Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DZIESIĄTY

      Jazda konno przez śnieg naprawdę nie była najprzyjemniejszym doświadczeniem, jakiego Kaminari w życiu doświadczył. Serio.

      — Nie uważasz, że król przesadził? — rzucił w przestrzeń jękliwie, nawet nie oczekując odpowiedzi. Miał rację: Shinsō jedynie spojrzał na niego z uniesioną brwią i prychnął.

      Przemierzali las dopiero od jakichś dziesięciu minut, więc, w przeciwieństwie do jego towarzysza, spokojniejszemu chłopakowi nie zdążyło się jeszcze znudzić skupianie się na zadaniu. Oczywiście, to nie tak, że Denki nie dbał o Jego Wysokość Shōto albo tym bardziej o jego młodszego brata, ale naprawdę miewał problemy z dłuższym poświęcaniem uwagi jednemu tematowi.

      — Po co właściwie musimy jechać do zamku? — zapytał, postanawiając całkowicie zmienić temat. — Przecież i tak nic nam nie da poinformowanie tego... jak mu tam było... uch, Brokuła?

      Hitoshi parsknął rozbawiony.

      — Nadałeś księciu Yuu-Ei ksywkę brokuł?

      — Nie śmiej się! Dobrze wiesz, że nie mam głowy do nazwisk! Poza tym, kiedy go zobaczysz, od razu zrozumiesz, co mam na myśli.

      — Nie wątpię. — Pokręcił głową, ze szczyptą niedowierzania, a blondyn wyszczerzył się szeroko.

      Ich relacja w dość sporej mierze składała się z takich właśnie krótkich, na pozór nic nie znaczących rozmów (zazwyczaj inicjowanych, jak i popychanych do przodu przez Kaminariego), wbrew pozorom niezwykle dla nich istotnych. Na resztę zbierały się różne większe i mniejsze rzeczy, od wsparcia i długich wspólnych spacerów, poprzez rozumienie się bez słów i czułe pocałunki, a na przywiązaniu i potrzebie bliskości skończywszy. Obojgu jak najbardziej odpowiadała taka kolej rzeczy, chociaż nie można było powiedzieć tego samego o jednym z przybranych rodziców Hitoshiego — Aizawa niezwykle nieufnie podchodził do związku swojego syna. Dlatego Denki zawsze musiał naprawdę się nagimnastykować, by zdobyć chociaż chwilę z miłością swojego życia i dlatego też tak cieszył się, że tym razem mu się udało. Niezależnie od dramatycznych okoliczności.

      Poza kolejnymi losowymi komentarzami jasnowłosego, nie rozmawiali już za wiele, jadąc w przyjemnej atmosferze, niemalże zapominając, iż ich władca zamroził całą zatokę, z której brała się większość zarobków utrzymujących państwo oraz sprowadził na nich niespodziewaną zimę i bezceremonialnie uciekł.

      Po jakimś czasie drzewa zaczęły się przerzedzać. Bez konieczności ostrożnego wymijania pni, w końcu nieco przyspieszyli i szybko dotarli pod zamkowe mury. Strażnicy zmierzyli ich nieufnymi spojrzeniami, ale kiedy Kaminari oznajmił, że przynosi wieści od księcia Eijirō, niechętnie się odsunęli i wpuścili ich do środka pałacu.

      Nie tracąc czasu, zostawili konie stajennej (przyjaciółce Miny, jak oznajmił Hitoshiemu jego chłopak) i pognali w głąb budynku.

      — Gdzie tak właściwie idziemy?

      — Przed siebie, słońce, przed siebie! — Denki chwycił jego dłoń, pociągając go za sobą, jednak znajomy kobiecy głos zatrzymał ich obu w pół kroku.

      — Nie radziłabym. — Momo opierała się o barwną ścianę z założonymi rękami, patrząc na nich spod wachlarzu ciemnych rzęs. — Zamek jest spory, nawet ludzie pracujący tu od lat, są w stanie się zgubić.

      Oboje nieświadomie przełknęli ślinę. Blondyn uśmiechnął się niepewnie.

      — Yaoyorozu! Kopę lat, dobrze cię widzieć.

      — Kaminari — kiwnęła mu głową i szybko przeniosła spojrzenie na drugiego mężczyznę. — Witaj, Shinsō. Co was sprowadza w królewskie progi?

      — Król, oczywiście! — odparł Denki, wyrzucając ręce w górę. — No, technicznie rzecz biorąc, to właściwie książę.

      — Musimy się widzieć z Midoriyą — dodał Hitoshi.

      — Hm. Skoro tak. Proszę za mną.

      Wyprostowała się i ruszyła przed siebie, a para posłańców tylko wymieniła między sobą zakłopotane spojrzenie i ruszyła jej śladem.

      Przesadą byłoby powiedzieć, iż atmosfera była ciężka, jednak bez wątpienia dało się określić ją miarą stosunkowo napiętej. Stosunki między nimi nie zawsze takie były, jednak od kiedy była dziewczyna blondyna zeszła się z królewską zarządczynią, dosłownie wszystko stało się pełne niezręczności.

      — Więc... — Blondyn odchrząknął, ignorując niedowierzające spojrzenie, jakie posłał mu na to Hitoshi. — Co... Co tam u Kyōki?

      — Zerwałyśmy — odparła od razu, głosem wypranym z emocji.

      — Och. OCH. Wybacz, nie wiedziałem... Kiedy...?

      — Miesiąc temu. Nic się nie stało. Po prostu... to nie było to. — Westchnęła krótko. — O ile się orientuję, niedawno zaczęła spotykać się z uczennicą kowala. Nazywa się... bodajże, Hatsume Mei? Chyba tak.

      Shinsō gwizdnął cicho przez zęby.

      — Więc wychodzi na to, że teraz oboje jedziecie na tym samym wózku.

      Po jego słowach zapadła cisza. Szli w milczeniu, aż w końcu cichym śmiechem przerwała je Momo.

      — Może i masz rację — przyznała, uśmiechając się bez wesołości — Z tym, że ja nie znalazłam sobie jeszcze nikogo nowego.

      — Na pewno nie potrwa to długo. Z twoją urodą i mózgiem...

      — Denki!

      — No co? Zazdrosny?

      Jakimś sposobem, z każdym słowem atmosfera pomiędzy ich trójką powoli zaczęła się rozluźniać, dzięki czemu, kiedy stanęli wreszcie przed wejściem do jednego z gabinetów, byli już w stanie bez problemu wspólnie żartować. Nie pomogło im to jednak w pozbyciu się nagłej szczypty stresu, która pojawiła się wraz z zapukaniem w drzwi i krótkiego "proszę", które rozległo się w odpowiedzi.

      Nim któryś z mężczyzn zdążył zareagować, Yaoyorozu bez ostrzeżenia otworzyła im i przepuściła ich w wejściu.

      — Proszę wybaczyć — skierowała się formalnym tonem do siedzącego za biurkiem mężczyzny. Po jego bokach zasiadała jeszcze dwójka ludzi, jego doradców. — Ma pan gości, Kaminari Denki oraz Shinsō Hitoshi.

      — Och — zerwał się z miejsca jak oparzony i doskoczył do nich w kilku krokach, wbijając wzrok w blondyna. — To ty! Towarzyszyłeś Eijirō, prawda? Czy wszystko z nim w porządku? Jest bezpieczny? Co się stało?

      — Eee... Tak. Tak. Prawdopodobnie. — Chłopak odchrząknął. — Wpadliśmy na trop króla, ale dostanie się tam bez dobrej znajomości drogi jest niewykonalne, więc książę poprosił o pomoc człowieka, który jest z nią obeznany.

      — Co to za człowiek? — brwi księcia zmarszczyły się z niepokojem. — Jesteś pewien, że można mu ufać?

      — Cóóóż... Nazywa się Bakugō Katsuki. To dosyć... nieprzewidywalny mężczyzna, ale jestem pewien, że z sowitą obietnicą zapłaty, nie powinien sprawiać problemów. W dodatku jest z nimi Mina, więc nie ma się o co martwić... Jak sądzę.

      — Skoro tak mówisz...

      — W takim razie, co tutaj robicie? — wstając, odezwał się mężczyzna po prawicy Brokułu (na marginesie, widząc go, Hitoshi rzeczywiście zrozumiał, co Denki miał wcześniej na myśli). — I, z całym szacunkiem, ale kim jest pański towarzysz, panie Kaminari?

      — Moim chłopakiem — padła natychmiastowa odpowiedź.

      Zapadła niezręczna cisza. Brokuł zakasłał.

      — P-proszę wybaczyć, ale nie o to mi chodziło.

      — Ooooch. W takim razie sorki, jest-

      — Zamknij się już lepiej, Denks. Ekhm. Zajmuję się patrolowaniem lasu, gdzie znaleziono wskazówki dotyczące miejsca pobytu naszego władcy. Uznaliśmy, iż nie ma konieczności wysyłania tam dużej grupy, więc zamiast tego, nasza dwójka postanowiła przybyć tutaj, by poinformować księcia Midoriyę o sytuacji.

      — Doprawdy? — czerwone oczy wwiercały się w niego podejrzliwie.

      — Iida — zaoponował Izuku. — Kaminari to przyjaciel Eijirō. Skoro mu ufa, my też powinniśmy.

      — Deku ma rację — poparła go dotychczas milcząca szatynka, siedząca na krześle stojącym po drugiej stronie fotelu księcia. — Nie możesz być taki nieufny, Tenya.

      Ciemnowłosy spojrzał na nią oburzony, po czym mruknął coś pod nosem i nieco mechanicznie ukłonił się w stronę Shinsō.

      — Proszę o wybaczenie, to się więcej nie powtórzy.

      — Bogowie, jesteś jeszcze sztywniejszy niż Yaoyorozu — stwierdził z niedowierzaniem Denki, zbierając tym trzy oburzone spojrzenia, kuksańca w ramię i rozbawione prychnięcie (to ostatnie ze strony pyzatej doradczyni o brązowych włosach, która notabene również otrzymała za to karcący wzrok jej współpracownika).

      — Uraraka... — Midoriya spojrzał na dziewczynę błagalnie, na co ta przepraszająco się uśmiechnęła, a Hitoshi pomyślał, że to najbardziej dziwne, niezręczne i przede wszystkim nierealistyczne spotkanie, w jakim kiedykolwiek brał udział.

[ a/n
wow co się dzieje, elf w końcu opublikowała nowy rozdział!!!!
przepraszam was za kolejną trzymiesięczną przerwę, to już się więcej nie powtórzy. a w każdym razie, dołożę wszelkich starań, żeby tak było.

jak wiecie albo i nie, niedawno pisałam na swojej tablicy, że rozpisałam sobie fabułę tego ff i będzie ono miało około 30 części, a więc — odhaczając już ten powyższy — zostało mi ich do napisania z 20. sporo if you ask me, ale planuję się skupić przede wszystkim na skończeniu tego opowiadania, także mamy spore szanse, że aktualizacje będą w miarę regularne, a przynajmniej częstsze.

ten rozdział nieszczególnie mnie zadowala tbh, ale jak na powrót po kilku miesiącach nie jest aż taki zły? mam nadzieję, że przyjemnie się go wam czytało, stay hydrated and eat properly, buziaki!! ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro