PIĄTY
Zapanowała grobowa cisza, po której natychmiast nastąpił wybuch głosów, oburzeń i protestów. Przygnieciony tym chaosem Kirishima nie potrafił się przez niego przebić, aż w końcu poczuł na ramieniu drobną dłoń, a do jego uszu dotarło donośnie stwierdzenie wypowiedziane pogodnym tonem:
— Chyba ci odbiło, jeżeli myślisz, że puszczę cię samego.
Rozgorączkowany lud zamilkł jak ręką odjął.
— Mina... — książę spojrzał na przyjaciółkę, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.
— Jeżeli chcesz znaleźć króla, który przecież może być teraz dosłownie wszędzie, potrzebujesz przewodnika. A tak się składa, że świetnie się do tego nadaję.
— Zaraz, zaraz — wtrącił się niespokojnie Midoriya. — Pani wybaczy, ale nie wydaje mi się, że to dobry pomysł.
Dziewczyna zmierzyła go na to uważnym spojrzeniem, po czym rozejrzała się wokół.
— Jak na mój gust świetny. I chyba nawet konieczny — zauważyła. — Nawet nie patrząc, że to nasz władca, musimy szybko skołować go z powrotem żeby odkręcił ten śnieg i lód, bo jak to w takim tempie nadal będzie przybierało na sile, raczej nie mamy zbyt wielkich szans długo pociągnąć.
— Masz sporo racji — oznajmił nowy, poważny głos — ale nie jestem pewien czy powinniśmy ślepo zakładać, że król to naprawi.
Wszyscy odwrócili się w kierunku przemawiającego i w większości zadarli głowy do góry, by spojrzeć na jego twarz. Czerwonooki mężczyzna w ciemnych włosach stał sztywno ze skrzyżowanymi rękoma po prawicy Midoriyi i patrzył na różowowłosą krytycznym wzrokiem. Po lewej stanęła nieco niepewnie szatynka o okrągłej twarzy i dużych, brązowych oczach.
— Niby czemu? — Ashido wzięła się pod boki. — I kim właściwie jesteś, żeby rzucać takie oskarżenia?
— Iida, nie powinieneś... — zaczął zielonowłosy, jednakże został całkowicie zignorowany.
— Bo to on wywołał te zmiany i jako że nie mamy wglądu w jego umysł, nie możemy z całą pewnością stwierdzić czy nie zrobił tego zamierzenie — odparł bez chwili wahania, po czym ukłonił się dziewczynie głęboko. — Iida Tenya, doradca księcia Yuu-Ei. Miło poznać.
— A ja jestem Uraraka Ochako! — wtrąciła pyzata dziewczyna. — Druga doradczyni.
— Doradcy? — pokojówka sceptycznie zmierzyła ich spojrzeniem, po czym przeniosła je na Izuku. — I to jest... książę Yuu-Ei? — umilkła, gdy dotarło do niej znaczenie tych słów. W jednej chwili zbladła i złożyła mu głęboki ukłon. — Na bogów, proszę wybaczyć!
— Nic się nie stało! — odparł natychmiast Midoriya, machając dłonią z zakłopotaniem. — To ja przepraszam za Iidę. Czasami jest zbyt bezpośredni, ale ma dobre intencje.
Ciemnowłosy prychnął.
— Nie traćmy czasu — odezwał się Kirishima. — Liczy się każda chwila! Mina, naprawdę jesteś gotowa pójść ze mną?
— Oczywiście! — uśmiechnęła się zadziornie.
— W takim razie ja też idę — stwierdził następca All Mighta, jednak rudy książę natychmiast pokręcił przecząco głową.
— Nie. Ty zostań w zamku i przejmij na ten czas władzę.
— C-co? — mężczyzna zakrztusił się i spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Nie ma mowy, nie puszczę cię.
— Obawiam się, że Shoto może nie ucieszyć się na twój widok — odparł przepraszająco. — Ale jesteśmy braćmi, mnie posłucha.
— Ale...
— Tak jak mówiła Ashido, mamy mało czasu. Musimy go znaleźć i powstrzymać... tę zimę.
— W takim razie może przyda się też moja pomoc — oznajmił głos w tłumie przysłuchujących się mieszczan. Ludzie zgodnie rozstąpili się, by przepuścić jego właściciela, którym okazał się łobuzersko wyszczerzony blondyn.
— Kaminari! — różowowłosa uśmiechnęła się w jego kierunku. — Zamierzałam cię zgarnąć po drodze.
— Tak sądziłem — poprawił poły czarnego płaszcza — więc postanowiłem oszczędzić ci zachodu. Ruszamy, wasza wysokość?
— No to ja też idę! — doradczyni Deku zrobiła kilka kroków do przodu, zaciskając dłonie w pięści.
— Uraraka...! — zganił ją Tenya, na co ona spojrzała na niego wyzywająco.
— Też chcę pomóc! Nie możesz mi tego zabronić, Iida!
— Myślę, że jednak najlepiej będzie, jeżeli zostanie pani w pałacu — odezwała się dotychczas milcząca i wtapiająca się w tłum Yaoyorozu. — Jestem doradczynią króla Kirishimy — dodała, uprzedzając pytania Yuueiczyków.
— Ale... — szatynka próbowała oponować, jednakże nie dane jej było skończyć.
— A więc postanowione! — Eijiro, który w czasie dyskusji obcokrajowców zdążył poprosić stajennych o dwa konie, teraz przemówił dosiadając już zwierzęcia wraz z najbliższą przyjaciółką. — Ja, Mina Ashido i Kaminari wyruszamy z misją sprowadzenia króla. Książę Midoriya wraz pomocą Yaoyorozu Momo oraz swoich doradców będzie sprawował władzę do naszego powrotu.
I ruszył bez ostrzeżenia, a siedzący na drugim wierzchowcu Denki popędził za nim, przeklinając pod nosem.
Gdy został po nich już tylko kurz, równocześnie odezwało się kilka głosów.
— Powodzenia.
☆━☆━☆
— Więc gdzie właściwie jedziemy? — zapytał blondyn, kiedy udało mu się zrównać z księciem i pokojówką.
— W stronę lasu — odparła Ashido. — To najprawdopodobniejszy scenariusz, jeżeli chciał uciec, musiał wybrać miejsce z największą liczbą możliwości ukrycia się. Jesteś dobry w tropieniu, prawda?
— Żartujesz? W życiu nie przeczeszemy takiego wielkiego terenu, zwłaszcza, że śnieg jest coraz gęstszy. — chłopak skrzywił się nieznacznie. — Mogliśmy wziąć jakieś płaszcze... — urwał, a jego twarz nagle się rozjaśniła. — Wiem gdzie powinniśmy iść najpierw! Za mną, wasza wysokość! — rzucił i przyspieszył, a pozostałej dwójce nie pozostało nic innego niż pogalopować za nim.
Eijiro uśmiechnął się półgębkiem. Na wymówiony lekceważąco tytuł nie zwrócił już nawet uwagi, pogodził się już z tym pseudonimem.
Zabawne, poznał tego gościa na swojej pierwszej potajemnej wycieczce do miasta z Miną i od tego czasu zdążyli nieco się poznać, jednak Kaminari nadal za każdym spotkaniem go zaskakiwał. Odseparowanie księcia od świata zewnętrznego sprawiło, że mimo spędzonego wspólnie czasu, tak naprawdę nie znał nikogo z przyjaciół Ashido w ten prosty, codzienny sposób. Nie żył wraz z nimi, zamiast tego okazjonalnie zaglądając do ich życia przez niewielki wizjer.
Ciekawe w jakie miejsce ich prowadził.
Mimo że nie jechali szczególnie długo, każde z nich czuło zimno aż do kości. Opady śniegu zdążyły na chwilę ustać, jednak ilość białego puchu na ziemi skutecznie utrudniała im podróż, więc kiedy w końcu Denki oznajmił, że są na miejscu, odetchnęli z ulgą i zeszli ze zmęczonych koni.
Stali pod drzewami przed sporą drewnianą chatką, której szyld głosił "TANIO, OBFICIE I PRZYTULNIE".
— Sklepik...? — zapytała skonsternowana różowowłosa, na co Denki zaśmiał się wesoło.
— Prawidłowo! Ale to nie tylko sklep... — dodał tajemniczo, na co brwi Kirishimy powędrowały do góry.
— Bro, o co tu chodzi?
— To informatornia, wasza wysokość! Jeżeli ktoś ma wiedzieć, gdzie jest król, to tylko oni.
— Oni? Jacy oni? — Mina skrzyżowała dłonie, po czym otworzyła szerzej oczy. — Zaraz... Oni... w sensie... oni?
— Jacy oni? — Eijiro patrzył to na jedno, to na drugie bez zrozumienia.
— Zaraz się dowiesz, wasza wysokość — padła niczego nie tłumacząca odpowiedź blondyna.
Ruszyli do drzwi, jednakże tuż przed ich otwarciem, Denki odwrócił się w kierunku idących za nim towarzyszy i uśmiechnął nieco nerwowo.
— Jedna sprawa. Albo trafimy na kogoś kto mnie uwielbia, albo na kogoś, kto... za mną nie przepada. więc jeżeli dam wam znak, udawajcie, że mnie nie znacie, może was wtedy nie wyrzuci.
I nim zdążyli jakkolwiek to przetworzyć, pchnął drzwi i wszedł do środka, a im pozostało już tylko iść w jego ślady.
Pierwszym, co zarejestrowali było wszechobecne ciepło. Cudowne, ogrzewające ich przemarźnięte ciała ciepło. Drugim bodźcem był natomiast donośny, ostry głos:
— Kaminari! Wieki cię nie widziałem, świetnie, że w końcu wpadłeś!
— Cześć Yamada! Co tam? — uśmiechnął się z ulgą i szepnął do przyjaciół: "uratowani".
— Jest nieźle, chociaż ten śnieg to jakieś nieporozumienie! — odparł głośno owy Yamada. Był blond włosym mężczyzną w średnim wieku, co i rusz poprawiającym swojego niewielkiego wąsa. Opierał się o drewnianą ladę, za którą stał z przyjaznym wyszczerzem. — A co u ciebie? Widzę, że przyprowadziłeś znajomych. Zawołać Shinso?
— Nie chcę mu przeszkadzać, jeżeli jest zajęty — odparł szybko. — A to Eijiro i Ashido, moi przyjaciele. Właściwie to wpadliśmy o coś zapytać.
— To pytanie ma związek z moim synem? — zapytał nadal głośno (nawet nieco zbyt głośno, w opinii Kirishimy) sprzedawca ciekawskim tonem, na co Kaminari oblał się rumieńcem.
— Nie! — zaprzeczył żywo. — Zupełnie o co innego mi chodzi! Szukamy kogoś.
Skrzypnęły boczne drzwi.
Kiedy wszyscy spojrzeli w ich kierunku, z wnętrza wyłonił się mężczyzna z długimi czarnymi włosami, opatulony kocem. Doczłapał do lady, stanął obok wąsacza, uniósł głowę, omiótł zmęczonym wzrokiem całe pomieszczenie, po czym zatrzymał je na Denkim i spochmurniał.
— Czego chcesz? — zapytał bez ogródek nieprzyjemnym głosem. W tym momencie dostrzegł pozostałych i w zaskoczeniu uniósł brew. — Witaj, wasza wysokość. Co taka ważna osobistość robi w naszych progach i to w towarzystwie takiej kreatury?
— Shota, daj w końcu spokój temu biedakowi — zaoponował Yamada. — Już o tym rozmawialiśmy, nie możesz decydować o jego związkach. To jego decyzja.
— Ale mogę kwestionować jego wybory — odparł grobowym głosem.
— Panie Aizawa... — wtrącił się drżącym głosem Kaminari, definitywnie starając się zmienić temat. — Rozumiem, że może pan za mną nie przepadać, ale jesteśmy tu z innego powodu.
Na chwilę znów zapanowała cisza.
— Mów.
[ a/n
japierdziu, ile w tym ff gejozy.
zalążek shinkami specjalnie dla chaistoria uwu
strasznie dużo powtórzeń, przepraszam, poprawię się.
dzięki za przeczytanie, buzi ]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro