Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ÓSMY

     Sero zrezygnowany pochylił się nad zanurzonym w śniegu Katsukim. Czuł, że tak się to właśnie skończy i od powiedzenia "a nie mówiłem" powstrzymywała go tylko troska o własne życie.

     — Żyjesz? — zdecydował się w końcu zapytać, w odpowiedzi otrzymując tylko zirytowany pomruk.

     Bakugō podniósł się do siadu i po chwili, z niewielkim trudem stanął na równe nogi. Otrzepał — no dobrze, przynajmniej próbował otrzepać — ubrania z lepkiego śniegu i wkurzony, bez słowa ruszył z powrotem do ich tymczasowego lokum (to jest: niewielkiej jaskini), a Hanta potulnie podążył za nim.

     Blondyn od razu po wejściu do groty począł wściekle tupać, starając się zrzucić z butów biały puch, niestety z marnym efektem. Gdy w końcu się poddał, podszedł do ognia, opadł przy nim ciężko i zrezygnowany (chociaż nadal wyraźnie trawiony złością) chwycił leżący obok kawałek drewna, który zaraz wrzucił w wesoło skaczące płomienie.

     — Chcieli dziesięć monet. Dziesięć! — oznajmił po chwili ciszy, podczas której czarnowłosy zdążył usiąść naprzeciwko.

     — Sporo — odparł mu na to, przygnębiony, acz nie zaskoczony. Nagła, jak i irracjonalna zmiana pogody musiała narzucić wyższe ceny. Dyplomatycznie zaniechał pytania o widowiskowe wyjście przyjaciela ze sklepu, będąc pewnym, jaki był tego powód: Bakugō musiał stracić nad sobą panowanie i powiedzieć o kilka słów za dużo, przez co Aizawa bądź jego syn bezceremonialnie wyrzucił go za drzwi. Nie żeby była to jakaś nowość.

     — Nie mamy nawet marchewek dla Króla Morderczych Eksplozji — kontynuował wyrzucony, patrząc zdenerwowany w kierunku smacznie śpiącego w głębi jamy renifera, na co Sero niemalże się uśmiechnął.

     Znali się od maleńkości, właściwie od zawsze polegając tylko na sobie nawzajem (oraz KME, któremu blondyn osobiście nadał imiona), więc chłopak znał go na wylot i wiedział, że tylko w takich chwilach Katsukiemu zdarzało się tak otwarcie okazywać swoją troskę, oczywiście całkowicie nieświadomie. Nie był zbyt wylewnym ani uczuciowym typem, a ciężkie warunki, z jakimi mierzył się od urodzenia, dodatkowo pomogły mu wybudować wokół siebie potężny mur fałszywej apatii. Prawdę mówiąc, jego przyjaciel czasami czuł się temu nieco winny — gdy o tym myślał, odnosił usilne wrażenie, że blondyn przyjmując na siebie obowiązek bycia tym twardym w ich duo, odciążył z tej powinności Hantę, pozwalając mu tym samym cieszyć się niemalże beztroskim dzieciństwem, odbierając je samemu sobie.
     W prawdzie stosunkowo szybko znaleźli schronienie i osoby, które się nimi zaopiekowały, jednak Bakugō już na zawsze pozostał kąśliwy i ostry.

     A może po prostu taka była jego natura.

     — Co teraz robimy? — zapytał, porzucając czcze rozważania. — Możemy pojechać do miasta, ale wątpię, że tam sytuacja wygląda lepiej. Pewnie władza staje na głowie, by utrzymać porządek, a mieszczanie panikują. I czy to nie dzisiaj była ta koronacja?

     — A kogo to obchodzi? — prychnął drugi handlarz.

     — To ważna uroczystość — zauważył. — Takie zawsze niosą za sobą przyjęcia.

     — No i?

     — No i to tylko jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Mnóstwo gości. Panika, dezorientacja. Zagraniczne delegacje nie mają jak wrócić.

     — Gdzieś mam te ich... — żachnął się Katsuki, jednakże urwał w pół słowa, na dźwięk słów u wylotu jamy:

     — Halo? Przepraszam?

     W ciszy, jaka zapadła, gdy przyjaciele umilkli, wbijając wzrok w stronę wejścia, rozległy się donośnie niepewne kroki, a po chwili, ich oczom ukazał się czerwonowłosy młody mężczyzna ubrany w ciepły płaszcz. Patrzył na nich przez chwilę z pewną dozą niepewności na twarzy, jednak zaraz ustąpiła ona miejscu powadze i determinacji.

     — Bakugō Katsuki? — zapytał bez wcześniej słyszalnego drżenia głosu, kierując spojrzenie na czerwonookiego.

     — Ta — odparł ten nieprzychylnie, patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem. — Byłeś w sklepie, z całą grupą cudaków — zauważył jeszcze. — Czego chcesz?

     — Zabierz mnie na Ligę Złoczyńców.

     Obaj handlarze lodu zamarli, by po chwili spojrzeć na niego z zakończeniem.

     — Czemu chcesz się pchać w to odludzie? — brwi Sero powędrowały w górę, jednak nim obcy zdążył odpowiedzieć, Bakugō parsknął głośno i położył się na ziemi, naciągając czapkę na oczy.

     — Nie ma mowy.

     Przedmioty trafiły go centralnie w śledzionę, jak oceniał Hanta po zaskoczonym jęku blondyna, który natychmiast zerwał się na równe nogi i spojrzał z wściekłością na rudowłosego.

     — Chyba się nie zrozumieliśmy. — Nieznajomy skrzyżował ręce. Jego głos był głęboki i jeżeli brunet miał być szczery, czająca się w nim groźna nuta przyprawiała go o gęsią skórkę. — Powiedziałem, że masz mnie zabrać do Ligii Złoczyńców.

     — Haaa? Za kogo ty się masz, żeby mi rozkazywać, Shittyhair?

     — No tak, nie przedstawiłem się... Kirishima Eijirō, miło mi poznać.

     Po Katsukim definitywnie informacja ta spłynęła obojętnie, jednakże drugi młodzieniec otworzył szeroko oczy i wbił je w rozmówcę z niedowierzaniem.

     — Kirishima? — powtórzył pytająco, nieświadomie oktawę wyżej niż zazwyczaj. — Jak książę Kirishima?

     — Owszem — uśmiechnął się do niego lekko w odpowiedzi, po czym wrócił spojrzeniem na jasnowłosego. — Jeżeli nie posłuchasz moich próśb, będę zmuszony użyć królewskich nakazów.

     — Gówno mnie obchodzą twoje królewskie bzdury! — wrzasnął blondyn natychmiast, za co Sero palnął go w ramię.

     — Zamknij się — wysyczał. — Nie wiesz, że mogą nas za to wsadzić do więzienia?

     — Jeżeli mnie zawieziecie, nikt nie skończy w więzieniu — wtrącił się od razu książę — i w dodatku zostaniecie wynagrodzeni za fatygę!

     — Katsuki... — czarnowłosy spojrzał na przyjaciela, jednak ten, najwyraźniej przeczuwając już, co zamierza powiedzieć, gwałtownie pokręcił głową.

     — Mowy nie ma. Nie będę woził żadnych głupich książątek moim wozem!

     — Technicznie rzecz biorąc, to ja będę woził was obu, bo to ja prowadzę i to nie tylko twój wóz, nie zapominaj. Wyłożyliśmy się na niego po równo, więc ja też mam prawo decydować, kto może do niego wsiąść.

     — Hanta, ty mały...

     — Błagam — obaj handlarze znów zamarli, słysząc jak diametralnie, nagle zmienił się ton Kirishimy. Spojrzeli na niego, zszokowani widząc jego głęboki ukłon. — Muszę, po prostu muszę się tam dostać, jak najszybciej! — Wyprostował się i wbił w nich zdesperowane spojrzenie. — Tam jest mój brat. Tylko on wie, jak zakończyć tę zimę!

     Zapanowała cisza, podczas której Eijirō nadal wbijał w nich błagalne spojrzenie, Hanta patrzył na Bakugō, a ten z kolei stał z opuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami, najwyraźniej bijąc się z myślami. W końcu, po dłuższej chwili, brunet zdecydował się odezwać:

     — Pomóżmy mu, co? Bądź co bądź, to jednak nasz władca. W dodatku kupił sprzęt, którego Aizawa ci nie sprzedał... no i to ukróci nasz problem z lodem.

     Zarejestrował kątem oka wdzięczne spojrzenie czerwonowłosego, jednak nie odwrócił głowy od swojego biznesowego (nadal milczącego) partnera.

     W końcu blondyn wyprostował się i wrzasnął głośno, definitywnie bardzo, bardzo sfrustrowany.
     — Dobra! — oznajmił wściekły do granic możliwości. — Skoro tak bardzo chcesz żebyśmy go wzięli to możemy! Ale! — wycelował w przyjaciela palcem. — To ty ponosisz za niego i to wszystko odpowiedzialność! A ty! — skierował dłoń w stronę księcia. — Oczekuję za to góry złota! Nie myśl sobie, że wystarczą szklane oczy i ładna buźka!

     Brew Sero podjechała do góry. Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę, co właśnie powiedział.
     Podążał za nim wzrokiem, gdy handlarz usadowił się z powrotem na ziemi, obok ogniska i ponownie nałożył czapkę na oczy.

     — Wyruszymy jutro rano. Z samego rana. Nie zaśpij, bo nici z wycieczki. A no i zapomniałeś o marchewkach.

     Tym razem worek trafił centralnie w jego twarz.

     — Och, wybacz chłopie, nie chciałem... — przez chwilę twarz Kirishimy była pełna zakłopotania i troski, zaraz jednak zreflektował się i odchrząknął, wracając do poważnej mimiki. — W każdym razie. Wyruszamy zaraz, nim się ściemni. Muszę tylko ustalić szczegóły z moimi przyjaciółmi. Przygotujcie się do drogi, będę czekać na zewnątrz.
      Nie mówiąc już nic więcej, odwrócił się na pięcie i wyszedł szybkim krokiem.

     — ...więęęc — brunet spojrzał na wściekłego mężczyznę z uśmieszkiem. — Zgodziłeś się.

     — Ta. Bo mnie zmusiłeś, zdrajco! Powinieneś trzymać moją stronę!

     — I powiedziałeś, że jest ładny — kontynuował niezrażony, sukcesywnie udając, że nie usłyszał obelgi pod swoim adresem.

     — Co? Nie! — Twarz Bakugō zrobiła się czerwona ze złości (złości? A może jednak...?). — Ja tylko stwierdziłem, że jest jednym z tych lalusiów, którzy nie wiedzą niczego o życiu i wszystko osiągną jak poświecą oczami! Pieprzona arystokracja.

     — Mhm... — przeciągnął się, ukrywając swój coraz szerszy wyszczerz za ciemnymi włosami. — Pakuj sprzęt. Ja obudzę Króla Morderczych Eksplozji.

[ a/n
ciut krótszy niż przeciętnie, stylistycznie trochę eww, ale z powtórzeniami nie najgorzej i tylko jeden dzień spóźnienia, także yeaaawh ✌️ ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro