Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG

     — Shotooooo... — czarnowłosy chłopiec kolejny raz błagalnie pociągnął brata za rękaw. — No weeeeź.

     — Nie, jest środek nocy — fuknął ten szeptem, przewracając się na drugi bok.

     — No ale prooooszę...!

     — Shhhh — starszy książę podniósł się szybko do siadu i przykładając palec do ust, zgromił młodszego wzrokiem. — Eijiro, zaraz wszystkich obudzisz. Idź spać.

     — Pójdę jak pokażesz mi magię!

     — Dobrze, dobrze, tylko nie krzycz — uciszył go pospiesznie, zsuwając stopy na podłogę. Poprawił koszulę nocną i uśmiechnął się lekko.

     W gruncie rzeczy, chciał przecież żeby Kirishima go do tego przekonał.

☆━☆━☆

     Stali w jednej z balowych sal, Shoto uciszając podekscytowanego jak zawsze Ejiro. Nieważne ile razy widział już, co potrafił starszy z nich — a widział często, niemal co noc go namawiając — za każdym razem przeżywał spotkanie z mocami równie mocno.

     — Teraz uważaj — oznajmił chłopak, poprawiając dwukolorowe włosy, na chwilę zapominając o odsłoniętej wtedy bliźnie na swojej twarzy.
     Wyciągnął dłoń przed siebie i poruszył palcami, z których uniosły się migoczące drobinki lodu, a brunet uśmiechnął się z zachwytem.

     — Ale super! Pokaż jeszcze! Pokaż jeszcze!

     — Jak sobie życzysz. — Widząc podziw w jego oczach, posłusznie uniósł dłoń wyżej, rozrzucając mikroskopijny lód na całą przestrzeń nad ich głowami.

     — Wow! To wygląda jak niebo w nocy! — zauważył ciemnowłosy unosząc wzrok. — Shoto, umiesz stworzyć gwiazdy!
     — M... Masz rację! Nie wiedziałem, że tak potrafię...
     Oboje wpatrzyli się w zimny obraz na tle pochłoniętego przez ciemność, wysokiego sufitu. Po chwili starszy spojrzał na brata z uśmieszkiem.

     — Chcesz zobaczyć coś jeszcze fajniejszego?

     — Tak! — Eijiro energicznie pokiwał głową.

     — A więc zaczynamy czary!

     Przez dobre pół godziny chłopcy biegali po pomieszczeniu ze śmiechem, wymyślając kolejne zabawy, w których mogliby wykorzystać magię starszego z nich. W takich chwilach nie myślał on o przeszłości, o biologicznym ojcu i matce, która zrobiła coś, czego nadal nie potrafił zrozumieć. W takich chwilach... W takich chwilach był w stanie robić rzeczy, których robić nie powinien.

     — Czy to ogień? — zapytał zaintrygowany Kirishima, patrząc z ciekawością na mały płomień.

     W odpowiedzi ośmiolatek kiwnął nieśmiało głową, również wbijając wzrok w swoją płonącą rękę. Zrobił to. Odważył się. Pierwszy raz odkąd zaczął nienawidzić tej części siebie. Swojego...

     — Więc umiesz robić to samo co twój tata? Masz moc jak wujek Todoroki?

    ...ojca.

     Wszystko zamarło, a Shoto poczuł, jak jego ciało staje się lodowate i rozpalone do granic możliwości równocześnie. Tata? Nie, on nigdy nie był jego tatą. Był potworem, który wszystko mu odebrał.
     Miał tylko mamę, która była mamą, póki nie polała go wrzątkiem i zaraz po tym nie zniknęła na zawsze. On nigdy nie był jego tatą.

     Nigdy tego nie planował. Nie oskarżał Ejiro, nie miał mu tego za złe, był przecież zbyt mały, by wiedzieć, że nie powinien przywoływać tego nazwiska, zwłaszcza w połączeniu z określeniem tata. Po prostu zareagował automatycznie, nie myśląc, ba, nie mając nad tym kontroli. Wybuchnął, dosłownie, rozprzestrzeniając wokół swoją wściekłość w postaci ognia i dopiero cierpiętniczy wrzask przyrodniego brata przywołał go do zdrowych zmysłów.

     Spojrzał pod swoje nogi z przerażeniem, widząc najmłodszego Kirishimę w spazmach bólu, z czerwoną skórą pokrytą jeszcze czerwieńszymi wzorami i również zaczął krzyczeć. Wrzeszczał, wydzierał się, wpadając w coraz większą panikę, zupełnie nie wiedząc co robić. Dopiero sprowadzeni hałasem król i królowa zdołali go uspokoić, gdy gnali już przez las w powozie, przytulając go do siebie, szepcząc, że to nie jego wina, że zaraz będzie w porządku.

     Dotarli na nieznaną mu polanę i stanęli we trójkę na samym jej środku, matka trzymając poparzonego chłopca na rękach.

     — Pomóżcie! Błagam! — król Kirishima rozejrzał się wokół błagalnie. — Mój syn umiera, potrzebuje waszej pomocy!

     — Do kogo on gada? — zapytał szeptem swojego towarzysza Bakugo, kryjąc się za kamieniami.

     — Proszę, pomóżcie naszemu synkowi! Tylko wy dacie radę go uratować! — walcząc ze łzami, królowa dołączyła do błagań.

     Przez moment panowała cisza, po której zaczęła drżeć ziemia. W kilka sekund otoczyły ich sylwetki o ziemisto-szarej skórze, na których czele stała zgarbiona kobieta o siwych włosach spiętych w mocnego koka. Podeszła do rodziny królewskiej wspierając się na krótkim drewnianym kiju.

     — Dajcie mi no go tutaj — rzuciła bez ogródek, znacznie żwawszym głosem, niż można się było spodziewać, a kiedy zdesperowani rodzice bez zastanowienia przed nią przyklękli, przyjrzała się dziecku i rozciągnęła usta w miłym uśmiechu. — Mamy szczęście — oznajmiła. — Żadnych obrażeń, których nie da się uleczyć.
     Po tych słowach pochyliła się nad chłopcem i dała mu soczystego całusa w sparzone czoło. Nim ktokolwiek zdążył na to zareagować, ciało Ejiro otoczyła zielonkawa poświata, a skóra zaczęła wracać do naturalnej barwy.
     — Teraz wystarczy, że trochę pośpi. Magia lecznicza korzysta z sił witalnych leczonego, więc musi odzyskać sporo energii. — Staruszka przeciągnęła się i wbiła wzrok w starszego księcia. — No dobrze, to teraz powiedzcie mi... jak to się stało?

     — Shoto stracił panowanie nad mocą — król położył dłoń na ramieniu ośmiolatka. — To nie była jego wina.

     — Rozumiem — kiwnęła głową. — Wrodzona czy nabyta?

     — Wrodzona. Jego... biologiczni rodzice byli obdarzeni. Lód i ogień.

     — Oho, nietypowe połączenie! — mruknęła pod nosem. Złapała syna obdarzonych za dłoń, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. — Posłuchaj, chłopcze. Władasz potężną magią, którą możesz sprawić wiele dobrych, pięknych rzeczy, ale musisz uważać. Nie wolno ci zapominać, że te zdolności potrafią wyrządzić też wiele złego, tak jak teraz. Musisz nauczyć się nad nimi panować, bo w innym przypadku... — urwała i spojrzała na nieprzytomnego Ejiro. — W innym przypadku nie tylko twój brat może ucierpieć. Rozumiesz?

     — T-tak — odparł z trudem, czując w gardle rosnącą ciągle gulę.

     — Więc co mamy robić? — królowa wystąpiła krok do przodu.

     — Myślę, że dla dobra ich obu, Shoto nie powinien bawić się mocami z bratem, zwłaszcza w samotności. Oczywiście usunę mu wspomnienia z dzisiejszej nocy, nie będzie pamiętał płomieni i bólu poparzeń. — Uniosła laskę i wycelowała nią w adoptowanego chłopca. — Nie będzie o tym pamiętał, rozumiesz? To twoja szansa, moje dziecko. Nie zmarnuj jej.

☆━☆━☆

      Ejiro nie był zachwycony ich naglą separacją. Spanie w pokoju samotnie, bez drugiego łóżka obok, wydawało mu się nienaturalne i wzbudzało frustrację. Nagłe zamknięcie w pałacu i ostateczny kres wycieczek do miasta wzbudzały w nim wściekłość, ale jako sześcioletnie dziecko był bezsilny.

     Jeżeli zaś chodziło o Shoto, książę czuł się równie okropnie i samotnie, lecz w przeciwieństwie do młodszego, nie mówił o tym głośno. Jego prawdziwy tata stwierdził, że tak będzie mu łatwiej nauczyć się nad sobą panować, a że ufał mu bezgranicznie — nie protestował. Miał trzymać emocje na wodzy, więc wszystko upychał jak najgłębiej w środku, coraz bardziej zamykając się w sobie. Równocześnie jednak, nadal nie potrafił pozbyć się wizji poparzonego brata i wynikającego z tego powodu strachu, nasilającego się ilekroć go widział, więc najzwyczajniej w świecie zaczął unikać czarnowłosego jak ognia i to dosłownie. Odsuwał się od zdezorientowanego Kirishimy, spędzając coraz więcej czasu w swoim własnym towarzystwie. Ignorował jego prośby o zabawę, mówił mu żeby zostawił go w spokoju.
     Powoli jego jedynym kontaktem ze światem zaczynały być rozmowy z parą królewską, która oczywiście wspierała go jak tylko mogła, jednak nie było to tak proste jak mogłoby się wydawać.

     W ten sposób upłynęły im lata. Eijiro z czasem odpuścił, dochodząc do wniosku, że próby zmuszania brata do czegoś, na co nie ma ochoty są przejawem samolubności. Przywykł, że widuje go tylko od wielkiego dzwonu, jak wtedy, gdy rodzice musieli udać się w nagłą podróż za ocean.

     Żegnał się z nimi w pogodnej atmosferze, przekonany, iż zobaczy ich za maksymalnie miesiąc, całkowicie kontrastując z Shoto, który zmartwiony ledwo powstrzymywał się od pytania musicie jechać? Brało się to oczywiście po części z przywiązania, jednak podobnie do młodszego księcia, i on był przekonany, że zobaczy obojga ponownie, a większość jego negatywnych emocji brała się ze strachu na myśl, że miał sprawować rządy pod ich krótką nieobecność.
     Król, jakby wyczuwając tok myślenia syna, położył mu dłoń na ramieniu i posłał mu pokrzepiający uśmiech.
     — Poradzisz sobie. Nim się obejrzysz, będziemy z powrotem, a ty zatęsknisz za władzą!

     — Na to liczę — chłopak uśmiechnął się niemrawo. — Miłej podróży.

☆━☆━☆

     Podróż nie była miła.

     Statek głowy państwa zatonął w odmętach morza, a kraj pogrążył się w żałobie.

     — Shoto? — ostatni z dynastii Kirishima niepewnie zapukał do drzwi komnaty nowego króla. Jego głos był kruchy i łamliwy jak nigdy przedtem. — Wpuścisz mnie?

     Odpowiedziała mu cisza.

     — Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale... — urwał, gdy zabrakło mu słów. — To boli, wiesz? — Potrząsnął głową. — Oczywiście, że wiesz, przepraszam.

     Chociaż miał wrażenie, jakby mówił do siebie, atmosfera robiła się coraz cięższa, prawdopodobnie od powstrzymywanych hektolitrów łez.

     — Po prostu... Tęsknię za tobą, Shoto. Daj znać jeżeli... jeżeli zmienisz zdanie. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

     Stał tam jeszcze chwilę, czekając ze złudną nadzieją na jakiś odzew, ale znów nie dostał odpowiedzi. Zwiesił głowę i odszedł.

     Cisza wypełniła cały zamek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro