jak najwięcej ciepła. Stary kominek zapłonął, małe iskierki wylatywały co chwile wydając przy tym charakterystyczny dźwięk i to właśnie on odmierzał czas. Lekarz nie był dobrej myśli, mimo, że oddychał był w tragicznym stanie. Kilka godzin. Kilka godzin na mrozie. Tylko to wystarczyło aby odebrać mu zdrowie. Po kilkunastu długich i męczących godzinach doktor opuścił dom, zrzucając cały los i wszystko co się wydarzy na czas. Teraz student nie chodził sam, wręcz krok w krok za nim chodził Pan Perlman. Nie był on do końca pewny czy chce udusić swojego ucznia czy może całować mu ręce, przecież gdyby nie on prawdopodobnie nie znaleźli by Elio na czas, ale z drugiej strony wszystko było przez niego. Czy to wiec znaczyło, że wszystko się wyrównało a on ma czystą kartę? Nie wiedział tego jeszcze, nie teraz. Po jakimś czasie udało mu się nakłonić żonę aby położyła się, a on w tym czasie obiecał pełnić wartę przy łóżku bladego jak ścianę, a może nawet bielszego niż ona, chłopaka. I znowu nic się nie działo. Miarowy oddech, cienki ale istniejący. Przecieranie mu ust nawilżoną tkaniną. Zmienianie okładów, opatrunków. Przykładanie lodu do krwawiącego nosa pod bacznym nadzorem pielęgniarki. I tak mijał czas. Aż po kilku dniach wszyscy się poddali, Elio nie wykazywał oznak życia oprócz coraz płytszego oddechu. Pielęgniarka opuściła dom państwa Perlman zostawiając jeszcze krótkie wytyczne. Pod telefonem był doktor, który miał jednak również swoich, bardziej żywych, pacjentów. Pani Perlman przestała wychodzić z swojej sypialni, zapłakana siedziała tak cały czas otulona ramionami gosposi jak i swego męża. A Oliver? Siedział na fotelu jakby czekając na cud. Wchodził na chwile do sypialni chłopca sprawdzając jego stan by, z powodów wyrzutów sumienia rzecz jasna, wyjść pospiesznym krokiem. I tak dnia 11, zupełnie dla nikogo niespodziewanie w porze dawnej obiadowej, teraz nikt go już nie jadł, a jak jadł to w samotności i ciszy, domownicy usłyszeli szum. Pani Perlman zaniosła się płaczem spodziewając, że Elio właśnie wydaje ostatni dech, cudem powstrzymana od podbiegnięcia tam. Pan Perlman z kamienną twarzą. I Oliver, z łzami w oczach. Jednak nic nie umilkło a po chwili na schodach pojawiło się chude ciało wbijające palce w ścianę aby utrzymać równowagę. Oliver zerwał się pierwszy podbiegając do chłopaka i łapiąc go w ramiona
-Elio, Oh Boże Elio. Ty żyjesz, o Boże ty żyjesz -wtulił go w swe ramiona po chwili czując, że nie tylko on wstał
-Dzwońcie! Dzwońcie po lekarza! -ktoś krzyknął kiedy Elio roześmiał się jak gdyby nic
-Nie trzeba, zaraz wrócę. Tylko tak trochę Zgłodniałem, trochę? Może trochę bardziej
-Dostaniesz wszystko syneczku, wszystko -Oliver po chwili nie miał go już w rękach. Pan Perlman wziął go następnie prowadząc na górę wraz z nieodstępującą na krok Panią Perlman
****
-Cześć -powiedział Oliver wchodząc do sypialni młodszego-Mam nadzieje, że nie przeszkadzam-zaczął dość niepewnie spoglądając na odwracającego wzrok Elio
-Twoja narzeczona-wyraźnie zaakcentował to słowo-zapewnie na ciebie czeka, więc dlaczego jesteś nadal tu. Sam powiedziałeś, że nic nas nie łączyło-spojrzał na niego z łzami w oczach
-Elio, to nie tak -powiedział cicho i dość niepewnie- Elio, naprawdę. Musisz mnie wysłuchać
-Muszę? Muszę?! Nasłuchałem się już dość Oliverze! Dość rozumiesz? Dość! Po co to było co? Po co do cholery starałeś się zdobyć moje zaufanie? Po co całowałeś mnie? Po co spędzałeś ze mną czas? Po co dotykałeś? Po co w ogóle udawałeś, że coś dla ciebie to znaczy! To nie znaczyło dla ciebie nic, prawda?! No jasne, że nie znaczyło nic! Masz narzeczoną, co ja sobie w ogóle myślałem! Po co?! Nie rozumiesz, czy nie rozumiesz jak bardzo mnie zraniłeś? -wybuchnął głośnym szlochem
-Elio, to nie tak. Nie ma
-Czego nie ma?! No czego? Chciałeś mnie zaliczyć? Proszę bardzo! Zobaczyć jak płacze? Udało ci się. A teraz wracaj do swojej na..
-Nie ma żadnej narzeczonej-wrzasnął łapiąc go za dłonie i przytulając do siebie-Żadnej. Nie było. I nie będzie Elio. Nigdy. To był żart, głupi żart
-To ty jesteś głupi-zaszlochał wtulając w jego koszule-Cholernie głupi! Ja ciebie kocham, a ty robisz mi takie rzeczy! Nienawidzę cię, nawet nie wiesz jak bardzo
-Możesz nienawidzić, ale sam powiedziałeś, że mnie kochasz -zaśmiał się lekko następnie przejeżdżając nosem po jego załzawionym policzku- Naprawdę, wybacz mi Elio. Jesteś jedyną osobą, z która chciałbym wziąć ślub. Kiedykolwiek. Wybacz mi
-Wybaczę -zaczął po chwili spokojnym tonem-Ale. Mam jeden warunek
-Jaki? Jaki kochanie? Jestem w stanie oddać ci wszystko abyś tylko mi wybaczył
-Let me Call you by my name -wyszeptał nieco speszony dopiero po chwili patrząc na zdziwionego mężczyznę- Uhh.. Wybacz, to było głupie
-To było piękne Elio.. To znaczy Oliver
-Dziękuje Elio -zachichotał cicho chwytając się mocno jego koszuli- Ale już nie odejdziesz?
-Nie odejdę -powiedział całując jego czoło- Kochanie, bardzo boli?
W odpowiedzi dostał tylko wzruszenie ramionami. Westchnął więc cicho następnie przytulając go bardziej do siebie. Przytknął usta do jego policzka następnie gładząc jego ramie jak za pierwszym razem
-Ała! -pisnął cicho odsuwając się lekko- To boli
-A ty znowu jesteś spięty -pokręcił głową następnie przejeżdżając palcem po dolnej wardze chłopca. Spojrzał mu w oczy wyszukując odpowiedzi, i już wiedział. Pochylił się lekko łącząc ich usta, normalnie, nie szybko, po prostu przelewając wszelkie uczucia, które czuł. I tak właśnie wyglądał ich pierwszy-kolejny pocałunek. A po nim był posiłek, który przyniosła gosposia zostawiając ich znowu sam
-Daj, nakarmię cię -wyszeptał z uśmiechem widząc jak nieporadnie stara się chwycić łyżkę. Najpierw jedną dłonią a później drugą jednak wszystko utrudniał mu gruby bandaż ciasno zawiązany na jego dłoniach. Pomału odebrał od niego sztuciec następnie nabierając nieco zupy - Otwórz usta kochanie -uśmiechnął się szeroko powoli karmiąc głodnego chłopca
Oczywiście nie zabrakło śmiechu, oraz tulenia w chwilach między łyżkami zupy
-Nie chce już więcej, najadłem się -z rozbawieniem rzuciłem się na łóżku następnie przytulając do Olivera- Tęskniłem, naprawdę tęskniłem-westchnął spoglądając na niego
Delikatnie dłonią przejechał po jego klacie rozkoszując się poczuciem obecności kogoś obok siebie. Znowu tu byli, razem. Na tym samym łóżku, które znowu było złączone, jak pierwszej wspólnej nocy. I to znaczyło więcej niż cokolwiek innego. To znaczyło wręcz wszystko, tak samo jak wtedy gdy ich ciała pierwszy raz były połączone. Teraz również byli połączeni, ale w całkowicie inny sposób. Zupełnie inny dla nich wcześniej
***
-Może jeszcze jedna? –Oliver spojrzał na niego ciepło a kiedy ten pokręcił głową po prostu sam wpakował sobie do ust ciepłą kluskę- Karmią cię takimi rarytasami, a przecież sam jesteś całkiem niezłym kąskiem –zaśmiał się całując po tym jego kolano
-Przestań! To okropne –Elio natychmiast pokręci głową następnie patrząc jak mężczyzna z kasztanowymi włosami całuje jego łydkę a potem stopę z bandażem
Właściwie chłopak nie wiedział po co jeszcze te bandaże, czuł się z dnia na dzień coraz lepiej i lepiej. Nawet był sam w łazience bez pomocy kogokolwiek! Ale mimo wszystko, zarówno jego mama, która miała wrażenie, że osiwieje przez niego; gosposia, poczciwa gosposia, która co chwile gotowała coś coraz lepszego aby tylko „choruszek" jadł; aż po Olivera, który to sam na swoje barki wziął to ciężkie zadanie. Może samo zmienienie opatrunków i trzymanie go pod kocem, a także pierzyną nie było trudne; jednak Elio wszystko utrudniał. Ostatecznie zgodził się, po debacie w łazience gdy siedział na wannie a Oliver klęczał przed nim, w wiadomym oczywiście celu, na zabandażowanie nadal czerwonych stóp oraz najpierw oparzonej a potem odmrożonej dłoni, która wyglądała no cóż... z pewnością nie najlepiej. Na szczęście i uszy i nos i usta nabrały już normalnego koloru dlatego nikt nie musiał już bać się o to
-Naprawdę jest mi strasznie głupio, doskonale wiesz, że –starszy zaczął delikatnie masując biedną stopę chłopca –Nigdy nie miałem tego w zamiarze
-A więc skończ o tym mówić –mruknął Elio nawet na niego nie spoglądając. W istocie rzeczy męczyło go już to gadanie ukochanego na temat tego co się wydarzyło. Wydarzyło.. no cóż, trudno. Czasu nie cofną. Ot! Tyle!
-Jak mogę skończyć o tym mówić skoro przeze mnie prawie zginąłeś –ciche westchnięcie opuściło jego usta
-Normalnie Oliver. To po prostu było. Czasu już nie cofniesz, a to naprawdę męczące gdy cały czas o tym mówisz. Wszyscy o tym mówicie –wyrzucił dłonie w górę- Traktujecie mnie jak niepełnosprawnego a ja czuje się naprawdę dobrze. Nawet mogę już spacerować –powiedział jakby to miało coś zmienić, zapewnie nie zmieniło nic, lecz w jego ocenie dodało mu to czegokolwiek aby być „wyżej" w ich pseudo kłótni
-Elio –usłyszał lekki śmiech, dość charakterystyczny dla niego. Lekko kpiący, jednocześnie rozbawiony z nutką euforii w głosie. I to było to, to co pokochał bardziej niż siebie kiedykolwiek- Dojście do okna, czy łazienki nie jest spacerem. To bardzo króciutki dystans. Ale spokojnie, gdy tylko pogoda się poprawi zabiorę cię na spacer. Kto wie, może nawet na rowery –pokiwał głową- Ale teraz masz odpoczywać
-Niedługo wracamy do swojego miasta, a ty do swojego –powiedział bardzo cichutko- Znowu się rozstaniemy. Nie chce abyś mówił mi nieprawdę –pokręcił głową- Naprawdę nie chce, to bardziej boli
-Nie zostawię cię, przenocuje kilka dni w jakimś hotelu, pozałatwiam swoje sprawy. A potem? Potem zobaczymy, ale nie zostawię cię. Nie zostawię rozumiesz? –przyciągnął go do siebie aby przytulić mocno- Już nigdy, nigdy więcej
-Obiecujesz? –spojrzał na niego z łzami w oczach- Chce prawdy, więc. Obiecujesz?
-Oczywiście, że tak Oliver –uśmiechnął się znowu używając swojego imienia w stosunku do chłopca
-Cieszę się Elio –chłopak odpowiedział mu tym samym uśmiechając się przy tym mocno –Elio, Elio, Elio
-Oliver, Oliveer –przeciągnął przedostatnią literę i zanim chłopak zdążył odpowiedzieć pocałował jego usta delikatnie a zarazem subtelnie. Jego dłoń wylądowała na policzku Elio kreśląc delikatne, malutkie kółeczka aby zaraz po nim pocałować jego nos a potem połączyć ich czoła- Jesteś jedyną osobą z którą chciałbym tu być kiedykolwiek. W jakiejkolwiek sytuacji. I w jakimkolwiek czasie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo cię kocham maluchu –wyszeptał do jego ust jednocześnie znowu delikatnie je całując, zupełnie jak za pierwszym razem co z pewnością było urocze. Ich pocałunek trwał, usta delikatnie dotykały a oni lekko mieszali swe oddechy gdy Elio złapał go mocno za kroczę uśmiechając się przy tym złośliwie
-Oops, jesteś teraz twardy –zabrał po chwili swoją dłoń odsuwając nieco od mężczyzny- Znowu –zaśmiał się przypominając jak Oliver zrobił to samo mu, kilka miesięcy wcześniej z równie wielkim uśmiechem na swej opalonej twarzy- No cóż, musisz sobie poradzić, bo ja utnę sobie właśnie krótką drzemkę –oblizał górną wargę zakopując swe drobne ciało w kołdrze- No przecież jestem biednym choruszkiem –puścił mu oczko wykorzystując broń, którą zwykle oni wykorzystywali przeciwko niemu aby siedział spokojnie w łóżku, nie przemęczał się, nie ruszał, jadł co mu dawali, okolicznie popijał sok herbatą i ucinał drzemki, mimo, że ich nie potrzebował. A teraz? Spadło mu to wręcz z nieba, a on doskonale chciał to wykorzystać. Bo właściwie.. czemuż by nie?
Usłyszał tylko jeszcze jak z westchnięciem Oliver schodzi z łóżka a następnie poprawia okrycie w miejscu gdzie siedział. Wydawało mu się, że wyszedł, dlatego odkrył się uśmiechając przy tym. Na jego twarzy pojawiły się dołeczki a zaraz obok coś co go „dźgnęło" w niego, coś mokrego. Gdy otworzył tylko oczy, zobaczył właśnie to czego się nie spodziewał. Oliver stał nad nim z chytrym uśmieszkiem
-Wiedziałem, że nie pójdziesz spać –to „coś" znowu przejechało po jego policzku a on tylko oblizał usta z mlaskiem
***
-Mogę już? -Elio uśmiechnął się lekko kładąc dłonie na tych większych, które akurat zasłaniały jego oczy- No Oliver No -westchnął poddając się i dając prowadzić
Właściwie nie był pewny gdzie idą i po co. Nie był nawet pewny co do tego czy wyszli z willi czy może jednak nie. Zdecydowanie skarpetki na stopach, zwykle nagich, zaburzyłyby jego poczucie tego na czym stąpa. I zapewnie skłamałby jeśli powiedziałby, że wcale go to nie przeraza. No może nie zbytnio, ale nadal czuł się niepewnie. Zagryzł lekko wargę po chwili czując jak chłodne powietrze łaskocze jego odsłoniętą szyję, tam gdzie gruby szal jej nie zakrył. Poczuł lekkie zimno może przez ułamek sekundy bo zaraz później znowu było ciepło. Czyżby wyszli tylko po to by zaraz znowu wejść do środka?
-Oliver, proszę. Nie baw się tak
-Ależ ja się nie bawię -spokojny ton głosu dotarł do jego uszu gdy ten się pochylił nad jego karkiem
-To powiedz mi chociaż gdzie idziemy -zażądał zatrzymując się nagle. Zaparł się stopami mając nadzieje, że to ich powstrzyma, lecz nie. To się nie stało. Tylko po chwili jego stopy przestały w ogóle dotykać ziemi, co totalnie zrujnowało jego orientacje w terenie. Westchnął po prostu wtulając się w pierś mężczyzny gdy ten go przycisnął lekko do niej aby nic nie widział
-Elio, spokojnie -usłyszał szept nad swoim uchem- Jeszcze chwile, jeszcze momencik -uśmiechnął się mimo, że chłopiec tego nie widział- Momencik, momencik i zaraz będziemy! Obiecuje -powiedział melodyjnie będąc jednocześnie podekscytowanym a z drugiej strony lekko przestraszonym. Przygotowywał to.. sporo czasu. Co najmniej kilka dni. O ile jeśli z państwem Perlman poszło całkiem sprawnie, w końcu zależało im na szczęściu ich syna, to jego rodzice już nie byli tak zachwyceni. Właściwie był moment gdy chcieli wysłać go do wojska, a później do szpitala psychiatrycznego. Ostatecznie jednak Pan Perlman namówił ich jakoś aby odpuścili, ten człowiek naprawdę go zadziwiał. Nie tylko jako wykładowca czy też przyjaciel w rozmowie, szczególnie w kwestii podejścia do syna i wychowywania go. Gdyby on miał takiego ojca, Oh.. Życie z pewnością byłoby wiele bardziej piękne. Ale wracając do tematu. Oliver naprawdę się napracował, to było trudne zadanie szczególnie o tej porze roku. Większość rzeczy załatwiał gdy Elio sobie drzemał, a robił to ostatnio dość często. Nieważne już było miejsce, czy to była sypialnia, salon, jadalnia, ważne, że czuł obecność Olivera, to było najważniejsze. Dlatego jego serce wręcz waliło gdy postawił go na dywanie, który rozłożył w ogrodzie. Co prawda nie był tak piękny jak latem, ale i tak mężczyzna się napracował aby tylko wszystko się udało. Pani Perlman miała do tego rękę, w skutek czego szybko się samo-zaangażowała. Ostatecznie wszystko wyglądało pięknie. Kilka drobnych świeczników, ozdobne gałązki, przystrojone drzewko. Nawet fotele były wreszcie ustawione w odpowiedni sposób, sadzawka wyczyszczona a krzewy, mimo zimy, przystrzyżone w elegancki sposób. Wszystko dopełniał śnieg, który spadł niespodziewanie w nocy a teraz jak najdroższy kryształ mienił się w zachodzącym słońcu, dość wcześnie nawet jak na tą porę roku. I właśnie to było magiczne, ogród wyglądał nadal tak jak kraina z innej planety, mimo, że praktycznie żadna roślina nie była rozkwitnięta. Jakby czas się dla nich zatrzymał, ale dla nich biegnąc, bez względu na wszystko biegł nieubłaganie; chociaż Oliver wolałby zatrzymać się w tej szczęśliwej sekundzie. Ale ona minęła nieubłaganie, co było okropnym uczuciem, bo następna miała przynieść coś co go przeraziło nawet mocniej niż o tym myślał. A przecież nie miał czego się bać, to wszystko było tak dobrze dla niego zaplanowane. Bo on to zaplanował, dopiął na ostatni guziczek. Chociaż tego nie był teraz pewny. Wraz z chłodnym wiatrem na swoim karku poczuł chłód niepewności, było już za późno. Wszystko było teraz w jego rękach. Chociaż nie, było w rękach Boga w którego tak usilnie starał się wierzyć w swojej niewierze
-Zanim coś powiesz, po prostu.. Nie wiem, Ja.. To dość trudne i doprawdy się stresuje Huh -rozejrzał się po zgromadzonych osobach gdy wreszcie odezwał się odezwać. Może nie było ich dużo, ale z pewnością potęgowali jego stres i strach- Cholera, ja po prostu.. Po prostu to powiem dobrze?
-Czy ty.. Ty chcesz? Chcesz zerwać? Chcesz mnie zostawić? Tak? To po to -w oczach chłopaka znowu pojawiły się łzy
-Co? Oczywiście, że nie! -pokręcił głową klękając na kolano z równoczesnym pocałunkiem na jego dłoni- Ja właściwie... Chce ci się oświadczyć, cholera. Wiem, że to niemożliwe. Jeszcze nie, ale.. Elio czy chcesz zostać ze mną, z pewnością istotą mniej inteligentną niż ty do końca życia? -powiedział a raczej nie zdążył do kończyć kiedy chłopak zaczął płakać. Po jego policzkach tłumem zaczęły spływać łzy, dolna warga drżała a on nie mógł nawet wziąć oddechu
-Nie zgodzisz się -westchnął gdy nadal nie usłyszał nic
-Czy tak wygląda osoba która się nie zgodziła -prychnął upadając na kolana obok niego. Wtulił się w jego ramiona wypłakując się w koszule- Byłbym głupcem gdybym się nie zgodził, oczywiście, że się zgadzam -wyszeptał znowu zanosząc się płaczem
-Musimy wstać z ziemi, przeziębisz się -wyszeptał na jego ucho następnie lekko go unosząc
-Oh przestań! Psujesz moment -zaśmiał się po chwili wstając z nim- O Boże, wyglądam tragicznie a ty tu zgromadziłeś tyle ludzi -przeleciał wzrokiem po zgromadzonych dostrzegając swoich rodziców, przyjaciół a także, do niedawna jeszcze tak bardzo znienawidzone, wujostwo
-Zawsze będziesz wyglądał tak ładnie jak pierwszego dnia gdy cię zobaczyłem -wyszeptał pochylając się nad nim i jednocześnie pocałował go delikatnie w kąciki ust. On rozchylił wargi, więc odpowiedział mu głębokim, pełnym emocji pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z ich ciał pary. Kiedy chciał się cofnąć, przyciągnął go lekko znowu do siebie. Nie chciał opuszczać tej pięknej, wręcz nierealnej, krainy, do której zawędrowali razem, dzięki niemu, jego ustom, uczuciu, tym wszystkim co mieli razem, dzięki sobie- chciał aby ta chwila trwała wiecznie i nigdy się nie kończyła. Nigdy przenigdy
***
-Elio, Elio kochanie -dotknął delikatnie opuszkami palców jego policzka.
Zachwycał się detalami jego skory, małymi piegami, ledwie widocznymi, malutką zmarszczką, dołeczkami, nie do końca wymodelowanym łukiem kupidyna aż do samej faktury delikatnego naskórka. Przejechał po nim bardzo, bardzo delikatnie nie chcąc zbytnio rozbudzić chłopaka chociaż jednocześnie wstał nowy dzień a on z całych sił chciał już wstać aby móc przeżyć go dalej. Znowu znajdowali się w Rzymie, w tym samym pokoju na poddaszu, chociaż teraz wydawało się bardziej urokliwe niż wtedy. Może to z powodu nowej żarówki? Inny kolor kwiatów? Inny zapach? A może teraz, te same detale zaczęły nabierać całkowicie nowego znaczenia, w każdej tego słowa definicji
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że prześpisz cały dzień -przejechał smukłymi palcami po jego żebrach- Mieliśmy dzisiaj iść pozwiedzać pamiętasz? -uśmiechnął się całując kąciki jego ust- No dobrze, dam Ci jeszcze trochę czasu, ale tylko troszeczkę -przejechał nosem po jego nosie następnie to samo robiąc z jego szczęką a potem także z szyją.
Zaczął składać delikatne, drobne pocałunki na odsłoniętej, jasnej skórze nawet nie starając się nie rozpiąć bardziej koszuli. Zdjął ją z jednego ramienia następnie obcałowując je a potem robiąc to samo z drugim wraz z delikatnymi pomrukami gdy poczuł brzoskwinie. Uśmiechnął się pod nosem znowu wracając do całowania calusiej twarzy chłopaka wraz z ustami, które w jego odczuciu wymagały najwięcej uwagi i troski
-Nawet nie dasz mi pospać -usłyszał cichy chichot a jego usta spotkały się z tymi drugimi.
Delikatnie się połączyły sprawiając zachwyt w ich obojgu a następnie coś czego nie czuli od dawna. Małe motylki które rosły w sile wraz z ekscytacją. Ciało nad ciałem, usta połączone w jedność, języki które znowu dotykały siebie a nawet robiły coś więcej niż zwykły dotyk, krótka pieszczota; ramiona tak bardzo potrzebujące tych drugich i kruchy oddech wypuszczony z drżącą wargą. To była sztuka, która oboje tak kochali, i sztuką były ich ciała. Perfekcyjne w każdym, najmniejszym detalu. Lśniły niczym dwa potrzebujące się kawałki układanki, które nagle odnalazły się i teraz stanowiły całość. Nieporadne ruchy, które nagle znalazły jeden, wspólny rytm. Krótkie jęki, przeciągłe westchnienia, wymiana imion i nagle huk. Śliczny wazonik spadł ze stolika, śmiech rozebrzmiał po pokoju, a dalej nic nie miało znaczenia. Najwyżej zapłacą za niego, ale teraz liczyło się coś więcej, liczyły się dwa serca, bijące na raz a może nawet galopujące pod cieniem chwili, która trwała. Może nawet dłuższej chwili
*
Elio spojrzał na swoje odbicie oblizując przy tym górna wargę. Ostatnie miesiące minęły jak z bicza strzelił, właściwie nie zdążył nawet się spostrzec a tu już nagle było lato, ciepłe, złociste, przynosząc dużo plonów. Leżał aktualnie z gitarą na jednym z wygodnych foteli. Jego mama kupiła je nie tak dawno i w dosłownie w kilka tygodni sprawiła, że znowu bił z nich najlepszy blask. Razem z nim zdecydowała, że zastąpią te stare, które stały obok sadzawki. Skończył zapisywać kolejną nutę, przejeżdżając opuszkami palców po delikatnych strunach by zagrać całość. Niespodziewanie dostał brawa, zupełnie niespodziewanie. Uniósł wzrok zauważając wielki bukiet kwiatów i tą samą, kasztanową czuprynę
-Oliver -w ułamku sekundy odrzucił gitarę na bok następnie wskakując na mężczyznę aby się wtulić w niego- Tak szybko? Miałeś być dopiero za dwa tygodnie!
-Jeśli ci przeszkadza mogę wrócić za dwa tygodnie -ten w odpowiedzi puścił mu oczko
-Oczywiście, że mi nie przeszkadza! Jak mogłoby mi przeszkadzać! -spojrzał na niego- O Boże, jakie śliczne. Moja mama na pewno się ucieszy z kwiatów
-One są dla Ciebie -posłał mu uśmiech jednocześnie podając spory bukiet krwisto czerwonych róż- To ty jesteś jedyną osobą, której chce je dawać. Skończyłem prace nad doktoratem wcześniej i zabrałem się z twoim tatą
-Pojedzmy gdzieś -wypalił nagle niższy nadal trzymając się mężczyzny
-Teraz? Samochodem?
-Rowerem -pokręcił głową- Kilka dni temu napompowałem im opony, wyglądają nadal całkiem niezłe. Poza tym, jesteśmy we Włoszech. Tutaj najwięcej dostrzeżesz na rowerze. To wszystko jest piękne! -uśmiechnął się spoglądając na niego- No dalej, nie daj się prosić!
Właśnie w ten sposób, bez jakichkolwiek oznak sprzeciwu mimo zmęczenia długą podróżą znowu jechali drogą, naprzemian wyprzedając się. Ich nogi były pokryte kurzem, nadal nic się nie zmieniło a oni wykrzykiwali swoje imiona na przemian jednocześnie śmiejąc się głośno. Może wyglądało to szalenie, ale właśnie oni to kochali. Bez względu na cokolwiek, po prostu swoją obecność nawet w niezobowiązujących sytuacjach gdy byli razem, uśmiechnięci, pełni szczęścia
-To tu! to tu! -wykrzyknął zadowolony zeskakując wręcz z roweru na trawę. Otrzepał się i nim Oliver zdążył do niego podbiec on wstał, pobiegł przed siebie będąc gonionym przez starszego
-Elio! No stój -zaczął się śmiać widząc, że ten nie odpuszcza. Po chwili stracił go z oczu dlatego mocno zaniepokojony zaczął wykrzykiwać jego imię idąc w stronę źródła. Wszedł po kolana rozglądając się i nadal wykrzykując jego imię gdy nagle Elio skoczył na niego wrzucając ich obu do wody
-Bu! -krzyknął uśmiechając się szeroko
-Elio -roześmiał się Oliver spoglądając na niego- To było nieodpowiedzialne. Bałem się, że coś ci się stało -przejechał dłonią po jego włosach jednocześnie przytulając go do siebie- Oj Elio Elio -pokręcił znowu głową
-Elio Elio Elio Elio Elio
**
-Zagraj to jeszcze raz ale teraz nie zmieniaj końcówki błagam cię -westchnął wyższy słuchając kolejny raz tego samego fragmentu z co rusz zmienionym końcem. Właściwie był pewny, że to już idealne, ale Elio nadal uważał, że musi coś zmienić. I co chwile zmieniał końcówkę
-Ale to nadal nie jest idealne! -mruknął kolejny raz grając
-Jest kochanie, to jest idealne -zabrał jego dłonie w klawiszy pianina dopiero teraz zauważając jak bardzo są czerwone- Idziemy odpocząć jasne? Twoje dłonie są całe czerwone -przejechał po nich swoimi delikatnie masując każdy jego palec aż potem przeniósł swoje dłonie na zdrętwiałe ramiona chłopaka
-Przestań, to zaboli -wzdrygnął się gdy mimo wszystko Oliver nie przestawał -Auć!
-Znowu jesteś cały spięty -pokręcił głową- No i co ja mam z tobą zrobić? Nie ruszaj się tak cały czas to nie będzie bolało
-Chcesz mnie zabić -mruknął z rozbawieniem spoglądając na niego przez ramie
-Oh skąd wiedziałeś? -zaśmiał się dalej masując jego łopatki i kark- Widzisz? Jest coraz, coraz lepiej -uśmiechnął się pochylając aby złożyć kilka pocałunków na jego delikatnie opalonej skórze. Lekko pociągnął za nią zębami następnie podskubując ją lekko ustami aż przyciągnął go bliżej
-Będą słyszeli -Elio westchnął spoglądając na niego a potem przymykając oczy gdy pocałunki zeszły na jego brzuch -Oliver, słyszałeś? Będziemy za głośno
Ten tylko wywrócił oczami następnie ciągnąc go za rękę. Z zadowoleniem zaprowadził go na górę następnie zrzucając materac a potem strzepując z niego zaległy kurz
-Teraz nie będą -wyszeptał popychając go na miękkie, prowizoryczne posłanie- Poczekaj -mruknął zbiegając na dół. Wrócił po może dwóch minutach trzymając w ręce dwie brzoskwinie
-Błagam nie -Elio pokręcił głową gdy ten zaczął rozwalać owoc nad jego ciałem- Rozmawialiśmy już na ten temat -wyszeptał z poddaniem gdy Oliver mimo wszystko nie przestawał, a nawet zaczął zlizywać z niego sok owocu. Przejechał jedną połówka po jego klatce aż do gumki od spodenek następnie całując te miejsca i robiąc z nich ścieżkę aż do mlaśnięcia. I kolejnego. Elio zacisnął dłonie spoglądając na niego a potem sam cicho mlaskając dostał część brzoskwini do ust. A druga część? Była zdecydowanie zbyt nisko, podobnie jak usta jego miłości
**
-Cholera, Marzia –zdenerwowany chłopak spojrzał na swoją przyjaciółkę. Mimo tego co razem przeżyli ich relacja nie zmieniła się zbytnio. No może w jednym aspekcie, Marzia nie chodziła już tak często na imprezy i częściej niż wcześniej czytała książki; zazwyczaj pożyczone od Elio- Stresuję się, cholernie się stresuje –zagryzł wargę przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, która dziewczyna specjalnie przywlokła tutaj
Zapewnie skłamałby gdyby powiedział, że wygląda dobrze, może tak się czuł. Rozpierało go szczęście, czuł się zadowolony, mimo, że naprawdę to miało pozostać między nimi. Nigdy patrząc w lustro nie czuł się wyjątkowy czy chociaż przeciętny. Zawsze potrafił znaleźć mankament, który po prostu psuł jego dzień do końca. Szczególnie podczas ubierania się, gdy nagi lub mniej nagi stał przed szafą starając się odnaleźć ten wyjątkowy ciuch, który ubierze dzisiaj. Ale wtedy wystarczyła chwila aby spojrzał w lustro, od razu zauważając w nim osobę, którą być nie chciał. Może podświadomie przeczuwał co się święci. Może czuł to w kościach. Może nie chciał zaakceptować, jednak później.. później poczuł to całkowicie inaczej. Kompletna nienawiść do własnej osoby owładnęła jego ciało, myśl jak bardzo siebie nienawidzi głowę, a jego serce nie chciało już bić dla niego. I właśnie tego wieczora przestał siebie kochać, wyrzucił lustro przez balkon nie zważając na nic innego, a potem po prostu rozpłakał się jak dziecko chowając gdzieś w kącie.
-Nie masz czym, wyglądasz –zmierzyła go wzrokiem a on niemal zdarł z siebie koszulę i wypędził ją z pokoju- Idealnie, zazdroszczę Olivierowi, że to dla niego wyglądasz tak dobrze –położyła dłoń na jego ramieniu zachwycając się miękkością koszuli- Naprawdę wyglądasz dobrze i nie masz się czym martwić. Chociaż, cholera... Sama nie wiem, ale wyglądasz idealnie Elio –pokiwała głową uśmiechając się przy tym
-Dziękuje –powiedział spokojnie chociaż czuł, że to nie prawda. Ubrał jeszcze na swoje ramiona cienką marynarkę, prezent na „specjalną" okazję od wujków, która teraz idealnie wpasowała się w okazję. Poprawił jeszcze sznurówki aby ładnie się układały następnie biorąc głęboki oddech- Jestem gotowy, tak. To już to –pokiwał głową
-No wreszcie! Myślałam, że będziemy siedzieli tutaj do zimy! Oliver na pewno się martwi –zaklasnęła w dłonie poprawiając jeszcze swoją sukienkę- No dalej, twój tata też już czeka –otworzyła drzwi od sypialni posyłając uśmiech Panu Perlman a następnie szepcząc mu coś na ucho. Zbiegła na dół następnie wybiegając do ogrodu, gdzie zajęła swoje, dość honorowe miejsce zaraz obok jego żony. Uśmiechnęła się do Olivera, ubranego pierwszy raz od bardzo dawna w garnitur, który teraz stał naprzeciwko nich dopiero wtedy rozglądając się po wszystkim
Cały ogród wyglądał cudownie, o ile tak to można było nazwać. Została usypana mała dróżka z delikatnych płatków różnorodnych kwiatów, idealnie wkomponowanych w soczyście zieloną trawę. Drzewa układały się idealnie, wraz z kilkoma zawieszonymi na rozwiniętych gałązkach lampionami, zaraz obok owoców, które kwitły w swym najlepszym okresie. Sznur serduszek był rozwinięty na ostatniej parze drzew, właściwie jedynej aby stworzyć nietypowy łuk, wręcz perfekcyjny dla nich. Oni również byli nietypowi prawda? Ale nietypowe oznacza również szlachetne, jak i piękne. Śnieżnobiałe krzesła nakryte bladoróżowym nakryciem, a na końcu było to co najważniejsze. Oni, po prostu oni. Wszystko inne nie grałoby żadnej roli, mogłaby to być pustynia, dżungla, pole minowe, no właśnie. Mogłoby. Ale nie jest. Ogród w którym się poznali, w którym właściwie wszystko się zaczęło był największym ukoronowaniem całej ceremonii. Nieoficjalnej oczywiście, gdyby kościół tylko się dowiedział, zapewnie zostaliby wyklęci aż po dzieci, dzieci od ich dzieci, dzieci. No cóż.. Nikt nie był pewny czy Bóg doprawdy wyklął tych, którzy kochali siebie nawzajem nie patrząc na płeć. Bóg był miłosierny, kochał, ufał, przebaczał swoim dzieciom, więc powinien chcieć aby były szczęśliwe czyż nie? Bo jeśli nie to kim jest Bóg aby osądzać czy to jest dobre czy też nie?
Elio przymknął oczy robiąc pierwsze kroki aby tylko nie popłakać się już na wstępnie. Otworzył je dopiero w chwili gdy jego dłoń dotknęła większej, tak idealnej dla niego samego. Uśmiechnął się spoglądając w te same tęczówki, w które już zawsze chciał się wpatrywać, bez względu na dzień, czy noc. Znowu przymknął oczy a gdy je otworzył jego bajka trwała, cicha muzyka nadal grała z gramofonu pożyczonego od sąsiadów a on po prostu słuchał czegoś czego zawsze chciał usłyszeć. I gdy nadeszła jego kolej, był pewny co do swojej decyzji. Oblizał górną wargę czując jak jego głos drży gdy on wymawiał słowa, które ułożył sam kilka dni temu. Może już wcześniej miał przygotowanego coś, ale na końcu uznał, że tamto jest zbyt banalne i tak, w kilkadziesiąt minut gdy wypędzał Olivera po wszystko co tylko możliwe udało mu się stworzyć coś z czego naprawdę był dumny, i mógł być, już na zawsze. Nawet się nie spostrzegł gdy było już po całym stresie, wtulony w pierś mężczyzny swojego życia delikatnie nałożył jego pierścionek zaraz po tym jak dostał swój, nieco mniejszy, jednak oba były identyczne. Białe złoto, dobrej próby z delikatnym zdobieniem o którym mało komu się śniło, bo mało kogo było stać. Zdążył jeszcze wyszeptać tylko „kocham cię" gdy Oliver połączył ich usta jednocześnie zasłaniając lekko widok, aby czasami ktoś nie poczuł się zniesmaczonym, w końcu nie wszystkim musiało się to podobać. Delikatnie musnął jego wargi, otrzymując równie delikatną odpowiedź wraz z chwilą w której ich języki się spotkały tworząc tą chwilę jeszcze bardziej magiczną. Przyciśnięte do siebie wargi, ciała, splecione dłonie, lekkie pochylenie, to wszystko sprawiło, że znowu, w swych odczuciach, przenieśli się do całkiem innej krainy. Krainy w której już na zawsze byli szczęśliwi, razem, jako małżeństwo. Możliwe, że to było nielegalne, możliwe, że nigdy nie powinny, możliwe, że ktoś chętnie by ich za to zabił, ale to nie miało teraz znaczenia. Miało znaczenie teraz ich wspólna obecność a później nieco więcej obecności gdy gramofon zaczął grać pierwsze nuty bardziej tradycyjnego wykonania „I will always love you"
-Elio? –zaczął właściwy Elio nazywając swojego ukochanego swoim imieniem
-Tak Oliver? Czy coś jest nie tak? –zmarszczył lekko brwi jednocześnie dalej muskając jego policzek ustami
-Nie, właściwie to nie. Ale wiesz co? Ja już zawsze będę cię kochał –wyszeptał równocześnie z głosem Whitney nagranym na płytę winylową. I właśnie to zapamiętają już chyba na zawsze, ten idealny moment gdy byli, może nie sami, ale tylko dla siebie samych nazywając siebie jeszcze nie raz swoimi imionami. A później ich ciała znowu znalazły siebie nawzajem, gdy zmęczeni urwali się z własnego wesela tylko po to aby leżeć na łóżku i szeptać do siebie wszystko jak i nic. Właśnie to było piękne. Znowu byli sztuką, sztuką kochania, miłości, bliskości, intymności. Sztuką tych wszystkich chwil wraz z pojedynczymi jękami i sapnięciami w między czasie aby następnie znowu spleść się ze sobą
-Elio
-Oliver –wyszeptał z krótkim jęknięciem w zamian otrzymując to samo
===============================================================================
Gdy skończyłem czytać scenariusz spojrzałem na wtulonego w siebie Timothée. Dałbym sobie rękę uciąć, że jeszcze chwile temu spoglądał na mnie czasami krótko chichocząc a teraz? Teraz po prostu spał marszcząc lekko nos i uśmiechając się przy tym delikatnie. Odłożyłem spory plik kartek na bok następnie okrywając go delikatnym kocem. Byłem niemal pewny, że zgodzi się na zagranie Elio w drugiej części filmu, był do tego urodzony. Uśmiechnąłem się przy tym mocno wyobrażając sobie jak chłopak gra te wszystkie sceny, a potem rumieni się mocno. Za pewnie znowu byłby zarobiony wszystkimi zajęciami a wieczorem spotykalibyśmy się ukradkiem w pokoju, pijąc słodkie wino, objadając się brzoskwiniami, winogronami, doprawdy wszystkim co słodkie. Za pewnie Timo znowu poprawiałby mój (nie)włoski akcent a ja po prostu wybuchnąłbym śmiechem całując jego policzki. Później moglibyśmy spacerować, nocą po idealnie oświetlonych ulicach, aż do willi. Ciche zakradanie się na plan filmowy a potem całowanie w tych wszystkich miejscach gdzie robiliśmy to podczas kręcenia poszczególnych części. To miał być tylko jeden film a skończyło się na tym, że przyjeżdżaliśmy tu niemal w każdej wolnej chwili, nawet po zakończeniu kręcenia, gdy dom wrócił już do właściwych właścicieli. Oczywiście od razu miałem pomysł aby go odkupić, był dla mnie zbyt cenny, z tymi wszystkimi wspomnieniami abym tak po prostu przestał tam przychodzić i zapomniał. Bo tak nie umiałem, nie umiałbym zapomnieć, szczególnie nie o Elio, to znaczy o Timo
-Czemu skończyłeś czytać? -powiedział cichutko i dość markotnie jednocześnie wytrącając mnie z wyobrażeń
-Bo to koniec scenariusza –uśmiechnąłem się przeczesując delikatnie jego loczki- Jak ci się podoba? Tylko błagam nie mów, że zostawisz mnie z tym sam! Nie chce innego aktora niż ciebie -pokręciłem głową spoglądając na niego błagalnie gdy ten tylko uśmiechnął się ładnie
-Nie chce nikogo innego niż ty -powiedział uchylając powieki aby spojrzeć na mnie. Jednocześnie jego twarz była lekko oświetlona przez blask księżyca, a także małej lampki która zapaliłem sobie na czas czytania. Dodawało mu to jeszcze większego uroku, szczególnie gdy dodać do tego rozrzucone loczki po całym moim torsie
-To dobrze, to znakomicie -uśmiechnąłem się gładząc jego ramie -Bo ja też nie chce nikogo innego -wyszeptałem pochylając się nad nim i całując jego usta w bardzo delikatny sposób. Położyłem dłoń na jego policzku delikatnie go masując, jednocześnie bardzo powoli muskałem wargami jego usta. Gdy chciałem jeszcze bardziej pogłębić pocałunek lekko odsunął usta szepcząc w moje: Elio, Elio, Elio, Elio
*************************************************************************************
Witam wszystkich u siebie, znowu!
Nie jestem pewna czemu to postało, ale powstało szczególnie z miłością, ode mnie, do tego filmu, który według mnie jest zdecydowanie perełką w tym co ostatnio wyszło i nie tylko ostatnio! Z pewnością oglądałam ten film już kilka razy i po ostatnim seansie z paczką chusteczek i przepłakanej nocy stwierdziłam, że cholera muszę coś zrobić! I tak oto powstało ten one shot (nie spodziewajcie się raczej więcej). Czy powinnam ogłaszać comeback? Czy to jest mój comeback? O tym niedługo, na razie mam nadzieje, że przyjemnie wam się czytało moją pracę.
Z miłością
Na zawsze wasza
Nxxx
[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]
Nie oglądajcie tego jeśli nie chcecie płakać, dobra rada. Ps.: Ma ktoś chusteczki?
P.S.2: Skoro już was zasmuciłam to teraz dam wam duuużooo ślicznych zdjęć
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro