Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Leopard ze szkła


Polecam przesłuchać. Wprowadza w klimat.

Ash krwawił. Kolejne czerwone krople przedostawały się między przyciśniętymi do brzucha palcami i powoli skapywały na chodnik, ale nie zwracał na to uwagi. Tuż przed nim, oparty o ścianę budynku, leżał martwy mężczyzna, który zaledwie chwilę temu pchnął go nożem. Jego twarz zastygła w wyrazie szoku, który wpełzł na nią, gdy pistolet Lynxa przestrzelił mu wnętrzności.

To nie było teraz ważne. Ash musiał dokończyć list od Eiji'ego. Drogocenne kartki wysunęły mu się ze śliskiej od krwi dłoni, więc czym prędzej upadł na kolana, by je pozbierać. Nie dotrze już na lotnisko, nie pożegna się z nim. Prawdopodobnie już nigdy nawet go nie zobaczy, więc przynajmniej tyle jest mu winien.

,,Idioto, ominąłeś wszystkie ważniejsze organy."

Tak powiedział, gdy Lao zatopił nóż w jego brzuchu. Miał duże szanse na przeżycie. Gdyby teraz zgłosił się do szpitala, na pewno otrzymałby pomoc i zdołał wrócić do zdrowia, ale nawet o tym nie myślał. Chciał już tylko dotrzeć do miejsca, które lubił najbardziej, przeczytać do końca pozostawioną mu wiadomość, a potem w spokoju odejść.

Czasami sam prosił o to boga. Nigdy nie był przesadnie wierzący, ale czasami, gdy wydawało mu się, że nie zniesie już dłużej bólu i ciężaru rozczarowań, prosił, by go stąd zabrał. Kilka dni temu zrobił to ponownie; gdy Eiji został postrzelony, błagał, by go oszczędził, oferując w zamian własne życie. Najwyraźniej prośba została spełniona, bo w tej chwili Japończyk siedział w samolocie, bezpieczny i daleki od śmierci. Natomiast Aslan... Wyglądało na to, że będzie musiał spłacić dług, ale nie czuł się z tym źle. Rozumiał, że tak miało być.

Dlatego zebrał się w sobie i zawrócił w stronę biblioteki. Wracał tam, ilekroć czuł się przytłoczony walką i wszechobecną przemocą. W jakiś sposób problemy świata zewnętrznego nie mąciły panującego tam spokoju; nie wyobrażał sobie lepszego miejsca na przeczytanie reszty listu.

Zatoczył się, osłabiony utratą krwi, ale nadal uparcie kroczył naprzód. Wiedział, że umiera, ale nie czuł strachu - nie dlatego, że już wielokrotnie zaglądał śmierci w oczy i nawet nie dzięki ściskanemu w ręce listowi, choć dodawał mu otuchy.

Prawda była taka, że dla Asha już wcześniej nie było ratunku. Uświadomił sobie to na długo przed konfrontacją z Lao; nieważne, przez ile czasu jego ciało mogło być podtrzymywane przy życiu, dusza już dawno temu rozpadła się na kawałki, niczym mała, szklana figurka leoparda. Nie mogło być inaczej, skoro przeszedł przez tyle okropieństw i przez tyle czasu dusił w sobie uczucia. Od zawsze udawał, że obelgi i pochwały innych ludzi po nim spływają.

Męska dziwka? Niech sobie mówią, przecież kiedyś nią był.

Sprawny zabójca? Fakt, umiejętność strzelenia komuś w głowę z odległości 25 jardów nie była czymś, czym większość osób mogła się pochwalić. Tyle, że zręczność w posługiwaniu się pistoletem chętnie zamieniłby na talent do gry w krykieta.

Przyciskając dłoń do rany, Ash stanął w końcu w wejściu do biblioteki, by przekonać się, że jest cicha i spokojna jak zawsze. Zachodzące słońce wpadało to środka przez wysoko umiejscowione okna, zalewając pomieszczenie ciepłym, złotawym blaskiem. Nieliczni czytelnicy siedzieli przy długich stołach, pogrążeni w lekturze, odcięci od całego świata. Ash podszedł do jednego z masywnych krzeseł i opadł na nie, by dokończyć list Eiji'ego. Nie zostało tego wiele:

,,Powiedziałeś mi kiedyś o leopardzie z książki, którą przeczytałeś. Wierzyłeś, że wspinał się coraz wyżej i wyżej, ponieważ wiedział, że nie może zawrócić. A ja odpowiedziałem, że nie jesteś jak ten leopard, że możesz zmienić swoje przeznaczenie.

To prawda, Ash.

Nie jesteś sam. Zawsze będę stał po twojej stronie.

Moja dusza zawsze będzie ci towarzyszyć."

Na tym list się kończył.

Ashowi zaczął zamazywać się wzrok i zdał sobie sprawę, że płacze. Na poplamioną krwią kartkę spadła jedna łza, a potem kolejna, rozmazując staranne pismo Eiji'ego. Z westchnieniem uniósł wzrok w górę, ku wpadającym przez świetliki ostatnim promieniom zachodzącego słońca. Płakał, ale to były dobre łzy. Nie pamiętał już, kiedy czuł się tak szczęśliwy. Przez tyle lat czuł samotność tak straszną, że zdawała się odbierać mu dech w piersiach. Na każdym kroku natrafiał na kogoś, kto bez bawienia się w pozory wykorzystywał do własnych celów to, kim był i co potrafił. Był postrzegany jako właściciel pięknego ciała, w dodatku takiego, które w razie potrzeby bez wahania pociągało spust lub chwytało za nóż.

Ale gdy przychodziły chwile, w których był w stanie patrzeć na siebie wyłącznie w najgorszych kategoriach, Eiji był obok i przekonywał go, że on również zasługuje na miłość. Dbał o niego, nie pragnąc niczego w zamian. Nawet teraz... Choć znajdował się w samolocie, z każdą sekundą coraz dalej od Nowego Jorku, Ash wiedział, że to nie są tylko puste słowa. Naprawdę czuł obecność przyjaciela i otuchę, którą przesyłał mu w tym liście.

Nie mając już siły, złożył głowę na stoliku. Czuł znużenie, ale wyjątkowo nie takie, jak po kolejnej stoczonej walce, odebranej godności i życiu. To było znużenie, które czuje ktoś, kto po długim dniu udaje się do łóżka na zasłużony odpoczynek. Jeśli to naprawdę umieranie - pomyślał - to nie jest takie złe. Popatrzył z bliska na kartki, gładząc je jednym palcem. Wierzył, że przyjaciel zrozumie jego decyzję.

,,Moja dusza zawsze będzie ci towarzyszyć."

Aslan uśmiechnął się łagodnie. Tak... To zdecydowanie najpiękniejsze uczucie, wiedzieć, że już nigdy nie będzie samotny. Delikatnie obrócił głowę, opierając policzek na ściskającej list ręce. I zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro