DZIEWIĄTY
Gdy Eijirō wyszedł w końcu z jaskini, wszyscy obecni — to jest Mina, Kaminari, Shinsō i Aizawa (Yamada został w sklepie, na wypadek, gdyby pojawili się jacyś niespodziewani klienci) — odetchnęli z ulgą.
Nie żeby któreś z nich faktycznie obawiało się, że coś mogłoby mu się stać, ale z drugiej strony... Bakugō bywał naprawdę nieobliczalny i wybuchowy.
Tymczasem książę podszedł do nich z wielce zadowoloną z siebie miną i radośnie oznajmił, że wszystko już załatwione i zaraz będzie można ruszać.
Na chwilę zapadła pełna zaskoczenia cisza, bo chociaż to na tym opierali cały plan, żadne z nich nie do końca wierzyło, że jego starania naprawdę przyniosą pozytywny efekt. Pierwsza otrząsnęła się Ashido i uśmiechając się szeroko, poklepała przyjaciela po ramieniu.
— Świetnie. No to teraz krótkie pożegnanie i ruszamy.
Jeżeli zastanawiacie się, o co do cholery chodzi, już spieszę z wyjaśnieniem: zaraz po tym, jak Kirishima zakupił sprzęt dla handlarza lodu i wraz ze swoimi towarzyszami wybrał pasujące im zimowe okrycia, milczący dotychczas Hitoshi zacisnął zęby i wyraźnie nie mogąc się już powstrzymać, skruszony złożył młodszemu władcy głęboki ukłon. Przeprosił go za swoją zuchwałość, w zamian ofiarując mu całą swoją pomoc i wiedzę. Ten, jak gdyby nie mroził wszystkich królewskim spojrzeniem zaledwie kilka minut wcześniej, od razu przystał na to ochoczo, wywołując głębokie westchnięcie rezygnacji ciemnowłosego sprzedawcy. "Skoro wygląda na to, że was nie powstrzymam, przypilnuję chociaż, żebyście nie popełnili głupich błędów", oznajmił i przyłączył się do dyskusji na temat następnego ruchu, jaki powinni wykonać.
Ustalili, że Eijirō zaniesie Katsukiemu jego niedoszłe zakupy i jako władca kraju, spróbuje przekonać go, by zawiózł ich aż na Ligę Złoczyńców. Oczywiście, nie mogli tam jechać wszyscy, było ich za dużo, by zmieścić się w jednym małym wozie, dlatego zdecydowali, że się rozdzielą — Kirishima, Mina i Hitoshi mieli ruszyć w dalszą drogę po króla, Kaminari dostał zadanie powrócenia do zamku i przekazania wieści Midoriyi i Yaoyorozu, z kolei Aizawa i Yamada postanowili rozglądać się nadal po lesie, na wypadek, gdyby ich założenia były błędne i Shōto się w nim pojawił.
Plan prosty i idealny, gdyby nie jeden drobny szczegół.
— Nie ma, kurwa, mowy.
Bakugō skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na grupkę spod byka. Sero, stojący kilka kroków za nim, poprawił czapkę z zakłopotaniem. Mimo że starał się tego nie okazywać, widać było, że i jemu informacja o większej ilości pasażerów nie przypadła do gustu.
— To może być trudne — oznajmił przepraszająco. — Nie mamy tam zbyt wiele miejsca, a poza tym, tak duża ilość osób będzie naprawdę sporym obciążeniem dla Króla Morderczych Eksplozji...
— Skończ kręcić — uciął jego wypowiedź Shinsō, również krzyżując ręce. — Wasz renifer jest w stanie ciągnąć całe sanie wypełnione bryłami lodu. Po prostu nie chcecie, żebym ja jechał, prawda?
— To jedno. — Katsuki zmierzył go nieprzyjaznym spojrzeniem. — Ale poza tym, sanie są małe. Jeżeli zaatakują nas wilki czy jakiekolwiek inne zwierzęta, nawet nie będzie przestrzeni, żeby się bronić. W dodatku ona — skierował palec w stronę Ashido — jest zbyt lekkomyślna. Wystarczy mi jeden problematyczny farbowaniec — dodał, patrząc na Kirishimę. — To i tak aż nadto. Nie komplikujcie jeszcze bardziej sprawy, skoro zmuszacie nas już do robienia za czyjąś taksówkę.
— Przepraszam bardzo? — Mina spojrzała na blondyna z oburzeniem, po czym przeniosła wzrok na jego przyjaciela, robiąc minę, jak gdyby oczekiwała od niego pomocy. — Sero!
— Co ja? — brunet nerwowo przerzucił ciężar z jednej nogi na drugą, cudem powstrzymując się od kroku w tył.
— Mógł byś się za mną wstawić!
— O nie, mnie w to nie mieszaj!
— Już jesteś w to zamieszany, baranie!
— Błagam, czy możemy odłożyć wasze dramy z przeszłości na bok? — jęknął Denki. — Skoro nie chcecie tam Histoshiego, w porządku. Pójdzie ze mną. Cztery osoby na pewno się pomieszczą, zwłaszcza, że jedno będzie siedzieć z przodu i powozić, więc niech jadą książę i Mina.
— Słuchałeś mnie w ogóle, kretynie? — Bakugō zmierzył go wściekłym spojrzeniem. — Powiedziałem, że nie zamierzam dokładać sobie problemów!
— Nie degraduj mojej roli do problemów! — Ashido zmarszczyła groźnie brwi, opierając dłonie na biodrach.
— Ale tym właśnie jesteś!
— Katsuki — ostrzegawczy ton Hanty wybrzmiał sekundę przed wybuchem pokojówki, powstrzymując ją przed wściekłą odpowiedzią i nieco uspokajając spierającą się dwójkę. Nadal jednak patrzyli oni na siebie nieprzyjaźnie, w każdej chwili gotowi kłócić się dalej.
— Umiemy się zachować — włączył się do rozmowy Eijirō, przerywając niezręczną, pełną napięcia ciszę. — Będziemy robić to co każecie i nie sprawimy wam już żadnych kłopotów, słowo.
— Powiedziałem nie! Przest-
— Mina musi jechać ze mną. — Zacisnął pięści.
Hitoshi westchnął przeciągle.
— Nie mamy czasu na kłótnie — zauważył słusznie. — Oczywiście wolałbym jechać, ale musimy się spieszyć, więc ja jestem w stanie ustąpić... Chociaż książę Kirishima nie zmieni zdania. Bakugō, musisz się zgodzić, to twój obowiązek, czy ci się to podoba, czy nie. I tak idziemy ci już na rękę.
Blondyn odpowiedział mu tylko morderczym spojrzeniem, po czym warknął głucho i bez słowa władował się do stojącego obok wozu. Na to brwi Sero powędrowały wysoko w górę, ale nie odważył się skomentować jego szybkiego odpuszczenia i tej, jakże nietypowej dla wybuchowego mężczyzny, zgody. Przez chwilę stał tylko jak ostatni idiota, patrząc to na sanie, to na zdezorientowaną grupę, aż w końcu ocknął się i machnął dłonią.
— No co tak stoicie? Wsiadajcie! — rzucił i zwinnie wskoczył na przód pojazdu, w powietrzu chwytając lejce.
— Nie podoba mi się pomysł wysyłania mojego syna sam na sam z tym bałwanem... — mruknął Aizawa, jednakże zarówno Hitoshi, jak i wspomniany "bałwan", udali, że go nie słyszą.
— Mina, pożyczamy twojego konia, z góry dzięki — rzucił tylko Denki w stronę gramolącej się zaraz za księciem na wóz dziewczyny, łapiąc swojego chłopaka za rękę i ciągnąc go do przywiązanych przy sklepie zwierząt.
— Skrzywdź Alien Queen, a ja skrzywdzę ciebie! — odkrzyknęła tylko za nim i usadowiła się wygodnie, nie zaszczycając siedzącego naprzeciw niej Katsukiego nawet krótkim spojrzeniem.
Eijirō zakłopotany usiadł między nimi, opierając plecy o tył ich środku transportu i wbił spojrzenie przed siebie, to jest w napinające się plecy Sero, gdy ten machnął lejcami. Pasażerami szarpnęło, po czym ruszyli, szybko nabierając prędkości. Przez chwilę jechali w całkowitym milczeniu, oddalając się od sklepu i czujnego spojrzenia Aizawy.
Ashido przez chwilę przyglądała się zachwytowi, jaki wykwitł na twarzy jej obserwującego przesuwający się krajobraz przyjaciela, aż w końcu uświadomiła sobie coś z zaskoczeniem.
— To twoja pierwsza przejażdżka od ponad dziesięciu lat, Kiri... Prawda?
— Tak! — odparł jej rozradowany. — Zapomniałem już jakie to cudowne uczucie pędzić tak szybko!
Hanta posłał mu krótkie spojrzenie przez ramię.
— Dlaczego właściwie siedziałeś tyle czasu w zamknięciu?
— A żebym to ja wiedział... Moi rodzice uznali, że to dla mojego bezpieczeństwa, a Shōto kontynuował ich wolę.
Bakugō prychnął.
— Lepiej wytłumacz nam, co temu twojemu Shōto odpierdoliło, że postanowił nas wszystkich zamrozić.
— Och. — Wbił wzrok w podłogę z poczuciem winy. — Właściwie... to moja wina. Zaręczyłem się, a on się zdenerwował, bo dopiero się poznaliśmy... no wiesz, tego samego dnia i, nie uwierzysz, powiedział, że nie pobłogosławi naszego związku! On-
— Chwila.
Cała trójka wpatrzyła się w księcia z niedowierzaniem.
— Chcesz mi powiedzieć, że zaręczyłeś się z gościem, którego poznałeś tego samego dnia?
— Tak! W każdym razie, wkurzyłem się i on się wkurzył i wtedy on chciał wyjść, więc ja złapałem go za rękę i ściągnąłem mu rękawiczkę-
— Poczekaj! Na serio zaręczyłeś się z gościem, którego poznałeś TEGO SAMEGO DNIA? — zapytał Katsuki tonem mówiącym "jesteś jeszcze głupszy niż myślałem, że jesteś".
— Tak? — Kirishima spojrzał na niego skonfundowany. — Skup się. Chodzi o to, że on cały czas nosi te rękawiczki! Więc, kiedy je złapałem, pomyślałem, że może chodzi o coś z brudem? I-
— Rodzice nie uczyli cię, że trzeba uważać na nieznajomych? — Sero po raz kolejny odwrócił głowę w jego stronę, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to co słyszy, kątem oka rejestrując, jak załamana Mina przybija sobie piątkę z twarzą.
— ...uczyli — odparł na to nieco spokojniej, przesuwając się w stronę swojej pokojówki, zwiększając dystans między nim, a jasnowłosym handlarzem lodu. — Ale Deku nie jest nieznajomym!
— Och tak? — blondyn uśmiechnął się nieco pogardliwie. — Jak się nazywa?
— Midoriya Izuku.
— Jego ulubione jedzenie?
— Katsudon.
— Najlepszy przyjaciel?
— Ochako, prawdopodobnie.
— Kolor oczu?
— Przepiękny.
— Rozmiar stopy?
— Daj spokój, coś takiego nie ma znaczenia... To prawdziwa miłość!
— Pfft. Nie brzmi to jak prawdziwa miłość.
— Taa? A co, jesteś jakimś miłosnym ekspertem?
— Uh... Nie. — Katsuki uciekł spojrzeniem w bok.
— Ha!
— Ale moi przyjaciele są!
— Mhm, myślisz, że w to uwierzę?
— Za to mogę akurat ręczyć — wtrącił się do rozmowy Hanta, na co prychnęła Mina.
— Jaaaasne. Ty jesteś ci "przyjaciele"? W takim razie mam dla ciebie przykrą niespodziankę, jesteś gówniany w kwestii miłości.
— Jezu, Ashido! Ile razy mam cię jeszcze przepraszać?
— Może wystarczająco, żeby odkupić swoje wi-
— Zamknąć się wszyscy! — warknął nagle całkowicie poważny Bakugō.
Ucichli, wsłuchując się w dźwięki otaczającego ich lasu. Eijirō ze zdumieniem odkrył, że w czasie ich dyskusji zdążył zapaść zmrok. Sero odpalił od wiszącej obok niego latarni pochodnię i bez słowa podał ją Katsukiemu, który już stał z wyciągniętą w jego kierunku ręką. Zwolnili, by móc sprawdzić, skąd dochodzą ledwo słyszalne dźwięki i wpatrzyli się w coraz ciemniejszą przestrzeń za nimi.
Jasnowłosy zobaczył je pierwszy i zaklął szpetnie.
— Sero, ruszaj!
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Pognali trzy razy szybciej niż dotychczas.
— Co się dzieje? — Książę próbował wstać, jednak blondyn posadził go z powrotem na miejsce nawet na niego nie patrząc.
— Siedź na dupie i nie przeszkadzaj. Wilki.
— Cholera. — tym razem Sero się nie odwrócił, wpatrując się w ledwo widoczną drogę przed nimi.
— Mamy szansę uciec? — Mina nie do końca świadomie chwyciła rękę Kirishimy i spojrzała na handlarza przerażonymi oczami.
Bakugō uśmiechnął się na to w swój najbardziej charakterystyczny sposób.
— Mam nadzieję, że lubicie ostrą jazdę, bo właśnie zaczyna się piekło.
[ a/n
hej hoo! taak, wracam do was po prawie trzech miesiącach... mam nadzieję, że jeszcze ktoś się ostał.
wybaczcie ten brak jakiegokolwiek znaku życia, ale ten rozdział pisało mi się strasznie ciężko, chyba najciężej ze wszystkich dotychczasowych. szczerze, dopiero co go skończyłam i nawet nie chce mi się go poprawiać... także sorki za wszystkie ewentualne błędy.
postaram się już aktualizować to w miarę regularnie, bo obiecałam picollo, że skończę to do końca kwarantanny (tak, to dlatego ci zadedykowałam ten rozdział, buzi).
to by było na tyle, kocham was <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro