Rozdział 9
Nadia uśmiechnęła się lekko do dziewczyny.
– No proszę, proszę! Zawsze wiedziałam, że świetnie będziesz wyglądała jako księżniczka.
– Jakim cudem żyjesz? – zapytała, niemal nie rozpoznając swojego głosu. Ona nie żyje. Widziałam jak upada! To nie może być prawda. To nie może być ona. – Widziałam jak upadasz tam w Nawie.
– Za chwilę ci wszystko opowiem. Jak się cieszę, że nic ci nie jest.
Kiedy spróbowała ją przytulić, Lenora odchyliła się. Nagle przypomniała sobie, że stoi przed kimś, kto sprowadził ją bez jej zgody do tego zwariowanego świata. Nie może się wywinąć od odpowiedzi. Jeśli tak zaczyna, nigdy mi nie odpowie dlaczego to zrobiła. Do tej pory zawsze musiała hamować swój gniew. Teraz po raz pierwszy od dłuższego czasu nie musiała o tym pamiętać i mogła dać upust swojej złości.
– Nie dotykaj mnie.
– Lenoro, daj mi wszystko wytłumaczyć...
– Kto cię prosił o to, byś mnie tu sprowadzała?! – wrzasnęła, czując, że łzy napływają jej do oczu.
Od początku ich rozłąki zastanawiała się, co by powiedziała Nadii jeśli znowu by ją zobaczyła. Tworzyła monologi wyrażające rozpacz, gniew, radość. Elokwentnie tłumaczyła jej dlaczego chciałaby wrócić do domu. Teraz jednak tę elokwencję szlag trafił, a czuła jedynie wściekłość i żal, że została oszukana przez konia. Kobieta miała zaskoczoną minę, więc Lenora zdecydowała się iść za ciosem.
– Niczego już nie rozumiem. Najpierw sprowadzasz mnie tutaj wbrew mojej woli, później wieziesz do jakiegoś miasta, w którym od razu skaczą mi do gardła, znikasz i znowu się pojawiasz. Byłam przerażona. Nie wiedziałam gdzie jestem, dokąd mam iść i co mam ze sobą robić. Nie szukałaś mnie?
– Szukałam – szepnęła cicho. – Zostałam ranna podczas tych zamieszek. Obudziłam się dopiero następnego dnia. Uzdrowiłam się i zaczęłam cię szukać. Nie wiedziałam, gdzie zniknęłaś, więc najpierw krążyłam tydzień po okolicy. Gdy cię nie znalazłam, przeszukałam inne miasta, później przybyłam tutaj.
– Powiedzmy, że ci wierzę – Chociaż wcale tak nie myślę. – Powiedzmy. Gdy ty w tym czasie włóczyłaś się w moim rzekomym poszukiwaniu, wiesz co ja robiłam? Służyłam.
Nadia spojrzała na nią i wytrzeszczyła oczy.
– Zamek Davida. To tam byłaś?
– Jeśli teraz na to wpadłaś, to dlaczego nie zrobiłaś tego miesiąc temu.
Kobieta pokręciła głową.
– Uznałam, że uciekłaś razem z tłumem. Ludzie zmierzali w stronę Kryształowego Pałacu, więc stwierdziłam, że nie zdecydowałabyś się na odłączenie od reszty.
W ogóle się na to nie zdecydowałam, to samo tak wyszło.
– A teraz jak to odgadłaś?
– Tylko tam Lenora Duncan po przybyciu zostałaby zmuszona do usługiwania innym. Tylko tam.
– Tyle, że nie byłam tam Lenorą Duncan – szepnęła. – Joanne powiedziała mi, że zgubię ich samą moją obecnością. Spoliczkowała mnie, zmieniła imię i posłała do pracy. W zamian za nędzny pokój i trochę jedzenia. Gdy ty tutaj siedziałaś i na mnie czekałaś, ja biegałam po całym tym zamku wypełniając przeróżne zadania.
– Zmieniła ci imię? – zapytała surowo. Jakby to było najważniejsze. Rany boskie, jakie ci ludzie mają priorytety?
Kiwnęła głową z roztargnieniem.
– To akurat było moim ostatnim zmartwieniem.
Nadia uderzyła pięścią w stół.
– Nie! Lenora – powiedziała powoli. – Lenora to imię niczym płomień, który z iskry przeradza się w ogień; to imię górujące nad innymi niczym słońce na niebie; to imię, które oznacza „Czarodziejka". – Spojrzała na nią z powagą. – Twoje imię powstało przed wiekami, jako rozwinięcie aridejskiego słowa „Leno", które oznaczało blask i „or", które oznaczało „magia". Tak je właśnie tłumaczyli na początku – „Błyszcząca", lub „Blask Magii". Dopiero później, po tym jak wyszły na jaw Pierwsze Przepowiednie nazwano cię Czarodziejką.
– Nie jestem Czarodziejką.
– Jesteś. Czternaście lat temu wzięłam cię na ręce po raz pierwszy. Wiedziałam wtedy, że będziesz kimś wielkim, wręcz czułam twoją Magię, pulsującą razem z krwią w twoich żyłach. Teraz cię widzę i z ręką na sercu mogę powiedzieć to samo, co czternaście lat temu.
To przelało czarę goryczy.
– Mam już dość – powiedziała ze złością. – Mam już dość tego, ze wpychacie mnie do rzeczy, których nie chcę robić. Dlaczego ja mam być tą księżniczką, dlaczego mnie wybraliście na Czarodziejkę? Na Ziemi miałam wszystko, tu nie mam nic. – Po policzku popłynęła jej łza. Zrozumiała, że to co powiedziała było prawdą – teraz nie miała nic. – Ani domu, ani rodziny, ani przyjaciół. Wszystko zostało tam.
Nadia po raz kolejny zaskoczyła Lenorę – ponownie do niej podeszła i mocno ją przytuliła. I dopiero wtedy dziewczyna faktycznie się rozpłakała. Jej Klacz nic nie mówiła i jedyne co zrobiła to mocniej ją przytuliła, a Lenora opierając głowę o ramię kobiety miała wrażenie, jakby zalewało ją pełno sprzecznych emocji. Z jednej strony Nadia mówiła jej o przeznaczeniu, o byciu księżniczką i Czarodziejką. To drugie mogło być naprawdę fascynujące – w końcu wielokrotnie czytała książki z bohaterami obdarzonymi wspaniałymi mocami. Nie raz nie dwa zastanawiała się, co by zrobiła mając ich moc, jakby się zachowywała na ich miejscu. Teraz się okazało, że ona również miała dostęp do Magii i może będzie mogła robić to co oni.
Z drugiej strony tęskniła za rodzicami. Tęskniła za swoim domem, za siostrą, za przyjaciółmi. Tęskniła za tym, że chodzi do szkoły i spotyka się z ludźmi, brakowało jej smartfona, robienia zdjęć i przeglądania Facebooka. Czasem budząc się w nocy łapała się na mimowolnym szukaniu telefonu. Jedzenie też jej nie smakowało, brakowało jej herbaty, kawy, cukru. W szczególności cukru. Chciałaby napić się coli, fanty, soku, czegokolwiek słodkiego. I zjeść dużo Raffaello. Tymczasem w zamku Davida musiała jeść przegotowaną owsiankę, mdłe, niedoprawione zupy, a woda którą piła smakowała jak ścieki.
– Dobrze, uspokój się już. – Nadia miała łagodny, kojący głos. – I usiądź, porozmawiamy.
Usiadła przy stole i otarła łzy. Kobieta stuknęła palcem o blat i wyciągnęła znikąd chusteczkę higieniczną. Mimo łez spojrzała na to zaciekawiona i wzięła ją do ręki. Papier był taki sam w dotyku jak na Ziemi. Wytarła nos.
– Kiedy urodziłaś się podczas wojny, Nicolas i Evelyn chcieli zrobić wszystko, by zadbać o twoje bezpieczeństwo. Niecały miesiąc po twoich narodzinach zabrałam cię na Ziemię, gdzie oddałam cię pod opiekę dwóm śmiertelnikom. Moje Konie uważnie ich obserwowały od ponad roku, a twoja zastępcza matka nosiła nawet sztuczny brzuch, by po pojawieniu się dziecka sąsiedzi nie mieli podejrzeń.
– Zaraz zaraz. Moi rodzice o wszystkim wiedzieli? – Odebrała to jak cios w brzuch.
– Oczywiście. Nie dało się tego przeprowadzić inaczej niż za wiedzą oby dwóch stron. Pamiętasz co się stało z bratem twojego ojca?
– Tak. Umarł na grypę jako dziecko. Dostał poważnego zapalenia płuc, miał jeszcze jakieś problemy z odpornością. – Jej tata niewiele mówił o swoim bracie, bo kiedy John odszedł on miał niecałe sześć lat podczas gdy jego brat trzy. Śmierć Johna spowodowała jednak u jej babci poważną depresję, która trwała wiele lat.
– Jeden z Ogierów z mojego stada wziął Johna ze szpitala i przeniósł się z nim na Equsses. Gdy jego rodzice żyli w żałobie, on bawił się z innymi dziećmi w Equssivas. Dorastał tam, uczył się swoich mocy a następnie w wieku dorosłym przystąpił do Arabed by stać się jednym z nas.
– Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że moi dziadkowie przez dziesięć lat walczyli z depresją, przez którą mieli ciężkie relacje ze swoim synem, a wy zabraliście dziecko i wychowaliście je na innym świecie?
– Uważasz więc, że lepiej by było gdyby te trzyletnie dziecko umarło w szpitalu, podłączone do aparatury? – Głos Nadii był niezwykle silny i mocny. – Uratowaliśmy życie wielu dzieciom, Lenoro. Gdy były odpowiednio duże, powiedzieliśmy im o ich przeszłości i wyjaśniliśmy dlaczego znalazły się wśród nas. Nie było dziecka, które powiedziałoby nam, że źle zrobiliśmy. Co więcej, John odnalazł zarówno brata jak i matkę. Powiedział mi wtedy, że cieszy się z tego kim się stał. Bo gdyby umarł wtedy, jako trzyletnie dziecko nie zaznałby szczęścia świata i nie poznałby swojej rodziny. Dzięki temu, że go zabraliśmy zyskał przyszłość, której nie miałby na Ziemi.
Chwilę milczała.
– Dobrze, więc John skontaktował się z moim tatą i powiedział mu o waszym planie. Co dalej? Rodzice mamy okazali się być końmi? – Boże, to brzmi jak dzikie fantazje jakieś koniary.
– Nie. Pomogłam przekonać twoją zastępczą mamę do tego, co zamierzaliśmy zrobić. Po jakimś czasie zgodziła się. Evelyn była wtedy w ciąży już od jednego księżyca, więc gdy ty się urodziłaś i zostałaś te parę tygodni z rodzicami, twoja mama z Ziemi została przeniesiona do bezpiecznego miejsca, z którego wróciła po miesiącu z dzieckiem. Z tobą.
– A jak rozwiązaliście kwestię mojego zniknięcia? Najpierw jest dziecko, później go nie ma. To też jest u was normalne? – Chwilę się zastanowiła. – Podmieniliście mnie. Czy to też było cudownie uratowane dziecko z Ziemi czy jakieś Bogu winne stąd?
– To była sierota, którą znaleziono w splądrowanym mieście. Przez niecały rok wszyscy poza twoimi rodzicami uważali, że to ty. Gdy Restandor w końcu podbił Derod, wszyscy myśleli, że po prostu zabije dziecko i parę królewską, ale nie zrobił tego. Pojmał twoich rodziców żywcem i dopiero wtedy wysłał ludzi by zabili tamtą dziewczynkę.
Poczuła ukłucie w sercu. Teraz już nie było jej tak łatwo oskarżyć Nadię o podmienienie dzieci. Gdyby tego nie zrobili, to ona byłaby na miejscu tamtej dziewczynki.
– A dlaczego przywiozłaś mnie tu akurat teraz? – zapytała zmęczona. – Nie pięć lat wcześniej czy pięć lat później?
– Pięć lat wcześniej byłaś za mała, a pięć lat później... no cóż, trzynaście lat to szmat czasu. Ludzie przyzwyczaili się do obecnego stanu rzeczy i mało komu chce się go ruszać. Nie chcą kolejnej wojny, a kruchy pokój, który panuje za panowania Restandora wielu całkowicie wystarcza. Ale pozostali nie chcą zapomnieć tego, kto rządził tym krajem przez osiemset lat. Nie chcą zapomnieć o tym, w jaki sposób te rządy zostały zakończone i kim byli ostatni Ducanowie. Wielu cały czas wierzy, że twoi rodzice żyją, że jedynie są przetrzymywani w niewoli, inni podkreślają niejasności twojej domniemanej śmierci. Za pięć lat tego mogłoby już nie być. Początkowo chciałam cię tu przywieść jak będziesz miała co najmniej dwadzieścia lat, byś przeżyła jeszcze te parę lat dzieciństwa.
O dziwo, tym razem się zgadzała z Nadią. Jak widać, tutaj też ludzie mają krótką pamięć. Poza tym, może to i lepiej że pojawiła się tutaj mając czternaście lat a nie dwadzieścia cztery? Może do dwudziestki przyzwyczaję się do tego miejsca?
Otrząsnęła się. Nie, Lenor, ty nie masz się przyzwyczajać do tego miejsca, tylko masz zrobić co trzeba i wrócić do domu.
– Czyli co dokładnie chcesz i czego ode mnie oczekujesz? – zapytała.
Zobaczyła lekki uśmiech na twarzy Nadii. Kobieta odgarnęła niesforne blond pasmo z czoła.
– Chcę zrzucić Restandora z tronu i posadzić na nim twojego ojca, a w razie jego śmierci ciebie. Chcę cię wyszkolić i nauczyć cię Magii. A na koniec pragnę, byś uznała Equsses za swój dom.
Poczuła dziwny stres, gdy to usłyszała. Może uda ci się osiągnąć te rzeczy, pomyślała. Ale na to ostatnie nie licz. Jej domem była Ziemia, nie ta planeta. Chciała przede wszystkim wrócić do domu. Chciała już to powiedzieć, gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi.
– Wejść! – krzyknęła Nadia, podnosząc się z krzesła, a Lenora poszła w jej ślady.
Do pomieszczenia wszedł chłopak z lasu, Mark.
– Nadal chciałabyś się udać na zwiedzanie Pałacu, Lenoro?
– Czemu nie. – I tak nie miała nic do roboty, a przydałoby się znać rozkład pomieszczeń. – Nie ma z tobą Julii?
Chłopak pokręcił głową.
– Spotkała się na korytarzu ze swoim ojcem i poszła razem z nim.
– Pójdę z wami. – Nadia również ruszyła w stronę drzwi. – W razie czego posłużę za tłumacza, gdyby Mark nie rozumiał twoich ziemskich zachowań.
– Nawet nie wiem, czy chce je zrozumieć. – Zaśmiał się.
– Ha ha ha, naprawdę zabawne – powiedziała grobowym tonem, na co oboje się zaśmiali.
Wyszli z pokoju i niemal od razu chłopak zaczął zasypywać ją różnymi informacjami. Powiedział w którą stronę należy iść do biblioteki, gdzie jest najszybsze przejście do stajni i ogrodów, oraz gdzie znajdują się gabinety kolejnych ważnych osób w zamku. Gdy w końcu weszli na korytarz z oknami na ogrody, westchnęła.
– Ten Pałac jest o wiele większy niż Zamek Davida – powiedziała do chłopaka. – I o wiele ładniejszy. To widać na pierwszy rzut oka.
– Dziękujemy – powiedział chłopak. – Rzeczywiście, tamten zamek nie dość, że jest najstarszy i najmniejszy, to jeszcze najbrzydszy. Kiedyś wyglądał o wiele lepiej, ale David ma lepsze rozrywki niż dbanie o swój dom. Na przykład narzekanie na swój los.
Zaśmiała się, a Nadia uśmiechnęła się do niej.
– Jak tam byłaś, na pewno zauważyłaś jedną, małą rzecz. Mianowicie jeden strażnik.
– Tak! Stoi przed tym dziurawym murem, śpi i chrapie. Czasem tylko się budzi po to, by pójść do kuchni coś zjeść i znowu zasnąć na warcie. – Pokręciła głową. – Pytałam się Anniki – krawcowej – dlaczego go nie zmienią, ona zaś stwierdziła, że nie mają dość pieniędzy na lepszego, bo wszystkie pieniądze idą na króla.
– Żaden z niego król – powiedział jakiś strażnik, który pojawił się za ich plecami.
Był to wysoki mężczyzna o szerokich barkach i krótkim czole. Miał czarne włosy do ramion oraz krótką brodę. Ubrany był w ciężki, skórzany kaftan, a rękę trzymał na długim czarnym mieczu. Mark kiwnął mu głową.
– To jest mój wuj, ser Henric Cadleton.
– Witaj, księżniczko – powiedział donośnym głosem. – Wybacz, że przeszkodziłem wam w rozmowie, ale wolałbym cię ostrzec, byś nie mówiła o tym zdrajcy jako o królu. Nasz Pan jest jego zaciekłym wrogiem i nie byłoby to mile widziane, gdyby ktoś usłyszał jak się o nim wyrażasz.
– Dziękuję za radę, ser Henricu – powiedziała niepewnie, patrząc na towarzyszkę. Ona uśmiechnęła się lekko.
– Ser Henric służył twojemu ojcu na wielu bitwach. – powiedziała. – To wierny sługa Duncanów.
– Nie tylko sługa, ale także przyjaciel. – powiedział z uśmiechem. – Mam nadzieję, że i tobie kiedyś będę mógł służyć pomocą i radą, tak jak służyłem twojemu ojcu.
– Cieszę się, że spotykam kogoś takiego jak wy. – powiedziała życzliwie Lenora. – W końcu od zniknięcia moich rodziców minęło aż trzynaście lat...
– Niech minie i trzydzieści, a i tak będziemy służyć tobie, im i całemu waszemu rodowi – powiedział poważnie. – Aż do śmierci.
– Aż do śmierci – odpowiedział Mark.
Kiedy odszedł, Vanesa odwróciła się do Nadii.
– W jaki sposób w ogóle moi rodzice zniknęli?
Nadia westchnęła.
– Restandor nie rządzi od dziś. Swoje działania zaczął ponad piętnaście lat temu. – Dziewczyna kiwnęła głową. Usłyszała już o tym od Anniki. – Zażądał wtedy od króla Astrexa uznania go za prawowitego króla Equsses. Nikt nie wiedział skąd przyszedł, ani jakie jest pochodzenie, dlatego Astrex po prostu go wyśmiał i przepędził. Jednak po niecałym roku Restandor zjawił się ponownie, tym razem na czele armii. Tym razem nie zażądał, ale postawił Duncanów przed faktem dokonanym – zajął wszystkie południowe ziemie, wliczając w to południowo–wschodnie wybrzeża przy Morzu Piaskowym. Astrex był wściekły. Razem z synami, doradcami i szpiegami rozpoczął wojnę z Restandorem. Ale żaden z nich nie potrafił korzystać z Magii. Restandor to potrafił.
– Dlaczego nie umieli? – zapytała. – Ja przecież umiem, a Nicolas był moim ojcem.
– Ty jesteś dziewczyną. – wyjaśnił Mark. – Magia jest zarezerwowana jedynie dla kobiet. My możemy mieć moc, ale nie umiemy z niej korzystać. To dlatego w każdej armii znajdują się też Księżniczki, które mają Magię.
– Wojna rozpoczęła się na dobre. – Nadia kontynuowała. – Za każdym razem, gdy wojska korony zdobywały jakąś twierdzę, Restandor zagarniał kolejne terytoria. W końcu jedynymi ostałymi zamkami Duncanów były dwa zamki – Kryształowy Pałac i rodowy dom Duncanów, Derod. W Kryształowym Pałacu mieszkał król Astrex, jego żona, królowa Sashem, Michael z Adeline i swoimi dziećmi, a Derod zajmowali twoi rodzice. Kiedy Michael i Astrex wyruszyli do koszarów, by dopatrzeć wojsk, David skontaktował się w Restandorem. Zdradził, że jego brata nie ma w domu. Restandor przyjechał tutaj osobiście. – Nadia lekko się wzdrygnęła. – To co się tu wydarzyło to była masakra. Kiedy Pan dowiedział się, że Kryształowy Pałac został zaatakowany, natychmiast ruszył z powrotem. Na miejscu okazało się, że wyrżnięto jego dzieci, przyjaciół i żonę. Jedynie jego matka przeżyła, bo strażnicy zaprowadzili ją do krypty. Wrócili później po Adeline, ale jej i dzieciom już nic nie mogło pomóc.
Lenora zadrżała. Ta historia była... przerażająca. Jej głos zadrżał, kiedy znów się odezwała.
– A jak wyglądało podbicie Derod?
Nadia pokręciła głową.
– Nie lepiej. Zaraz po tragedii w Kryształowym Pałacu, Michael, Sashem i Astrex przenieśli się do zamku twoich rodziców. W tym czasie prowadzono odbudowę ich starego domu. Kiedy wyszła na jaw zdrada Davida... tego nie da się opisać słowami. Michael prawie rozszarpał go na strzępy i gdyby nie strażnicy jego młodszego brata z pewnością by go zabił. Duncanowie musieli zmienić strategię. Zamiast próbować odzyskać stare terytoria, starali się utrzymać te co mieli. Ta strategia działała trzy lata. W tym czasie zdążyłaś się urodzić. Kiedy nazwałam cię Czarodziejką, a świat się o tym dowiedział, Restandor podobno wpadł w szał. Początkowo chciał jak najmocniej rozciągnąć działania wojenne, ale po tej informacji gwałtownie je przyspieszył. Już po niecałym roku wszystkie pozostałe tereny zostały przez niego zajęte, a Derod stał się ostatnim punktem oporu. W końcu i go zajęli, kiedy Restandor posłał do walki Diablicę. Astrex zginął w walce, Michael zdołał się ewakuować razem z matką, a twoi rodzice zostali pojmani. Sashem później również została schwytana, a twój wuj został ułaskawiony przez Restandora i pozwolono mu objąć ten Pałac.
– A co dokładnie stało się z moimi rodzicami? I Sashem?
– Sashem została wygnana na Północ. Nie może wrócić do kraju i dostała tam jedynie niewielki dom, którego nie może opuszczać. Moje Konie nad nią czuwają, często przenoszą też wiadomości pomiędzy jej synem a nią. A twoi rodzice... No cóż, prawdopodobnie cały czas są w niewoli w Twierdzy Restandora. Nasi szpiedzy nie potrafią określić czy żyją czy nie, nic się na ich temat tam nie mówi, a każde większe zainteresowanie tą sprawą jest równie przyciągnięciem uwagi Restandora.
Dziewczyna oparła się o parapet.
– Czyli krótko mówiąc jesteśmy w czarnej dupie.
– Można by tak powiedzieć.
Chwilę milczeli. W końcu Mark również się odezwał.
– Restandor z nas mocno zadrwił. Zostawił nam skrawek ziemi i pozwolił Panowi na nim rządzić, co uzasadnił troską o starożytny ród. Pierwsze lata podobno były najgorsze. Pan nigdy nie przestał się obwiniać o to, co się stało z jego żoną i dziećmi. Najgorsze jest to, że nigdy nie znaleziono ciała Adeline. Jedynie dzieci. Evelyn przywróciła im... normalny wygląd. Są pochowane w Zamkniętym Ogrodzie.
– Gdzie to jest?
– Tutaj, w środku Pałacu. Za królewską galerią. Jak chcesz, mogę was tam zaprowadzić.
– Lepiej nie idźcie tam teraz. – Uprzedziła ich Klacz. – Aktualnie jest tam Pan. Nie przeszkadzajmy mu.
– Masz rację, pani – odpowiedział chłopak. – Jest już po południu. Zawsze o tej porze znajduje choć pięć minut na odwiedzenie grobów.
W końcu się rozdzielili, a Lenora z Nadią u boku wyszła z Pałacu. W milczeniu przeszły przez ogród, aż dotarły do stajni.
– Przemienię się już w konia. Męczy mnie przebywanie w tej ludzkiej postaci. – powiedziała, a następnie w jej miejscu pojawiła się Nadia. Machnęła głową. – Tak już lepiej. Wskakuj.
Spojrzała najpierw na jej grzbiet, a później na głowę. Dopiero po chwili zorientowała się, że Nadia proponuje jej jazdę.
– Yyy, wolałabym pojeździć w siodle... dawno nie jeździłam.
Nadia machnęła głową, a na jej grzbiecie pojawiło się piękne, czarne siodło skokowe, pod którym znajdował się ciemnoniebieski czaprak ze srebrną lamówką. Oprócz tego klacz miała na sobie czarne ogłowie i popręg tego samego koloru. Widok ziemskiego sprzętu pewnie miał uspokoić nastolatkę, ale ona wciąż czuła stres. Jej ostatnia jazda na Nadii nie skończyła się zbyt dobrze. Nie chciała jednak wychodzić na tchórza, szczególnie, że przejażdżka w jej mniemaniu równała się z lekkim spacerkiem. Gdy wyszły ze stajni, sztywno wdrapała się na siodło. Wiatr zwichrzył jej włosy. Znów się dziwnie poczuła, gdy uświadomiła sobie, że jedzie bez kasku. Nadia ruszyła w stronę bramy, a Lenora zwróciła uwagę na strażników stojących przy wyjściu.
– Wypuszczą mnie? – Rzuciła pytanie w powietrze. Było ono skierowane i do niej samej i do Nadii, choć nastolatka początkowo nie miała nikogo konkretnego na myśli.
– Oczywiście. Nie patrz się na boki, po prostu jedź przed siebie. Powiesz im tylko, że jedziesz na przejażdżkę. Bądź pewna tego, co robisz.
Rzeczywiście, gdy wypowiedziała wcześniej zaplanowane słowa, strażnicy życzyli jej tylko przyjemnej jazdy. Lenora westchnęła z ulgą. Przejechała wzdłuż drogi i zatrzymała się przed długim fragmentem łąki.
– To co robimy?
– Pokażę ci jak wygląda świat.
Nadia wyrwała się szybkim galopem do przodu, a Lenora po chwilowym braku kontroli nad klaczą szybko skróciła wodze. Pochylona nad szyją Nadii gnała przed siebie jak nigdy wcześniej, a jej włosy wpadały jej do oczu, była jednak zbyt przerażona by puścić się choć jedną ręką. Wiatr wiał jej prosto w oczy, które zaczęły łzawić. Zmrużyła powieki, wsłuchując się w świst wiatru. W tym hałasie nie słyszała nawet własnego oddechu, jednak głos Klaczy dotarł do niej bezproblemowo.
– Patrz teraz w prawo.
Klacz zwolniła i przejechała o wolniejszym galopem wzdłuż gór, które wzbijały się wysoko ponad nimi.
– Są to Południowe Szczyty. Malownicze góry z wieloma dolinami. Jakbyśmy pojechały na wschód, w pewnym momencie mogłybyśmy pojechać jeszcze bardziej na południe. Są tam bardzo klimatyczne miasta, takie jak Qusein, Rigga, Delfon. Panuje tam przyjemny, morski klimat.
Nadia zatrzymała się trochę dalej, a dziewczyna z podziwem przyglądnęła się ładnemu laskowi, który już powoli tracił liście na zimę. Trawy były bardziej żółto–brązowe niż zielone, ale był to znajomy widok, przypominający jej dom. Tam o tej porze roku drzewa również miały nagie gałęzie, trawa przestawała być taka bujna, a dni ciepłe. Gdy Nadia zwolniła, z ulgą usiadła w siodle i przeszła do stępa. Wyjęła nogi ze strzemion by rozprostować nogi. Słońce schowało się za ciemnymi chmurami i zrobiło się trochę chłodniej. Górne gałęzie zakołysały się na wietrze, który potrząsnął również jej włosami i grzywą Klaczy.
– Już niedługo będzie padać – powiedziała Nadia, schylając łeb. – Musimy już wracać do Pałacu.
– To dobrze. Tyłek mnie już boli – syknęła.
Usłyszała w swojej głowie cichy śmiech.
– Będziemy musiały trochę poćwiczyć nad twoją kondycją. Zresztą, teraz na Equsses będziesz miała dużo czasu na wszystko. Możesz doskonalić jazdę konną, możesz miło spędzać czas na dworze, studiować stare księgi i uczyć się takich rzeczy jak astronomia, matematyka, retoryka. Do wyboru do koloru. I co najważniejsze, będziesz miała czas, by odkryć swoją Magię.
– A pomiędzy tą nauką mam jeszcze unikać bycia zamordowaną przez jakiegoś króla-wariata. Zapowiada się, że te igrzyska będą ciekawe. – Rzuciła z ironią.
Śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
– W takim razie niech los ci zawsze sprzyja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro