ROZDZIAŁ 7
- Najpierw wyłożcie kasę na stół, skąd mogę mieć pewność, że mnie nie wykorzystacie? - spojrzałam to na Łukiego, to na Marunia.
- Ja bym Ciebie wykorzystał w inny sposób... - powiedział szeptem Łuki i próbował to stłumić udając, że kaszle.
- Ja też.. - zawtórował Mareczek, gdybym już miała wybierać pomiędzy tymi dwoma, decyzja byłaby prosta.
- Ile? - musiałam im pokazać, że kobiety nie tylko potrafią być słodkie i milutkie jak kot Marka, czy królik Łukasza, ale stanowcze i darzące do celu, jak większość płci pięknej. (Pozdrawiam wszystkie Panie, jesteście śliczne!)
- A ile byś chciała? - zapytał Łukanio i bacznie mi się przyglądał, z resztą obydwoje mi się bacznie przyglądali, tylko Oski wydawał się jakiś dziwny.
- Pięć kafli - a co tam, zaszaleje.
- Cztery i dorzucam siebie w prezencie - uśmiechnął się szeroko Łuki.
- Stoi! - cztery tysiące, za jakieś tam wygibasy, żyć nie umierać.
- Dosyć tych żartów - wtrącił się Oskar - ustalone cztery tysiące i teraz zbieramy się na miejsce, bo nie zdążymy - jaki stanowczy.
Jak powiedział, tak też zrobiliśmy, zresztą to było bardzo dziwne, a przy okazji śmieszne. Oski zazdrosny, o tak.
Kilka godzin później w samochodzie.
Stoimy właśnie na stacji benzynowej. Marek śpi na tylnim siedzeniu, ja siedzę obok niego. Oski z Łukim siedzą z przodu. Oskar poszedł zapłacić za paliwo.
- Podaj mi Twój telefon, spokojnie nic z nim nie zrobię - wyciągnął rękę, abym dała mu moją własność, pewien sprawdzian zaufania, aczkolwiek nie chciałam wyjść na sztywniare przy nim i dałam mu smartfon.
- Oddaje - podał mi go z powrotem, zaczęłam sprawdzać karty i zrozumiałam po co mu był mój IPhone.
- Co na to Karina? - chłopak zapisał mi swój numer telefonu.
- O niczym nie musi wiedzieć - spojrzał na mnie w lusterku, mi zostało tylko się uśmiechnąć. Gram na dwa fronty, zachowuje się jak tania dziwka, no nieźle. I chuj w dupe osobom, które mają do tego problem.
- Japierdole, kurwa mać! - powiedziałam jak tylko zobaczyłam, to czego nie powinnam.
- Co się stało? - odwrócił się Łuki i zapytał zdezorientowany.
- To się dzieje - wskazałam na Marka, które miał rękę w gaciach i sobie nią ruszał, w górę i w dół. Ble.
- On śpi co nie? - nie tylko nie to, śmiech Łukasza wygrywa wszystko.
- Tak i idę do Ciebie - oczywiście chodziło o to, że idę usiąść na miejsce Oskiego.
Niedługo później chłopak wrócił z stacji i na szczęście lub też nie zobaczył co robi Marek przez sen i nie musiałam się tłumaczyć dlaczego siedzę z przodu i dlaczego siedzę tak blisko Łukasza, zdaje się, iż Oski jest o niego zazdrosny. Uwielbiam takie zaloty.
Kiedy przesiadaliśmy się z Oskim do jego samochodu. Stało się to, co nie powinno się nigdy wydarzyć. Kiedy Łukasz zauważył, że nikt na nas nie patrzy, złożył na moich ustach bardzo krótki pocałunek. Pocałunek.
- Nie mogłem się powstrzymać - stałam dłuższą chwilę jak otępiała, gdy ten wraz z Markiem weszli do domu, a Oski trąbił do mnie.
Powoli podeszłam do samochodu i usiadłam na siedzeniu.
- Wszystko w porządku? - zapytał pełen troski.
- Yy, tak..., zmęczona jestem - wysiliłam się na krótki uśmiech i zaczęłam błądzić po moich myślach.
Doszłam do jednego wniosku: to był nic nie znaczący pocałunek i niech tak zostanie! On ma Karine, ja Oskiego, a Marek kota.
--------------------------------------------------------------
Tym razem rozdział mniej śmieszny, musicie mi wybaczyć, ale trochę powagi musi być. Ale i tak ocenę zostawiam wam, bo to między innymi dla was tworzę tę książkę i jeżeli wy również piszecie jakakolwiek książkę to się pochwalcie, a jak tylko znajdę czas to na pewno zajrzę i zostawię po sobie ślad! Do następnego!
Tomeqq
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro